Translate

niedziela, 24 lutego 2013

Papieżyca Joanna - Watykan...1




Papież Joanna

Legenda o kobiecie papieżu należy do najstarszych i naj­bardziej barwnych opowieści z historii Kościoła. Jej źródeł należy szukać w klasztorach dominikańskich w połowie XIII wieku. Około roku 1250 w kronice dominikanina Jana de Mailly i nieco później w kronice Polaka Marcina z Opawy. Marcin był dominikaninem i arcybiskupem gnieźnieńskim  Był kapelanem papieża Aleksandra IV i jego następców  Na polecenie Klemensa IV opracował „Kronikę papieży i cesarzy". W średniowieczu był to najbardziej popularny zarys dziejów od czasów Chrystusa do 1277 roku. Zmarł w 1279 roku. Po raz pierwszy pojawiły się informacje o Jo­annie - kobiecie papieżu. Jej pontyfikat trwać miał mniej więcej dwa lata i która panować miała w latach od 855 do 857 roku.


W tę legendę uwierzono niemal powszechnie w średniowieczu  a opowieść o kobiecie papieżu była żywo kultywowana do XVI wieku. Na karty historii Kościoła Joanna wraca z powodzeniem w końcu wieku XIX dzięki twórczości grec­kiego pisarza Emanuela Roidisa.

Warto zastanowić się, dlaczego tak fantastyczna opowieść o kobiecie na papieskim tronie w ogóle powstała, i to bynaj­mniej nie w środowiskach wrogich Kościołowi, ale w klaszto­rach, oraz dlaczego jej pontyfikat umieszczono w połowie IX wieku.

Od dawna już w klasztorach rzesze skrybów przepisujących kroniki zamieszczały w nich informacje i nierzadko zmyślone historie, które służyć miały określonym celom. Prawda historyczna i wiarygodność faktów nie miała przy tym większego znaczenia. Pontyfikat Joanny nastąpić miałby po pontyfikacie Leona IV (847-855), papieża wywodzącego się z zakonu Benedykty­nów. Jego pontyfikat wniósł dla historii Kościoła ogromne znaczenie. Papież z wielką uwagą przystąpił niemal natychmiast po swoim wyborze do wzmocnienia władzy biskupów Rzymu. W pierwszym rzędzie chciał zabezpieczyć Rzym przed najazdami Saracenów - muzułmańskich Arabów i Berberów z Afryki Północnej i Hiszpanii, którzy od czasu do czasu wyprawiali się na Rzym, łupiąc ludność, mszcząc świąty­nie i podpalając cale dzielnice. Leon IV pamiętał sam taki najazd Saracenów, którzy za czasów jego poprzednika, Ser­giusza II, złupili Rzym i zniszczyli Bazylikę Św. Piotra w Wa­tykanie. Leon IV w latach 848-852 zbudował potężne mury, które wraz z Zamkiem św. Anioła (mauzoleum Hadriana) chronić miały odbudowaną właśnie Bazylikę Św. Piotra.

W ten sposób powstało silnie ufortyfikowane miasto Leonowe - civitas Leonina. Papież zawarł sojusz z sąsiadującymi z Rzymem miastami, podległymi władzy cesarskiej w Bizancjum, by połączonymi siłami pokonać flotę saraceńską, szykującą się właśnie do kolejnego ataku na Rzym.

Leon IV, systematycznie wzmacniając fortyfikacje obron­ne wokół Rzymu i wchodząc w odpowiednie sojusze wojsko­we, dążył do zdecydowanego umocnienia swojej władzy. Wzmocnienie Porto - portu u ujścia Tybru, założenie twierdzy Leopolis (Civitavecchia) - zjednały papieżowi niezwykłą sympatię Rzymian. Uznali oni w papieżu swojego obrońcę, tym bardziej że Leon IV systematycznie dążył nie tylko do uznania swojej władzy, ale także do uniezależnienia wszystkich biskupów od władzy świeckiej. Właśnie wtedy sfabrykowane zostały dokumenty, które przez następne siedemset lat służyły kolejnym papieżom w budowaniu autorytetu papiestwa i jego pozycji w świecie feudalnym. W otoczeniu arcybiskupa Hinkmara z Reims w latach 847-852 zebrano pisma pa­pieskie w tzw. Dekrety Pseudo-Izydora. Były to prawdziwe i sfabrykowane dokumenty papieskie, cesarskie, soborowe i synodalne. Wykazywały one niezależność władzy biskupiej od władzy świeckiej, ograniczenie władzy metropolitów i postanowień synodalnych nad władzą biskupów diecezyjnych, a przede wszystkim wykazywały zwierzchność władzy pa­pieskiej biskupów Rzymu, do których jedynie należeć miał sąd nad biskupami. Dekrety Pseudo-Izydora aż do XV wieku uznawano za autentyczne.

Pontyfikat Leona IV tak ważny dla pozycji papieży w le­gendzie o papieżycy Joannie będzie wielokrotnie przypominany. Autorzy legendy dowodzą, że właśnie dzięki Joannie, która miała być rzekomo najbliższym doradcą papieża, Leon IV mógł realizować tak jednoznaczną politykę. Argumentem w tej dyskusji miało być przekonanie, że cały pontyfikat Leona IV odbiegał zdecydowanie od pontyfikatów jego następców.
Chaos w administracji papieskiej i konflikty między pretendentami do tronu papieskiego bardziej odpowiadały obrazowi epoki niż silny pontyfikat Leona IV.

W pewnym stopniu pierwowzoru papieżycy Joanny szukać należy w osobie antypapieża Jana, który obwołany przez lud rzymski, u którego cieszył się ogromną sympatią, miał zostać papieżem w roku 844. Kardynałowie i wyższe duchowieństwo tymczasem obrało innego kandydata - Sergiusza II. Jan, którego wybór nie był kanoniczny, dzięki wsparciu ludu rzymskiego, opanował Lateran - siedzibę papieży, lecz wkrótce został pokonany przez wojska papieskie i usunięty.

Mimo iż wyższe duchowieństwo i kardynałowie, którzy wybrali Sergiusza II, domagali się od papieża skazania Jana na śmierć, ten mając w pamięci ogromną sympatię, jaką cie­szył się Jan wśród ludu rzymskiego, zesłał go do klasztoru. Dalsze losy Jana nie są znane. I te nieznane losy Jana służyły niektórym jako pożywka do legendy o papieżu, który także cieszył się ogromną sympatią ludu rzymskiego.

Pontyfikat Leona IV wzmocniła także inna postać, do której wielokrotnie będziemy jeszcze wracać na łamach tej książki. Był nim Anastazy Bibliotekarz. Grek - mianowany kardynałem właśnie przez Leona IV, został następnie ekskomunikowany i wygnany z Rzymu, by następnie powrócić z poparciem cesarza Ludwika II. Anastazy uwięzi prawowicie wybranego papieża Bene­dykta III, by samemu sprawować tę godność. Anastazy był posądzany o współudział w haniebnym morderstwie córki pa­pieża Hadriana II i jej matki Stefanii. Do tej sprawy jeszcze wrócimy.

Innocenyty IV
Leon IV był w młodości mnichem benedyktyńskim. Kiedy powstawała legenda o Joannie, na tronie papieskim zasiadał także mnich benedyktyński Innocenty IV. Sytuacja papiestwa za jego pontyfikatu niezwykle przypominała tę sprzed cztery­stu lat. Po 17 dniach panowania umarł w 1241 roku papież Ce-lestyn IV, kardynałowie w obawie o swoją wolność przez przeszło półtora roku nie decydowali się na wybór nowego Zarządcy Kościoła. Cesarz Fryderyk II umacnia swoją władzę - mimo ekskomuniki poprzedniego papieża Grzegorza IX. Nowo wybrany papież Innocenty IV, podobnie jak czterysta lat wcześniej Leon IV natychmiast zadeklarował, że chce i będzie panował także nad królami.Czy to tylko zbieg okoliczności, podobieństwa epok - benedyktyńskie pochodzenie papieży?

Są tacy, którzy znając od wieków trwające spory między starymi i wpływowymi zakonami kościoła - benedyktynami i dominikanami (autorzy legendy o kobiecie papieżu), właśnie w tym szukają prawdziwych źródeł tej niezwykłej historii.

Ale wróćmy do postaci Joanny. Jej losy przypomnimy za cytowanym już greckim pisarzem Emanuelem Roidisem. Opublikował on w 1866 roku barwną opowieść o kobiecie na papieskim tronie. Książka Roidisa pt. Papież Joanna od razu przyjęta została przez różne środowiska z oburzeniem. Czytelnicy uznali ją za prawdziwy bestseller. Książka w ogromnych nakładach ukazała się w tłumaczeniach w większości krajów europejskich i mimo archaicznego języka Jakim została napisana, jest popularna do dnia dzisiejszego.

4 kwietnia 1866 roku Święty Grecki Synod wydał encyklikę przeciw książce Emanuela Roidisa, żądając zakazu jej sprzedaży i czytania. Wydaje się, że ta encyklika oraz późniejsza twórczość biskupa Kościoła greckiego, Karystii Makariosa - przyczyniły się do wielkiej popularności - marnej skądinąd - powieści. Biskup Markarios - jeden z najbardziej błyskotliwych polemistów - wezwany został przez Święty Synod Kościoła Grecji do walki zarówno z autorem powieści o Joan­nie, jak i z rządem, o wydanie zakazu rozpowszechniania książki. Biskup zagroził nawet władzom państwowym, że jeżeli nie podejmą odpowiednich działań uniemożliwiających sprzedaż książki - Kościół wypowie posłuszeństwo rządowi. Skandal wywołany wokół książki odniósł tylko jeden skutek - książka dotarła nawet do tych kręgów społeczeństwa Grecji, które nigdy z literaturą nie miały do czynienia. Nie pierwszy i nie ostatni raz Kościół, podejmując ostrą polemikę w swojej obronie, przysporzył polemistom wiele argumentów o hipokryzji moralnej i ciemnocie.

Mimo iż najsłynniejsza z powieści Emanuela Roidisa święciła triumfy wydawnicze w Grecji i wkrótce przekroczyła jej granice, jej autor umarł w Atenach w 1904 roku - o ironio - w prawdziwej biedzie. Spróbujmy prześledzić, korzystając z kronik dominikańskich i zapisów wielu historyków Kościoła (w tym także tych uznanych i akceptowanych przez władzę kościelną) ziemskie niedole Joanny.

Nasza bohaterka miała przyjść na świat około roku 818. Jej ojcem był podobno mnich angielski, którego imienia niestety nie znamy. Matka -jasnowłosa Juta, przed poznaniem wspomnianego mnicha pędziła bujne i rozwiązłe życie, przekazywana z rąk do rąk przez barona saskiego, jego dworzan i służbę  Juta, która pasała gęsi, trafiła na końcu do pomywacza, który był człowiekiem niezwykle pobożnym i wymienił gęsiarkę ze znanym nam już mnichem na relikwię - ząb świętego Gudlaga. Przyszli rodzice Joanny pędzili szczęśliwe jak na owe czasy życie do czasu, kiedy świątobliwy biskup Yorku polecił swoim mnichom udać się na misję do królestwa Fran­ków, rządzonego wówczas przez Karola Wielkiego. Z Anglii nasz zapobiegliwy mnich dotarł do Padebom w pobliże dworu Karola, by później przez osiem lat wędrować z nauką Chrystusa po bezdrożach Westfalii. Kroniki, choć nie znają imienia mnicha, podają szczegółowe dane o torturach, jakie przechodził głosząc naukę Kościoła. Był biczowany, kamienowany, pławiony w Renie i Łabie, palony, wieszany, a mimo to ze wszystkich opresji wyszedł cało. Różne plemiona germańskie a to wyłupiły mu oko, a to obcięły oboje uszu, a to obcięły nos, a to wreszcie wraz z dwójką dzieci pozbawiły mnicha możliwości dalszego ojcostwa.

Wierna małżonka, Juta, modlitwami zabiegała o cud ojcostwa dla swojego mnicha. Nie doczekawszy cudu, Juta za sprawą dwóch maruderów z wojska księcia erfurckiego i w obecności mnicha swojego „małżonka" ponownie znalazła się w stanie błogosławionym. Po trzech kwartałach - jak pisze nasz historyk - z tak nieszczęsnej sytuacji zrodziła się dziewczynka, której nadano imię Joanna. Był rok 818. Rodzice, aby zahartować dziecko do trudów wędrownego życia, zamoczyli je w mroźnej toni Renu. Wszystko to działo się w okolicach Moguncji.

Joanna - urodziwa dziewczynka - dorastała pod troskliwą opieką rodziców. Ojciec, mnich, od niemowlęcia przysposabiał dziecię do misji apostolskich. Uczył skomplikowanych prawd teologicznych. Mała Joanna znała przypisane modlitwy nie tylko po łacinie, ale i po angielsku i grecku. Tę szczęśliwą gromadkę jako pierwsza opuściła matka Juta. Ośmioletnia Joanna wygłosiła na grobie matki mowę pożegnalną. Umęczony trudami życia, osłabiony mękami mnich wraz z córką dalej podróżował między Frankfurtem i Moguncją, między Łabą a Renem, by dokonać wreszcie swojego żywota. I w tym przypadku Joanna pożegnała swojego ostatniego opiekuna, sama kopiąc zmarłemu grób.
Po tak ciężkich przeżyciach naszą bohaterkę we śnie nawiedziły dwie niewiasty. Jedna z nich przepowiedziała Joan­nie przyszłość i wskazała drogę do klasztoru. Tak Joanna znalazła się w benedyktyńskim klasztorze świętej Blitrudy w Mosbach. Teraz właśnie widzimy, dlaczego wcześniej przywołaliśmy benedyktyński rodowód papieży.

Do klasztoru Joanna dotarła nie bez cudownej pomocy Opatrzności. Kiedy chroniąc się przed nastającymi na jej dziewiczą cześć mnichami - schowała się w trumnie, po obudzeniu miała już długą brodę i wygląd iście nie niewieści. Ta bro­da pozwoliła jej uciec spod władzy napastników, a skoro była już wolna, to i broda zniknęła. W klasztorze w Mosbach Joanna prowadziła surowy tryb życia, spędzając czas głównie w bibliotece, gdzie nie tylko wzbogaciła swoją wielką już wiedzę, ale głównie chroniła się przed nadmierną życzliwością matki przeoryszy. W takich warunkach wchodziła w życie doświadczona nasza bohaterka. Wyróżniała się spośród mniszek wiedzą teologiczną, pobożnością, a nadto sztuką kaligrafii. Przepisywanie ksiąg kościelnych było wówczas głównym zadaniem klasztorów. Wtedy przybył do Mosbach z polecenia opata innego klasztoru benedyktyńskiego w Fuldzie mnich Frumendiusz, który miał na potrzeby misji szykowanych przez opata z Tu­ryngii przepisać listy św. Pawła. Oboje Joanna i mnich Frumendiusz posiedli po mistrzowsku trudną sztukę kaligrafii i oboje otrzymali zadanie skopiowania listów świętego Pawła. Pięknego lica osiemnastoletni mnich Frumendiusz zrazu niczego nie odmówił swojej współpracownicy  Ta strona ludzkiego życia była mu zupełnie nie znana. Dzieło dobiegało końca, a mnich musiał opuścić klasztor  Tęskniąc za współpracownicą, przesyłał do niej listy, by w jednym z nich namówić Joannę do spotkania poza murami klasztoru i tak los połączył ich oboje. Joanna w męskim - mnisim przebraniu z Frumendiuszem udali się w podróż w poszukiwaniu właściwego dla siebie miejsca. I tak dotarli do Fuldy.

Był rok 840 - rok śmierci Karola Wielkiego. Po śmierci władcy kraj ogarnął chaos i wojny domowe. W Germanii waśnie spadkobierców króla dawały się szczególnie we znaki. W takich warunkach Joanna i Frumendiusz ruszyli w dalszą podróż, tym razem na południe przez Bawarię, Jezioro Bodeń­skie, dotarli do Klasztoru Świętego Galia w Saint Galion. Tu Frumendiuszowi towarzyszył mnich Jan (a nie Joanna). Do wielu klasztorów Helwetii -jak podają kronikarze - nie miały wstępu nie tylko kobiety, ale nawet żadne zwierzęta rodzaju żeńskiego. Joanna w obawie, że jej płeć została rozpoznana  namówiła Frumendiusza do dalszej ucieczki. Teraz już na stale w męskim przebraniu. Jan i Frumendiusz udali się w dalszą drogę. Przez Lucernę dotarli do Lyonu. Statkiem kupców żydowskich płynęli Rodanem, aż wreszcie dotarli do kolejnego klasztoru żeńskiego, gdzie szybko upłynęły miesiące pod opieką mniszek. Jan, dotknięty nieznaną chorobą zazdrości, wysłany został przez mniszki do groty Świętej Magdaleny, w której rosło zawsze zielone drzewo, którego zapach przepędzał wszelkie demony.

Frumendiusz towarzyszył w niedoli przyjacielowi. W kilkudniową podróż udali się na ośle. Gdy dotarli do groty, zgłodniały osioł pod nieuwagę mnichów oskubał wszystkie liście z świętego drzewa. Od tego czasu według legendy wszystkie osły skazane zostały na potępienie za świętokradcze obżarstwo  Przerażeni tym oślim występkiem wędrowcy, nie ośmielili się już wrócić do klasztoru. Dotarłszy do Tulonu, zaokrętowali się na statek płynący do Aleksandrii. Nasi bohaterowie nie mieli zamiaru udawać się aż w tak daleką podróż. Postanowili  że jadąc przez Korsykę, podróż swoją skończą w Ate­nach. Mnich Jan znakomicie władał greką już od dziecka. Tak dotarli najpierw do Korsyki, a później przez Megarę właśnie do Aten. Łaskawy los i w Atenach sprzyjał podróżnikom. Uczestniczyli oni w obrzędach kościelnych prowadzonych według nie znanych mnichom ceremoniałów przez biskupa ateńskiego, Nikitę, a następnie trafili na ucztę wydaną przez biskupa.

Był to w Atenach czas ożywionej dyskusji zwolenników i przeciwników kultu ikon. Przy stole zastawionym suto jadłem  jakiego mnisi do tej pory nie widzieli, toczyły się żywe dyskusje i spory teologiczne. Jan zadziwił gospodarzy swoją wiedzą i pobożnością, tak że Ateny wkrótce obiegła wieść o szczególnych gościach z zachodu. Klasztor w Dafne ofiarował benedyktyńskim gościom dożywotnią gościnę - ci jednak wybrali na swoją siedzibę erem błogosławionego Hermiliu-sza. W tej przystani odbywały się długie i uczone dysputy, na które przybywali do Jana biskupi i uczeni mężowie greccy. Wielu z nich wyczuwało prawdziwą - kobiecą naturę Jana. Tymczasem Jan oddalił się od Frumendiusza, jego miłość dawno zblakła. Frumendiusz swoją miłością zatruwał życie Jana, tak że tajemnica płci wszystkim stawała się znana. W obawie przed anatemą Jan zamierzał opuścić zazdrosnego i niemiłego już sercu mnicha. I znów szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił Janowi na rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Do Aten wpłynął wówczas statek biskupa Genui, który po jednej zaledwie nocy postoju w porcie, nazajutrz miał odpłynąć do Rzymu. Jan szybko skorzystał z okazji. Pozostało tylko pożegnanie Frumendiusza. Ten rozpaczał wielce po utracie wieloletniej towarzyszki doli i niedoli. Z rozpaczy zmarł w żałobnym lamencie, cudownie nawiedzony wcześniej przez swojego świętego patrona.

Jan tymczasem dotarł do Rzymu, gdzie władzę biskupią sprawował Leon IV. Jan, wzbogacony o wiedzę nabytą wśród Greków, w Rzymie trafił na trudne dla Kościoła dysputy o Trójcy Świętej. Wszechstronna wiedza Jana szybko zjednała mu zwolenników i rozgłos o uczonym mnichu dotarł do papieża  Jak chce legenda, Leon IV po godzinnej dyspucie, mianował Jana profesorem teologii w Kolegium św. Marcina. Na wykłady Jana garnęły tłumy, w tym sam papież. Jan nauczał Rzymian przez dwa lata, używając pięknego języka. Stał się wśród ludu niezwykle popularny, a dla wyższego duchowieństwa i kardynałów godnym współpracownikiem. Umierający papież powierzył Janowi opiekę nad swoim synem Florosem.

Nieprawym potomkiem papieża miał być urodziwy młodzieniaszek lat około dwudziestu.Szybko znajomość Jana i Florosa zmieniła swój charakter. Jan tymczasem obrany został przez lud i kardynałów nowym papieżem po śmierci Leona IV. Przezorny i roztropny do tej pory Jan w miłości do Florosa stracił wszystkie hamulce.

W tej dziwnej, zaskakującej legendzie, pełnej cudów i niewiarygodnych przypadków, nie mogło się obejść bez zagadkowego zakończenia. Są przynajmniej dwie opowieści o śmierci papieża Jana. Jedna wspomina o błagalnej procesji, której przewodził, aby uchronić Rzym przed plagą szarańczy, inna mówi tylko o uroczystej procesji bez plagi. Tak czy owak papież Jan, a właściwie papieżyca Joanna, przewodnicząc procesji konno, pod wzgórzem laterańskim tak nieszczęśliwie upadła z konia, że w wyniku potłuczenia poroniła i zmarła.

Dziecko i nieszczęśliwa kobieta pochowane zostały w miejscu upadku. Obszernie przytoczona legenda -jak dowodzą dzisiaj wszyscy historycy - nie byłaby warta nawet wspomnienia, gdyby nie uwierzono w nią powszechnie w całym świecie chrześcijańskim. Uwierzono w nią także w Rzymie. Rzymianie w miejscu, gdzie rzekomo pochowana została papieżyca wraz z dzieckiem, ustawili pomnik kobiety w połogu, który przetrwać miał do XVI wieku. Pomnik otoczony był napisem „Pa­pa Pater Patrum Peperit Papissa Papellum" - „papież rodzic ojców papieżyca spłodziła papieżątko". Zachowały się też inne pamiątki, świadectwa papiestwa Joanny. Dla uniknięcia w przyszłości podobnego wydarzenia postanowiono, że odtąd będzie sprawdzana płeć każdego nowo wybranego papieża. Wybrańca sadzano na specjalnym krześle - tronie dla sprawdzenia jego męskości. Zwyczaj ten przetrwał do końca XV wieku, a do dziś w Muzeum Watykańskim znajduje się jeden egzemplarz „ papieskiego tronu", zwanego „sedes stercoraria".
Jak się rzekło, dziś historycy powszechnie odrzucają prawdziwość legendy o kobiecie papieżu. Przytoczona jej wersja wskazuje, że jest ona przykładem wielu średniowiecznych pieśni i bajek, pozbawionych jakichkolwiek podstaw faktograficznych.

Warto jednak ponownie zadać pytanie, dlaczego opowieść o kobiecie na papieskim tronie zrodziła się nie gdzie indziej, jak właśnie w kręgach kościelnych i jej rzekomy pontyfikat umieszczony został w połowie IX wieku. Jednoznacznych odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy, a snucie kolejnych przypuszczeń będzie równie jałowe. Poprzestańmy, więc tylko na przypomnieniu tej najbardziej z barwnych i niewiarygodnych opowieści z historii Kościoła.

Fragment książki: Roberta A. Haasler „TAJNE SPRAWY PAPIEŻY”

Polecam Film z 2009 roku:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz