"Kocham Jezusa,
nienawidzę religii"
Wierzą w Boga, lecz z Kościołem nie chcą mieć nic
wspólnego. Młodzi Amerykanie nie zamierzają być religijni jak ich rodzice i
dziadkowie. Chrześcijaństwo ma teraz nowy poważny problem: z definicją.
Ostatnio religia wpadła w
poważne tarapaty. A konkretnie słowo “religia”. Socjolodzy są zdania, że nie
potrafimy ustalić właściwego miejsca dla religii w życiu publicznym, a w sferze
języka stworzyliśmy tu, w Ameryce, dziwaczny żargon. Dziś z całą pewnością nie
jesteśmy już “religijni”. Jesteśmy za to “wierzący”. Jesteśmy też
“uduchowieni”. Mówimy, że “prowadzi nas Ewangelia” albo że “żyjemy Ewangelią”.
Mówimy o “życiu w uświęconym czasie” i o “zachowaniu uwzględniającym Boga”.
Posługujemy się tym skomplikowanym słownictwem z przeróżnych powodów. (…)
Z jednej strony mamy znaną
badaczkę religii o nastawieniu liberalnym Dianę Butler Bass, autorkę książki
“Christianity After Religion” (Chrześcijaństwo w czasach po religii), która
twierdzi, że słowo “religia” niesie dziś z sobą negatywne, krzywdzące i polityczne
treści. Aż 20 proc. Amerykanów mówiących o sobie, że nie przynależą do żadnego
z Kościołów jest zdania, że religia zbyt uporczywie trzyma się dogmatów. Na
przeciwległym biegunie amerykańskiej sceny religijnej znajdziemy uwielbianego
pastora Marka Driscolla, ewangelickiego konserwatystę, którego kazania noszą
tak odważne tytuły jak “Dlaczego nienawidzę religii”. Duchowny naucza, że
kościół instytucjonalny popełnił błąd pozwalając ludziom popaść w
samozadowolenie, jeśli stosują się do rytuałów (chodzą na msze) pomijając sferę
wiary (a ta powinna być wiarą czerpaną prosto z Biblii).
Jeden z adeptów Driscolla
wyprodukował bardzo popularny w 2012 roku filmik wideo pod tytułem “Dlaczego
kocham Jezusa i nienawidzę religii” – nagranie wyświetlono ponad 25 milionów
razy. Na wstępie młody człowiek, przy akompaniamencie nastrojowej muzyki, pyta:
“A co byś powiedział na to, gdyby Jezus przyszedł zlikwidować religię?”. Później
bohater klipu opisuje większość uczestników niedzielnych nabożeństw jako
“hipokrytów”, a religię określa mianem “plastra z opatrunkiem”.
W zeszłym miesiącu szef
Exodus International (EI), największej organizacji religijnej działającej na
rzecz “byłych gejów”, gotowej “naprawiać” ich orientację seksualną, oskarżył o
fiasko swojej misji właśnie “religię”. – Moim zdaniem największym błędem, jaki
popełnił Exodus, było złożenie obietnicy, że będziemy czymś zupełnie innym od
pozostałych elementów systemu religijnego, który zadał nam tyle cierpienia,
lecz z czasem staliśmy się instytucją jak inne, z systemem reguł i nakazów,
skoncentrowaną na piętnowaniu ludzkiego zachowania, zamiast kłaść nacisk na
[Bożą] łaskę – powiedział Alan Chambers ogłaszając likwidację EI.
Jon Acuff, znany
ewangelicki mówca motywacyjny, kilka lat temu na swoim blogu poruszył temat
nowego języka dotyczącego duchowości i przyznał, że jeśli ktoś obcy zarzuciłby
mu przynależność “do religii” natychmiast odpowiedziałby: “Hola, hola! Wcale
nie należę do religii. Należę do Jezusa! Jestem chrześcijaninem”. (…)
Setki chrześcijan skomentowało
jego wpis wyliczając, w jaki sposób można określić swoje preferencje religijne
na Facebooku. “Jezus zajmuje się Wszystkim”, napisał pewien internauta. “Jezus
jest łaską, która mnie zbawi”, dodał inny. Ktoś odwołał się do słynnego cytatu
z Ewangelii według św. Jana (3:16): “Bóg Syna swego jednorodzonego dał”.
Co się tu właściwie
dzieje? Czy chodzi jedynie o słowa, a może o coś znacznie ważniejszego? Specjaliści
są zdania, że prawda leży pośrodku. Sondaże wykazują, że młodzi ludzie są dziś
znacznie mniej skłonni zaangażować się na rzecz Kościoła niż kiedyś ich
ojcowie. Rzadziej chodzą na mszę, mniej z nich przyzna, że religia odgrywa w
ich życiu ważną rolę. A jednak według ostatniego badania Gallupa ponad 90 proc.
Amerykanów wierzy w Boga i ten wysoki wskaźnik nie zmienia się od
dziesięcioleci. To zaś oznacza, że pojawiło się zapotrzebowanie na duchowe
doświadczenia dla tych wszystkich ludzi. – Wierzący odchodzą od
zinstytucjonalizowanych form religii – zauważa David Kinnaman, szef Barna
Group, dużej firmy prowadzącej badania nad religią i kulturą. – Chcieliby
renegocjować swoją pozycję względem Boga.
Kurt Fredrickson,
wykładowca szkoły teologicznej Fuller Theological Seminary, uważa, że problemy
z instytucjonalną stroną religii nie są niczym nowym. – Co by nie mówić,
chrześcijaństwo jest religią. Nie da się tego uciec – stwierdza. – Jeśli
religia kuleje, ze swoimi dogmatami, strukturą, doktryną, a więc z tym
wszystkim, co opisuje religię, chrześcijaństwo też kuleje.
Z drugiej strony
Fredrickson zauważa, że ludzie odchodzą od tego, co kojarzy im się ze
zinstytucjonalizowaną religią, ponieważ kwestionują jej autentyczność i
promowane przez nią wartości. – Czy gdyby Jezus znów pojawił się na Ziemi, to
tkwiłby dalej w tych sztywnych, nudnych ramach? Oto jest pytanie – dodaje
Fredrickson. – Raczej zająłby się czynieniem dobra i głoszeniem wśród ludzi
Bożej miłości. Dzisiaj sami się zastanawiamy: “Czy Jezusowi by się to
spodobało?”. Kiedyś mówiliśmy: “Jest jak jest”.
William D’Antonio,
katolicki badacz i socjolog twierdzi, że wśród katolików w Ameryce odsetek
ludzi określających się mianem “religijnych” spadł z 74 do 60 proc. w ciągu
zaledwie pięciu ostatnich lat. – Pozostajemy jednak głównie w sferze słów i ich
znaczeń. [Kilka dziesięcioleci temu] naprawdę sądziliśmy, że jeśli w niedzielę
nie pójdziemy na mszę, to po śmierci czeka nas piekło. Panowało przekonanie, że
Kościół dysponuje strukturą, która doprowadzi nas do nieba, jeśli tylko
będziemy przestrzegać kościelnych zasad… Dziś znacznie więcej ludzi odwołuje
się do sumienia, bez względu na to, co przez to rozumie, i na tej podstawie
podejmuje decyzje.
Podczas gdy niektórzy
złoszczą się na słowo “religia”, inni zwyczajnie je ignorują. – Jutro będę miał
okazję przemawiać w sali wypełnionej po brzegi nastolatkami i nie zamierzam ani
razu posłużyć się słowem “religia” – zapowiada Acuff. A czy sam powiedziałby o
sobie, że jest religijny? – Pewnie tak. Ale zaraz potem usłyszałbym pytanie: “A
co pan właściwie przez to rozumie?”.
Autor:
Michelle Boorstein
Źródło: The Washington Post
KOMENTARZE:

~zadziwiony do ~konrad: Gdzie żyję? W
państwie, w którym indoktrynacja katolicka jest obowiązkowa od przedszkola po
maturę, na co idą, wbrew konstytucji, gigantyczne pieniądze, porównywalne z
kasą przeznaczaną przez Polskę na wszystkie badania naukowe (w wolnej chwili
się zastanów, ile za tę kasę można byłoby zrobić rzeczywiście dobrego...).
Żyję w państwie, gdzie symbole religijne wypierają symbole państwowe w
budynkach użyteczności publicznej. Żyję w państwie, w którym jeszcze niecałe
sto lat temu zamordowano prezydenta, bo śmiał przyznać się, że jest
bezwyznaniowcem. Żyję w państwie, gdzie byle katol może mnie obrażać i poniżać,
nazywając niemoralnym zdrajcą, podczas gdy ja za podążanie za pomocą faktów
naukowych i historycznych bzdetów głoszonych przez katolików mogę trafić do pierdla.
W takim państwie ja żyję. Skąd ty to do nas piszesz, wielebny?

~jo do ~natalia : Właśnie dlatego
religie są taką parszywą trucizną dla umysłu, że religianci są pozbawieni
kręgosłupa - sami nie myśląc i powierzając swoje myślenie kapłanom dadzą się
szybko przechrzcić na cokolwiek żeby tylko ratować skórę. Wiedzą o tym
"misjonarze" wszelkich religii - dla nich niewierzące wolne
duchy są o wiele bardziej zagrażające od wierzących owiec, kiedy przychodzi do
rzezi, najpierw wycina się samodzielnie myślących niewierzących, których trudno
byłoby namówić do przyjęcia nowej wiary.

~jo do ~Selin: Bardzo ładnie dużo
starałeś się napisać, ale fakt jest taki, że kasta kapłanów, to jest kasta
oszustów, którzy wykorzystują dowolną wiarę po to, żeby bogacić się i panoszyć
kosztem społeczności, na której żerują. Zawsze tak było, tysiące lat temu tak
było, i za tysiące lat tak będzie, że każdy, kto opowiada banialuki o
istotach nadprzyrodzonych to OSZUST wykorzystujący ludzką tęsknotę za
przekroczeniem granic świata materialnego, strach przed śmiercią, pragnienie
mocy i czego tam jeszcze ludzie chcą za darmo, bez wysiłku, żeby było fajnie. Kościół
Rzymski, na tle czasu trwania historii ludzkości i ich religii, trwa dopiero
zaledwie od sekundy. Jak może wam się wydawać, że jest w nim jakaś
"prawda", skoro kast kapłanów przed rzymską kastą, było już tyle
wcześniej i przeminęły bez śladu. Przestańcie robić z ludzi durniów, bo nasz
gatunek nie zasługuje na taką pogardę dla ROZUMU, który dostaliśmy od Natury,
Boga, Nie Wiadomo, Czego czy w co kto tam wierzy. Miłego weekendu życzę
ludziom, którzy z rozumu korzystają.

~julka do ~natalia: Gdzie ty durnoto
widzisz tu lewaków? Jeżeli według ciebie lewactwem jest wytknięcie paluchem
osoby, która w jednym zdaniu deklaruje się jako katolik, a w drugim, że jest
gotowa razem z muzułmanami mordować to życzę zdrowia. I dlatego nazywanie was
katolikami jest również błędem, wy jesteście zdewociałymi psycholami.
~ZAG : Religia jest tylko system wykorzystania dla
kapłaństwa swoich owieczek. Z Bogiem nie ma to nic wspólnego, a prawdziwa
spirytualność polega na byciu w miłości i wdzięczności, to ożywia boskie
energie w nas. Reszta jest oszukańczym działaniem innych dla wykorzystania.
Każdy ma takie samo prawo do życia i takie same możliwości do kontaktu z
Bogiem. Nikt nie wie o nim więcej, niż to, że jest polem miłości, do którego
człowiek jest w stanie się zbliżyć, ale, które nie stawia, żadnych oczekiwań.
Sami decydujemy, co wnosimy w świat i to jest nasza odpowiedzialność. Religie
są zakłamanym draństwem wykorzystującym tęsknoty ludzkie i poczucie wspólnoty
do manipulacji.

~Tobiseusz : Za wszystkimi bogami stoją oszuści, kłamcy
i wyzyskiwacze, od pierwotnych szamanów, poprzez egipskich kapłanów, do
obecnych, bardzo dobrze nam znanych celebrytów kościoła katolickiego.
Niektórzy z nas żyją trochę jak cyrkowe słonie przywiązane do słupka za nogę rowerowym łańcuchem. Jakim cudem tak lichy łańcuch powstrzymuje tak duże i silne zwierzę? Tajemnica tkwi w pamięci słonia. Gdy był bardzo młody, próbował się uwolnić, ale wtedy nie miał jeszcze wystarczająco dużo siły. Mały słonik zapamiętał, więc, że łańcuch jest dla niego zbyt mocny. Dziś, choć jest już dużym i silnym słoniem, nawet nie próbuje się wyrywać – przyzwyczaił się już, bowiem do swojej sytuacji. Gdyby jednak spróbował się uwolnić – żaden człowiek nie zdołałby go w ten sposób ponownie uwięzić. W podobny sposób uczymy się postrzegać samych siebie. Od dziecka wmawia się nam, że posłuszeństwo ojcom religii świadczy o naszym człowieczeństwie. Że jedyną słuszną religią, pośród wielu innych, jest tylko i jedynie ta. Że tylko Twój Bóg jest jedyny, prawdziwy i najlepszy. Przyzwyczajamy się do tego sposobu myślenia tak bardzo, że kierujemy się nim, nawet, jeśli uświadomimy sobie jego niepoprawność. Prawda o tym, kim jesteś, jest jednak silniejsza niż lichy łańcuch, który przeszkadza Ci w pełni wykorzystywać swój potencjał niepowtarzalnego i wartościowego Bożego stworzenia. Nie musisz być jak słoń cyrkowy. Możesz wyrwać się z więzów przeszłości. Będziesz mógł doświadczyć wówczas nieskrępowanej radości, wysokiego poczucia spełnienia, które stanowią dziedzictwo każdego dziecka Bożego. Wystarczy, abyś popatrzył w Boże lustro.
Niektórzy z nas żyją trochę jak cyrkowe słonie przywiązane do słupka za nogę rowerowym łańcuchem. Jakim cudem tak lichy łańcuch powstrzymuje tak duże i silne zwierzę? Tajemnica tkwi w pamięci słonia. Gdy był bardzo młody, próbował się uwolnić, ale wtedy nie miał jeszcze wystarczająco dużo siły. Mały słonik zapamiętał, więc, że łańcuch jest dla niego zbyt mocny. Dziś, choć jest już dużym i silnym słoniem, nawet nie próbuje się wyrywać – przyzwyczaił się już, bowiem do swojej sytuacji. Gdyby jednak spróbował się uwolnić – żaden człowiek nie zdołałby go w ten sposób ponownie uwięzić. W podobny sposób uczymy się postrzegać samych siebie. Od dziecka wmawia się nam, że posłuszeństwo ojcom religii świadczy o naszym człowieczeństwie. Że jedyną słuszną religią, pośród wielu innych, jest tylko i jedynie ta. Że tylko Twój Bóg jest jedyny, prawdziwy i najlepszy. Przyzwyczajamy się do tego sposobu myślenia tak bardzo, że kierujemy się nim, nawet, jeśli uświadomimy sobie jego niepoprawność. Prawda o tym, kim jesteś, jest jednak silniejsza niż lichy łańcuch, który przeszkadza Ci w pełni wykorzystywać swój potencjał niepowtarzalnego i wartościowego Bożego stworzenia. Nie musisz być jak słoń cyrkowy. Możesz wyrwać się z więzów przeszłości. Będziesz mógł doświadczyć wówczas nieskrępowanej radości, wysokiego poczucia spełnienia, które stanowią dziedzictwo każdego dziecka Bożego. Wystarczy, abyś popatrzył w Boże lustro.

~antymoher : Kościół to tylko instytucja. Nie jest to żadna
wspólnota oparta na zdrowych zasadach. Bo jakie zdrowe zasady może
reprezentować toruński Belzebub, schlany czy gadający koszmarne bzdury biskup, plujący
jadem prawdziwy katolik w moherowym bereciku czy zwykły niedouczony klecha rozglądający
się za chłopcami? Ja z taką wspólnotą za przeproszeniem, nie chcę mieć nic
wspólnego i nie mam.
~Quest : to nie religie są złem. Złem jest przesadny
i fanatyczny kult. Niektórzy twierdzą, że jak nie będzie religii to będzie
sielanka, bez wojen, bez problemów. Tak? A stalinizm to był ustrój religijny? A
Korea Północna z Kimami to państwo religijne? Nie, ale tam był i jest kult,
kult jednostki. Religia w łagodnej formie może przynosić same pożytki. A
Patrząc na wschód doceniam nasze chrześcijaństwo. I oby go nie zabrakło, bo
będzie płacz i zgrzytanie zębów.
~Andrzej W : Zróbmy taki myślowy eksperyment: Oddzielmy
Kościół od pojęcia Boga. Biorąc teraz całą historię kościoła, papiestwa,
mordów, wojen, wyłudzeń, kradzieży, gwałtów na dzieciach, błądzenia w nauce i
Bóg wie, co jeszcze... No, czym teraz jest dla was ta instytucja? Przypomnę
oddzieliliśmy kościół od pojęcia Boga, na którego plenipotencje powołują się
urzędnicy tego tworu.

Początkowo kapłan był duchowym nauczycielem i przewodnikiem swojego ludu i nie sięgał po władzę. Gdy jednak kapłani zorientowali się, że mogą ze swojej funkcji czerpać korzyści, ogłosili, że mówi przez nich sam Bóg. To pozwoliło im ogłosić się nieomylnymi i sprawować władzę absolutną, znacznie większą niż ta, którą posiadali świeccy królowie i cesarze. Zaczęli więc nauczać, że żyjemy tylko raz, że po życiu czeka nas sąd ostateczny, po którym albo zostaniemy ostatecznie zbawieni, albo na wieki potępieni i że nie ma odwołania od tego wyroku. Ponieważ rzekomo przemawiał przez nich sam Bóg, mogli narzucić swoje prawa, choćby siłą, całemu społeczeństwu, nie wyłączając świeckich władców. Swoją władzę umacniali ogłaszając kolejne dogmaty i spisując coraz dłuższą listę grzechów śmiertelnych, które można było zmyć tylko dzięki nim i ich sakramentom. Doktryna reinkarnacji bardzo im w tym przeszkadzała, bo jeśli człowiek wie, że może się poprawić w następnych wcieleniach, nie będzie uczestniczył w praktykach, które ograniczają jego wolność i godność.

~bogdeb : Do Selin . Nie mieszaj dwóch pojęć
katolicyzm nic nie ma wspólnego z chrześcijaństwem, katolicyzm zastał stworzony
przez cesarza Konstantyna. I gdzieś na przełomie IV-V wieku umarli ostatni
prawdziwi chrześcijanie. Wiara katolicka to zlepek kilku starych wiar najwięcej
jest z Mitraizmu, ( Boże narodzenie niedziela jako dzień odpoczynku) k.k. nie
przestrzega nawet ewangelii wpisanych w Nowy Testament(papież i ojciec
przeczytaj ewan. w/g Mateusza rozd. 23 wers 9).Historia się kłania.
~Fanta do ~Poganin: "..i nie wódź
nas na pokuszenie" słowa, z których wynika, że słabe ludki nie potrafią
wykorzystać świadomie WOLNEJ WOLI, którą dał nam Bóg. Prawdziwa wiara ma dawać
siłę, a nie usprawiedliwiać "duchowe rozmemłanie". Dekalog jest mądrością,
moralnym kręgosłupem. Narzucone przez kościół katolicki
"paciorki" klepane bez sensu nie mają nic wspólnego z wiarą, ale wg
księży tylko uczestniczenie w coniedzielnych mszach i odmawianie modlitw czyni
z ciebie osobę wierzącą,, aha i jeszcze kwestia kartek na spowiedź. Tu też
wkroczyła kwestia współczesnej administracji kościoła. A sama kwestia
spowiedzi? Oczyszczenie duszy? Niech odezwie się ktoś, komu ksiądz, na prawdę
pomógł rozwiązać jakiś problem. Oczyszczenie duszy..., że paciorków się nie
odmawiało? Że robiło się świństwa drugiemu człowiekowi? A po przyjęciu komunii
dalej to samo, bo przecież człowiek jest, jaki jest? Żenada.
~hahahahhahaha do ~ogarnij się : Czytaj z.ebany
łbie.
Badania przeprowadzone głównie w Stanach Zjednoczonych wśród tamtejszych naukowców dowodzą, że wiara w boga jest odwrotnie skorelowana z posiadaniem wykształcenia naukowego. Według badań statystycznych z 1914 odsetek naukowców w USA negujących bądź wątpiących w istnienie boga wynosił 58%, podczas gdy wśród naukowców "wybitnych" (greater) odsetek ten wynosił 70%. W takich samych badaniach statystycznych powtórzonych w 1934 roku odsetki te powiększyły się odpowiednio do 67% i 85%. Wpływ "wybitności" albo jej brak na religijność został dalej zbadany w 1998 roku. Wedle ankiety przeprowadzonej wśród członków National Academy of Sciences(wśród jej 2100 członków i 380 zagranicznych współpracowników jest niemal 200 zdobywców nagrody Nobla; dla porównania, wśród wszystkich absolwentów uniwersytetów Cambridge i oksfordzkiego od 1901 roku jest łącznie 140 laureatów), 7% z nich wierzyło w boga. Badania statystyczne przeprowadzone w 1996 roku a opublikowane w Nature wskazały, że wśród naukowców 60,7% nie wierzy w boga. Badania statystyczne przeprowadzone w latach 2005-2006 ujawniły, iż jako niewierzący deklaruje się 64% naukowców (w tym 34% całkowicie odrzuca istnienie siły nadprzyrodzonej, a 30% twierdzi, że nie wie i nie ma możliwości poznania czy istnieje jakaś siła nadprzyrodzona). Dalsze badania statystyczne potwierdziły, że im członek uniwersytetu jest na nim dłużej, tym szansa, że jest ateistą jest większa. Wyniki badań statystycznych wskazują również, że istnieje istotna rozbieżność pomiędzy odsetkiem niewierzących wśród profesorów nauk przyrodniczych, a odsetkiem niewierzących wśród profesorów nauk społecznych.
Korelację między wykształceniem naukowym a niewiarą w boga odzwierciedla też fakt, że według statystyk, podczas gdy 60–93% amerykańskich naukowców nie wierzy w boga, wśród przeciętnych obywateli USA odsetek ten wynosi od 8% do 14%. Wnioski te potwierdza badanie Pew Research Center z 2009 roku.
Badania przeprowadzone głównie w Stanach Zjednoczonych wśród tamtejszych naukowców dowodzą, że wiara w boga jest odwrotnie skorelowana z posiadaniem wykształcenia naukowego. Według badań statystycznych z 1914 odsetek naukowców w USA negujących bądź wątpiących w istnienie boga wynosił 58%, podczas gdy wśród naukowców "wybitnych" (greater) odsetek ten wynosił 70%. W takich samych badaniach statystycznych powtórzonych w 1934 roku odsetki te powiększyły się odpowiednio do 67% i 85%. Wpływ "wybitności" albo jej brak na religijność został dalej zbadany w 1998 roku. Wedle ankiety przeprowadzonej wśród członków National Academy of Sciences(wśród jej 2100 członków i 380 zagranicznych współpracowników jest niemal 200 zdobywców nagrody Nobla; dla porównania, wśród wszystkich absolwentów uniwersytetów Cambridge i oksfordzkiego od 1901 roku jest łącznie 140 laureatów), 7% z nich wierzyło w boga. Badania statystyczne przeprowadzone w 1996 roku a opublikowane w Nature wskazały, że wśród naukowców 60,7% nie wierzy w boga. Badania statystyczne przeprowadzone w latach 2005-2006 ujawniły, iż jako niewierzący deklaruje się 64% naukowców (w tym 34% całkowicie odrzuca istnienie siły nadprzyrodzonej, a 30% twierdzi, że nie wie i nie ma możliwości poznania czy istnieje jakaś siła nadprzyrodzona). Dalsze badania statystyczne potwierdziły, że im członek uniwersytetu jest na nim dłużej, tym szansa, że jest ateistą jest większa. Wyniki badań statystycznych wskazują również, że istnieje istotna rozbieżność pomiędzy odsetkiem niewierzących wśród profesorów nauk przyrodniczych, a odsetkiem niewierzących wśród profesorów nauk społecznych.
Korelację między wykształceniem naukowym a niewiarą w boga odzwierciedla też fakt, że według statystyk, podczas gdy 60–93% amerykańskich naukowców nie wierzy w boga, wśród przeciętnych obywateli USA odsetek ten wynosi od 8% do 14%. Wnioski te potwierdza badanie Pew Research Center z 2009 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz