Translate

środa, 18 września 2013

Władza potężna jak narkotyk - Sekty...3


Sister! Es ist Zeit zu kommunizieren, weil du meine Hilfe brauchst!
Władza potężna jak narkotyk

Śle­dzi­li go pry­wat­ni de­tek­ty­wi, na­cho­dzi­li ad­wo­ka­ci, w swoim domu mu­siał za­ło­żyć skom­pli­ko­wa­ny sys­tem alar­mo­wy. Ame­ry­kań­ski pi­sarz Law­ren­ce Wri­ght, zdo­byw­ca na­gro­dy Pu­lit­ze­ra, na­pi­sał książ­kę o scjen­to­lo­gach – ich wy­ra­fi­no­wa­nych spo­so­bach ma­ni­pu­lo­wa­nia ludź­mi oraz o tych, któ­rzy wie­rząc ślepo w tę re­li­gię, do­bro­wol­nie we­ge­to­wa­li przez lata w czymś w ro­dza­ju obo­zów kar­nych. Autor po­ka­zu­je, do ja­kie­go stop­nia można zmie­nić umysł i oso­bo­wość nawet mą­drych, scep­tycz­nych ludzi i kie­ro­wać ich my­śle­niem oraz za­cho­wa­niem.



Der Spiegel: Wdał się pan w kłótnię z organizacją, która lubi oskarżać – z scjentologami. Na potrzeby swojej książki rozmawiał pan z ponad 200 jej członkami oraz tymi, którzy postanowili się wycofać. Jak zareagowała organizacja?

Wiedziała oczywiście, że zbieram o niej informacje. Kiedy przeprowadzałem wywiady z osobami, które odeszły, śledzili nas prywatni detektywi, a Kościół opublikował zrobione przez nich zdjęcia. Zanim ukazał się artykuł, z którego później powstała moja książka, odbyło się spotkanie z adwokatami scjentologów – było nas w sumie czworo, a oni przynieśli cale metry akt. Razem z dokumentalistami wydawnictwa wyjaśniliśmy 971 kwestii faktograficznych, żeby się zabezpieczyć.

Ma pan w domu skomplikowany system alarmowy. Dlaczego?

Kazałem go zainstalować jako środek ostrożności. Po moich publikacjach Kościół przygotował specjalne wydawnictwo, w którym starał się zdemaskować moje rzekome kłamstwa. I ruszył z atakiem, zamawiając na przykład spoty telewizyjne w porze transmisji Super Bowl.

Niemcom pańska książka wydaje się zbyt pełna zrozumienia, nazywa pan scjentologów Kościołem, pobrzmiewa w niej nawet sympatia dla założyciela tej organizacji, L. Rona Hubbarda. Dlaczego?

To prawda, że byłem ostrożny. Głównym powodem było to, że czytelnik powinien być w stanie wyciągnąć własne wnioski. Przedstawienie mu wszystkich faktów bez komentarza jest bardziej zaskakujące – i skuteczne.

Wcześniej napisał pan książkę o rozkwicie Al-Kaidy i dostał pan za to Nagrodę Pulitzera. Jak wpadł pan na scjentologów?

Podobnie jak wielu ludzi uważałem ich organizację za dziwaczny system wierzeniowy. Ale jednocześnie  było tam wiele znanych osobistości, jak na przykład Tom Cruise czy John Travolta, którzy pomimo głośnej publicznej krytyki i uszczerbku dla własnej kariery nadal pozostawali wiernymi członkami Kościoła.

Ale już scjentologiczna “Księga Rodzaju“ jest kompletnie obłąkana. Hubbard, były autor powieści science fiction, opisuje galaktycznego władcę o imieniu Xenu, który 75 milionów lat temu żył we Wszechświecie, który przypominał nasz. Zwabił on ludzi, wsadził ich do pojazdów kosmicznych, wyglądających jak amerykański Douglas DC-8, i przetransportował na planetę-więzienie Ziemię. Tam umieścił ich w wulkanach i wysadził w powietrze za pomocą bomb wodorowych. Czegoś takiego nie można przecież traktować poważnie…

To prawda, ale później przychodzi ktoś taki jak Paul Haggis, który jest bardziej sceptyczny od nas, mądrzejszy i bardziej kreatywny, który dwukrotnie był autorem scenariuszy oscarowych filmów: “Miasto gniewu” oraz “Za wszelką cenę”. I od 35 lat w tym wszystkim uczestniczy, chociaż wielu innych uważa to za bzdurę. Dlaczego? Taki jest temat mojej książki.

Jak to się dzieje, że rozsądni z pozoru ludzie interesują się organizacją, której celem wydaje się być po prostu tłuczenie pieniędzy?

Są to ludzie poszukujący duchowych odpowiedzi, którzy nie znaleźli ich w innych religiach, ludzie z problemami osobistymi. Scjentolodzy oferują tak zwane testy osobowości oraz kursy, by pomóc w rozwiązaniu problemów, jakie wyszły na jaw w testach. Wielu uczestników owych kursów czuje się po nich subiektywnie lepiej.

Mimo to trudno jest zrozumieć, na czym polega siła przyciągania tej organizacji.

Wielu mądrych, sceptycznych ludzi zostaje je członkami, jak choćby autor scenariuszy Haggis. W swojej książce chciałem pokazać czytelnikowi, jak dalece pod wpływem sił zewnętrznych zmienić można osobowość i umysł człowieka – ponieważ można kierować jego myśleniem i zachowaniem.

Co pchnęło Haggisa w ramiona scjentologów?

Był on wówczas młodym mężczyzną pozostającym w trudnym związku. Kiedy został zagadnięty na ulicy, przyszedł do organizacji wraz ze swoją przyjaciółką i oboje wzięli udział w kursie, który miał pomóc im we wzajemnych relacjach. Haggis miał wrażenie, że to się udało. Tym, co go przyciągnęło, były naukowe rzekomo techniki rozwiązywania duchowych problemów.

Jak wyglądała ta technika?

Na początku celem jest ”oczyszczenie”. Hubbard napisał, że istnieje umysł racjonalny i umysł reaktywny. Ten pierwszy działa idealnie jak komputer, drugi zaś produkuje lęki i negatywne doświadczenia. Do określonych myśli należy powracać tak długo, aż przestaną mieć znaczenie negatywne.

Brzmi to trochę jak leczenie traum. Jak należy wyobrażać sobie taką scjentologiczną terapię?

W tak zwanym audytowaniu człowiek zostaje podłączony do E-metra – czegoś w rodzaju wykrywacza kłamstw. W rękach trzyma dwie blaszane puszki – kiedyś były to puszki po zupie, z których zdrapano etykiety – w ten sposób bada się podobno opór skóry. Podczas sesji można powiedzieć na przykład: ”Czuję się źle, bo strasznie zbeształa mnie dziś moja matka”. Audytor każe wówczas opowiedzieć tę historię jeszcze raz i jeszcze, aż E-metr przestanie reagować. Wówczas poleca zastanowić się, czy podobne przeżycia zdarzały się już wcześniej. Dana osoba może przypomnieć sobie na przykład, że nauczycielka uderzyła go niegdyś linijką, i sytuacja powtarza się, dopóki nie będzie już żadnych wspomnień. Audytor dalej drąży, E-metr być może znów zamigocze, audytor pyta i pyta, aż nagle osoba poddana owej terapii widzi siebie w pojeździe kosmicznym, w czasach wczesnej cywilizacji, w trakcie walki z innymi kosmicznymi pojazdami. Tak oto fabrykuje się rzekome wspomnienia, wskazówka porusza się i mówi, że są to prawdziwe wspomnienia z poprzedniego życia.

Czy łatwo jest wywołać coś takiego?

Zaskakująco łatwo. Jak opowiadali mi scjentolodzy, historia ze statkami kosmicznymi niektórym ludziom zdarza się już podczas pierwszej sesji. Nagle zaczynasz wierzyć, że już kiedyś żyłeś i oni tutaj pomogli ci przywołać to wspomnienie. Często ludzie mają przy tym wrażenie, że opuszczają swoje ciało, a ich dusza rozgląda się po pokoju lub udaje się na spacer na inną planetę. To jest jak narkotyczny rausz, rzecz tak potężna, że wszelkie głosy krytyczne spływają po scjentologach jak woda.

Taki hokus-pokus wystarczy, by człowiek zapomniał o wszelkiej ostrożności? Brzmi to dość obłąkanie.

Nawet Hubbard uważał to za wariactwo. Zanim coraz więcej osób nie zaczęło mu opowiadać o swoich przeżyciach z czasów spermy, aż w końcu on sam podobno ich doznał.

Jak to możliwe?

Zadziwiająco łatwo jest zaszczepić ludziom fałszywe wspomnienia, a ci uważają je potem za rzecz, która się im zdarzyła naprawdę.

Ilu członków liczy organizacja scjentologów?

Sam Kościół utrzymuje, że jest ich osiem, dziesięć milionów, ale to kłamstwo, Międzynarodowe Stowarzyszenie Scjentologów (założone w 1984 r. do ochrony organizacji i jej członków – przyp. Onet) ma jedynie 50 tysięcy członków. Prawdziwa liczba leży prawdopodobnie gdzieś pomiędzy.

Co szczególnie boleśnie dotknęło pana podczas zbierania informacji do książki?

Wykorzystywanie dzieci. W wieku ośmiu, dziewięciu lat przechodziły one do tak zwanej organizacji morskiej, jak Hubbard nazwał kler, ponieważ członkowie Kościoła płynęli statkiem. Podpisują umowę na miliard lat, ponieważ w perspektywie nieskończoności nie jest to wcale zbyt wiele. Rezygnują z kształcenia się, są biedni, potem zaś nie mają już żadnej możliwości, by przetrwać w normalnym świecie.

Scjentolodzy twierdzą, że przestrzegają prawa pracy, członkowie organizacji morskiej muszą mieć 16-18 lat i przechodzą przepisową naukę szkolną.

Był tam młody człowiek imieniem Daniel Montalvo, który w wieku sześciu lat wstąpił do organizacji morskiej. Musiał usuwać azbest z hotelu, którzy kupili scjentolodzy – nie miał nawet żadnej odzieży ochronnej. Później był czymś w rodzaju służącego prominentów, a także stróżem stojącym przed budynkiem, gdy ci brali udział w audytowaniu. Zastanawiam się, czy kogoś w ogóle zdziwiło, że dziecko to nie chodzi do szkoły.

Jest miejsce, które w języku wewnętrznym nazywa się ”lochem” i którego istnieniu scjentolodzy zaprzeczają. Co to takiego?

Mają oni tak zwane ośrodki rehabilitacji, w rzeczywistości są to obozy karne. Przypominają te w komunistycznych Chinach. Cały dzień spędza się tam na wyznawaniu swoich win, czytaniu książek Hubbarda oraz na ciężkiej pracy. W 2003 roku szef Kościoła, David Miscavige otworzył ośrodek dla więźniów w południowej Kalifornii. Stoją tam przyczepy kampingowe podwójnej szerokości.

Ludzi więzi się tam w przyczepach?

Tak, i to w pozbawionych jakichkolwiek mebli, gdzie wszędzie jest pełno mrówek, śpi się na podłodze i je odpadki z wiadra. Przyczepę więźniowie opuszczają tylko raz w ciągu dnia, polewa ich się wodą ze szlaucha, po czym muszą wracać, by złożyć kolejną samokrytykę. Są przy tym często bici.

Organizacja scjentologów wszystkiemu temu zaprzecza. Przedstawianie obrazów pełnych przemocy to według nich kłamstwa zgorzkniałych byłych członków. Kto bije więźniów?

Ludzi podjudza się, by wzajemnie wymierzali sobie razy. Jeden z czołowych  członków Kościoła musiał czyścić podłogę w toalecie własnym językiem.

Jak długo ludzie, którzy popadli w niełaskę, musieli pozostać w owych obozach karnych?

Nawet prezydent Kościoła, Heber Jentzsch od siedmiu lat żyje w ”lochu”, choć scjentolodzy utrzymują, że jedynie rzadziej pojawia się on teraz publicznie. Jest taka wiele mówiąca historia. Pewnego dnia główny szef scjentologów David Miscavige przyszedł do więźniów i powiedział im: ”Odegramy teraz podróż do Jerozolimy. Jedynie ten, kto ostatni złapie krzesło, będzie miał prawo zostać”. Wszyscy pozostali zostali wyrzuceni z ”lochu”.

I co się stało potem?

Ci ludzie żyli w uwięzieniu od lat, Miscavige zaoferował im przepustkę na wolność. I co oni zrobili? Walczyli jeden z drugim, by móc zostać, prawie pobili się o ostatnie krzesło.

Czy tutaj nie powinno wkroczyć państwo?

Podczas zbierania informacji dowiedziałem się o śledztwie, jakie prowadziła FBI. Agenci  zastanawiali się, czy nie uwolnić więźniów, ale pierwsza poprawka do amerykańskiej konstytucji gwarantuje wolność wyznania. Do obławy więc nie doszło.

Mimo wszystko nie potępia pan założyciela organizacji, L. Rona Hubbarda.

To jeden z najbardziej ciekawych ludzi, o jakich kiedykolwiek pisałem, fascynujący, pełen sprzeczności. Jest wymieniony w Księdze Rekordów Guinnessa, bo napisał ponad tysiąc książek. Założył Kościół, który istnieje już od pół wieku. Gdyby był jedynie oszustem, któregoś dnia zabrałby po prostu pieniądze i uciekł. Większość swojego życia spędził z E-metrem, próbując zrozumieć, co dzieje się w jego wnętrzu.

Czy to prawda, że scjentolodzy zmuszali ciężarne kobiety z organizacji morskiej do dokonania aborcji?

Tak, kiedy zaszły w ciążę, musiały usunąć płód albo odejść z organizacji morskiej, choć scjentolodzy temu zaprzeczają. Kościół chciał formować młodych ludzi, ale nie zamierzał się o nich troszczyć.

Może dlatego, że struktury rodzinne szkodzą totalitarnym ustrojom?

Tak, lojalność jest wówczas podzielona. Scjentologia, gdy coś takiego zaczyna jej zagrażać, wzywa ludzi, żeby się rozwodzili.

W latach siedemdziesiątych organizacja ta chciała przeniknąć do amerykańskich władz. Czy takie plany to już wyłącznie historia?

Scjentolodzy chcieli i nadal chcą mieć wpływ na posłów. Mają adwokatów, którzy dla nich pracują. Ale w tej chwili za najważniejszych lobbystów uważają prominentów, ci mogą bowiem pomóc im zyskiwać wpływ na kształtowanie prawa.

W jaki sposób pomagają oni scjentologom?

Bez nich Kościół nie mógłby w ogóle istnieć. Ma on swoje centra prominenckie, do których mogą przyjść nawet zwykli członkowie organizacji. Scjentolodzy sugerują, że jest się tutaj w otoczeniu sławnych aktorów i muzyków i można stać się jednym z nich. W rzeczywistości osoby te są izolowane.

Jak blisko organizacji znajduje się Tom Cruise?

Byli menedżerowie Kościoła opowiadali mi, że jest on najważniejszym scjentologiem zaraz po Hubbardzie. Przywódca Miscavige był świadkiem na dwóch ostatnich ślubach aktora.

Czy wśród prominentnych scjentologów są również przedstawiciele młodego pokolenia? Co akurat młodych aktorów popycha do tej organizacji?

Każde z nich wcześnie kończy naukę i stara się zostać gwiazdą. Są młodzi, nie mają dobrego wykształcenia i wobec swoich rówieśników, inżynierów i lekarzy, czują się gorsi pod względem intelektualnym. W tę właśnie lukę wpasowuje się scjentologia.

Szukają więc po prostu uporządkowania i właściwego kierunku?

W przeciwieństwie do silnych przekonań politycznych silne przekonania religijne często mają ogromny wpływ na życie danego człowieka. Religia potrafi zmienić ludzką osobowość. Fizyk i laureat Nagrody Nobla Steve Weinberg napisał, że gdy dobrzy ludzie czynią dobro, a źli zło, nie stanowi to żadnego misterium. Ale gdy dobrzy ludzie czynią zło, najczęściej ma to związek z wiarą.

Czy organizacja interesuje się wyłącznie zamożnymi ludźmi sukcesu, czy również tymi, którzy znaleźli się na krawędzi społeczeństwa?

Nie, tu  trzeba wydawać setki tysięcy dolarów na kursy i książki, niektórzy ofiarowują nawet miliony. Ten, kto nie jest w stanie, nie posuwa się naprzód.

Mimo wszystko nazywa pan scjentologów Kościołem. Co pańskim zdaniem przemawia za tym, by nadawać mu taką nazwę?

Postanowiły tak władze podatkowe, decyzja zapadła w 1993 roku. Scjentolodzy otrzymali wówczas ochronę prawną, jaką zapewnia pierwsza poprawka do konstytucji.

Pisze pan, że scjentolodzy posiadają płynne środki finansowe w wysokości miliarda dolarów.

Niektórzy mówią nawet, że o wiele więcej. Kościół katolicki miałby trudności z wyłożeniem, ot tak, miliarda dolarów, scjentolodzy mają tyle na swoich kontach w rajach podatkowych. Organizacja kupuje nieruchomości w najlepszych miejscach w Europie i Ameryce.
Hubbard, zanim zmarł, postanowił, że jego Kościół nie będzie płacił podatków. Do 1993 roku nagromadził więc on długi w wysokości miliarda dolarów. Tyle pieniędzy wtedy jeszcze nie miał.

Co więc zrobił?

Jego przywódca  David Miscavige zdecydował się wytoczyć przeciwko władzom i poszczególnym urzędom finansowym 2500 procesów sadowych, a do obserwowania ich przebiegu wynajął prywatnych detektywów. Sparaliżował w ten sposób cały system podatkowy i chwalił się potem tym, że adwokaci urzędów nie mogli pojechać na własną konferencję, tak bardzo bowiem zajęci byli scjentologami. Ci zdołali nawet przemycić do urzędów swoich członków, którzy wykradali informacje.

Jak skończyła się owa wojna?

Miscavige w 1993 roku był wraz ze swoimi adwokatami w Waszyngtonie. Postanowił, że wybierze się  na zebranie odbywające się w ramach dochodzenia  podatkowego i zabierze głos. Władze w końcu skapitulowały i umorzyły zalegle podatki aż do kwoty 12 milionów dolarów i pozwoliły scjentologom samodzielnie zdecydować, które części ich organizacji mają być zwolnione od podatku.

W Bawarii każdy, kto chce pracować dla państwa albo państwowej firmy, musi zakreślić w kwestionariuszu, czy działa na rzecz organizacji scjentologów.

Naprawdę? Jakie zagrożenie stanowi ona dla Niemiec?

Twierdzi, że zamierza zająć czołowe  pozycje w społeczeństwie. Ale według raportów Urzędu Ochrony Konstytucji organizacja ta odrzuca demokratyczny system prawny.
Wiele piszę o przestępstwach i nadużyciach w tym Kościele, lecz nigdy nie postrzegałbym go jako antydemokratycznego. Niebezpieczeństwo, jakie stanowią scjentolodzy, jest natury indywidualnej, nie społecznej. Choć oni sami temu zaprzeczają, ich Kościół niszczy rodziny i jednostki. Ale w Ameryce państwo w takich  przypadkach nie ingeruje.

Autor:
Cordula Meyer

Źródło: Der Spiegel



Entfernen Sie die finally-Block für Freunde

KOMENTARZE:

Światynia O.Rydzyka w budowie
~Mishka do ~JA: Znacznie trudniej jest dobrze żyć, nie szkodzić drugiemu, zachowywać się przyzwoicie, nie zabijać, nie znęcać się nad słabszymi, nie być zachłannym, pysznym, leniwym, próżnym niż po prostu iść do kościoła po rozgrzeszenie. idziesz, Ksiądz każe wyklepać kilka zdrowasiek i sprawa ałatwiona. Można iść i dalej robić swoje. I tak w kółko. Znacznie trudniej pracować nad sobą, uczyć się, wyciągać wnioski, zadawać pytania i szukać odpowiedzi, naprawiać wyrządzone przez siebie innym krzywdy. Łatwiej jest o "rozgrzeszenie", ksiądz przebaczy grzechy i sprawa załatwiona. Dlatego ludzie należą do różnych religii. Miedzy innymi, dlatego. Z powodu łatwizny. Ludzie lubią proste rozwiązania. 

~Mishka : Mądry i sceptyczny człowiek stoi twardo dwiema nogami na ziemi. Nie jest podatny na żadne manipulacje. Tylko ludzie słabi, nie pewni swojej wartości i swojej roli w życiu potrzebują religii, tylko ludzie labilni emocjonalnie o mentalności niewolnika mogą wierzyć w religijne wierutne bzdury. Każda religia to duchowa odmiana AIDS. Czyni z człowieka bezwolne i bezmyślne ciele, odmóżdza, znosi odpowiedzialność moralną za wyrządzone innym niegodziwości, usprawiedliwia rzezie religijne, wojny i zabijanie w imię jakiegoś wyimaginowanego boga. Trzeba być kompletnym durniem żeby wierzyć w religijne banialuki. Być może jest jakaś superinteligencja, która stworzyła wszystko, co nas otacza, ale z pewnością nie ma ona nic wspólnego z żadną religią i człowiek ze swoim mózgiem wykorzystującym zaledwie 5-7% swoich możliwości - nie jest w stanie pojąć istoty owej inteligencji. 

~Jakub : Skończą się wszelkie religie. Zostało wyjaśniono, kim faktycznie był Jezus.... To jest porażające. Napiszcie w wyszukiwarce: opracowanie Leszka Nowaka. Wtedy się wszystkiego dowiecie.

~Obcy astronom : To wszystko świadczy o tym jak zidiocieli ludzie jak społeczeństwo w USA jest niewykształcone i prymitywne jak osoby niejednokrotnie wykształcone nie mają własnego rozumu zdolności pojmowania świata i charyzmy a także brak logicznego i abstrakcyjnego myślenia w całym świecie jest bezwzględna walka podporządkowania sobie człowieka przez człowieka, a to poprzez doktrynę obojętne jaka polityczną religijną kreowanie i narzucanie wizerunku świata sterowanie mediami i informacją jej zniekształcenia po tylko aby zapanować nad innymi ludźmi wtedy ma się władzę… 

~JA do ~Mishka: Racja! Niestety większość ludzi na świecie jest słaba i to mnie czasem przeraża! Smutno patrzeć, gdy ludzie wykształceni chodzą do kościoła, wkładają rękę do wody święconej i robią znak krzyża. Klepią pacierz i idą do domu. Wyłączają myślenie zupełnie i poddają się gusłom, z których tak się świat naśmiewa, myśląc o poganach lub innych dawnych cywilizacjach..... 

~katol do ~Mishka: Oczywiście, że można. Jednak, jaką korzyść daje ci "wypisanie się"? Z państwa polskiego też możesz się wypisać, emigrując. Prawdę mówiąc będę miał duże problemy w czasie następnych wyborów - jak na razie wszyscy kandydujący politycy są równie zakłamani jak najgorsi przedstawiciele kleru. Zakładam (może błędnie), ze mimo wszystko żyjesz w Polsce. Przecież jest tyle innych "lepszych" miejsc.
Zauważ, że będąc "na zewnątrz" odbierasz sobie prawo oddziaływania na daną organizację. Oczywiście możesz sobie "pogadać", wskazywać błędy a nawet oczerniać, jednak równie dobrze możesz rozpisywać się o afgańskich mudżahedinach. Będąc "wewnątrz" twoja krytyka jest o wiele bardziej wiarygodna. Zauważ Franciszka i jego telefon do włoskiego studenta. Czyli z przywódcami wcale nie jest tak źle.
Widziałeś film "Drogówka"? Uważasz, że WSZYSCY policjanci są tacy? Jeśli tak, to masz ciasny światopogląd. 

~Mishka do ~Justus: Uzdrowienia mają źródło w umyśle. Wystarczy wierzyć i myśleć tak jak by człowiek już był zdrowy. Nie uzdrawia msza a jedynie siła sugestii ze msza, znachor czy terapeuta pomógł. Jest to proces od dawna znany w psychiatrii i psychologii. Wszystko ma początek w umyśle. Niewielu ludzi potrafi tak się uzdrowić bez pomocy "gadżetów”, czyli pielgrzymki, święconej wody itd. Niestety człowiek wykorzystuje niecałe 10% swojego mózgu. Prawdopodobnie gdyby wykorzystywał więcej panowałby nad wszelką materią w tym nad własnym ciałem i żadne terapie nie były by potrzebne. 

~Mishka do ~onet: To samo można osiągnąć w wolontariacie, w organizacjach pozarządowych. Integracje wewnętrzną można osiągnąć dzięki medytacji chociażby. Jest wielu filantropów, którzy nie wyznają żadnej religii a budują szpitale, kopią studnie w Afryce itd. Do bycia dobrym przyzwoitym człowiekiem wrażliwym na nieszczęście drugiej istoty religia w niczym nie jest potrzebna. Wystarczy umieć rozróżniać dobro od zła, czego wielu "religijnych i pobożnych" ludzi nie potrafi a czasem wręcz nie chce. 

~Obceinstalacje : Od urodzenia masz metodycznie prany mózg. Utożsamiasz się z ideologizmami - katolicyzmem, ateizmem, patriotyzmem, socjalizmem, liberalizmem, innym... izmem i masz problem - obca instalacja działa, jesteś jak robot, kukła, zawsze reaktywny, nigdy kreatywny i nie trzeba wszczepiać Ci chipa jak straszą ci od NWO bo już jesteś totalnie sterowany i manipulowany. Manipuluje Tobą Kościół, partie, nawet internetowy haker czy inny "oburzony" jest w stanie wyprowadzić Ciebie na ulicę. Miej wgląd w rzeczywistość, a nie cudzy osąd biorący się z zapożyczonej wiedzy, wycisz umysł, bądź świadkiem, a staniesz się wolny... 

~Justus do ~wafel55: Nie wierzę w żadnego Boga, ale mam bardzo mocno wierzącą mamę, której po każdej "uzdrawiającej" mszy (organizują ją, co jakiś czas księża zajmujący się uzdrawianiem czy coś tam, w sumie to nigdy nie byłem) znikają guzki nadnercza. Lekarze nie potrafią tego wytłumaczyć. Skreślili mamę, gdy po trzeciej operacji usunięcia guzów uznali, że jest zbyt słaba na kolejne zabiegi. Po kolejnym nawrocie choroby i bardzo złych wynikach tomografii ciotka zaciągnęła mamę na "uzdrawiającą mszę". Byłem zły, bo to nawet śmiesznie brzmi, uzdrawiająca msza. Tymczasem następna tomografia pokazała, że guzki wyschły i znikają. I tak się zaczęło. Co pół roku, czasem częściej mama jeździ do uzdrawiającego księdza po różnych miastach, gdzie akurat odprawia mszę, guzki znikają i tak w kółko już siedem lat? Siłą rzeczy zacząłem interesować się tzw. uzdrowieniami. Występują one we wszystkich religiach. Wiele jest w pełni udokumentowanymi przypadkami niewytłumaczalnymi z punktu widzenia medycyny. Róże, religie, różni bogowie, wspólnym mianownikiem jest wiara. Silna wiara. I tak sobie myślę, że to wiara czyni cuda a nie bogowie, że nie znamy do końca możliwości własnego umysłu. Może czas byłoby, więc oddzielić religię od wiary. Wielu ludzi wyznaje religię, ale wcale nie jest wierząca. Oczywiście to tylko moja naiwna interpretacja, może jest zupełnie inaczej. 

~jaj23 : Jakiś miesiąc temu oglądałem jakiś dokument poświęcony tej sekcie. Nieźle tam mieszają w głowach, robią taką sieczkę, papkę, że coś masakrycznego i za to wyciągają kolosalną kasę od każdego członka. Tam było coś takiego powiedziane żeby członkowie nie wchodzili na strony poświęcone temu "kościołowi", żeby nie czytali artykułów itp. na ten temat, bo to wszystko, całą tę krytykę, piszą bardzo źli ludzie, kierowani nawet przez szatana, a to wszystko, aby zniszczyć więzi i cały ten "kościół", no i oczywiście to wszystko jest nieprawdą. Wypowiadali się ludzie, którzy przejrzeli na oczy i odeszli z sekty. Byli ciągle śledzeni, obserwowani, ciągle za nimi podróżowali detektywi nie dając normalnie żyć. Oczywiście, jeśli taki ktoś wchodził do sekty tworzona była jego teczka i znajdowało się w niej dosłownie wszystko, a wiadomo wchodząc taki ktoś do sekty wciągał w to przynajmniej najbliższą rodzinę, tj. żonę, męża, dzieci, czasem nawet dalszych krewnych. Jeśli taki ktoś odszedł z sekty to jego najbliższym tłumaczono to w taki sposób, że ten ktoś jest największym wrogiem ich "kościoła", że nie mogą się z nim spotykać, (czego nawet nie chcieli, bo mieli zrobione takie pranie mózgów i święcie wierzyli w to, co mówi guru), bo niby miał i im zagrażać. A właśnie mowa była też o jakiś poziomach (już nie chcę przekręcać tej nazwy niech będą "poziomy wtajemniczenia", ale jeśli kogoś to interesuje to niech sobie sprawdzi gdzieś) i oczywiście za każdy poziom trzeba było wypełniać jakieś tam punkty, ale i grubo płacić i nie wielu ludzi osiągnęło tam jakiś wysoki, a nawet średni poziom). Ogólnie ciekawy dokument. 

~slawni.wegetarianie : Kościół = największa sekta która opanowała 90% polaków ingeruje w struktury władzy, armii, policji, szkolnictwa, rozwody i małżeństwa, medycyny (problematyka aborcji) „pomoc społeczna” (indoktrynacja ludzi słabych, chorych i biednych, w trudnej sytuacji życiowej za pieniądze wyłudzane od państwa, współpraca z SB, UB poprzez „spowiedź”) ma własne radia, TV i oddział w każdym mieście/wsi, zaprzeczając nauce (np. teorii ewolucji) i szerząc herezje sprzeczne z biblią jak np. jedzenie mięsa, cześć bożkom, posągom i obrazkom, celibat. 

Ateizm = inteligencja! Dzieci wierzą w zabobon, ale mądrzeją odrzucają religię np. zaledwie 3,3% naukowców wierzy w Boga (dotyczy Royal Society (brytyjskiej akademii nauk) W skali całej Wielkiej Brytanii odsetek ten jest znacznie wyższy i wynosi 68,5%. Korelacja jest oczywista. Im jesteś inteligentniejszy, tym mniej religijny – ogłosił Lynn. O badaniach naukowca czytamy w "Rzeczpospolitej".

Religia powinna być dozwolona dopiero pełnoletnim od 18 lat jak używki alkohol, papierosy, jazda samochodem.

Wolę ekologię wiedzę o świecie religie obiecując raj w niebie tworzą piekło na ziemi więcej osób widziało UFO niż boga a "wierzą" stawia mu kościoły poświęcają życie pieniądze itp. zabija "w jego imieniu" tych, co nie wierzą z nimi w ich szaleństwo.

Boga wymyślono na ludzkie podobieństwo jak w greckiej mitologii, nie trzeba składać ofiar by rano wzeszło słońce, ziemia nie jest płaska itp. wojny religijne = trzeba jej zakazać = to zbrodnia przeciw ludzkości chcą by ludzie oddali im swój czas i majątek, zdali się na ich decyzje zamiast myśleć wierzą fanatyzmem zastępując wiedze?!

~Winicjusz do ~katol: Odwracasz uwagę od pedofilów w sukienkach. Może powiesz, co porabiają ci niżej wymienieni?

* ks. Krzysztofa Sz. Byłego wikariusza parafii Świętej Marii Magdaleny w Cz. (diecezja pelplińska), którego uratowało przed więzieniem niespełna półtora miesiąca. Zaledwie tyle czasu upłynęło od 15 urodzin uwiedzionej przez niego uczennicy

* ks. Marka B., niegdysiejszego wikariusza parafii Miłosierdzia Bożego w G. (diecezja zielonogórsko-gorzowska), który upił i wykorzystał seksualnie ministranta, za co zainkasował 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata

* ks. dr. Dariusza K. z diecezji płockiej, byłego dyrektora diecezjalnego Papieskich Dzieł Misyjnych i sekretarza krajowego Papieskiej Unii Misyjnej, specjalizującego się też w molestowaniu seksualnym dorosłych już kleryków seminarium duchownego

* ks. Wojciecha P. ze zgromadzenia zakonnego księży palotynów. "Szukam młodego chłopaka do wspólnej zabawy. Szukam kogoś, kto lubi dominować, a nawet ostrzejsze klimaty. Uwielbiam obciągać i lizać wszędzie, od stóp w górę. Nie chcę analu" - kusił uduchowiony wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego, próbując uwieść niespełna 16-letniego dzieciaka

* ks. Piotr T. z D. (woj. pomorskie, diecezja pelplińska). Został prawomocnie skazany na 4 lata wiezienia za molestowanie seksualne 15-letniego ministranta oraz jego dwóch kolegów, namawianie nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków. Z chłopięcego haremu księdza korzystali również kościelny Waldemar G. oraz szef ministrantów Tomasz J. Najmłodsza z ich ofiar miała 11 lat. W toku śledztwa wyszło na jaw, że przed awansem na proboszcza ksiądz T. był wikariuszem parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w St.G., gdzie też patronował siatce pedofilskiej wykorzystującej seksualnie ministrantów.
Sąd Okręgowy w Słupsku skazał dewianta w drugim procesie na 3,5 roku więzienia za wielokrotne nakłanianie ministranta do popełnienia samobójstwa - aby nie wyszło, że podawał mu narkotyki oraz systematycznie wykorzystywał seksualnie.

* ks. Mirosław W. z archidiecezji lubelskiej, będąc wikariuszem parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w T., m.in. "wkładał nogę dziecka pod sutannę i onanizował się jego stopą" - czytamy w akcie oskarżenia. Ta dziewczynka miała zaledwie 10 lat. Przez wiele miesięcy nie można było wielebnemu przedstawić zarzutów, ponieważ arcybiskup Józef Życiński wysłał go na "urlop zdrowotny". Gdy zupa się wylała, hierarcha wysłał list do matki dziewczynki z przeprosinami, za "nieodpowiedzialne zachowania" księdza Mirosława, które "stały się przyczyną cierpienia dziecka". I choć wikariusz - chcąc umknąć kompromitującego procesu - dobrowolnie poddał się karze (5 lat wiezienia

* ks. Andrzej S. jako wikariusz parafii Św. Wojciecha Biskupa Męczennika w Sz. (diecezja tarnowska) - i nauczyciel religii w miejscowym gimnazjum, "działając czynem ciągłym, doprowadzał przemocą małoletnią (...) poniżej 15 lat do obcowania płciowego oraz do wykonania innych czynności seksualnych, w tym seksu oralnego..." - Orzekł sąd w Nowym Targu, wymierzając pedofilowi karę 3,5 roku więzienia. Dziewczynka miała 13 lat, gdy po lekcjach, religii ksiądz zaczął jej udzielać korepetycji z seksu.
Matka dziecka zaalarmowała kurię biskupią, skąd odesłano ja do diabła. Strony złożyły odwołanie od wyroku.
Wyrok zapadł. Pięć lat spędzi w więzieniu ksiądz pedofil, który przez dwa lata wykorzystywał seksualnie z trzynastolatką ze Sz.
Ksiądz Andrzej S. pracował w Sz. jako katecheta. W 2001 roku poznał swoją ofiarę, trzynastoletnią uczennicę. Kolejne dwa lata trwał związek pedofila z dziewczynką. Rodzice nastolatki dowiedzieli się o sprawie z dużym opóźnieniem, w dodatku jeszcze rok zwlekali z powiadomieniem o sprawie organów ścigania. Zdecydowali się na ten krok dopiero, gdy córka zaczęła mówić o samobójstwie.

W 2006 roku sprawą zajęła się prokuratura. Usakralniony pedofil zwany księdzem S. już wtedy nie pracował w Sz. Został przeniesiony do pracy w innej parafii. Kurii nie udało się ukręcić łba sprawie. Niezłomna prokuratura zakończyła śledztwo postawieniem duchownemu zarzutów: gwałcenia małoletniej oraz wielokrotnego molestowania seksualnego.
Świętobliwy, co nieco sąd pierwszej instancji uznał winę księdza i wymierzył mu karę jedynie 3,5 roku więzienia. "Wielebny knur" odwołał się od wyroku - prokurator również. Zapadło kolejne, prawomocne orzeczenie. Sąd Okręgowy zaostrzył karę bezwzględnego więzienia do 5 lat.

* O wiele więcej szczęścia miał ks. Zbigniew P. proboszcz parafii "św. Bartłomieja w J. (diecezja opolska) skazany na rok więzienia w zawieszeniu (!) na trzy lata za to, że sprowadzał sobie na plebanię 11-13-letnich chłopców z Domu Dziecka w Ch. oraz "całował ich w usta, obmacywał po udach, pośladkach i narządach płciowych, a jednego z nich onanizował"

* ks. proboszcz Marek K. z P. (archidiecezja wrocławska) usiłował doprowadzić 14-letniego ministranta do "poddania się innej czynności seksualnej" - jak to określiła prokuratura, a co faktycznie polegało na onanizowaniu chłopca. W komputerze plebana policja znalazła ponad 240 filmów świadczących i zdjęć pornograficznych świadczących o jego upodobaniach do seksu męsko-chłopięcego. Dostał za całokształt 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat

* kanonik ks. mgr lic. Krzysztof Cz., sędzia Lubelskiego Sądu Metropolitalnego i - z rekomendacji abpa Życińskiego - członek Komisji Bioetycznej przy Okręgowej Radzie Lekarskiej, namierzony przez specjalną jednostkę niemieckiej policji, zajmującą się rozpracowywaniem stałych bywalców pedofilskiego portalu internetowego.

* ks. Jarosław N. (diecezja płocka), znany niegdyś organizator wakacyjnego wypoczynku dla najuboższych dzieci, ujęty przez policję na plebani parafii św. Maksymiliana Kolbego w P.

* ks. Robert Sz. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska), do czasu aresztowania kapelan szpitala w K., zajmujący się w wolnych chwilach rozsyłaniem przez internet pornografii z udziałem najmłodszych.

* ks. Eligiusz D., alias "Pingwin", który będąc jeszcze wikariuszem parafii Świętego Mikołaja Biskupa w Ł. (woj. świętokrzyskie, diecezja sandomierska) i nauczycielem religii w tamtejszym Publicznym Zespole Szkół, kolekcjonował pornografię dziecięcą. 



1 komentarz: