Wymazane. Bolesne
milczenie Kościoła
Z jednej strony nadużycie władzy, przemoc i hipokryzja,
z drugiej zastraszenie, ciężar grzechu i ogromny wstyd. Historie tysięcy
młodych kobiet, uwięzionych w latach 50., 60. i 70. w irlandzkich pralniach
sióstr magdalenek i przyklasztornych Domach Matki i Dziecka, to porażający
i przerażający dowód na społeczne zakłamanie, obyczajowe tabu i zależności
państwa od Kościoła. Nie da się go przemilczeć, ale też niełatwo o nim
mówić. A nadal jest o czym.
Hańba i przemilczenia
Choć problem był nagłaśniany
już od kilkunastu lat, dopiero w lutym 2013 roku premier Irlandii, Enda Kenny -
w imieniu państwa, rządu i obywateli - publicznie przeprosił wszystkie kobiety
zamknięte w azylach magdalenek. Instytucje te nazwał "hańbą
narodową". Przeprosił kobiety za ból, cierpienie i stygmatyzację. Wyraził
również chęć udzielenia rekompensaty finansowej, organizacji pomocy medycznej i
wsparcia psychologicznego.
O sprawie, trawiącej
irlandzkie społeczeństwo do środka, nie dało się już dłużej milczeć. Po wielu
latach obywatelskich inicjatyw oraz zakończeniu prac i przedstawieniu raportu
przez komisję rządową, jasne stało się, że rząd Irlandii przez lata
współpracował z pralniami, w których kobiety były zmuszane do ciężkiej pracy,
znęcano się nad nimi psychicznie, nierzadko uciekano się także do przemocy
fizycznej. Komisja rządowa w swoim raporcie oszacowała, że 10 tys. kobiet i
dziewcząt przez lata żyło w straszliwych warunkach, nie otrzymując za swoją
ciężką pracę żadnej zapłaty. Część z nich w pralniach spędziła całe swoje
życie. Chowano je na terenach zakonów, w nieoznakowanych grobach.
Wydaje się zatem, że
wszystko powinno zmierzać już ku wyjaśnieniu wszystkich kwestii oraz zwróceniu
spokoju ofiarom i ich rodzinom. Czy faktycznie tak się dzieje? Niestety nie. W
rządowym oświadczeniu nie wspomniano o ofiarach, które trafiały do prowadzonych
przez zakony Domów Matek i Dziecka. One również najczęściej pracowały w
pralniach, nierzadko doświadczały tego, co dziewczyny trafiające do azyli.
Jednak w ich historię zawsze był zaangażowany ktoś jeszcze. Dziecko.
Sprawa instytucji
prowadzonych przez irlandzkie zakony odsłoniła w ostatnich latach nowy problem:
przymusowych i nielegalnych adopcji. Został on nagłośniony dzięki historii
Philomeny Lee. W 2009 roku jej losy opisał dziennikarz Martin Sixsmith w
książce pt. "The Lost Child of Philomena Lee" (polski tytuł
"Tajemnica Filomeny").
21 lutego na ekrany polskich
kin wchodzi film oparty na książce Sixsmitha. Obraz, znany już od listopada
widzom w Wielkiej Brytanii i USA, odbił się szerokim echem, zdobywając aż
cztery nominacje do Oskara. Przede wszystkim jednak, produkcja zwróciła uwagę
na nieznany szerzej problem masowych adopcji irlandzkich dzieci i wywożenie ich
do USA, a także sytuację kobiet, które przebywały w Domach Matki i Dziecka.
"Za ładne"
Historie wszystkich
instytucji prowadzonych przez irlandzki Kościół nierzadko się ze sobą łączą,
głównie ze względu na to, że przy większości z nich funkcjonowały pralnie. Czy
dlatego kobiety przebywające w przyklasztornych Domach Matki i Dziecka do
dzisiaj nie usłyszały osobnych przeprosin? Być może. Ale tym samym nie zostały
włączone do programu rekompensat dla kobiet więzionych w azylach magdalenek.
Nie zrobiono niczego, żeby złagodzić ich cierpienie.
Działanie azyli zostało
nagłośnione w 2002 roku za sprawą filmu Petera Mullana "Siostry
Magdalenki". Ich początki sięgają już XIX wieku, a chociaż brzmi to wręcz
nieprawdopodobnie, ostatni azyl zamknięto w Irlandii dopiero 25 września 1996
roku. Z powodu narzuconego w nich rygoru ciężkiej pracy, nazywano je
"pralniami magdalenek". I to właśnie historia azyli w tym kraju jest
najbardziej bolesna.
Stworzone po to, by pomagać
prostytutkom, z czasem stały się instytucjami, do których po prostu oddawano
młode dziewczęta. I to coraz rzadziej z powodu nierządu. Z czasem do azyli
zaczęły trafiać kobiety z kryminalną przeszłością, zaburzeniami i chorobami
psychicznymi oraz dziewczyny, które – z różnych względów – były odrzucane przez
rodzinę. Co szokujące, nierzadko też te "za ładne", które były
posądzane, jeżeli nie o rozwiązłość, to z pewnością o dużą skłonność do
demoralizacji. To właśnie w Irlandii pieczę nad azylami przejął Kościół katolicki.
Coraz ostrzejsze restrykcje, surowe reguły i wycieńczająca praca doprowadziły
stopniowo do tego, że przemoc psychiczna i fizyczna wobec podopiecznych stała
się w "pralniach magdalenek" normą.
W latach 20. XX wieku do
represywnych instytucji prowadzonych przez zakony dołączyły także Domy Matki i
Dziecka. Były one wspierane i dotowane przez Kościół katolicki. Trafiały do
nich samotne matki i dziewczyny w ciąży. Szczególnie po wojnie, w latach 50. i
60., dla społeczeństwa irlandzkiego było oczywiste, że niezamężna kobieta,
która zaszła w ciążę lub ma dziecko spoza związku małżeńskiego, musi trafić do
takiej instytucji. Z powodu ogromnej presji społecznej i nacisków ze strony
Kościoła, nie dopuszczano nawet myśli, że samotna matka może normalnie
funkcjonować. Jako "kobieta upadła" nie tylko musiała oddać się pod
opiekę zakonnic, ale także przekazać im prawa do własnego dziecka...
Filomena
Jedną z takich kobiet była
Filomena Lee, która zaszła w ciążę jako nastolatka - w Irlandii w 1952 roku.
Jej historia dobitnie pokazuje, jak wielki wpływ na całe życie społeczne miał
wówczas Kościół katolicki i jak bardzo nie był on przygotowany do prowadzenia
swoich licznych placówek. Jak wspominała Lee: "Właśnie skończyłam szkołę
przyklasztorną. Trafiłam do niej po śmierci matki, kiedy miałam sześć i pół
roku, a wyszłam z niej w wieku 18 lat, nie mając pojęcia o życiu. Nie
wiedziałam, skąd się biorą dzieci...".
Kiedy ciąża Filomeny stała
się widoczna, dziewczyna został wysłana "do zakonnic". Trafiła do
klasztoru Sean Ross Abbey, prowadzonego przez zgromadzenie sióstr pod wezwaniem
Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. Swojego synka urodziła 5 lipca 1952 roku.
Przez trzy lata ciężko
pracowała w klasztornej pralni. Każdą wolną chwilę – a było ich niewiele –
poświęcała wychowaniu chłopca. Po tym czasie dziecko zostało jej odebrane. Nie
zdążyli się nawet z nim pożegnać. Antoni został adoptowany przez amerykańskie
małżeństwo. Za hojną dopłatą.
Dramatyczne poszukiwania
Historia Filomeny nie była
odosobniona. Martin Sixmith przeprowadził dziennikarskie śledztwo, w którego
wyniku odkrył, że setki irlandzkich "sierot" zostało odebranych
matkom, oderwanych od swoich korzeni i przymusowo przekazano do adopcji. Po
latach matki i ich dzieci szukali się wzajemnie – tak jak Filomena i jej syn.
Ale rzadko kończyło się to sukcesem. Zakony skutecznie zacierały wszelkie ślady
biograficznych i adopcyjnych szczegółów.
Dlatego nie wszyscy mieli
tyle "szczęścia" co Annie Costello. Kobieta mając 23 lata zaszła w
ciążę. Wyrzucona z domu, sama postanowiła oddać się pod opiekę sióstr:.
"To był fatalny wybór, ale byłam upadłą kobietą, więc kto inny by mi
pomógł?". Jako "upadła kobieta" musiała codziennie wykonywać
bardzo ciężką, wyczerpującą fizycznie pracę, nawet gdy była już w bardzo
zaawansowanej ciąży. Porcje jedzenia, które otrzymywała były po prostu głodowe.
Po urodzeniu jej córeczka ważyła zaledwie 2 kg. Życie noworodka, z powodu
kondycji matki, było zagrożone.
Dziewczynkę odebrano
Costello po 5 latach. Minęło kolejne 50 lat zanim matce udało się ponownie spotkać
z córką. Ale udało się. "To, co siostry zrobiły nam wszystkim, było
straszne. Ale ja miałam szczęście – Teresa wróciła do mnie", wspominała
Costello.
"Upadłe kobiety" i
indoktrynacja
Kobiet, które przeżyły
podobny dramat w latach 50. i 60. XX wieku, było setki. Przymusowo kierowane do
zakonów, nierzadko też same się tam zgłaszały, sądząc, że jako "upadłe
kobiety" z nieślubnymi dziećmi nie mają czego szukać w
"normalnym" społeczeństwie. To społeczeństwo było zresztą silnie
zindoktrynowane przez Kościół, który wmówił mu, że samotne matki są moralnymi
degeneratkami i tak naprawdę nie mają żadnych praw do swoich dzieci.
Teorie te zapalczywie głosił
lider ówczesnego kościoła irlandzkiego, prymas John Charles McQuaid. Jego wpływ
na rząd był tak duży, że państwo wyraziło zgodę na ten absurdalny proceder. Los
samotnych matek i ich dzieci był powierzany zakonnicom. Pod pozorem opieki i
niesienia pomocy, matki były rozdzielane ze swoimi dziećmi, a te nierzadko były
na tyle duże, że i dla nich rozłąka była nad wyraz traumatycznym przeżyciem.
"Musisz podpisać te
dokumenty"
Kobiety żyły w poczuciu
ogromnego grzechu i wstydu, a ich pobyt w zakonie był niczym innym jak po
prostu wyrokiem. Odrzucone, uznane za zapomniane przez własne rodziny,
właściwie "wymazane" z rodzinnych historii, przez lata nie potrafiły
opowiadać o tym, co je spotkało. Miały wyrzuty sumienia, bo większość z nich -
tak jak Filomena i Annie - w czasie procedury przyjęcia do sióstr musiały
podpisać formularz, w którym zrzekały się na zawsze praw do własnego dziecka. W
oświadczeniu Filomeny osobą odpowiedzialną za dziecko była siostra Barbara,
przełożona zakonu Sean Ross. To ona mogła zadecydować o tym kiedy i komu
przekaże dziecko do adopcji.
Podpisanie oświadczenie
przez matkę było równoznaczne z przyrzeczeniem, że nigdy więcej nie będą
chciały nawiązać kontaktu ze swoim dzieckiem. Filomena wzbraniała się przed
złożeniem podpisu na dokumencie, nie mając jednak świadomości, że był on tylko
formalnością. Jak sama wspominała: "Żadna z nas nie chciała oddać swojego
dziecka, żadna. Ale co mogłyśmy zrobić? One po prostu powiedziały: »Musisz
podpisać te dokumenty«".
Kościół katolicki był więc
zamieszany w nielegalny handel dziećmi. Prymas McQuaid otwarcie mówił o tym, że
samotne matki są grzesznicami, a ich dzieci będą bezpieczne z dala od nich. Jak
państwo i instytucje socjalne mogły być tak zaślepione? Duchowny apelował, żeby
nie mieszały się one do spraw samotnych matek i adopcji, żeby nie
interweniowały, bo nie mają pojęcia, jak poważne są to sprawy. Według McQuaida
"grzechy" matek zbyt często bywały usprawiedliwiane społecznie.
Żołnierze i "lukratywny
biznes"
Ten koszmarny proceder
adopcyjny rozpoczął się po II wojnie światowej. To wówczas amerykańscy
żołnierze rozpoczęli "modę" na adopcję irlandzkich dzieci. Ile
"sierot" przez lata opuściło rodzinny kraj? Trudno stwierdzić. Choć w
adopcje było zaangażowanych wiele irlandzkich zakonów, przez lata nie
prowadzono szczegółowej dokumentacji lub skutecznie ją ukrywano.
Nie bez znaczenia jest też
fakt, że kobiety, którym w zakonach odbierano dzieci, były zmuszane do
zachowania milczenia. Żyjąc z poczuciem winy, swój sekret część z nich wyjawiło
dopiero po wielu dziesiątkach lat. Można też przypuszczać, że większość z nich
nigdy się do tego nie przyznała. Szacuje się jednak, że pomiędzy rokiem 1940 a
1970 do USA wyjechało około 2 tys. irlandzkich dzieci.
Adopcje były przeprowadzane
bez większych restrykcji. Teoretycznie rodzice adopcyjni mieli być katolikami,
ale nikt tego szczegółowo nie sprawdzał. Dzieci trafiały do bogatych
amerykańskich rodzin – stawki za adopcję wahały się od 500 do 1,5 tys. funtów.
W latach 50. była to zawrotna kwota.
Brak rzetelnej weryfikacji
rodziców adopcyjnych stał się powodem wielu nadużyć. W nowych rodzinach dzieci
były często ofiarami przemocy fizycznej i seksualnej, miały poważne problemy
emocjonalne, w najlepszym wypadku czuły się niedopasowane, z głębokim poczuciem
utraconej tożsamości.
Handel dziećmi był
przedsięwzięciem niezwykle lukratywnym. Już samo przyjmowanie młodych kobiet
było dla zakonów bardzo opłacalne. Na początku lat 50. na każdą kobietę
przebywającą u zakonnic państwo przeznaczało jednego funta tygodniowo. Dzieci
były dodatkowo dotowane. Trzeba pamiętać, że wszystkie kobiety wykonywały
jeszcze bardzo ciężką pracę, otrzymując w zamian upokorzenia, głodowe porcje
jedzenia i – przede wszystkim – żyjąc w ciągłym poczuciu winy.
"Upadłe kobiety"
po wyjściu z zakonu zazwyczaj zakładały nowe rodziny. Odrzucone przez swoich
krewnych, przenosiły się do innych miast, gdzie znajdowały pracę, często męża,
czasami na nowo stawały się matkami.
"Projekt Filomena"
Historia Filomeny Lee, która
dostępna jest już dla polskich widzów i czytelników, została opisana przez
Martina Sixsmitha w 2009 roku. Przez ostatnie 5 lat w Irlandii i Wielkiej
Brytanii zaczęto coraz więcej mówić o kobietach i dzieciach, które trafiały do
przyklasztornych Domów Matki i Dziecka. Pojawiły się również inicjatywy
społeczne, których celem jest zwrócenie uwagi na te – wciąż przemilczane –
kwestie. Jedną z nich jest "Projekt Filomena" ("The Philomena
Project").
Jego celem jest wezwanie
irlandzkiego rządu do zmiany prawa, w wyniku której możliwe będzie
udostępnienie zachowanej dokumentacji, głównie aktów urodzenia - tak, aby wciąż
żyjący uczestnicy tych okrutnych wydarzeń mogli odnaleźć swoich bliskich,
znaleźć swoje korzenie. Inicjatywa dąży nie tylko do odtajnienia akt, ale także
udostępnienia narzędzi, które pomogłyby zaginionym rodzinom odnaleźć się
wzajemnie. "Projekt Filomena" współpracuje w tej sprawie z
"Adoption Rights Alliance". Celem tej drugiej organizacji jest pomoc
w "odzyskaniu tożsamości, historii i praw adoptowanych".
Podobne zmiany legislacyjne
w sprawie udostępnienia informacji o historycznych adopcjach zostały dokonane w
Irlandii Północnej i Wielkiej Brytanii. Do wprowadzenia, jak najszybciej,
podobnych poprawek w Irlandii nawołuje właśnie "Projekt Filomena" i
"Adoption Rights Alliance". Czy uda się to zmienić?
Filomena Lee, mimo wielu
cierpień wyrządzonych jej przez instytucje kościelne, nigdy nie straciła swojej
wiary. Do dzisiaj jest głęboko wierzącą katoliczką. Na początku lutego tego
roku spotkała się w Rzymie z papieżem Franciszkiem. Po spotkaniu Lee mówiła:
"Mam nadzieję i wierzę, że Jego Świątobliwość papież Franciszek dołączy do
mnie w walce o pomoc tysiącom matek i dzieci, które potrzebują domknięcia
swoich własnych historii".
Pisząc tekst korzystałam
m.in. z następujących źródeł: M. Sixsmith, "How I helped Philomena track
down her son sold by cruel nuns: It's the film about a toddler torn from his
mother that is reducing grown men to tears... but the REAL story will haunt you
forever" ("Mail Online"), M. Sixsmith, "Stolen from his
mother - and sold to the highest bidder" ("Mail Online"), Henry
McDonald," Ireland apologises for 'slave labour' at Magdalene
Laundries" ("The Guardian"), informacji zawartych na stronie
"The Philomena Project" (www.thephilomenaproject.org) i
"Adoption Rights Alliance" (www.adoptionrightsalliance.com).
Autor:
Emilia Padoł
Źródło: Onet
POLECAM LEKTURĘ: Byłem Księdzem
KOMENTARZE:

~tyle zła!!! do ~Laik: Nie przyszło Ci na myśl, że
to Kościół tak wszystko zorganizował, żeby taka "sierota" musiała się
zwrócić do niego o pomoc? Jak myślisz, po co Kościół bałamuci owieczki, że na
przykład być samotną matką to grzech godny potępienia tutaj, na ziemi, przez
wszystkich, do czego rodzina, sąsiedzi i inni przykładają się z całego serca?
Jeśli nikt nie udzieli wsparcia, bo to byłoby niemiłe Kościołowi, wolą potępić,
a nawet się wyrzec pokrewieństwa z taką osobą. Więc gdzie ma ona pójść, żeby
nie sczeznąć w jakimś rynsztoku, albo umrzeć z głodu? Do "wspaniałomyślnego"
Kościoła oczywiście, który pomoże, ale, za jaką cenę!!!

~bat do ~Laik:
Nie zamierzam z tobą uprawiać pyskówki, a kto by wygrał... To jeszcze daleka
droga ale na twoim miejscu nie byłbym taki pewien! W tym temacie nie zamierzam
już dalej z tobą polemizować! Powiem ci tak, ja kościół znam trochę z innej
strony, niż tobie się to wydaje i o szczegółach nie będę pisał, bo rodzina by
mi nie wybaczyła. Powiedz, czy widziałeś księdza głodnego, bezdomnego(za
wyjątkiem tego jednego z własnego wyboru), przepracowanego, bo ja nie. Nie
uświadczysz księdza ubogiego chyba, że przyjął taką postawę życiową, ale to są
ci prawdziwi księża z powołania, a tych są jednostki. Kościół jest naprawdę
bogatą instytucją i nie co udawać. Wystarczyłoby kościół pozbawić
dofinansowania ze strony państwa, kościół dalej by się utrzymał a byłyby
wówczas fundusze na bezdomnych. Czy widziałeś w jakiejś rezydencji biskupa, by
był tam punkt żywienia i noclegowy bezdomnych, bo ja nie? I nie masz powodów by
stawać tak zajadle po stronie kościoła, który bardziej drenuje ludziom
kieszenie niż urząd skarbowy czy ZUS. Kościół w sprawie pieniędzy jest studnią
bez dna i powiem ci tylko tyle, że nie ma on nic wspólnego z kościołem ubogim,
o co apeluje papież Franciszek!

~Cezaz z nie Wolski : Czy sądzisz, że Kościół w Irlandii powinien
przeprosić matki i ich dzieci..... Pytanie, to jest wielka hipokryzja jak cala
instytucja kościoła katolickiego. Większość państw na świecie ma zapisana wolność
słowa i wiary w swojej konstytucji i dlatego tez przedstawiciele tej instytucji
za przestępstwa pospolite powinni być sadzeni jak każdy obywatel kraju. Obrazkiem
powiedzmy "świętym" nie naprawi się krzywd wyrządzonych ludziom dorosłym
i dzieciom. Precz od kobiet i dzieci niech wiezienia zapełnia się oprawcami,
którzy do swoich czynów mieszają jakiegoś "Boga". Otwórzcie oczy i
nie pozwólcie się manipulować i krzywdzić innych. Domagajcie się, że muszą ponieść
karę i wypłacić odszkodowania skrzywdzonym owieczkom i może w końcu pójdą z torbami,
ale na pewno może w innej galaktyce budować to barachło od nowa.
~Gocha :
Doprawdy, wierzyć się nie chce i cieszę się, że w tych latach żyłam w
bezpiecznym PRL-u, gdzie nikt nie odbierał dzieci i nie wsadzał
"upadłych" dziewcząt do tych obozów zagłady. I to w Europie. Jakie
spustoszenia siał i sieje KrK w psychikach ludzi tego nie da się opisać? A w
Polsce 553 sierocińców prowadzonych jest przez zakonnice katolickie, co tam się
dzieje? Dlaczego tak nie chętnie oddaje się dzieci do adopcji? Bo to intratny
interes, wręcz dochodowy biznes. Znam fantastyczne małżeństwa, które pragnęły
adoptować dziecko, ale latami napotykały na "mur". Ciekawe, nie?

~Kasia : W krajach, których rządzą religie, rządzący i
politycy nic nie są warci. Im tylko chodzi o własny dobrobyt a społeczeństwo
niech będzie głupie i wierzy sobie tam w bożków. W Polsce nigdy religia nie
powinna być wprowadzona do szkół i finansowana ta instytucja. I taki Święcicki
lekką ręką wykłada grubą forsę na świątynie a dzieci i emeryci głodują. Czas
skończyć z tą parodią nic nie jest wart rząd i parlament, co to zamiast sam rządzić,
to bata na społeczeństwo szuka po przez narzucone religie.

Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie Rzymsko-katolickich faryzeuszy, tych konsekrowanych szamanów, agentów UB i SB, pedofilów i innej maści seksualnych dewiantów, społecznych pasożytów, oszustów i złodziei, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach i pierwsze krzesła w świątyniach, i pierwsze miejsca na ucztach; którzy pasożytując pożerają renty i emerytury moherowych wdów i dla pozoru długo się modlą; tych ponoć spotka szczególnie surowy wyrok. [wg Marka Ewangelisty]
~markus do ~Laik:, O jakich
"obozach śmierci" Ty mówisz? Na bramie Auschwitz widniał napis,
„Arbeit macht frei". To były w pojęciu ludzi, którzy tam wylądowali obozy
pracy. Zabijano w nich masowo w tajemnicy przed światem i własnym
społeczeństwem. Podobnie było w przytułkach w Irlandii. Mamiono kobiety
"opieką" kościoła, instytucji wówczas bardzo szanowanej, a nie
przedstawiano prawdziwych warunków zatrudnienia i wynagrodzenia, które były
NIEWOLNICZE. Zamilczę litościwie o bestialstwie zakonnic i przymusowym
zabieraniu dzieci tym biednym kobietom. Ja widzę, więc bardzo duże podobieństwo
obu tych przypadków. Żydzi mają, więc (kierując się Twoja pokrętną logiką)
rachunek za gaz do uregulowania.

~DANA do ~Laik: Wygląda na to, że każda
religia w swoim programie ma chęć zapanowania nad kobietą i zrobienie z niej
niewolnicy dla faceta! A my kobiety XXI w. się nie damy! Chcemy być wolne i
niezależne od Was!
~DANA do ~zoorroo: Nie prawda! Ludzie, którzy
nie chodzą do kościoła mogą być bardziej wierzący od tych pokazowych wiernych.
Po prostu nie są hipokrytami takimi, co siedzą w pierwszych ławkach w kościele,
a po wyjściu stają się szatanami zdolnymi do wszystkiego. Ja też nie chodzę do
kościoła, ale nigdy nie zrobiłabym nikomu krzywdy... no tak przez swoją złość,
raczej odsuwam się od kogoś kto mi coś zawinił, a nie mszczę się.
~DANA do ~zoorroo:, Ale ja wcale nie chcę,
żeby Kościół przestał istnieć! Wręcz przeciwnie, chcę żeby w końcu został
oczyszczony z pedofilii, winnych ukarać, wyrzucić z szeregów kleru, a wierni
wrócą z całą pewnością do kościołów. Jestem pewna, że Kościół nie przestanie
istnieć, przynajmniej tu w Polsce. Nie mogę sobie tylko wyobrazić, że mógłby
nadal trwać w takiej formie jak dotychczas. Według mnie przyszedł czas na
wymianę całej elity w KK - czas na młodych kapłanów, żeby zajmowali miejsca
tych wszystkich Głodziów, Paetzów, Michalików, którzy wiele złego zrobili
Kościołowi i wiernym. Po takiej reformie KK ma szansę na dalszą owocną
współpracę z wiernymi.

Tomasz Bielecki
Konferencja prasowa ONZ-towskiego komitetu zajmującego się prawami dziecka, dotycząca pedofilii w Kościele (Fot. Anja Niedringhaus (AP Photo/Anja Niedringhaus))
Postawa i sposób postępowania Watykanu umożliwiły seksualne wykorzystanie dziesiątków tysięcy dzieci przez księży pedofilów - ocenił dzisiaj Komitet ONZ ds. Praw Dziecka. Miażdżący raport dotyczy ostatnich kilkudziesięciu lat. Czego domaga się ONZ od Watykanu?
Trzeba uczciwie przyznać, że w ostatniej dekadzie Kościół (a szczególnie Benedykt XVI) zrobił wiele, by wyplenić przestępstwa i ukarać księży. Komitet ONZ zwraca jednak uwagę na to, co jeszcze Watykan powinien zrobić. Oto najważniejsze punkty raportu:
Po pierwsze, Komitet wzywa Kościół, by "bezzwłocznie usunął (chodzi zapewne o wydalenie ze stanu kapłańskiego) wszystkich księży i zakonników winnych bądź poważnie podejrzanych o wykorzystywanie seksualne nieletnich.
Jak jest teraz? Za Benedykta XVI bardzo usprawniono postępowania kościelne wobec podejrzanych księży. Kiedy padają na nich zasadne podejrzenia, powinni być natychmiast odsunięci od pracy z dziećmi, a najlepiej od wszelkiej pracy duszpasterskiej. I o to chyba w praktyce chodzi Komitetowi ONZ.
Natomiast, choć "wydalenie" ze stanu kapłańskiego jest teraz najczęstszą karą dla winnych księży, to z racji kościelnych procedur nie dzieje się to "bezzwłocznie" - zwłaszcza nie w sprawie księży tylko podejrzanych, a nie z udowodnioną winą.
Po drugie, Komitet ONZ żąda, by Kościół złożył w sprawie wszystkich podejrzanych i winnych doniesienia na policję. Tu mamy do czynienia z prawdziwą różnicą między postulatem Komitetu ONZ a postępowaniem Kościoła.
Watykan nakazuje Kościołom lokalnym przestrzeganie świeckiego prawa krajowego i nigdy nie wydał twardego nakazu donoszenia na podejrzanych świeckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Watykan uzasadnia to m.in. istnieniem rządów represjonujących religię, gdzie doniesienie na podejrzanego księdza nie mogłoby liczyć na uczciwe postępowanie sądowe.
W Polsce prawo świeckie nie nakłada na biskupów (i zwykłych księży) twardego obowiązku składania powiadomień na policję w sprawie podejrzeń o przestępstwa pedofilskie. I choć episkopat Polski mógłby zalecić taki obowiązek, to tego nie zrobił.
Po trzecie, Komitet ONZ domaga się udostępnienia przez Kościół swych archiwów na temat przypadków pedofilii w szeregach Kościoła oraz na temat tych, którzy tuszowali ten skandal. Kościół nie chciał dotąd tego zrobić i - przynajmniej na poziomie Watykanu, a nie Kościołów lokalnych - na to nie pójdzie.
Po czwarte, Komitet ONZ zwraca uwagę na odpowiedzialność przełożonych (głównie biskupów), którzy tuszowali przestępstwa swych podwładnych księży. Tu jest pole do popisu dla papieża Franciszka, bo biskupów dotąd publicznie i wyraźnie za tuszowanie nie rozliczano w Kościele. I nie ma takich procedur. A Watykan za Franciszka, niestety, nie dał dotąd żadnego sygnału, że zamierza takie procedury i rozliczenia wprowadzić.
Po piąte, Komitet ONZ domaga się od Kościoła rewizji nauczania w sprawie antykoncepcji, aborcji i homoseksualizmu. To gruby taktyczny błąd. Może, bowiem sprawić, że raport Komitetu ONZ zostanie odebrany jako dokument napisany z ideologicznymi uprzedzeniami i bezprawnie próbujący mieszać się w sprawy doktryny.

~Daro : Cytat : Tak sobie obserwuję kościół katolicki.
Jego wiernych, kapłanów, hierarchów. Analizuję czasami jego historię i dogmaty.
Obserwuję jego wyczyny te z przeszłości i te teraźniejsze. Z coraz większym
zdumieniem zastanawiam się jak to możliwe, że coś tak absurdalnego i tak mocno
w sumie skierowanego przeciwko człowiekowi może w tak masowym wymiarze
egzystować i tak trwać przez niemal dwa tysiące lat trzymać władzę nad umysłami
ciągle tak ogromnej rzeszy ludzi. Bo czymże była jest i zapewne jeszcze długo
będzie ta przedziwna instytucja. Bo kościół katolicki jest instytucją. Jest
instytucją i jedną z największych na świecie sekt wyspecjalizowanych w
doskonałym praniu mózgów owieczkom swoim. Jest instytucją i sektą zarazem,
mroczną i tajemniczą w jakiś ciemny sposób. Czym jest tak naprawdę ten potężny
twór trzymający władzę nad umysłami ogromnych mas ludzkich? Przecież zawsze był
jest i chyba będzie wrogiem zapiekłym wszelkiego postępu, rozwoju nauki,
oświecenia i wolnej myśli. To kościół katolicki z kobiety czynił przez wieki
całe istotę gorszą, niższą i nieczystą. To on ledwo narodzone i niczego
nieświadome dzieci przywłaszcza sobie rytuałem zwanym chrztem. To jego
hierarchowie przez wieki całe czynili kobiecie krzywdę niewyobrażalną. I trwają
w swoim uprzedzeniu do dzisiaj hołubiąc i broniąc swojego patriarchalnego
tworu. To kościół katolicki z erotyzmu jego całego piękna uczynił mroczny i
czarny grzech. Seks, miłość wolną, piękną, pełną doznań duchowych i zmysłowych
sprowadził do ohydnego podziemia ludzkiej świadomości i trzyma tam świadomość
swoich wyznawców do dzisiaj. To kościół katolicki do perfekcji doprowadził
sztukę fałszerstw, kłamstw, przeinaczeń. To on przez wieki całe tworzył
dogmaty, prawa jakieś wynaturzone wmawiając maluczkim boskie w tym sprawstwo.
To kościół z boga uczynił pamiętliwego, złośliwego kata karzącego na lewo i
prawo za wszystko i wszędzie i strącającego do wymyślonego przez kościół piekła
bez opamiętania wszystkich, którzy mu pod rękę wpadną. To kościół wymyślił
celibat. Jeden z najbardziej chorych i wynaturzonych pomysłów, jaki sobie można
tylko wyobrazić. Posunął się nawet do super bzdury wymyślając niepokalane
poczęcie i pozbawiając matkę Chrystusa - czołowej przecież postaci kościoła -
wszystkich pięknych cech erotycznej kobiecości, macierzyństwa, miłości nie
tylko zmysłowo - cielesnej, ale i duchowej. To kościół wreszcie jeszcze do nie
tak dawna prowadził krwawe krucjaty nawracając niewiernych krwawo ogniem i
mieczem na łono jedynie słusznej wiary. To kościół katolicki wsławił się takimi
wynalazkami jak święta inkwizycja, palenie na stosach wolnomyślicieli, ludzi
nauki, sztuki, oświecenia i postępu. To kościół katolicki zapisał się niezwykłą
wręcz chciwością i pazernością gromadząc majątki i dobra nieprzebrane nie
ustając w tej działalności nigdy. Tak sobie myślę czasami ja ateista
zatwardziały, że bóg to musi być jednak istotą niezwykle dobrą, mądrą i
tolerancyjną albo go po prostu nie ma. Inaczej sobie nie potrafię wytłumaczyć
jego milczącej zgody na wyczyny kościoła, który imieniem tego boga się przecież
pieczętuje. Chyba, że ten bóg rzeczywiście jest taki, jakim go kościół
katolicki przedstawia. Kościół katolicki to instytucja wciąż zaborczo aktywna.
Nigdy nie spoczywa na laurach. Kościół katolicki w Polsce przepuszcza totalną
ofensywę. Czuję się osaczony religią, kościołem wyznawcami jedynie słusznej
religii. Jest wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Jest w szkole, w urzędach i
na ulicy. Wciska się do mojego domu i łóżka. Nie mogę wysłuchać wiadomości bez
informacji o poczynaniach biskupów, kardynałów, księży, papieża. Co tydzień
jakieś ważne kościelne wydarzenie zajmuje łamy oficjalnych mediów. Co miesiąc
jakaś ważna rocznica związana z JPII. Co pół roku następny wspaniały film o
JPII. Im dalej od śmierci JPII tym więcej cudów, których rzekomo był autorem.
Wszędzie krzyże, pomniki, tablice upamiętniające, dzwony, święte relikwie,
cudowne obrazy, płaczące Madonny, cuda na kominach, drzewach i na szybach w
blokowych oknach. Kraj prześciga się w budowaniu coraz większych krzyży,
pomników, dzwonów i świątyń. Pielgrzymka goni pielgrzymkę. Młodzież wędruje tam
i z powrotem pod szczupakiem czy też karpiem w Lednicy. Nawet na plaży w Międzyzdrojach
pełno młodych ludzi ubranych w koszulki z napisem Pokolenie JPII. Co druga
ulica to ulica JPII. Prawie każda szkoła to szkoła JPII. Szpitale JPII lub
prymasa tysiąclecia. Jak grzyby po deszczu rosną świątynie projektowane przez
pijanych cukierników? Naród wali niewyobrażalne pieniądze na budowanie, co raz
to wymyślniejszych i absurdalnych budowli sakralnych. Nowi władcy Polski,
którzy wygrali właśnie wybory zamierzają swojego boga i wyznanie wprowadzić do
konstytucji, praw, prawodawstwa i ustawodawstwa. Wszystkie decyzje polityczne,
ekonomiczne i gospodarcze zaczyna podejmować się tylko w obecności hierarchów
kościoła. Instytucje kościelne i przykościelne stoją poza prawem i nad prawem.
Nie obowiązują ich żadne prawa państwa Polskiego. Nie płacą podatków. Nie muszą
się rozliczać ze swoich dochodów, przychodów i wydatków. Kościół decyduje o
kształcie i formie oświaty i szkolnictwa. To kościół decyduje o życiu i zdrowiu
kobiety ciężarnej. To proboszcz kształtuje kręgosłup moralny lokalnych
społeczności. Zastępy dewotek i bigotów w moherowych beretach stanowią o
wartościach moralnych społeczeństwa To, co wczoraj było po prostu śmieszne
dzisiaj staje się normą społeczną. Żyję w państwie wyznaniowym. Moher w
triumfalnym marszu zajmuje coraz to nowe pozycje. Czuję się osaczony dominującą
w tym kraju religią. Jestem wystraszony szturmem kościoła katolickiego, który
wciska mi się powoli wszędzie. A przecież wydawało mi się, że państwo polskie
miało być państwem świeckim z wyraźnym rozdziałem kościoła od państwa. Widać
tylko mi się tak wydawało. Zastanawiam się, kiedy na ulicach pojawią się
kościelne komanda. Taka religijna policja. Brrrrrr.....................skóra mi
cierpnie. Pozdrawiam wszystkich ludzi wolnych od uzależnień religijnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz