Translate

środa, 29 lipca 2020

Niemoralne życie kardynała Gulbinowicza - BEZ KOMENTARZA









Historyk Rafał Łatka: rozmowy z SB i niemoralne życie kardynała Gulbinowicza



PAWEŁ CZERNICH

Ten tekst przeczytasz w 9 minut


- Z materiałów z czasów PRL wynika, że abp. Henryk Gulbinowicz zarządzając archidiecezją wrocławską był bardzo wyrozumiały dla wybryków księży, także tych ze sfery obyczajowej. Z czego ta postawa wynikała? W moim przekonaniu z jego własnych słabości dotyczących niemoralnego życia - mówi w rozmowie z Onetem dr hab. Rafał Łatka, autor głośnego artykułu dotyczącego rozmów, jakie ze Służbą Bezpieczeństwa przez 16 lat prowadził kard. Henryk Gulbinowicz.

Kard. Henryk Gulbinowicz i rozmowy z SB. Historyk IPN odsłania nowe fakty


- Ks. Gulbinowicz ewidentnie chciał zabłysnąć przed Episkopatem efektami swojej pracy, takimi jak wybudowanie nowych kościołów. Dlatego uwikłał się w nieciekawe kontakty z SB - mówi Onetowi historyk

- W ocenie badacza działalność duchownego wyrządziła Kościołowi wiele szkód. - Na życzenie SB bp. Gulbinowicz przeniósł do innych parafii dwóch księży, którzy przejawiali postawy opozycyjne. Warto też odnotować, że jako administrator apostolski w Białymstoku Gulbinowicz nie do końca wykonywał polecenia Episkopatu - wylicza

- Duchowny prawdopodobnie musiał wiedzieć, że SB dysponuje informacjami na temat jego życia osobistego. Bezpieka jednak nie podkreślała wątków obyczajowych w rozmowach z Gulbinowiczem, nie chcąc zrazić do siebie rozmówcy - zauważa Rafał Łatka

Paweł Czernich: Kardynał Gulbinowicz nie jest przedstawiany w pana analizie jednoznacznie negatywnie, ale jednak momentami bardzo krytycznie. Tymczasem wcześniejsze publikacje dotyczące historii Kościoła w czasach PRL nie mówiły zbyt wiele o jego kontaktach z bezpieką.

Dr hab. Rafał Łatka: To ustalenia, które zmieniają ocenę tej postaci w historii Polski. Do tej pory dominowała narracja mówiąca jedynie o opozycyjnym zaangażowaniu księdza kardynała. Nie pisano o jego rozmowach z SB, które prowadził w sposób bardzo daleki od antykomunizmu. Moim zdaniem jego postawa, którą prezentował nie tylko w rozmowach z funkcjonariuszami SB, ale również z przedstawicielami władz partyjnych na terenie białostocczyzny, czy przedstawicielami urzędu do spraw wyznań (szczególnie w latach 1970-1975) była uległa, on zaś prowadził grę, która miała przynieść mu korzyści. Uważam, że ks. Gulbinowicz był w stanie iść na daleko idące kompromisy z władzami, prezentując się jednocześnie na zewnątrz jako ten, który nie ulega komunistom. Dlatego jestem przekonany, że perspektywa przedstawiania go tylko jako opozycjonisty jest błędna i myląca, po prostu nieprawdziwa.

Istotną rolę odgrywała jego ambicja i chęć "ułożenia" dobrych relacji na poziomie Administratury Apostolskiej w Białymstoku. Ks. Gulbinowicz ewidentnie chciał zabłysnąć przed Episkopatem efektami swojej pracy, takimi jak wybudowanie nowych kościołów. Dlatego uwikłał się w nieciekawe kontakty z SB, których jednak nie można nazwać współpracą agenturalną.

Gulbinowicz został zarejestrowany jako kandydat na tajnego współpracownika SB o kryptonimie "Henryk". Okresowo był traktowany jako kontakt operacyjny, czyli niższa kategoria OZI [Osobowe źródło informacji - red.]. Nie ma jednak rejestracji w tym charakterze. Te rozmowy należy w moim przekonaniu nazwać dialogiem operacyjnym, polegającym na tym, że obie strony mają wobec siebie jakieś oczekiwania i wynoszą z tych rozmów pewne korzyści. Ze strony SB była to oczywiście chęć pozyskania ks. Gulbinowicza do pełnej współpracy agenturalnej i stworzenie z niego agenta wpływu w Episkopacie, aby wywierać nacisk na decyzje najważniejszych polskich biskupów. Jeśli popatrzymy na efekt tego dialogu, to widzimy że bezpieka wpływa na postawę samego hierarchy, ale ciężko powiedzieć, by wykonywał on wprost jej polecenia.

Przeczytaj: kim jest kardynał Henryk Gulbinowicz?

Abp. Gulbinowicz nie był skłonny do konfrontacji z kard. Stefanem Wyszyńskim. Ograniczał się do narzekania na jego “autorytarny styl” zarządzania polskim Kościołem. Na forum Episkopatu hierarcha nie sprzeciwiał się prymasowi, udawał pełną lojalność wobec niego.

Jakie ustępstwa wobec władzy ludowej poczynił bp. Gulbinowicz?

Trzeba traktować jako kontakty z SB w szerszym kontekście. Rozmowy zaczęły się w 1969 r., czyli bezpośrednio przed nominacją ks. Gulbinowicza na administratora apostolskiego. Widzimy to kalkulację obu stron: bezpieka chce pozyskać do współpracy człowieka, który wkrótce zostanie biskupem. Sam Gulbinowicz miał pełną świadomość z kim rozmawia i moim zdaniem nawiązał dialog z dwóch powodów: chęci ułożenia sobie dobrych stosunków z władzą jako przyszły ordynariusz, i być może z powodu komprmateriałów o charakterze obyczajowym na jego temat. Nie ma natomiast, i trzeba to jasno podkreślić, dokumentów które świadczyłyby o molestowaniu seksualnym lub przypadkach pedofilii.

Duchowny prawdopodobnie musiał wiedzieć, że SB dysponuje informacjami na temat jego życia osobistego. Bezpieka jednak nie podkreślała wątków obyczajowych w rozmowach z Gulbinowiczem, nie chcąc zrazić do siebie rozmówcy. Ppłk Józef Maj, który prowadził rozmowy z duchownym postępował zgodnie z praktyką operacyjną SB z lat 70., polegającą na traktowaniu księży w sposób łagodniejszy niż osoby pochodzące np. z kręgów robotniczych, czy inteligenckich. Nie wymagano od nich np. podpisania deklaracji współpracy, co miał sprawiać wrażenie, że rozmowy toczą się w dobrej atmosferze, a esbek działa dla dobra i na rzecz Kościoła. Dziś może się to wydawać śmieszne i absurdalne, ale wówczas znaczna część duchowieństwa sądziła, że ten system będzie trwać przez wiele lat i trzeba w jakiś sposób układać sobie relacje z władzą.

Ks. Gulbinowicz nie był jedynym duchownym, który podejmował taką formę dialogu z komunistami. W podobny sposób postępował choćby ks. prałat Henryk Jankowski, który również zapisał się w historii jako znacząca postać opozycji i również nigdy nie został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB. Czy możemy porównać przypadki tych dwóch ważnych dla historii polskiego Kościoła postaci?

Obydwa przypadki są niejednoznaczne i trudne do oczywistej interpretacji. Uważam jednak, że rozmowy które prowadził z SB ks. Jankowski były bardziej szkodliwe. W świetle dostępnych dokumentów wiemy, że prałat był wykorzystywany jako agent wpływu. Jego słowa miewały znaczenie podczas podejmowania decyzji przez Lecha Wałęsę, czy kard. Wyszyńskiego. Zainteresowanych odsyłam do ważnej książki Grzegorza Majchrzaka na ten temat.

Zobacz także
Nie będzie śledztwa ws kardynała Gulbinowicza. Sprawa trafi do Watykanu
Poeta oskarżył kard. Gulbinowicza o molestowanie. Jest reakcja wrocławskiej kurii
Apel prawników kard. Gulbinowicza do mediów. Grożą sądem


Należy też pamiętać, że w przypadku ks. Jankowskiego nastąpiła formalna rejestracja jako kontakt operacyjny. Warto zauważyć, że nie mamy żadnych materiałów świadczących o przekazywaniu informacji SB przez prałata po maju 1982 r. . Kontakty z bezpieką ks. Gulbinowicza trwały o wiele dłużej bo przez 16 lat. Trudno porównywać płaszczyznę rozmów z SB biskupa, i zwykłego księdza, nawet tak wpływowego jak prałat Jankowski. Bp Gulbinowicz był odpowiedzialny za diecezję, i niewątpliwie bezpieka wiązała z nim większe nadzieje. Był mówiąc językiem SB “jednostką perspektywiczną”, która mogła posłużyć do rozbijania jedności Episkopatu Polski, czyli upragnionego celu aparatu bezpieczeństwa.
"Gulbinowicz nie chciał spotykać się z SB w centrum Warszawy, bo bał się Wyszyńskiego"

Z notatek ze spotkań wynika, że w czasie spotkań z SB ks. Gulbinowicz nie odmawiał przyjmowania od funkcjonariuszy drobnych upominków, co dzisiaj przez historyka jest przyjmowane jednoznacznie negatywnie.

Każde wręczenie upominków przez SB służyło większemu związaniu danej osoby z aparatem bezpieczeństwa, co podkreślano jasno w instrukcjach pracy operacyjnej. Moim zdaniem przyjmowanie prezentów (nawet jeśli były to niezbyt cenne przedmioty, takie jak koniak, bombonierki, czy paczki delikatesowe) stawia ks. Gulbinowicza w złym świetle, bo jednoznacznie wskazywało, że nie potrafił wyznaczyć jasnej granicy dla swoich rozmów z SB.

Bp Gulbinowicz odprawia mszę polową po zamachu na papieża Jana Pawła II. Wrocław, 1981 r.
Bp Gulbinowicz odprawia mszę polową po zamachu na papieża Jana Pawła II. Wrocław, 1981 r.

Uważam jednak, że od przyjmowania upominków znacznie gorszy jest fakt, że ks. Gulbinowicz tak długo prowadził dialog z komunistami oraz to, że wyniósł z tych spotkań określone korzyści. W okresie białostockim miał zapewniony spokój od inwigilacji SB oraz dobre relacje z władzami wojewódzkimi. Sądzę też, że bez tego dialogu nie zostałby wybrany na metropolitę wrocławskiego - był kandydatem, na którego nominację władze wyraziły zgodę, oceniając go jako osobę nielojalną wobec prymasa Wyszyńskiego.

Czy można w jakiś sposób zhierarchizować szkody, jakie Kościołowi wyrządził dialog ks. Gulbinowicza z bezpieką?

Niewątpliwie szkodliwa była jego nominacja na metropolitę wrocławskiego. Gdyby nie rozmowy Gulbinowicza z bezpieką, być może metropolitą zostałby ktoś, kto nie mógłby być w jakikolwiek sposób sterowany przez SB i nie prowadził z bezpieką podwójnej gry, czego jak wiadomo nie tolerował kardynał Wyszyński. W jednym z dokumentów bezpieki przytaczane są słowa Gulbinowicza który mówi, że nie spotka się w centrum Warszawy, bo boi się, że Wyszyński go zobaczy. To pokazuje jasno, że hierarcha miał pełną świadomość, że jego tajne kontakty z SB zostaną ocenione przez Episkopat Polski bardzo negatywnie.

Wiemy także, że na życzenie SB bp. Gulbinowicz w okresie białostockim przeniósł do innych parafii dwóch księży, którzy przejawiali postawy opozycyjne. Warto też odnotować, że jako administrator apostolski w Białymstoku Gulbinowicz nie do końca wykonywał polecenia Episkopatu, np. w zakresie walki o nowe kościoły, czy sporu z władzami związanymi z reformą szkolnictwa w latach 70.

Sam duchowny miał świadomość szkodliwości tych rozmów. Będąc wicerektorem, potem rektorem seminarium duchownego w Olsztynie przestrzegał wykładowców i swoich wychowanków przed jakimikolwiek kontaktami z SB. Dobrze wiedział, że są one szkodliwie dla Kościoła. Dodam, że dla bezpieki było ma informacji nieważnych, czego dowodzi np. rozpracowywanie operacyjne Karola Wojtyły, kiedy SB chciała wiedzieć np. co kardynał je na śniadanie i jakiej pianki do golenia używa.

"Na jedną z rozmów z SB Gulbinowicza zawiózł Sławoj Leszek Głódź"

W maju 1985 r. bp. Gulbinowicz otrzymał kapelusz kardynalski. Kilka miesięcy później doszło do spotkania z SB, w czasie której hierarcha zmienił swoje stanowisko. Na wstępie zażądał od rozmówcy, aby ten podał swoje stanowisko w resorcie i okazał delegację na piśmie, podkreślając że będzie rozmawiał jedynie na oficjalnej ścieżce.

Po 1979 r. dialog bezpieki z Gulbinowiczem był coraz mniej skuteczny. Metodyka prowadzenia rozmów przez kolejnych funkcjonariuszy SB nie zawsze przypadała biskupowi do gustu, zwłaszcza w przypadku ppłk-a Błażejewskiego, który był jak na optykę hierarchy zbyt konfrontacyjne nastawiony. Błąd w podejściu aparatu bezpieczeństwa doprowadził do rozluźnienia dialogu i dlatego postanowiono, że do rozmów z biskupem wróci po długiej przerwie, niemal z emerytury, ppłk Maj, który rozmowy z ks. Gulbinowiczem zainicjował.

W przypadku ostatniej rozmowy widać, że dla kard. Gulbinowicza pułkownik SB jest już rozmówcą zbyt niskiego szczebla. Przypomnę, że po nominacji kardynalskiej gratulacje do Wrocławia przysłali szef Urzędu ds. Wyznań i I sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski. W moim odczuciu Gulbinowicz nabrał wtedy przekonania, że może teraz prowadzić rozmowy z najbardziej wpływowymi osobami w kraju.

Kardynał Henryk Gulbinowicz i rzeczniczka prasowa rządu Aleksandra Jakubowska podczas pikniku w czwartą rocznicę powstania Business Centre Club. Warszawa, 1995 r.
Kardynał Henryk Gulbinowicz i rzeczniczka prasowa rządu Aleksandra Jakubowska podczas pikniku w czwartą rocznicę powstania Business Centre Club. Warszawa, 1995 r.

Żądanie delegacji na piśmie świadczyło o tym, że nie chce więcej spotykać się z funkcjonariuszem niskiego szczebla, nawet jeśli był to szef SB na dany region. Bezpieka nigdy nie wystawiłaby takiego dokumentu, bo pokazywałoby to, że prowadzi tajne działania mające na celu inwigilację Kościoła. W podsumowaniu ostatniej rozmowy ppłk Maj zaznaczył, że Gulbinowicz chce już unikać rozmów, które mają charakter konfidencjonalny i może rozmawiać wyłącznie oficjalnie, jako przedstawiciel Episkopatu. Dodać wypada, że taką postawę powinien przyjąć 16 lat wcześniej.

Czy kard. Gulbinowicz zerwał związki z bezpieką bo wiedział, że ta nie będzie już w stanie zaoferować mu niczego więcej?

Poniekąd tak, bo osiągnął właściwie maksimum tego co mógł osiągnąć w kościelnej karierze. Bez wątpienia kard. Gulbinowicz traktował te rozmowy instrumentalnie, będąc przekonanym, że przechytrzy SB. Tak się jednak nie stało.

Chciałem zapytać o protegowanych kard. Gulbinowicza. Pod jego skrzydłami karierę rozwinęli tacy hierarchowie jak abp Sławoj Leszek Głódź, bp Edward Janiak, czy abp Marian Gołębiewski. Po premierze filmów braci Sekielskich o niektórych z nich zrobiło się głośno i niestety nie jest to dobry rozgłos.

Nie jest przypadkiem, że jednym z pierwszych zaufanych duchownych bpa Gulbinowicza w Białymstoku był ks. Głódź. Z materiałów SB wynika, że na jedną z rozmów z gen. Straszewskim Gulbinowicza przywiózł właśnie ten duchowny. To wyraz bardzo daleko idącego zaufania i nie mam wątpliwości, że to zaufanie pomogło później w karierze Głodzia. Z materiałów Urzędu ds. Wyznań wynika, że abp. Gulbinowicz zarządzając archidiecezją wrocławską był bardzo wyrozumiały dla rozmaitych wybryków księży, także tych ze sfery osobistej. Trudno nie zadać pytania z czego ta postawa wynikała. W moim przekonaniu z jego własnych słabości dot. niemoralnego życia w okresie olsztyńskim i białostockim.


Kard. Gulbinowicz w czasie rozmowy z premier Hanną Suchocką. Trzebnica, 1993 r.
Kard. Gulbinowicz w czasie rozmowy z premier Hanną Suchocką. Trzebnica, 1993 r.

W tekście odnosi się pan m.in do informacji bezpieki, które sugerują homoseksualne skłonności ks. Gulbinowicza. Można spodziewać się, że opublikowane przez pana informacje nie spodobają się części czytelników. Co odpowiedziałby pan tym krytykom, którzy być może zarzucą panu burzenie pomnika zasłużonego dla opozycji duchownego?

Zawód historyka ma to do siebie, że stale należy poddawać weryfikacji tezy, które się stawia. Chętnie skonfrontuję się z ewentualnymi krytykami moich ustaleń. To, jak wcześniej pisano o ks. Gulbinowiczu jest według mnie daleko niewystarczające i błędne, pokazuje obraz jego posługi biskupiej w PRL niezgodnie z rzeczywistością. Uważam, że dochowałem staranności jako badacz dziejów najnowszych. Przytoczyłem wszystkie materiały, starałem się oddać sprawiedliwość bohaterowi swojego tekstu i pokazać, że mimo prowadzonych przez 16 lat rozmów z SB nie uważam go za postać jednoznacznie negatywną.

Mam nadzieję, że mój tekst pokazuje całą złożoność postaci kardynała Gulbinowicza. Nie możemy mówić, że w przez cały okres PRL był on jednoznacznie opozycyjny, ale nie mają też racji krytycy Kościoła, którzy mówią, że ksiądz przeszedł całkowicie na stronę władzy ludowej. Rzeczywistość była bardziej skomplikowana i przez to tak ciekawa. Takie sytuacje, jak rozmowy ks. Gulbinowicza SB pokazują, że w historii PRL jest jeszcze wiele do odkrycia i napisania.

Pod koniec roku nakładem wydawnictwa IPN ukaże się książka pt. "Dialog należy kontynuować. Rozmowy operacyjne Służby Bezpieczeństwa z ks. Henrykiem Gulbinowiczem z lat 1969-85. Studium przypadku". Autorami książki są dr hab. Rafał Łatka i dr hab. Filip Musiał




Zakonnice głosowały za podopieczne - KOMENTARZE




"GW": Zakonnice głosowały za podopieczne


WIADOMOŚCI LOKALNE  28 lipca (10:34)

Siostry zakonne wypełniały karty do głosowania za podopieczne z domu opieki - informuje "Gazeta Wyborcza", powołując się na nagrania rozmów z pensjonariuszkami. "Insynuacje i oskarżenia" - odpowiada siostra Emilia, kierująca Zakładem Opiekuńczo-Leczniczym w Świętej Katarzynie. W tamtejszej komisji wyborczej Andrzej Duda dostał 100 proc. głosów.

Zdj. ilustracyjne /123RF/PICSEL
Zdjęcie ilustracyjne

W prowadzonym przez Siostry Pasterki Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Świętej Katarzynie (woj. dolnośląskie) mieszkają panie o różnym stopniu niepełnosprawności intelektualnej, a niektóre z nich są niepiśmienne.

Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w tegorocznych wyborach prezydenckich krzyżyki na kartach przy nazwisku Andrzeja Dudy zaznaczać miała zakonnica. Głosy oddano korespondencyjnie.

Dziennik publikuje zapis rozmów jednej z opiekunek z pensjonariuszkami. Dwie kobiety przyznają, że krzyżyk na karcie do głosowania stawiała za nie siostra Bernadetta, one składały podpisy. Z rozmów wynika, że kolejna z pań nie była świadoma, kto startuje w wyborach. Mówiła, że zagłosowała na Kaczyńskiego.

Siostra Emilia: Nie instruowałam

Poproszona o odniesienie się do sprawy siostra kierowniczka zapewnia "Gazetę Wyborczą", że nieprawidłowości nie było, a w głosowaniu brały udział wyłącznie osoby świadome. Twierdzi, że nie mówiła ani siostrze Bernadecie, ani podopiecznym, na kogo mają oddać głos.

Szef KBW: Wątpliwości powinna wyjaśnić prokuratura

Tomasz Szczepański, przewodniczący delegatury Krajowego Biura Wyborczego, zauważa, że do KBW nie dotarły zgłoszenia o nieprawidłowościach w komisji w Świętej Katarzynie. "Jeśli jednak ktoś ma dowody na ingerencję w treść kart wyborczych, sprawę powinna wyjaśnić prokuratura" - zaznacza.

Zwraca na to uwagę także były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński. Jak mówi "Wyborczej", wywieranie wpływu na sposób głosowania poprzez nadużycie stosunku zależności zagrożone jest karą od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.


Wygrywa PiS

"GW" zauważa, że w komisji w Świętej Katarzynie od 2010 roku w każdych wyborach wygrywają kandydaci Prawa i Sprawiedliwości z wynikami między 98 a 100 proc. poparcia.




KOMENTARZE:

~info- 

Przykazanie VIII "Nie mów fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu". Siostry skłamały świadomie i dobrowolnie, co oznacza grzech ciężki. Ja twierdzę, że znakomita większość duchowieństwa i osób zakonnych nie wierzy w słowo Boże, bo gdyby wierzyli, to by w ten sposób nie postępowali.

~Tejro- 

Jeżeli siostry głosowały za niepełnosprawne intelektualnie pensjonariuszki to głosowanie powinno zostać unieważnione. To po pierwsze. Po drugie jeżeli głosowały za kogoś innego, to ten ktoś powinien dać swoje pełnomocnictwo do głosowania osobie drugiej. Czy takie pełnomocnictwa zostały siostrom udzielone? Jeżeli nie to powinna się tym zająć prokuratura.

~oszuści- 

cały katolicyzm jest oparty na kłamstwie. Darowizna konstantyńska, triumfalny wstęp do niezliczonych fałszerstw chrześcijańskich, powstała prawdopodobnie w VIII w. z inicjatywy papieża Stefana II. Potrzebował on tytułu prawnego do spodziewanych posiadłości terytorialnych. Stworzył dokument, który legitymizował św. Piotra, jako prawowitego władcę i posiadacza Italii, a papieża, jako właściciela rangi cesarskiej. Oszustwo swoje Stefan II oparł na V wiecznej legendzie o Sylwestrze, według której Konstantyn był prześladowcą chrześcijan i za to został dotknięty trądem. Według niej, papież Sylwester uzdrowił jednak cesarza i ochrzcił go na Lateranie. W rzeczywistości Konstantyn nie prześladował chrześcijan, lecz obdarzył ich ogromnymi przywilejami. Nigdy nie był też trędowatym i nie ochrzcił go Sylwester, lecz Arianin, biskup Euzebiusz na łożu śmierci w 337r. Dokument ów, za pomocą którego papiestwo wyłudziło podstępem Państwo Kościelne i uzasadniło swoje panowanie nad światem, odwrócił całkowicie istniejącą sytuację: cesarz rzymski, któremu dotychczas podlegało chrześcijaństwo, stawał się teraz poddanym papiestwa. Oszustwo miało postać rzekomego edyktu Konstantyna I, skierowanego do papieża Sylwestra I, z datą i podpisem, jakoby to on sam sporządził go u grobu św. Piotra. Z wdzięczności za swoje cudowne uzdrowienie z trądu darowuje on papieżowi cały kontynent. Dokument mówi, iż dla siebie cesarz wybuduje na wschodzie nową stolicę, której nada swoje imię, a w samym Rzymie zlikwiduje administrację państwową, gdyż jest niewłaściwym, by świecki władca sprawował władzę tam, gdzie Bóg ustanowił rezydencję głowy religii chrześcijańskiej. Papież i jego następcy otrzymują Pałac Laterański, Rzym z jego prowincjami, dystryktami i miastami Italii oraz wszystkie regiony Zachodu. Papież otrzymuje te same insygnia i odbiera te same honory, co cesarz, wśród nich prawo do noszenia korony cesarskiej, purpurowego płaszcza i tuniki; Sylwester miał jednak odmówić noszenia korony, w związku z czym, cesarz przyznał mu prawo do noszenia wysokiej białej czapki. Dokument jest na tyle nieudolnie sfabrykowany, iż gdy tylko się pojawił, budził wątpliwości. Zawiera wiele oczywistych sprzeczności i anachronizmów, np. nosząc datę, 315 n.e., wymienia z nazwy Konstantynopol, który powstał dopiero w roku 330. W 1440 roku historyk i duchowny Lorenzo Valla udowodnił bezspornie, że "Donacja" jest falsyfikatem. Następnie, do tego samego wniosku doszli inny badacze. Marcin Luter odniósł się do fałszerstwa w kwestionującym władzę papieża dziele „Do szlachty chrześcijańskiej narodu niemieckiego o poprawie stanów chrześcijańskich”. Fenomenem dokumentu jest to, iż pomimo powszechnej świadomości jego nieprawdziwości, przywileje i dobra tam wymienione oraz faktycznie uzyskane, przez wiele stuleci przyczyniały się do wzrostu potęgi katolicyzmu, a z wielu z nich Kościół Katolicki bezprawnie korzysta do dnia dzisiejszego. Źródło: Karl Heinz Deshner „Kryminalna historia chrześcijaństwa” Tom IV.

~bimber- 

Sprawdziłem na stronach pkw. W tej jedej gminie (Siechnice woj Dolnośląskie) głosowało 13 tys wyborców. 8 tys glosów dostał Trzaskowski, a 5 tysiecy Duda. Te 75 głosów nie miało ŻADNEGO wpływu na wynik wyborów nawet w tej jednej gminie. I żeby była jasność, jeżeli były jakieś przewałki to trzeba to wyjaśnić i wyeliminować w przyszłości. Ale przestańceie juz wałkować temat wyborów. Odbyły się. Jeden wygrał drugi przegrał i koniec tematu .

~andrzejsiarka- 

No a cóż w tym takiego dziwnego, przecież sojusz kleru z pisem tak cuchnie na odległość że tylko porządny przeciąg z bezpowrotnym wywianiem ich do Watykanu jakoś uzdrowi sytuację. Nie ma co się oburzać, bo musielibyśmy to robić codziennie a nasze zdrowie jest ważniejsze. Zamiast oburzać się - po prostu nie korzystać z ich czarów.