Papież Joanna
Legenda o
kobiecie papieżu należy do najstarszych i najbardziej barwnych opowieści z
historii Kościoła. Jej źródeł należy szukać w klasztorach dominikańskich w
połowie XIII wieku. Około roku 1250 w kronice dominikanina Jana de Mailly i
nieco później w kronice Polaka Marcina z Opawy. Marcin był dominikaninem i
arcybiskupem gnieźnieńskim Był kapelanem papieża Aleksandra IV i jego następców
Na polecenie Klemensa IV opracował „Kronikę papieży i cesarzy". W
średniowieczu był to najbardziej popularny zarys dziejów od czasów Chrystusa
do 1277 roku. Zmarł w 1279 roku. Po raz pierwszy pojawiły się informacje o Joannie
- kobiecie papieżu. Jej pontyfikat trwać miał mniej więcej dwa lata i która
panować miała w latach od 855 do 857 roku.
W tę
legendę uwierzono niemal powszechnie w średniowieczu a opowieść o kobiecie
papieżu była żywo kultywowana do XVI wieku. Na karty historii Kościoła Joanna
wraca z powodzeniem w końcu wieku XIX dzięki twórczości greckiego pisarza
Emanuela Roidisa.
Warto
zastanowić się, dlaczego tak fantastyczna opowieść o kobiecie na papieskim
tronie w ogóle powstała, i to bynajmniej nie w środowiskach wrogich
Kościołowi, ale w klasztorach, oraz dlaczego jej pontyfikat umieszczono w
połowie IX wieku.
Od dawna
już w klasztorach rzesze skrybów przepisujących kroniki zamieszczały w nich
informacje i nierzadko zmyślone historie, które służyć miały określonym celom.
Prawda historyczna i wiarygodność faktów nie miała przy tym większego
znaczenia. Pontyfikat
Joanny nastąpić miałby po pontyfikacie Leona IV (847-855), papieża wywodzącego
się z zakonu Benedyktynów. Jego pontyfikat wniósł dla historii Kościoła
ogromne znaczenie. Papież z wielką uwagą przystąpił niemal natychmiast po
swoim wyborze do wzmocnienia władzy biskupów Rzymu. W pierwszym rzędzie chciał
zabezpieczyć Rzym przed najazdami Saracenów - muzułmańskich Arabów i Berberów z
Afryki Północnej i Hiszpanii, którzy od czasu do czasu wyprawiali się na Rzym,
łupiąc ludność, mszcząc świątynie i podpalając cale dzielnice. Leon IV
pamiętał sam taki najazd Saracenów, którzy za czasów jego poprzednika, Sergiusza
II, złupili Rzym i zniszczyli Bazylikę Św. Piotra w Watykanie. Leon IV w
latach 848-852 zbudował potężne mury, które wraz z Zamkiem św. Anioła
(mauzoleum Hadriana) chronić miały odbudowaną właśnie Bazylikę Św. Piotra.
W ten
sposób powstało silnie ufortyfikowane miasto Leonowe - civitas Leonina. Papież
zawarł sojusz z sąsiadującymi z Rzymem miastami, podległymi władzy cesarskiej w
Bizancjum, by połączonymi siłami pokonać flotę saraceńską, szykującą się
właśnie do kolejnego ataku na Rzym.
Leon IV,
systematycznie wzmacniając fortyfikacje obronne wokół Rzymu i wchodząc w
odpowiednie sojusze wojskowe, dążył do zdecydowanego umocnienia swojej władzy.
Wzmocnienie Porto - portu u ujścia Tybru, założenie twierdzy Leopolis
(Civitavecchia) - zjednały papieżowi niezwykłą sympatię Rzymian. Uznali oni w
papieżu swojego obrońcę, tym bardziej że Leon IV systematycznie dążył nie tylko
do uznania swojej władzy, ale także do uniezależnienia wszystkich biskupów od
władzy świeckiej. Właśnie wtedy sfabrykowane zostały dokumenty, które przez
następne siedemset lat służyły kolejnym papieżom w budowaniu autorytetu
papiestwa i jego pozycji w świecie feudalnym. W otoczeniu arcybiskupa Hinkmara
z Reims w latach 847-852 zebrano pisma papieskie w tzw. Dekrety
Pseudo-Izydora. Były to prawdziwe i sfabrykowane dokumenty papieskie,
cesarskie, soborowe i synodalne. Wykazywały one niezależność władzy biskupiej
od władzy świeckiej, ograniczenie władzy metropolitów i postanowień synodalnych nad władzą biskupów diecezyjnych, a przede wszystkim wykazywały
zwierzchność władzy papieskiej biskupów Rzymu, do których jedynie należeć miał
sąd nad biskupami. Dekrety Pseudo-Izydora aż do XV wieku uznawano za
autentyczne.
Pontyfikat Leona
IV tak ważny dla pozycji papieży w legendzie o papieżycy Joannie będzie
wielokrotnie przypominany. Autorzy legendy dowodzą, że właśnie dzięki Joannie,
która miała być rzekomo najbliższym doradcą papieża, Leon IV mógł realizować
tak jednoznaczną politykę. Argumentem w tej dyskusji miało być przekonanie, że
cały pontyfikat Leona IV odbiegał zdecydowanie od pontyfikatów jego następców.
Chaos w
administracji papieskiej i konflikty między pretendentami do tronu papieskiego
bardziej odpowiadały obrazowi epoki niż silny pontyfikat Leona IV.
W pewnym
stopniu pierwowzoru papieżycy Joanny szukać należy w osobie antypapieża Jana,
który obwołany przez lud rzymski, u którego cieszył się ogromną sympatią, miał zostać papieżem w roku 844. Kardynałowie i wyższe duchowieństwo tymczasem
obrało innego kandydata - Sergiusza II. Jan, którego wybór nie był kanoniczny,
dzięki wsparciu ludu rzymskiego, opanował Lateran - siedzibę papieży, lecz wkrótce został pokonany przez wojska papieskie i usunięty.
Mimo iż
wyższe duchowieństwo i kardynałowie, którzy wybrali Sergiusza II, domagali się
od papieża skazania Jana na śmierć, ten mając w pamięci ogromną sympatię, jaką
cieszył się Jan wśród ludu rzymskiego, zesłał go do klasztoru. Dalsze losy
Jana nie są znane. I te nieznane losy Jana służyły niektórym jako pożywka do
legendy o papieżu, który także cieszył się ogromną sympatią ludu rzymskiego.
Pontyfikat
Leona IV wzmocniła także inna postać, do której wielokrotnie będziemy jeszcze
wracać na łamach tej książki. Był nim Anastazy Bibliotekarz. Grek - mianowany
kardynałem właśnie przez Leona IV, został następnie ekskomunikowany i wygnany z
Rzymu, by następnie powrócić z poparciem cesarza Ludwika II. Anastazy
uwięzi prawowicie wybranego papieża Benedykta III, by samemu sprawować tę
godność. Anastazy był posądzany o współudział w haniebnym morderstwie córki papieża
Hadriana II i jej matki Stefanii. Do tej sprawy jeszcze wrócimy.
Innocenyty IV |
Leon IV był
w młodości mnichem benedyktyńskim. Kiedy powstawała legenda o Joannie, na
tronie papieskim zasiadał także mnich benedyktyński Innocenty IV. Sytuacja
papiestwa za jego pontyfikatu niezwykle przypominała tę sprzed czterystu lat.
Po 17 dniach panowania umarł w 1241 roku papież Ce-lestyn IV, kardynałowie w
obawie o swoją wolność przez przeszło półtora roku nie decydowali się na wybór
nowego Zarządcy Kościoła. Cesarz Fryderyk II umacnia swoją władzę - mimo
ekskomuniki poprzedniego papieża Grzegorza IX. Nowo wybrany papież Innocenty
IV, podobnie jak czterysta lat wcześniej Leon IV natychmiast zadeklarował, że
chce i będzie panował także nad królami.Czy to
tylko zbieg okoliczności, podobieństwa epok - benedyktyńskie pochodzenie
papieży?
Są tacy,
którzy znając od wieków trwające spory między starymi i wpływowymi zakonami
kościoła - benedyktynami i dominikanami (autorzy legendy o kobiecie papieżu),
właśnie w tym szukają prawdziwych źródeł tej niezwykłej historii.
Ale wróćmy
do postaci Joanny. Jej losy przypomnimy za cytowanym już greckim pisarzem
Emanuelem Roidisem. Opublikował on w 1866 roku barwną opowieść o kobiecie na
papieskim tronie. Książka Roidisa pt. Papież Joanna od razu przyjęta została
przez różne środowiska z oburzeniem. Czytelnicy uznali ją za prawdziwy
bestseller. Książka w ogromnych nakładach ukazała się w tłumaczeniach w
większości krajów europejskich i mimo archaicznego języka Jakim została napisana,
jest popularna do dnia dzisiejszego.
4 kwietnia
1866 roku Święty Grecki Synod wydał encyklikę przeciw książce Emanuela
Roidisa, żądając zakazu jej sprzedaży i czytania. Wydaje się, że ta encyklika
oraz późniejsza twórczość biskupa Kościoła greckiego, Karystii Makariosa -
przyczyniły się do wielkiej popularności - marnej skądinąd - powieści. Biskup
Markarios - jeden z najbardziej błyskotliwych polemistów - wezwany został
przez Święty Synod Kościoła Grecji do walki zarówno z autorem powieści o Joannie,
jak i z rządem, o wydanie zakazu rozpowszechniania książki. Biskup zagroził
nawet władzom państwowym, że jeżeli nie podejmą odpowiednich działań
uniemożliwiających sprzedaż książki - Kościół wypowie posłuszeństwo rządowi.
Skandal wywołany wokół książki odniósł tylko jeden skutek - książka dotarła
nawet do tych kręgów społeczeństwa Grecji, które nigdy z literaturą nie miały
do czynienia. Nie
pierwszy i nie ostatni raz Kościół, podejmując ostrą polemikę w swojej obronie,
przysporzył polemistom wiele argumentów o hipokryzji moralnej i ciemnocie.
Mimo iż
najsłynniejsza z powieści Emanuela Roidisa święciła triumfy wydawnicze w Grecji
i wkrótce przekroczyła jej granice, jej autor umarł w Atenach w 1904 roku - o ironio - w prawdziwej biedzie. Spróbujmy
prześledzić, korzystając z kronik dominikańskich i zapisów wielu historyków
Kościoła (w tym także tych uznanych i akceptowanych przez władzę kościelną)
ziemskie niedole Joanny.
Nasza
bohaterka miała przyjść na świat około roku 818. Jej ojcem był podobno mnich
angielski, którego imienia niestety nie znamy. Matka -jasnowłosa Juta, przed
poznaniem wspomnianego mnicha pędziła bujne i rozwiązłe życie, przekazywana z
rąk do rąk przez barona saskiego, jego dworzan i służbę Juta, która pasała
gęsi, trafiła na końcu do pomywacza, który był człowiekiem niezwykle pobożnym i
wymienił gęsiarkę ze znanym nam już mnichem na relikwię - ząb świętego Gudlaga. Przyszli rodzice Joanny pędzili szczęśliwe jak na owe czasy życie do
czasu, kiedy świątobliwy biskup Yorku polecił swoim mnichom udać się na misję
do królestwa Franków, rządzonego wówczas przez Karola Wielkiego. Z Anglii nasz
zapobiegliwy mnich dotarł do Padebom w pobliże dworu Karola, by później przez
osiem lat wędrować z nauką Chrystusa po bezdrożach Westfalii. Kroniki, choć
nie znają imienia mnicha, podają szczegółowe dane o torturach, jakie przechodził głosząc naukę Kościoła. Był biczowany, kamienowany, pławiony w Renie i Łabie,
palony, wieszany, a mimo to ze wszystkich opresji wyszedł cało. Różne plemiona
germańskie a to wyłupiły mu oko, a to obcięły oboje uszu, a to obcięły nos, a
to wreszcie wraz z dwójką dzieci pozbawiły mnicha możliwości dalszego ojcostwa.
Wierna
małżonka, Juta, modlitwami zabiegała o cud ojcostwa dla swojego mnicha. Nie
doczekawszy cudu, Juta za sprawą dwóch maruderów z wojska księcia erfurckiego i
w obecności mnicha swojego „małżonka" ponownie znalazła się w stanie
błogosławionym. Po trzech kwartałach - jak pisze nasz historyk - z tak
nieszczęsnej sytuacji zrodziła się dziewczynka, której nadano imię Joanna. Był rok
818. Rodzice, aby zahartować dziecko do trudów wędrownego życia, zamoczyli je w
mroźnej toni Renu. Wszystko to działo się w okolicach Moguncji.
Joanna -
urodziwa dziewczynka - dorastała pod troskliwą opieką rodziców. Ojciec, mnich,
od niemowlęcia przysposabiał dziecię do misji apostolskich. Uczył
skomplikowanych prawd teologicznych. Mała Joanna znała przypisane modlitwy nie
tylko po łacinie, ale i po angielsku i grecku. Tę szczęśliwą gromadkę jako pierwsza
opuściła matka Juta. Ośmioletnia Joanna wygłosiła na grobie matki mowę
pożegnalną. Umęczony
trudami życia, osłabiony mękami mnich wraz z córką dalej podróżował między
Frankfurtem i Moguncją, między Łabą a Renem, by dokonać wreszcie swojego
żywota. I w tym przypadku Joanna pożegnała swojego ostatniego opiekuna, sama
kopiąc zmarłemu grób.
Po tak
ciężkich przeżyciach naszą bohaterkę we śnie nawiedziły dwie niewiasty. Jedna
z nich przepowiedziała Joannie przyszłość i wskazała drogę do klasztoru. Tak
Joanna znalazła się w benedyktyńskim klasztorze świętej Blitrudy w Mosbach.
Teraz właśnie widzimy, dlaczego wcześniej przywołaliśmy benedyktyński rodowód
papieży.
Do
klasztoru Joanna dotarła nie bez cudownej pomocy Opatrzności. Kiedy chroniąc
się przed nastającymi na jej dziewiczą cześć mnichami - schowała się w
trumnie, po obudzeniu miała już długą brodę i wygląd iście nie niewieści. Ta
broda pozwoliła jej uciec spod władzy napastników, a skoro była już wolna, to
i broda zniknęła. W
klasztorze w Mosbach Joanna prowadziła surowy tryb życia, spędzając czas
głównie w bibliotece, gdzie nie tylko wzbogaciła swoją wielką już wiedzę, ale
głównie chroniła się przed nadmierną życzliwością matki przeoryszy. W takich
warunkach wchodziła w życie doświadczona nasza bohaterka. Wyróżniała się
spośród mniszek wiedzą teologiczną, pobożnością, a nadto sztuką kaligrafii.
Przepisywanie ksiąg kościelnych było wówczas głównym zadaniem klasztorów. Wtedy
przybył do Mosbach z polecenia opata innego klasztoru benedyktyńskiego w
Fuldzie mnich Frumendiusz, który miał na potrzeby misji szykowanych przez opata
z Turyngii przepisać listy św. Pawła. Oboje
Joanna i mnich Frumendiusz posiedli po mistrzowsku trudną sztukę kaligrafii i
oboje otrzymali zadanie skopiowania listów świętego Pawła. Pięknego lica
osiemnastoletni mnich Frumendiusz zrazu niczego nie odmówił swojej współpracownicy
Ta strona ludzkiego życia była mu zupełnie nie znana. Dzieło dobiegało końca, a
mnich musiał opuścić klasztor Tęskniąc za współpracownicą, przesyłał do niej
listy, by w jednym z nich namówić Joannę do spotkania poza murami klasztoru i
tak los połączył ich oboje. Joanna w męskim - mnisim przebraniu z Frumendiuszem
udali się w podróż w poszukiwaniu właściwego dla siebie miejsca. I tak dotarli
do Fuldy.
Był rok 840
- rok śmierci Karola Wielkiego. Po śmierci władcy kraj ogarnął chaos i wojny
domowe. W Germanii waśnie spadkobierców króla dawały się szczególnie we znaki.
W takich warunkach Joanna i Frumendiusz ruszyli w dalszą podróż, tym razem na
południe przez Bawarię, Jezioro Bodeńskie, dotarli do Klasztoru Świętego Galia
w Saint Galion. Tu Frumendiuszowi towarzyszył mnich Jan (a nie Joanna). Do
wielu klasztorów Helwetii -jak podają kronikarze - nie miały wstępu nie tylko
kobiety, ale nawet żadne zwierzęta rodzaju żeńskiego. Joanna w obawie, że jej
płeć została rozpoznana namówiła Frumendiusza do dalszej ucieczki. Teraz już
na stale w męskim przebraniu. Jan i Frumendiusz udali się w dalszą drogę. Przez
Lucernę dotarli do Lyonu. Statkiem kupców żydowskich płynęli Rodanem, aż
wreszcie dotarli do kolejnego klasztoru żeńskiego, gdzie szybko upłynęły
miesiące pod opieką mniszek. Jan, dotknięty nieznaną chorobą zazdrości, wysłany
został przez mniszki do groty Świętej Magdaleny, w której rosło zawsze zielone
drzewo, którego zapach przepędzał wszelkie demony.
Frumendiusz
towarzyszył w niedoli przyjacielowi. W kilkudniową podróż udali się na ośle.
Gdy dotarli do groty, zgłodniały osioł pod nieuwagę mnichów oskubał wszystkie
liście z świętego drzewa. Od tego czasu według legendy wszystkie osły skazane
zostały na potępienie za świętokradcze obżarstwo Przerażeni tym oślim
występkiem wędrowcy, nie ośmielili się już wrócić do klasztoru. Dotarłszy do
Tulonu, zaokrętowali się na statek płynący do Aleksandrii. Nasi bohaterowie
nie mieli zamiaru udawać się aż w tak daleką podróż. Postanowili że jadąc
przez Korsykę, podróż swoją skończą w Atenach. Mnich Jan znakomicie władał
greką już od dziecka. Tak dotarli najpierw do Korsyki, a później przez Megarę
właśnie do Aten. Łaskawy los i w Atenach sprzyjał podróżnikom. Uczestniczyli
oni w obrzędach kościelnych prowadzonych według nie znanych mnichom
ceremoniałów przez biskupa ateńskiego, Nikitę, a następnie trafili na ucztę
wydaną przez biskupa.
Był to w
Atenach czas ożywionej dyskusji zwolenników i przeciwników kultu ikon. Przy
stole zastawionym suto jadłem jakiego mnisi do tej pory nie widzieli, toczyły
się żywe dyskusje i spory teologiczne. Jan zadziwił gospodarzy swoją wiedzą i
pobożnością, tak że Ateny wkrótce obiegła wieść o szczególnych gościach z
zachodu. Klasztor w Dafne ofiarował benedyktyńskim gościom dożywotnią gościnę -
ci jednak wybrali na swoją siedzibę erem błogosławionego Hermiliu-sza. W tej
przystani odbywały się długie i uczone dysputy, na które przybywali do Jana
biskupi i uczeni mężowie greccy. Wielu z nich wyczuwało prawdziwą - kobiecą
naturę Jana. Tymczasem Jan oddalił się od Frumendiusza, jego miłość dawno
zblakła. Frumendiusz swoją miłością zatruwał życie Jana, tak że tajemnica płci
wszystkim stawała się znana. W obawie przed anatemą Jan zamierzał opuścić
zazdrosnego i niemiłego już sercu mnicha. I znów szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił Janowi na rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Do Aten wpłynął wówczas
statek biskupa Genui, który po jednej zaledwie nocy postoju w porcie, nazajutrz
miał odpłynąć do Rzymu. Jan szybko skorzystał z okazji. Pozostało tylko pożegnanie Frumendiusza. Ten rozpaczał wielce po utracie wieloletniej
towarzyszki doli i niedoli. Z rozpaczy zmarł w żałobnym lamencie, cudownie
nawiedzony wcześniej przez swojego świętego patrona.
Jan
tymczasem dotarł do Rzymu, gdzie władzę biskupią sprawował Leon IV. Jan,
wzbogacony o wiedzę nabytą wśród Greków, w Rzymie trafił na trudne dla Kościoła
dysputy o Trójcy Świętej. Wszechstronna wiedza Jana szybko zjednała mu
zwolenników i rozgłos o uczonym mnichu dotarł do papieża Jak chce legenda,
Leon IV po godzinnej dyspucie, mianował Jana profesorem teologii w Kolegium
św. Marcina. Na wykłady Jana garnęły tłumy, w tym sam papież. Jan nauczał
Rzymian przez dwa lata, używając pięknego języka. Stał się wśród ludu niezwykle
popularny, a dla wyższego duchowieństwa i kardynałów godnym współpracownikiem.
Umierający papież powierzył Janowi opiekę nad swoim synem Florosem.
Nieprawym
potomkiem papieża miał być urodziwy młodzieniaszek lat około dwudziestu.Szybko
znajomość Jana i Florosa zmieniła swój charakter. Jan tymczasem obrany został
przez lud i kardynałów nowym papieżem po śmierci Leona IV. Przezorny i roztropny
do tej pory Jan w miłości do Florosa stracił wszystkie hamulce.
W tej
dziwnej, zaskakującej legendzie, pełnej cudów i niewiarygodnych przypadków,
nie mogło się obejść bez zagadkowego zakończenia. Są przynajmniej dwie
opowieści o śmierci papieża Jana. Jedna wspomina o błagalnej procesji, której
przewodził, aby uchronić Rzym przed plagą szarańczy, inna mówi tylko o
uroczystej procesji bez plagi. Tak czy owak papież Jan, a właściwie papieżyca
Joanna, przewodnicząc procesji konno, pod wzgórzem laterańskim tak
nieszczęśliwie upadła z konia, że w wyniku potłuczenia poroniła i zmarła.
Dziecko i
nieszczęśliwa kobieta pochowane zostały w miejscu upadku. Obszernie
przytoczona legenda -jak dowodzą dzisiaj wszyscy historycy - nie byłaby warta
nawet wspomnienia, gdyby nie uwierzono w nią powszechnie w całym świecie
chrześcijańskim. Uwierzono w nią także w Rzymie. Rzymianie w miejscu, gdzie
rzekomo pochowana została papieżyca wraz z dzieckiem, ustawili pomnik kobiety w
połogu, który przetrwać miał do XVI wieku. Pomnik otoczony był napisem „Papa
Pater Patrum Peperit Papissa Papellum" - „papież rodzic ojców papieżyca
spłodziła papieżątko". Zachowały się też inne pamiątki, świadectwa
papiestwa Joanny. Dla uniknięcia w przyszłości podobnego wydarzenia
postanowiono, że odtąd będzie sprawdzana płeć każdego nowo wybranego papieża.
Wybrańca sadzano na specjalnym krześle - tronie dla sprawdzenia jego męskości.
Zwyczaj ten przetrwał do końca XV wieku, a do dziś w Muzeum Watykańskim
znajduje się jeden egzemplarz „ papieskiego tronu", zwanego „sedes
stercoraria".
Jak się
rzekło, dziś historycy powszechnie odrzucają prawdziwość legendy o kobiecie
papieżu. Przytoczona jej wersja wskazuje, że jest ona przykładem wielu
średniowiecznych pieśni i bajek, pozbawionych jakichkolwiek podstaw faktograficznych.
Warto
jednak ponownie zadać pytanie, dlaczego opowieść o kobiecie na papieskim tronie
zrodziła się nie gdzie indziej, jak właśnie w kręgach kościelnych i jej rzekomy
pontyfikat umieszczony został w połowie IX wieku. Jednoznacznych odpowiedzi na
te pytania nie znajdziemy, a snucie kolejnych przypuszczeń będzie równie
jałowe. Poprzestańmy, więc tylko na przypomnieniu tej najbardziej z barwnych i niewiarygodnych opowieści z historii Kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz