Sister!
Es ist Zeit zu kommunizieren, weil du meine Hilfe brauchst!
Władza potężna jak
narkotyk
Śledzili go prywatni
detektywi, nachodzili adwokaci, w swoim domu musiał założyć skomplikowany
system alarmowy. Amerykański pisarz Lawrence Wright, zdobywca nagrody
Pulitzera, napisał książkę o scjentologach – ich wyrafinowanych
sposobach manipulowania ludźmi oraz o tych, którzy wierząc ślepo w tę
religię, dobrowolnie wegetowali przez lata w czymś w rodzaju obozów
karnych. Autor pokazuje, do jakiego stopnia można zmienić umysł i
osobowość nawet mądrych, sceptycznych ludzi i kierować ich myśleniem
oraz zachowaniem.
Der Spiegel: Wdał się pan w kłótnię z organizacją, która lubi oskarżać – z
scjentologami. Na potrzeby swojej książki rozmawiał pan z ponad 200 jej
członkami oraz tymi, którzy postanowili się wycofać. Jak zareagowała
organizacja?
Wiedziała oczywiście, że
zbieram o niej informacje. Kiedy przeprowadzałem wywiady z osobami, które
odeszły, śledzili nas prywatni detektywi, a Kościół opublikował zrobione przez
nich zdjęcia. Zanim ukazał się artykuł, z którego później powstała moja
książka, odbyło się spotkanie z adwokatami scjentologów – było nas w sumie
czworo, a oni przynieśli cale metry akt. Razem z dokumentalistami wydawnictwa
wyjaśniliśmy 971 kwestii faktograficznych, żeby się zabezpieczyć.
Ma pan w domu skomplikowany system alarmowy.
Dlaczego?
Kazałem go zainstalować
jako środek ostrożności. Po moich publikacjach Kościół przygotował specjalne
wydawnictwo, w którym starał się zdemaskować moje rzekome kłamstwa. I ruszył z
atakiem, zamawiając na przykład spoty telewizyjne w porze transmisji Super
Bowl.
Niemcom pańska książka wydaje się zbyt pełna
zrozumienia, nazywa pan scjentologów Kościołem, pobrzmiewa w niej nawet
sympatia dla założyciela tej organizacji, L. Rona Hubbarda. Dlaczego?
To prawda, że byłem
ostrożny. Głównym powodem było to, że czytelnik powinien być w stanie wyciągnąć
własne wnioski. Przedstawienie mu wszystkich faktów bez komentarza jest
bardziej zaskakujące – i skuteczne.
Wcześniej napisał pan książkę o rozkwicie Al-Kaidy
i dostał pan za to Nagrodę Pulitzera. Jak wpadł pan na scjentologów?
Podobnie jak wielu ludzi
uważałem ich organizację za dziwaczny system wierzeniowy. Ale jednocześnie
było tam wiele znanych osobistości, jak na przykład Tom Cruise czy John
Travolta, którzy pomimo głośnej publicznej krytyki i uszczerbku dla własnej
kariery nadal pozostawali wiernymi członkami Kościoła.
Ale już scjentologiczna “Księga Rodzaju“ jest
kompletnie obłąkana. Hubbard, były autor powieści science fiction, opisuje
galaktycznego władcę o imieniu Xenu, który 75 milionów lat temu żył we
Wszechświecie, który przypominał nasz. Zwabił on ludzi, wsadził ich do pojazdów
kosmicznych, wyglądających jak amerykański Douglas DC-8, i przetransportował na
planetę-więzienie Ziemię. Tam umieścił ich w wulkanach i wysadził w powietrze
za pomocą bomb wodorowych. Czegoś takiego nie można przecież traktować
poważnie…
To prawda, ale później
przychodzi ktoś taki jak Paul Haggis, który jest bardziej sceptyczny od nas,
mądrzejszy i bardziej kreatywny, który dwukrotnie był autorem scenariuszy
oscarowych filmów: “Miasto gniewu” oraz “Za wszelką cenę”. I od 35 lat w tym
wszystkim uczestniczy, chociaż wielu innych uważa to za bzdurę. Dlaczego? Taki
jest temat mojej książki.
Jak to się dzieje, że rozsądni z pozoru ludzie
interesują się organizacją, której celem wydaje się być po prostu tłuczenie
pieniędzy?
Są to ludzie poszukujący
duchowych odpowiedzi, którzy nie znaleźli ich w innych religiach, ludzie z
problemami osobistymi. Scjentolodzy oferują tak zwane testy osobowości
oraz kursy, by pomóc w rozwiązaniu problemów, jakie wyszły na jaw w
testach. Wielu uczestników owych kursów czuje się po nich subiektywnie lepiej.
Mimo to trudno jest zrozumieć, na czym polega siła
przyciągania tej organizacji.
Wielu mądrych,
sceptycznych ludzi zostaje je członkami, jak choćby autor scenariuszy Haggis. W
swojej książce chciałem pokazać czytelnikowi, jak dalece pod wpływem sił
zewnętrznych zmienić można osobowość i umysł człowieka – ponieważ można
kierować jego myśleniem i zachowaniem.
Co pchnęło Haggisa w ramiona scjentologów?
Był on wówczas młodym
mężczyzną pozostającym w trudnym związku. Kiedy został zagadnięty na ulicy,
przyszedł do organizacji wraz ze swoją przyjaciółką i oboje wzięli udział w
kursie, który miał pomóc im we wzajemnych relacjach. Haggis miał wrażenie, że
to się udało. Tym, co go przyciągnęło, były naukowe rzekomo techniki rozwiązywania
duchowych problemów.
Jak wyglądała ta technika?
Na początku celem jest
”oczyszczenie”. Hubbard napisał, że istnieje umysł racjonalny i umysł
reaktywny. Ten pierwszy działa idealnie jak komputer, drugi zaś produkuje lęki
i negatywne doświadczenia. Do określonych myśli należy powracać tak długo, aż
przestaną mieć znaczenie negatywne.
Brzmi to trochę jak leczenie traum. Jak należy
wyobrażać sobie taką scjentologiczną terapię?
W tak zwanym audytowaniu
człowiek zostaje podłączony do E-metra – czegoś w rodzaju wykrywacza kłamstw. W
rękach trzyma dwie blaszane puszki – kiedyś były to puszki po zupie, z których
zdrapano etykiety – w ten sposób bada się podobno opór skóry. Podczas sesji
można powiedzieć na przykład: ”Czuję się źle, bo strasznie zbeształa mnie dziś
moja matka”. Audytor każe wówczas opowiedzieć tę historię jeszcze raz i
jeszcze, aż E-metr przestanie reagować. Wówczas poleca zastanowić się, czy
podobne przeżycia zdarzały się już wcześniej. Dana osoba może przypomnieć sobie
na przykład, że nauczycielka uderzyła go niegdyś linijką, i sytuacja powtarza
się, dopóki nie będzie już żadnych wspomnień. Audytor dalej drąży, E-metr być
może znów zamigocze, audytor pyta i pyta, aż nagle osoba poddana owej terapii
widzi siebie w pojeździe kosmicznym, w czasach wczesnej cywilizacji, w trakcie
walki z innymi kosmicznymi pojazdami. Tak oto fabrykuje się rzekome
wspomnienia, wskazówka porusza się i mówi, że są to prawdziwe wspomnienia z
poprzedniego życia.
Czy łatwo jest wywołać coś takiego?
Zaskakująco łatwo. Jak
opowiadali mi scjentolodzy, historia ze statkami kosmicznymi niektórym ludziom
zdarza się już podczas pierwszej sesji. Nagle zaczynasz wierzyć, że już kiedyś
żyłeś i oni tutaj pomogli ci przywołać to wspomnienie. Często ludzie mają przy
tym wrażenie, że opuszczają swoje ciało, a ich dusza rozgląda się po pokoju lub
udaje się na spacer na inną planetę. To jest jak narkotyczny rausz, rzecz tak
potężna, że wszelkie głosy krytyczne spływają po scjentologach jak woda.
Taki hokus-pokus wystarczy, by człowiek zapomniał o
wszelkiej ostrożności? Brzmi to dość obłąkanie.
Nawet Hubbard uważał to za
wariactwo. Zanim coraz więcej osób nie zaczęło mu opowiadać o swoich
przeżyciach z czasów spermy, aż w końcu on sam podobno ich doznał.
Jak to możliwe?
Zadziwiająco łatwo jest
zaszczepić ludziom fałszywe wspomnienia, a ci uważają je potem za rzecz, która
się im zdarzyła naprawdę.
Ilu członków liczy organizacja scjentologów?
Sam Kościół utrzymuje, że
jest ich osiem, dziesięć milionów, ale to kłamstwo, Międzynarodowe Stowarzyszenie
Scjentologów (założone w 1984 r. do ochrony organizacji i jej członków – przyp.
Onet) ma jedynie 50 tysięcy członków. Prawdziwa liczba leży prawdopodobnie
gdzieś pomiędzy.
Co szczególnie boleśnie dotknęło pana podczas
zbierania informacji do książki?
Wykorzystywanie dzieci. W
wieku ośmiu, dziewięciu lat przechodziły one do tak zwanej organizacji
morskiej, jak Hubbard nazwał kler, ponieważ członkowie Kościoła płynęli
statkiem. Podpisują umowę na miliard lat, ponieważ w perspektywie nieskończoności
nie jest to wcale zbyt wiele. Rezygnują z kształcenia się, są biedni, potem zaś
nie mają już żadnej możliwości, by przetrwać w normalnym świecie.
Scjentolodzy twierdzą, że przestrzegają prawa
pracy, członkowie organizacji morskiej muszą mieć 16-18 lat i przechodzą
przepisową naukę szkolną.
Był tam młody człowiek
imieniem Daniel Montalvo, który w wieku sześciu lat wstąpił do organizacji
morskiej. Musiał usuwać azbest z hotelu, którzy kupili scjentolodzy – nie miał
nawet żadnej odzieży ochronnej. Później był czymś w rodzaju służącego
prominentów, a także stróżem stojącym przed budynkiem, gdy ci brali udział w
audytowaniu. Zastanawiam się, czy kogoś w ogóle zdziwiło, że dziecko to nie
chodzi do szkoły.
Jest miejsce, które w języku wewnętrznym nazywa się
”lochem” i którego istnieniu scjentolodzy zaprzeczają. Co to takiego?
Mają oni tak zwane ośrodki
rehabilitacji, w rzeczywistości są to obozy karne. Przypominają te w
komunistycznych Chinach. Cały dzień spędza się tam na wyznawaniu swoich win,
czytaniu książek Hubbarda oraz na ciężkiej pracy. W 2003 roku szef Kościoła,
David Miscavige otworzył ośrodek dla więźniów w południowej Kalifornii. Stoją
tam przyczepy kampingowe podwójnej szerokości.
Ludzi więzi się tam w przyczepach?
Tak, i to w pozbawionych jakichkolwiek
mebli, gdzie wszędzie jest pełno mrówek, śpi się na podłodze i je odpadki z
wiadra. Przyczepę więźniowie opuszczają tylko raz w ciągu dnia, polewa ich się
wodą ze szlaucha, po czym muszą wracać, by złożyć kolejną samokrytykę. Są przy
tym często bici.
Organizacja scjentologów wszystkiemu temu
zaprzecza. Przedstawianie obrazów pełnych przemocy to według nich kłamstwa
zgorzkniałych byłych członków. Kto bije więźniów?
Ludzi podjudza się, by
wzajemnie wymierzali sobie razy. Jeden z czołowych członków Kościoła
musiał czyścić podłogę w toalecie własnym językiem.
Jak długo ludzie, którzy popadli w niełaskę,
musieli pozostać w owych obozach karnych?
Nawet prezydent Kościoła,
Heber Jentzsch od siedmiu lat żyje w ”lochu”, choć scjentolodzy utrzymują, że
jedynie rzadziej pojawia się on teraz publicznie. Jest taka wiele mówiąca
historia. Pewnego dnia główny szef scjentologów David Miscavige przyszedł do
więźniów i powiedział im: ”Odegramy teraz podróż do Jerozolimy. Jedynie ten,
kto ostatni złapie krzesło, będzie miał prawo zostać”. Wszyscy pozostali
zostali wyrzuceni z ”lochu”.
I co się stało potem?
Ci ludzie żyli w
uwięzieniu od lat, Miscavige zaoferował im przepustkę na wolność. I co oni
zrobili? Walczyli jeden z drugim, by móc zostać, prawie pobili się o ostatnie
krzesło.
Czy tutaj nie powinno wkroczyć państwo?
Podczas zbierania
informacji dowiedziałem się o śledztwie, jakie prowadziła FBI. Agenci
zastanawiali się, czy nie uwolnić więźniów, ale pierwsza poprawka do
amerykańskiej konstytucji gwarantuje wolność wyznania. Do obławy więc nie
doszło.
Mimo wszystko nie potępia pan założyciela
organizacji, L. Rona Hubbarda.
To jeden z najbardziej
ciekawych ludzi, o jakich kiedykolwiek pisałem, fascynujący, pełen
sprzeczności. Jest wymieniony w Księdze Rekordów Guinnessa, bo napisał ponad
tysiąc książek. Założył Kościół, który istnieje już od pół wieku. Gdyby był
jedynie oszustem, któregoś dnia zabrałby po prostu pieniądze i uciekł.
Większość swojego życia spędził z E-metrem, próbując zrozumieć, co dzieje się w
jego wnętrzu.
Czy to prawda, że scjentolodzy zmuszali ciężarne
kobiety z organizacji morskiej do dokonania aborcji?
Tak, kiedy zaszły w ciążę,
musiały usunąć płód albo odejść z organizacji morskiej, choć scjentolodzy temu
zaprzeczają. Kościół chciał formować młodych ludzi, ale nie zamierzał się o
nich troszczyć.
Może dlatego, że struktury rodzinne szkodzą
totalitarnym ustrojom?
Tak, lojalność jest
wówczas podzielona. Scjentologia, gdy coś takiego zaczyna jej zagrażać, wzywa
ludzi, żeby się rozwodzili.
W latach siedemdziesiątych organizacja ta chciała
przeniknąć do amerykańskich władz. Czy takie plany to już wyłącznie historia?
Scjentolodzy chcieli i
nadal chcą mieć wpływ na posłów. Mają adwokatów, którzy dla nich pracują. Ale w
tej chwili za najważniejszych lobbystów uważają prominentów, ci mogą bowiem
pomóc im zyskiwać wpływ na kształtowanie prawa.
W jaki sposób pomagają oni scjentologom?
Bez nich Kościół nie
mógłby w ogóle istnieć. Ma on swoje centra prominenckie, do których mogą
przyjść nawet zwykli członkowie organizacji. Scjentolodzy sugerują, że jest się
tutaj w otoczeniu sławnych aktorów i muzyków i można stać się jednym z nich. W
rzeczywistości osoby te są izolowane.
Jak blisko organizacji znajduje się Tom Cruise?
Byli menedżerowie Kościoła
opowiadali mi, że jest on najważniejszym scjentologiem zaraz po Hubbardzie.
Przywódca Miscavige był świadkiem na dwóch ostatnich ślubach aktora.
Czy wśród prominentnych scjentologów są również
przedstawiciele młodego pokolenia? Co akurat młodych aktorów popycha do
tej organizacji?
Każde z nich wcześnie
kończy naukę i stara się zostać gwiazdą. Są młodzi, nie mają dobrego
wykształcenia i wobec swoich rówieśników, inżynierów i lekarzy, czują się gorsi
pod względem intelektualnym. W tę właśnie lukę wpasowuje się scjentologia.
Szukają więc po prostu uporządkowania i właściwego
kierunku?
W przeciwieństwie do
silnych przekonań politycznych silne przekonania religijne często mają ogromny
wpływ na życie danego człowieka. Religia potrafi zmienić ludzką osobowość.
Fizyk i laureat Nagrody Nobla Steve Weinberg napisał, że gdy dobrzy ludzie
czynią dobro, a źli zło, nie stanowi to żadnego misterium. Ale gdy dobrzy
ludzie czynią zło, najczęściej ma to związek z wiarą.
Czy organizacja interesuje się wyłącznie zamożnymi
ludźmi sukcesu, czy również tymi, którzy znaleźli się na krawędzi
społeczeństwa?
Nie, tu trzeba
wydawać setki tysięcy dolarów na kursy i książki, niektórzy
ofiarowują nawet miliony. Ten, kto nie jest w stanie, nie posuwa się naprzód.
Mimo wszystko nazywa pan scjentologów Kościołem. Co
pańskim zdaniem przemawia za tym, by nadawać mu taką nazwę?
Postanowiły tak władze
podatkowe, decyzja zapadła w 1993 roku. Scjentolodzy otrzymali wówczas ochronę
prawną, jaką zapewnia pierwsza poprawka do konstytucji.
Pisze pan, że scjentolodzy posiadają płynne środki
finansowe w wysokości miliarda dolarów.
Niektórzy mówią nawet, że
o wiele więcej. Kościół katolicki miałby trudności z wyłożeniem, ot tak,
miliarda dolarów, scjentolodzy mają tyle na swoich kontach w rajach
podatkowych. Organizacja kupuje nieruchomości w najlepszych miejscach w Europie
i Ameryce.
Hubbard, zanim zmarł,
postanowił, że jego Kościół nie będzie płacił podatków. Do 1993 roku
nagromadził więc on długi w wysokości miliarda dolarów. Tyle pieniędzy wtedy
jeszcze nie miał.
Co więc zrobił?
Jego przywódca David
Miscavige zdecydował się wytoczyć przeciwko władzom i poszczególnym urzędom
finansowym 2500 procesów sadowych, a do obserwowania ich przebiegu wynajął
prywatnych detektywów. Sparaliżował w ten sposób cały system podatkowy i
chwalił się potem tym, że adwokaci urzędów nie mogli pojechać na własną
konferencję, tak bardzo bowiem zajęci byli scjentologami. Ci zdołali nawet
przemycić do urzędów swoich członków, którzy wykradali informacje.
Jak skończyła się owa wojna?
Miscavige w 1993 roku był
wraz ze swoimi adwokatami w Waszyngtonie. Postanowił, że wybierze
się na zebranie odbywające się w ramach dochodzenia podatkowego i
zabierze głos. Władze w końcu skapitulowały i umorzyły zalegle podatki aż do
kwoty 12 milionów dolarów i pozwoliły scjentologom samodzielnie zdecydować,
które części ich organizacji mają być zwolnione od podatku.
W Bawarii każdy, kto chce
pracować dla państwa albo państwowej firmy, musi zakreślić w kwestionariuszu,
czy działa na rzecz organizacji scjentologów.
Naprawdę? Jakie zagrożenie stanowi ona dla Niemiec?
Twierdzi, że zamierza
zająć czołowe pozycje w społeczeństwie. Ale według raportów Urzędu
Ochrony Konstytucji organizacja ta odrzuca demokratyczny system prawny.
Wiele piszę o
przestępstwach i nadużyciach w tym Kościele, lecz nigdy nie postrzegałbym go
jako antydemokratycznego. Niebezpieczeństwo, jakie stanowią scjentolodzy, jest
natury indywidualnej, nie społecznej. Choć oni sami temu zaprzeczają, ich
Kościół niszczy rodziny i jednostki. Ale w Ameryce państwo w takich
przypadkach nie ingeruje.
Autor:
Cordula Meyer
Źródło: Der Spiegel
Polecamy także - 29-latka
ujawnia wstrząsające sekrety scjentologów
Entfernen
Sie die finally-Block für Freunde
KOMENTARZE:
Światynia O.Rydzyka w budowie |
~Mishka : Mądry i sceptyczny człowiek stoi twardo
dwiema nogami na ziemi. Nie jest podatny na żadne manipulacje. Tylko ludzie
słabi, nie pewni swojej wartości i swojej roli w życiu potrzebują religii,
tylko ludzie labilni emocjonalnie o mentalności niewolnika mogą wierzyć w
religijne wierutne bzdury. Każda religia to duchowa odmiana AIDS. Czyni z
człowieka bezwolne i bezmyślne ciele, odmóżdza, znosi odpowiedzialność moralną
za wyrządzone innym niegodziwości, usprawiedliwia rzezie religijne, wojny i
zabijanie w imię jakiegoś wyimaginowanego boga. Trzeba być kompletnym durniem żeby
wierzyć w religijne banialuki. Być może jest jakaś superinteligencja, która
stworzyła wszystko, co nas otacza, ale z pewnością nie ma ona nic wspólnego z
żadną religią i człowiek ze swoim mózgiem wykorzystującym zaledwie 5-7% swoich możliwości
- nie jest w stanie pojąć istoty owej inteligencji.
~Obcy astronom : To wszystko świadczy o tym jak zidiocieli
ludzie jak społeczeństwo w USA jest niewykształcone i prymitywne jak osoby
niejednokrotnie wykształcone nie mają własnego rozumu zdolności pojmowania
świata i charyzmy a także brak logicznego i abstrakcyjnego myślenia w całym
świecie jest bezwzględna walka podporządkowania sobie człowieka przez
człowieka, a to poprzez doktrynę obojętne jaka polityczną religijną kreowanie i
narzucanie wizerunku świata sterowanie mediami i informacją jej zniekształcenia
po tylko aby zapanować nad innymi ludźmi wtedy ma się władzę…
~JA do ~Mishka: Racja! Niestety większość
ludzi na świecie jest słaba i to mnie czasem przeraża! Smutno patrzeć, gdy
ludzie wykształceni chodzą do kościoła, wkładają rękę do wody święconej i robią
znak krzyża. Klepią pacierz i idą do domu. Wyłączają myślenie zupełnie i poddają
się gusłom, z których tak się świat naśmiewa, myśląc o poganach lub innych
dawnych cywilizacjach.....
~katol do ~Mishka: Oczywiście, że można. Jednak,
jaką korzyść daje ci "wypisanie się"? Z państwa polskiego też możesz
się wypisać, emigrując. Prawdę mówiąc będę miał duże problemy w czasie
następnych wyborów - jak na razie wszyscy kandydujący politycy są równie
zakłamani jak najgorsi przedstawiciele kleru. Zakładam (może błędnie), ze mimo
wszystko żyjesz w Polsce. Przecież jest tyle innych "lepszych"
miejsc.
Zauważ, że będąc "na zewnątrz" odbierasz sobie prawo oddziaływania na daną organizację. Oczywiście możesz sobie "pogadać", wskazywać błędy a nawet oczerniać, jednak równie dobrze możesz rozpisywać się o afgańskich mudżahedinach. Będąc "wewnątrz" twoja krytyka jest o wiele bardziej wiarygodna. Zauważ Franciszka i jego telefon do włoskiego studenta. Czyli z przywódcami wcale nie jest tak źle.
Widziałeś film "Drogówka"? Uważasz, że WSZYSCY policjanci są tacy? Jeśli tak, to masz ciasny światopogląd.
Zauważ, że będąc "na zewnątrz" odbierasz sobie prawo oddziaływania na daną organizację. Oczywiście możesz sobie "pogadać", wskazywać błędy a nawet oczerniać, jednak równie dobrze możesz rozpisywać się o afgańskich mudżahedinach. Będąc "wewnątrz" twoja krytyka jest o wiele bardziej wiarygodna. Zauważ Franciszka i jego telefon do włoskiego studenta. Czyli z przywódcami wcale nie jest tak źle.
Widziałeś film "Drogówka"? Uważasz, że WSZYSCY policjanci są tacy? Jeśli tak, to masz ciasny światopogląd.
~Mishka do ~onet: To samo można osiągnąć w
wolontariacie, w organizacjach pozarządowych. Integracje wewnętrzną można osiągnąć
dzięki medytacji chociażby. Jest wielu filantropów, którzy nie wyznają żadnej
religii a budują szpitale, kopią studnie w Afryce itd. Do bycia dobrym przyzwoitym
człowiekiem wrażliwym na nieszczęście drugiej istoty religia w niczym nie
jest potrzebna. Wystarczy umieć rozróżniać dobro od zła, czego wielu
"religijnych i pobożnych" ludzi nie potrafi a czasem wręcz nie
chce.
~Obceinstalacje : Od urodzenia masz metodycznie prany mózg.
Utożsamiasz się z ideologizmami - katolicyzmem, ateizmem, patriotyzmem,
socjalizmem, liberalizmem, innym... izmem i masz problem - obca instalacja
działa, jesteś jak robot, kukła, zawsze reaktywny, nigdy kreatywny i nie trzeba
wszczepiać Ci chipa jak straszą ci od NWO bo już jesteś totalnie sterowany
i manipulowany. Manipuluje Tobą Kościół, partie, nawet internetowy haker czy
inny "oburzony" jest w stanie wyprowadzić Ciebie na ulicę. Miej wgląd
w rzeczywistość, a nie cudzy osąd biorący się z zapożyczonej wiedzy, wycisz
umysł, bądź świadkiem, a staniesz się wolny...
~jaj23 : Jakiś miesiąc temu oglądałem jakiś dokument
poświęcony tej sekcie. Nieźle tam mieszają w głowach, robią taką sieczkę,
papkę, że coś masakrycznego i za to wyciągają kolosalną kasę od każdego
członka. Tam było coś takiego powiedziane żeby członkowie nie wchodzili na
strony poświęcone temu "kościołowi", żeby nie czytali artykułów itp.
na ten temat, bo to wszystko, całą tę krytykę, piszą bardzo źli ludzie,
kierowani nawet przez szatana, a to wszystko, aby zniszczyć więzi i cały ten
"kościół", no i oczywiście to wszystko jest nieprawdą. Wypowiadali
się ludzie, którzy przejrzeli na oczy i odeszli z sekty. Byli ciągle śledzeni,
obserwowani, ciągle za nimi podróżowali detektywi nie dając normalnie żyć.
Oczywiście, jeśli taki ktoś wchodził do sekty tworzona była jego teczka i
znajdowało się w niej dosłownie wszystko, a wiadomo wchodząc taki ktoś do sekty
wciągał w to przynajmniej najbliższą rodzinę, tj. żonę, męża, dzieci, czasem
nawet dalszych krewnych. Jeśli taki ktoś odszedł z sekty to jego najbliższym
tłumaczono to w taki sposób, że ten ktoś jest największym wrogiem ich "kościoła",
że nie mogą się z nim spotykać, (czego nawet nie chcieli, bo mieli zrobione
takie pranie mózgów i święcie wierzyli w to, co mówi guru), bo niby miał i im
zagrażać. A właśnie mowa była też o jakiś poziomach (już nie chcę przekręcać
tej nazwy niech będą "poziomy wtajemniczenia", ale jeśli kogoś to
interesuje to niech sobie sprawdzi gdzieś) i oczywiście za każdy poziom trzeba
było wypełniać jakieś tam punkty, ale i grubo płacić i nie wielu ludzi
osiągnęło tam jakiś wysoki, a nawet średni poziom). Ogólnie ciekawy
dokument.
Ateizm = inteligencja! Dzieci
wierzą w zabobon, ale mądrzeją odrzucają religię np. zaledwie 3,3% naukowców
wierzy w Boga (dotyczy Royal Society (brytyjskiej akademii nauk) W skali całej Wielkiej
Brytanii odsetek ten jest znacznie wyższy i wynosi 68,5%. Korelacja jest
oczywista. Im jesteś inteligentniejszy, tym mniej religijny – ogłosił Lynn. O
badaniach naukowca czytamy w "Rzeczpospolitej".
Religia powinna być dozwolona dopiero pełnoletnim od 18 lat jak używki alkohol, papierosy, jazda samochodem.
Wolę ekologię wiedzę o świecie religie obiecując raj w niebie tworzą piekło na ziemi więcej osób widziało UFO niż boga a "wierzą" stawia mu kościoły poświęcają życie pieniądze itp. zabija "w jego imieniu" tych, co nie wierzą z nimi w ich szaleństwo.
Boga wymyślono na ludzkie podobieństwo jak w greckiej mitologii, nie trzeba składać ofiar by rano wzeszło słońce, ziemia nie jest płaska itp. wojny religijne = trzeba jej zakazać = to zbrodnia przeciw ludzkości chcą by ludzie oddali im swój czas i majątek, zdali się na ich decyzje zamiast myśleć wierzą fanatyzmem zastępując wiedze?!
Religia powinna być dozwolona dopiero pełnoletnim od 18 lat jak używki alkohol, papierosy, jazda samochodem.
Wolę ekologię wiedzę o świecie religie obiecując raj w niebie tworzą piekło na ziemi więcej osób widziało UFO niż boga a "wierzą" stawia mu kościoły poświęcają życie pieniądze itp. zabija "w jego imieniu" tych, co nie wierzą z nimi w ich szaleństwo.
Boga wymyślono na ludzkie podobieństwo jak w greckiej mitologii, nie trzeba składać ofiar by rano wzeszło słońce, ziemia nie jest płaska itp. wojny religijne = trzeba jej zakazać = to zbrodnia przeciw ludzkości chcą by ludzie oddali im swój czas i majątek, zdali się na ich decyzje zamiast myśleć wierzą fanatyzmem zastępując wiedze?!
* ks. Krzysztofa Sz. Byłego wikariusza parafii Świętej Marii Magdaleny w Cz.
(diecezja pelplińska), którego uratowało przed więzieniem niespełna półtora
miesiąca. Zaledwie tyle czasu upłynęło od 15 urodzin uwiedzionej przez
niego uczennicy
* ks. Marka B., niegdysiejszego wikariusza parafii Miłosierdzia Bożego w G. (diecezja zielonogórsko-gorzowska), który upił i wykorzystał seksualnie ministranta, za co zainkasował 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata
* ks. dr. Dariusza K. z diecezji płockiej, byłego dyrektora diecezjalnego Papieskich Dzieł Misyjnych i sekretarza krajowego Papieskiej Unii Misyjnej, specjalizującego się też w molestowaniu seksualnym dorosłych już kleryków seminarium duchownego
* ks. Wojciecha P. ze zgromadzenia zakonnego księży palotynów. "Szukam młodego chłopaka do wspólnej zabawy. Szukam kogoś, kto lubi dominować, a nawet ostrzejsze klimaty. Uwielbiam obciągać i lizać wszędzie, od stóp w górę. Nie chcę analu" - kusił uduchowiony wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego, próbując uwieść niespełna 16-letniego dzieciaka
* ks. Piotr T. z D. (woj. pomorskie, diecezja pelplińska). Został prawomocnie skazany na 4 lata wiezienia za molestowanie seksualne 15-letniego ministranta oraz jego dwóch kolegów, namawianie nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków. Z chłopięcego haremu księdza korzystali również kościelny Waldemar G. oraz szef ministrantów Tomasz J. Najmłodsza z ich ofiar miała 11 lat. W toku śledztwa wyszło na jaw, że przed awansem na proboszcza ksiądz T. był wikariuszem parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w St.G., gdzie też patronował siatce pedofilskiej wykorzystującej seksualnie ministrantów.
Sąd Okręgowy w Słupsku skazał dewianta w drugim procesie na 3,5 roku więzienia za wielokrotne nakłanianie ministranta do popełnienia samobójstwa - aby nie wyszło, że podawał mu narkotyki oraz systematycznie wykorzystywał seksualnie.
* ks. Mirosław W. z archidiecezji lubelskiej, będąc wikariuszem parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w T., m.in. "wkładał nogę dziecka pod sutannę i onanizował się jego stopą" - czytamy w akcie oskarżenia. Ta dziewczynka miała zaledwie 10 lat. Przez wiele miesięcy nie można było wielebnemu przedstawić zarzutów, ponieważ arcybiskup Józef Życiński wysłał go na "urlop zdrowotny". Gdy zupa się wylała, hierarcha wysłał list do matki dziewczynki z przeprosinami, za "nieodpowiedzialne zachowania" księdza Mirosława, które "stały się przyczyną cierpienia dziecka". I choć wikariusz - chcąc umknąć kompromitującego procesu - dobrowolnie poddał się karze (5 lat wiezienia
* ks. Andrzej S. jako wikariusz parafii Św. Wojciecha Biskupa Męczennika w Sz. (diecezja tarnowska) - i nauczyciel religii w miejscowym gimnazjum, "działając czynem ciągłym, doprowadzał przemocą małoletnią (...) poniżej 15 lat do obcowania płciowego oraz do wykonania innych czynności seksualnych, w tym seksu oralnego..." - Orzekł sąd w Nowym Targu, wymierzając pedofilowi karę 3,5 roku więzienia. Dziewczynka miała 13 lat, gdy po lekcjach, religii ksiądz zaczął jej udzielać korepetycji z seksu.
Matka dziecka zaalarmowała kurię biskupią, skąd odesłano ja do diabła. Strony złożyły odwołanie od wyroku.
Wyrok zapadł. Pięć lat spędzi w więzieniu ksiądz pedofil, który przez dwa lata wykorzystywał seksualnie z trzynastolatką ze Sz.
Ksiądz Andrzej S. pracował w Sz. jako katecheta. W 2001 roku poznał swoją ofiarę, trzynastoletnią uczennicę. Kolejne dwa lata trwał związek pedofila z dziewczynką. Rodzice nastolatki dowiedzieli się o sprawie z dużym opóźnieniem, w dodatku jeszcze rok zwlekali z powiadomieniem o sprawie organów ścigania. Zdecydowali się na ten krok dopiero, gdy córka zaczęła mówić o samobójstwie.
W 2006 roku sprawą zajęła się prokuratura. Usakralniony pedofil zwany księdzem S. już wtedy nie pracował w Sz. Został przeniesiony do pracy w innej parafii. Kurii nie udało się ukręcić łba sprawie. Niezłomna prokuratura zakończyła śledztwo postawieniem duchownemu zarzutów: gwałcenia małoletniej oraz wielokrotnego molestowania seksualnego.
Świętobliwy, co nieco sąd pierwszej instancji uznał winę księdza i wymierzył mu karę jedynie 3,5 roku więzienia. "Wielebny knur" odwołał się od wyroku - prokurator również. Zapadło kolejne, prawomocne orzeczenie. Sąd Okręgowy zaostrzył karę bezwzględnego więzienia do 5 lat.
* O wiele więcej szczęścia miał ks. Zbigniew P. proboszcz parafii "św. Bartłomieja w J. (diecezja opolska) skazany na rok więzienia w zawieszeniu (!) na trzy lata za to, że sprowadzał sobie na plebanię 11-13-letnich chłopców z Domu Dziecka w Ch. oraz "całował ich w usta, obmacywał po udach, pośladkach i narządach płciowych, a jednego z nich onanizował"
* ks. proboszcz Marek K. z P. (archidiecezja wrocławska) usiłował doprowadzić 14-letniego ministranta do "poddania się innej czynności seksualnej" - jak to określiła prokuratura, a co faktycznie polegało na onanizowaniu chłopca. W komputerze plebana policja znalazła ponad 240 filmów świadczących i zdjęć pornograficznych świadczących o jego upodobaniach do seksu męsko-chłopięcego. Dostał za całokształt 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat
* kanonik ks. mgr lic. Krzysztof Cz., sędzia Lubelskiego Sądu Metropolitalnego i - z rekomendacji abpa Życińskiego - członek Komisji Bioetycznej przy Okręgowej Radzie Lekarskiej, namierzony przez specjalną jednostkę niemieckiej policji, zajmującą się rozpracowywaniem stałych bywalców pedofilskiego portalu internetowego.
* ks. Jarosław N. (diecezja płocka), znany niegdyś organizator wakacyjnego wypoczynku dla najuboższych dzieci, ujęty przez policję na plebani parafii św. Maksymiliana Kolbego w P.
* ks. Robert Sz. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska), do czasu aresztowania kapelan szpitala w K., zajmujący się w wolnych chwilach rozsyłaniem przez internet pornografii z udziałem najmłodszych.
* ks. Eligiusz D., alias "Pingwin", który będąc jeszcze wikariuszem parafii Świętego Mikołaja Biskupa w Ł. (woj. świętokrzyskie, diecezja sandomierska) i nauczycielem religii w tamtejszym Publicznym Zespole Szkół, kolekcjonował pornografię dziecięcą.
* ks. Marka B., niegdysiejszego wikariusza parafii Miłosierdzia Bożego w G. (diecezja zielonogórsko-gorzowska), który upił i wykorzystał seksualnie ministranta, za co zainkasował 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata
* ks. dr. Dariusza K. z diecezji płockiej, byłego dyrektora diecezjalnego Papieskich Dzieł Misyjnych i sekretarza krajowego Papieskiej Unii Misyjnej, specjalizującego się też w molestowaniu seksualnym dorosłych już kleryków seminarium duchownego
* ks. Wojciecha P. ze zgromadzenia zakonnego księży palotynów. "Szukam młodego chłopaka do wspólnej zabawy. Szukam kogoś, kto lubi dominować, a nawet ostrzejsze klimaty. Uwielbiam obciągać i lizać wszędzie, od stóp w górę. Nie chcę analu" - kusił uduchowiony wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego, próbując uwieść niespełna 16-letniego dzieciaka
* ks. Piotr T. z D. (woj. pomorskie, diecezja pelplińska). Został prawomocnie skazany na 4 lata wiezienia za molestowanie seksualne 15-letniego ministranta oraz jego dwóch kolegów, namawianie nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków. Z chłopięcego haremu księdza korzystali również kościelny Waldemar G. oraz szef ministrantów Tomasz J. Najmłodsza z ich ofiar miała 11 lat. W toku śledztwa wyszło na jaw, że przed awansem na proboszcza ksiądz T. był wikariuszem parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w St.G., gdzie też patronował siatce pedofilskiej wykorzystującej seksualnie ministrantów.
Sąd Okręgowy w Słupsku skazał dewianta w drugim procesie na 3,5 roku więzienia za wielokrotne nakłanianie ministranta do popełnienia samobójstwa - aby nie wyszło, że podawał mu narkotyki oraz systematycznie wykorzystywał seksualnie.
* ks. Mirosław W. z archidiecezji lubelskiej, będąc wikariuszem parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w T., m.in. "wkładał nogę dziecka pod sutannę i onanizował się jego stopą" - czytamy w akcie oskarżenia. Ta dziewczynka miała zaledwie 10 lat. Przez wiele miesięcy nie można było wielebnemu przedstawić zarzutów, ponieważ arcybiskup Józef Życiński wysłał go na "urlop zdrowotny". Gdy zupa się wylała, hierarcha wysłał list do matki dziewczynki z przeprosinami, za "nieodpowiedzialne zachowania" księdza Mirosława, które "stały się przyczyną cierpienia dziecka". I choć wikariusz - chcąc umknąć kompromitującego procesu - dobrowolnie poddał się karze (5 lat wiezienia
* ks. Andrzej S. jako wikariusz parafii Św. Wojciecha Biskupa Męczennika w Sz. (diecezja tarnowska) - i nauczyciel religii w miejscowym gimnazjum, "działając czynem ciągłym, doprowadzał przemocą małoletnią (...) poniżej 15 lat do obcowania płciowego oraz do wykonania innych czynności seksualnych, w tym seksu oralnego..." - Orzekł sąd w Nowym Targu, wymierzając pedofilowi karę 3,5 roku więzienia. Dziewczynka miała 13 lat, gdy po lekcjach, religii ksiądz zaczął jej udzielać korepetycji z seksu.
Matka dziecka zaalarmowała kurię biskupią, skąd odesłano ja do diabła. Strony złożyły odwołanie od wyroku.
Wyrok zapadł. Pięć lat spędzi w więzieniu ksiądz pedofil, który przez dwa lata wykorzystywał seksualnie z trzynastolatką ze Sz.
Ksiądz Andrzej S. pracował w Sz. jako katecheta. W 2001 roku poznał swoją ofiarę, trzynastoletnią uczennicę. Kolejne dwa lata trwał związek pedofila z dziewczynką. Rodzice nastolatki dowiedzieli się o sprawie z dużym opóźnieniem, w dodatku jeszcze rok zwlekali z powiadomieniem o sprawie organów ścigania. Zdecydowali się na ten krok dopiero, gdy córka zaczęła mówić o samobójstwie.
W 2006 roku sprawą zajęła się prokuratura. Usakralniony pedofil zwany księdzem S. już wtedy nie pracował w Sz. Został przeniesiony do pracy w innej parafii. Kurii nie udało się ukręcić łba sprawie. Niezłomna prokuratura zakończyła śledztwo postawieniem duchownemu zarzutów: gwałcenia małoletniej oraz wielokrotnego molestowania seksualnego.
Świętobliwy, co nieco sąd pierwszej instancji uznał winę księdza i wymierzył mu karę jedynie 3,5 roku więzienia. "Wielebny knur" odwołał się od wyroku - prokurator również. Zapadło kolejne, prawomocne orzeczenie. Sąd Okręgowy zaostrzył karę bezwzględnego więzienia do 5 lat.
* O wiele więcej szczęścia miał ks. Zbigniew P. proboszcz parafii "św. Bartłomieja w J. (diecezja opolska) skazany na rok więzienia w zawieszeniu (!) na trzy lata za to, że sprowadzał sobie na plebanię 11-13-letnich chłopców z Domu Dziecka w Ch. oraz "całował ich w usta, obmacywał po udach, pośladkach i narządach płciowych, a jednego z nich onanizował"
* ks. proboszcz Marek K. z P. (archidiecezja wrocławska) usiłował doprowadzić 14-letniego ministranta do "poddania się innej czynności seksualnej" - jak to określiła prokuratura, a co faktycznie polegało na onanizowaniu chłopca. W komputerze plebana policja znalazła ponad 240 filmów świadczących i zdjęć pornograficznych świadczących o jego upodobaniach do seksu męsko-chłopięcego. Dostał za całokształt 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat
* kanonik ks. mgr lic. Krzysztof Cz., sędzia Lubelskiego Sądu Metropolitalnego i - z rekomendacji abpa Życińskiego - członek Komisji Bioetycznej przy Okręgowej Radzie Lekarskiej, namierzony przez specjalną jednostkę niemieckiej policji, zajmującą się rozpracowywaniem stałych bywalców pedofilskiego portalu internetowego.
* ks. Jarosław N. (diecezja płocka), znany niegdyś organizator wakacyjnego wypoczynku dla najuboższych dzieci, ujęty przez policję na plebani parafii św. Maksymiliana Kolbego w P.
* ks. Robert Sz. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska), do czasu aresztowania kapelan szpitala w K., zajmujący się w wolnych chwilach rozsyłaniem przez internet pornografii z udziałem najmłodszych.
* ks. Eligiusz D., alias "Pingwin", który będąc jeszcze wikariuszem parafii Świętego Mikołaja Biskupa w Ł. (woj. świętokrzyskie, diecezja sandomierska) i nauczycielem religii w tamtejszym Publicznym Zespole Szkół, kolekcjonował pornografię dziecięcą.
Fajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń