Translate

sobota, 6 kwietnia 2013

Dramat Dzieci Kościoła - Bez Komentarza...10





Kościół kocha swoje dzieci?

www.ecoego.pl :



Dziecko ma niezwykle podatny na sugestię umysł, co udowodnił chociażby eksperyment dr Johnsona przeprowadzony w 1939 roku. Jego celem było odkrycie przyczyn jąkania oraz udowodnienie wpływu perswazji na tę wadę wymowy. Miał on też potwierdzić, iż poprzez sugestię można wywołać jąkanie u zdrowych ludzi. Stworzono dwie grupy dzieci, przy czym pisząca pracę dyplomową Pani Tudor, wmawiała raz na kilka tygodni przez 45 minut jednej grupie dzieci, że mówią świetnie, a drugiej grupie, że bardzo źle i zaczną się jąkać. Wszystkie dzieci z drugiej grupy oczywiście zaczęły się jąkać, miały lęki, obniżoną samoocenę i zostały pośmiewiskiem w szkole; trauma z tym związana, miała miażdżący wpływ na całe życie. W 2007 roku 6 dzieci, które stały się królikami doświadczalnymi, otrzymało odszkodowanie w wysokości 925 tysięcy dolarów. Niektórzy przez całe życie borykali się z jąkaniem, inni mieli trudności w szkole oraz stali się zamknięci w sobie.



Pomyślmy. Przykra sugestia raz na kilka tygodni przez 45 minut, a całość eksperymentu trwała sześć miesięcy. To wystarczyło, by wywołać jąkanie praktycznie nie do wyleczenia, a także drastycznie obniżyć samoocenę i jakość życia człowieka. Pomyślmy znowu; całe lata od urodzenia, co najmniej raz w tygodniu dziecko wyznaje w domu podobno Bożym z przejęciem i wiarą; "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina", oraz kultowe "nie jestem ciebie godzien, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja".

Zaplanowana destrukcja



Czy Bóg, stwórca miliardów galaktyk i nieopisanego piękna kosmosu, w którym to ogromie ziemia jest nic nieznaczącym ziarnkiem piasku, naprawdę potrzebuje by człowiek raz w tygodniu przez całe życie wyznawał mu, że jest zerem i śmieciem? A może to nie Bogu, a kapłanom potrzebne jest nasze wyznanie? Tylko, po co? W dzisiejszym świecie łatwy dostęp do wiedzy o ludzkiej podświadomości spowodował, że ten kto chce bez problemu uzyska odpowiedź na te pytanie. I ta odpowiedź jest niezwykle bolesna dla ludzi wierzących, tak mocno uderzająca w ich przekonania, że trzeba ją od siebie odsunąć, a często wyszydzić i wydrwić by ratować swoje własne zdrowie psychiczne. Otóż powtarzanie upokarzających treści, jest celowym deptaniem godności człowieka i programowaniem w nim z góry określonych reakcji.

Spójrzmy na bardzo znaną reakcję Pawłowa. Naukowiec dzwonił dzwonkiem przed podaniem jedzenia, i po jakimś czasie pies reagował ślinieniem na sam dźwięk dzwonka. Wystarczyło kilkanaście, kilkadziesiąt razy powtarzać jedno zachowanie, by stworzyć zaplanowaną reakcję u pieska. Człowiek jest znacznie bardziej skomplikowany psychicznie od psa, ale w kwestii uczenia się wzorców, działa to wszystko identycznie; poprzez powtarzanie. Każdy sportowiec chcąc osiągnąć perfekcję, musi powtarzać dane ruchy tysiące razy. Chcąc nauczyć się czegokolwiek, także trzeba powtarzać daną informację by stała się własnym przekonaniem. Cokolwiek nowego byś nie chciał zrobić, musisz się nauczyć jak reagować i wyćwiczyć poprzez powtarzanie odpowiednią reakcję. Ktoś, więc wymyślił coś absolutnie złego; pod pozorem nauki o Bogu i miłości, moralnych wartości, stworzył system tresury i manipulacji człowiekiem. Religie istnieją od dawna, więc już tysiące lat temu kasta kapłanów doskonale wiedziała, jak działa ludzka podświadomość. Chrześcijaństwo czerpało z tych wzorców, podobnie jak każdy system totalitarny. Powtarzanie sprawia, że człowiek nabywa umiejętność bądź przekonanie. Powtarzając pewne treści stajesz się nimi, nasiąkasz tym, co one w sobie niosą. Jeśli są to pozytywne sugestie rośniesz i rozwijasz się, nabierasz wiary w siebie, radości, chęci do życia i działania. Jeśli powtarzasz negatywne sugestie, człowiek maleje, choruje, kurczy się i zaczyna w nim powstawać lęk. Spróbuj ciągle upadlać psa; zacznie być strachliwy i agresywny, neurotyczny. Chwalony i motywowany za dobre zachowania pochwałami, stanie się najwierniejszym kumplem na świecie. To podstawy psychologii, i jestem święcie przekonany, że Jezus je doskonale znał. Dlatego jeśli nawet faktycznie umarł na krzyżu (do końca nie wiemy czy jest to prawdą) wierzę, że nie chciał, aby z symbolu bolesnego zgonu, czynić centralny punkt swojej religii. Kapłani pominęli radość, weselenie się, miłość i uzdrawianie, a w środku ustawili krzyż; pamiątkę słabości, przegranej i śmierci. Zapomnieli całe życie Jezusa, dokonania, treść nauki, a skoncentrowali się na cierpieniu i rzekomej śmierci na krzyżu.

Wyzwolenie z męki życia


Jezus naucza
Moim zdaniem Jezus chciał, aby to wszystko było zupełnie inne; jednak żądni władzy ludzie dorwali się do historii jego życia, i całkiem wypaczyli jej sens. Jezus nienawidził religii i hipokryzji tych, dla których religijne zasady przysłaniały miłość i radość z życia. Tymczasem jego rzekomi następcy zrobili z kultu Jezusa to samo, z czym ten walczył i czym najprawdopodobniej gardził. Dlatego też w religii chrześcijańskiej, centralnym punktem wiary stało się cierpienie i długa lista grzechów; wokół niej orbitują słowa takie jak miłość, wiara, patriotyzm i inne hasła, które mają pokazywać ludziom, że o to chodzi. Ale to nieprawda; celem jest cierpienie i śmierć, która wyzwala od męki życia, ku spełnieniu i krańca bólu, który ma nastać w życiu pośmiertnym. Religia najpierw poprzez powtarzanie tworzy w człowieku ból, a później obiecuje, że za uczestnictwo w życiu kościoła (msze, święta itd.) wybawi od tego bólu po śmierci. Jakby ktoś zaoferował Ci za pieniądze raj po śmierci, zaśmiałbyś się z niebywałej bezczelności śmiałka; ale gdy miliard ludzi w to wierzy, wierzysz i Ty. A wierzą, ponieważ lata powtarzania od dzieciństwa, kiedy wykształca się rozum i charakter dziecka sprawia, że człowiek zostaje na całe swoje życie przeklęty. I nie można uciec od tego nigdzie; ból jest w środku człowieka, w pozornie pozytywnych przekonaniach.

Aktualnie pokłosiem indoktrynacji katolickiej, jest działanie w niezwykle destrukcyjny sposób na dziecko. Niszczy mu się samoocenę, obniża naturalne możliwości i talenty, pielęgnuje niewiarę i wręcz nienawiść do swojego grzesznego ciała. Z seksu, jednej z najpiękniejszych ścieżek ukazywania miłości drugiemu człowiekowi, zrobiono ohydne, obrzydliwe, karane wiecznym potępieniem działanie, używane tylko i wyłącznie do płodzenia potomstwa. Przykładem jest niepokalane poczęcie, jakby zwykłe było czymś złym i wstrętnym, niegodnym Boga - człowieka. Na filmach poderżnięcie gardła człowiekowi jest w porządku, natomiast nie można pokazać nawet piersi kobiecej, jakby było to coś naprawdę złego. Człowiek ma być sługą i pokornym, niebuntującym się przeciwko Bogu (a w istocie jego kapłanów) woli.

"Nie jestem ciebie godzien, ale powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja".

Dlaczego mam nie być godny Boga? Dlaczego mam się czuć winny? Cóż uczyniłem jako małe dziecko, że mam ciągle czuć się winny zły i pokorny? Moja wina to grzech pierworodny, którego nikt nie widział i nie udowodnił, ale, w który mamy wierzyć. Moja wina to słabość człowieka, która wydała na męki i śmierć Jezusa Chrystusa, który oddał za mnie życie. Taki oto bełkot całe życie musiałem wysłuchiwać, a co najzabawniejsze nawet w niego wierzyłem. Wiara ta spowodowała, że czułem się winny wobec księży, ludzi i całego świata, chciałem odkupić swoje winy, więc wpłacałem pieniądze na tacę, których nigdy nie miałem za wiele. Moje poczucie winy zobowiązywało mnie także do tego, bym w każdy możliwy sposób służył organizacji kościelnej, nawet swoim kosztem, gdyż kościół to Jezus jak twierdził kościół. Jezus tymczasem dyplomatycznie milczał. Podkreślmy, że ciała wiara opiera się na książce, którą każdy papież mógł zmieniać jak chciał, pod "bieżące potrzeby". Jak wiemy, w dawnych czasach kler palił na stosach ludzi, organizował wyprawy krzyżowe (także złożone z dzieci), torturował kobiety w bestialski sposób by wydobyć zeznania o komitywie z diabłem; wszyscy się przyznawali, wystarczył widok skrwawionych narzędzi zbawiania duszy? Skoro, więc wiemy, że kler dokonywał strasznych, często wręcz nieludzkich zbrodni, czy nie wydaje się możliwe, że zmieniali także coś w biblii? Kto miał się przeciwstawić? Jezus jak wiemy, milczy od dwóch tysięcy lat. Stąd wiara w czysty przekaz od Jezusa do tej pory, wydaje się być ponurym żartem. Skala zafałszowania sensu z powodu samych idiomów, tłumaczenia i oddania sensu powiązanego z aktualną sytuacją obyczajową polityczną, jest olbrzymia. Jeśli ktoś w książce mieszał, coś dodawał i odejmował, mamy coś zupełnie innego niż mówił Jezus; jeśli istniał, ponieważ nie ma ku temu żadnych przesłanek.

Moczyłem łóżko


Od dzieciństwa przez długi czas moczyłem się w łóżko, i dość późno przestałem. Każdy zmrok wywoływał u mnie paniczny lęk, że przyjdzie po mnie Szatan by zabrać mnie do piekła. Bałem się Pana Boga i Szatana, brzydziłem sobą za to, że mam erekcję na widok ładnych dziewczyn i modliłem, by Bóg mi wybaczył ten grzech. Wstydziłem się w zasadzie wszystkiego i wszystkich, a kiedy moje życie wydawało się już najgorszym ściekiem, natężałem wszystkie siły i jeszcze głębiej wchodziłem w katolicyzm. Z podobnym efektem. Ileż to modlitw odbywałem o to, by Bóg mnie zmienił na ideał katolicki - nic z tego, młody chłopiec ma swoje własne pragnienia, odmienne od wizji kleru. Chciałem, więc zostać kapłanem by zmazać swoje grzechy. Od dzieciństwa miałem na ich punkcie obsesję, czułem się zły i niegodny w oczach Boga. Przepraszałem codziennie, że przeze mnie umarł Pan Jezus i za grzech pierworodny. Medytowałem i wspominałem mękę Jezusa, trzęsąc się z oburzenia i pogardy do ludzkiej słabości. Gorączkowo rozmyślałem nad tym, jak sprawić by Bóg wreszcie mnie pokochał, ponieważ czułem się niekochany, nieważny i odtrącony. I nie pomagało twierdzenie, że Bóg jest miłością, bo jak można wierzyć w dobrą nowinę skoro tak łatwo iść do piekła, a droga do nieba wydawała mi się nieludzką kaźnią? Jak być kimś, skoro wszyscy znani i błogosławieni to przeważnie męczennicy umierający w nieludzkiej kaźni? Teraz widzę wyraźnie, że ci, którzy w kościele spali albo udawali, że słuchają, a ogólnie ich to nie interesowało a nawet śmieszyło, (co przyjmowałem z oburzeniem), prowadzili normalne życie. Ci, którzy naprawdę wierzyli w te idee, mieli często gorzej ode mnie. Powtarzane latami sugestie o byciu winnym i niegodnym, wiecznie krążącym wokół diable powoli czyniły spustoszenie w życiu ich wyznawcy.

Podsumujmy, więc, co uzyskałem z uczestnictwa w świętym kościele Pana naszego;

1. Zerowa samoocena. Uważałem się za nic niewartego śmiecia i tak zachowywałem.

2. Nieustające poczucie winy, które trochę malało po modlitwach na kolanach, stąd poczucie u wiernych "naładowania akumulatorów" po mszy.

3. Wiara, że skoro modlitwa nic nie daje, muszę być zły i Pan Bóg mnie nie kocha.

4. Wiara, że Pan Bóg jest w sumie gorszy od Szatana; bo niby, dlaczego mi nie odpowiada, dlaczego ciągle milczy? i dlaczego ciągle cierpię, gdy żyję na kolanach ze schylonym karkiem?

5. Nienaturalna nieśmiałość i wstydliwość, i tylko ten, kto tego doświadczył wie, jakie jest to cierpienie.

6. Każde działanie i próba polepszenia swojego życia, było ograniczane przez silny strach przed karą Bożą i pokusami Szatana, a także wzbogaceniem się czy byciem liderem "błogosławieni cisi, biedni, prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogacz itd."

7. Silna nerwica, która przeobraziła się w późniejszym życiu, w IBS, i zrujnowała mi całkowicie życie w każdym jego przejawie.

8. Absurdalne poczucie, że jestem lepszy od innych ras i wyznań, a moja wiara jest najlepsza i jedynie słuszna. Gardziłem innymi tak mocno, jak tylko nieszczęśliwy człowiek umie, a także się za nich modliłem, sam mając życie w kompletnej ruinie.

9. Świadomość, że nie wolno oddać ciosu, trzeba nadstawiać drugi policzek, a agresja w obronie własnej godności czy własności jest czymś złym i wstrętnym.

10. Jednocześnie świadomość, że za mówienie źle o papieżu czy Jezusie, mógłbym zatłuc pięściami. Odczuwałem czystą nienawiść do tych, którzy śmieli się odważyć na takie bluźnierstwo; mimo tego, że papieża znałem tylko, z tv i opowiadań, i kompletnie nic o nim nie wiedziałem ponad oficjalną propagandę.

Krok w normalność

Gdy dorosłem i zacząłem interesować się psychologią zrozumiałem, że wszystkie moje działania i w efekcie życie jakie prowadzę, jest pokłosiem moich wierzeń i przekonań. W co wierzysz, takie masz życie. Jeśli wierzysz, że jesteś fajnym gościem, Twoja mowa ciała, głos, zapach ciała, (czyli także feromony) sprawiają, że przeważnie właśnie tak jesteś traktowany. Jeśli wierzysz, że jesteś beznadziejnym śmieciem, grzesznikiem, który zasługuje na piekło i wieczne męki, ponieważ masz erekcję na widok obcisłych dżinsów dziewczyny, ludzie mają cię w najlepszym wypadku za wariata; w trochę gorszym za frajera, a w najgorszym na szczęście mogę się tylko domyślać. Niektórym nauki o cierpieniu tak zmieniły postrzeganie, że czerpali z niego satysfakcję. Ich poczucie własnej wartości opierało się jedynie o cierpienie, niedostatek. Każdy atak, odrzucenie, nieudacznictwo, było uważane za coś, czym można się wyróżnić, pochwalić, poczuć lepiej "jestem lepszy, znowu mnie wszyscy odrzucili i wyśmieli, oni nic nie rozumieją". Ludzie religijni wierzący w "Boga miłości" wiedzą, że mówi się tylko o konającym w mękach Jezusie, a chwaleni i gloryfikowani są męczennicy. Żeby coś "osiągnąć" trzeba, więc cierpieć. Radośni ludzie nie są mile widziani, są na dnie cierpiętnico - katolickiej hierarchii. Jeśli więc chcesz być szanowany w tej grupie ludzi, warto mieć jakieś chociażby schorzenie, chorobę, jakieś cierpienie, które można ofiarować Jezusowi. Tylko, po co stwórcy wszechświata moje cierpienie?

Odrzucony prezent


Bóg ma nas jako dzieci. Czy ktoś z nas chciałby dać swojemu dziecku prezent, licząc na piski radości i zabawę, a dziecko go z pogardą odrzuca i uderza głową w ścianę? Dziwne, przerażające. Każdy normalny ojciec by się mocno przestraszył. Tymczasem Boże dzieci tak właśnie robią. Odrzucają boski dar - rozum, na rzecz wiary. Wierzą w to, co ktoś im podał do wierzenia od urodzenia. Nie myślą, nie analizują, tylko bezkrytycznie wierzą. W czym więc ich chwała i wielkość? Nie dość, że wierzą (albo udają, by nie być stratowanymi przez rozmodlony tłum), to jeszcze się umartwiają i cierpią na wyścigi, kto więcej - a nagroda wprawdzie niewidzialna, nieudowodniona, ale przecież błogosławieni ci, którzy uwierzyli a nie widzieli, więc przyjmuje się, że tak właśnie jest. W numerze czwartym "W sieci", na ostatniej stronie jest reklama sióstr klauzurowych, i oczywiście nr konta do wpłacania pieniędzy. Przepiszę początek: "Siostry klauzurowe żyją na skraju nędzy, w potężnych i zimnych klasztorach, gdzie temperatura w celach spada do 5 stopni. Wiele z sióstr jest chorych i w podeszłym wieku, nie mogą już pracować. Jednakże nie przestają się modlić za wierzących i niewierzących. Swoje fizyczne cierpienie ofiarowują w naszych intencjach. Modlitwa połączona z ofiarą miłości ma ogromną wartość przed Bogiem. Każdy z Państwa może przekazać swoje intencje we wszystkich sprawach: rodzinnych, zawodowych, osobistych..."

Jak widać Pan Bóg spełnia prośby sióstr, ale nie może im zapewnić jedzenia, wody i ciepłego ubrania? O uzdrowieniu nawet nie wspominam, bo to pachnie siarką i złem. A tak szczerze; modlitwa chorej, wyjącej z bólu starej kobiety, która całe życie powtarza modlitwy, ma coś wyprosić u Boga? To dlaczego nie wyprosiły zdrowia dla papieża, prymasa Glempa i innych potężnych hierarchów? Na pewno się modliły, jak wiemy bez efektów. Chociaż tłumaczy się to tym, że Bóg usłuchał modlitw, ale lepszy był dla nich zgon niż życie. To ja dziękuję za takie modlitwy. Kler ma tyle ziemi, ciągle zbiera pieniądze; nie można by tym starszym Paniom wstawić elektrycznych grzejników? Dać na "panadol"? Włosy stają dęba jak człowiek sobie uświadamia ten komizm i jednocześnie tragizm religijnej, obłąkanej rzeczywistości.

Przyjrzałem się


Przyjrzałem się, więc swoim przekonaniom, i ze zgrozą odkryłem, że większość z nich wcale nie jest moja. Zostały we mnie zainstalowane przez powtarzane latami sugestie, dokładnie tak samo jak w opisywanym eksperymencie. Po latach życie zgodnie z zasadami rzekomo bożymi, byłem wrakiem i ruiną człowieka. Po wielu latach, pod cudzymi religijnymi przekonaniami odkryłem wrażliwego, inteligentnego i bystrego człowieka. Wtedy też poczułem jak bardzo pełne radości i szczęścia może być życie, że wcale nie trzeba cierpieć z tysiąca powodów. Poczułem, że można kochać swoje ciało i czerpać radość z seksu, życia, można być bogatym, mieć piękny dom, samochód, pójść potańczyć, mieć grono znajomych i beztrosko się śmiać mimo faktu, że gdzieś tam podobno umarł za mnie Bóg. Że nie trzeba ciężko harować by coś mieć, że można oddać się sztuce i pasji, która pozwoli godnie i wesoło żyć. Jednocześnie z tą wyzwalającą wiedzą, której pozornie przeczy społeczeństwo, przyszło potworne poczucie winy, że kalam własne gniazdo, występuję przeciwko świętej religii i samemu Bogu, a Szatan już ma moją duszę dla siebie. Gdy mówiłem o swoich wątpliwościach niektórym osobom, którym ufałem, słyszałem, że jestem nienormalny, opętany, muszę się pokajać i dużo modlić. Kierowano mnie do teologów i kierowników duchowych, którzy mieli nawrócić mnie z powrotem na myślenie takie jak trzeba, normalne. Ale i to nic nie dało, ponieważ już rozumiałem jak działa podświadomość, wzorce reakcji, programowanie zachowań ludzkich. Nie było tam żadnego Boga, tylko manipulacja od dzieciństwa. Cóż tu tłumaczyć? Jakież to ja bajki słyszałem, jakie perełki sofizmu, ale to wszystko było tylko grą słów, która kryła najważniejsze pytanie - dlaczego wiara w Boga miłości, sprawia, że całe życie potwornie cierpię? Jedni na tym poprzestają porównując się do Hioba i czerpiąc z tego perwersyjną rozkosz, ale ja tak nie chciałem; chciałem poznać prawdę, zaznać trochę radości życia. Sięgałem do książek, które tłumaczyły te sprawy, i robiąc to potwornie się bałem. Książki te (a chociażby potęga podświadomości Murphy’ego) były nazywane szeptem diabła. Pastor Murphy pisał dziwne rzeczy; że Bóg jest radością, i cieszy się z sukcesów i szczęścia swoich dzieci. Spotkałem tam wiele radości, tańca, pragnienia skosztowania życia a jednocześnie nie przywiązywania się do niego. I te wspaniałe idee, którym jak sądzę, Jezus by radośnie przyklasnął, były nazywane szeptem diabła. Książki mistyków, a już szczególnie te o jodze i medytacji, były jawnie nazywane wpływem złych duchów. Medytacja sprawiła, że zacząłem obserwować w sobie dziwne stany umysłu, i powoli zacząłem widzieć w jak wielkim oszustwie żyłem. Jednocześnie musiałem poradzić sobie z pogardą wierzących, za swoje próby samodzielnego zbadania, o co w życiu chodzi. Miałem wierzyć i iść ścieżką tradycji, a nie łamać tabu. Modlono się, więc za mnie, by Bóg sprawił, że zacznę myśleć jak modlący się. Jak widać Bóg nie pomógł im w tych modlitwach? Może Bóg nie chce by wszystkie istoty na ziemi były katolikami, identycznie myślącymi, ubierającymi się?


Pierwsze, co zrobiłem, to z całą świadomością zrezygnowałem z chodzenia do kościoła. Programowanie ustało, ale co zrobić z prawie trzydziestoletnimi wzorcami nienawiści do grzesznego ciała i siebie? Przypominam kolejny raz, że zniszczone życie ludzi w eksperymencie Johnsona, było pokłosiem sześciomiesięcznego programowania. No cóż, praca nad opróżnieniem tego śmietnika, w który zamieniło się moje własne życie, trwa wiele lat. Wszystko przy akompaniamencie wrzasków o sprzeniewierzenie się tradycji, wierze ojców i dziadów, klątw o pójściu do piekła i nieszczęściu w życiu. No proszę jak się wszyscy o mnie martwią, nawet modlą. Jak latami siedziałem z domu i wyłem z bólu brzucha (wieloletnia choroba) bez pracy i grosza przy duszy, to nikt mi przysłowiowej szklanki z wodą nie podał, a tu jak dbają o moją duszę, jak się troszczą? A przecież wszyscy wiemy, że krzyczący na mnie mają mnie tam gdzie słońce nie dochodzi, tylko moja decyzja i odrzucenie tego, co czczą, budzi ich niepokój. Ich nienawiść, więc jest kierowana do mnie tylko w jednym celu; uspokoić siebie i upewnić, że ich wierzenia mają sens, nie są tylko sprytnym oszustwem a oni przegranymi, oszukanymi ludźmi, walczącymi o interes kapłana.

Wiele zawdzięczam...


Kościołowi katolickiemu, do którego zostałem zapisany bez udziału mojej woli, zawdzięczam z całą pewnością wiele zła. Było go tak dużo, że z bólu nie do zniesienia, w geście ratunku i rozpaczy zacząłem samodzielnie myśleć, co umożliwiło mi dostrzeżenie tego, w czym tkwiłem całe życie. Usuwanie skutków jego działalności zajmie mi pewnie jeszcze, co najmniej wiele lat, co i tak można uznać za niebywały sukces; ofiary znacznie słabszego i krótszego programowania i "złej" sugestii, nie mogły wyleczyć jąkania do końca swojego życia. Stwierdzam, więc z całą mocą, że w organizacji nazwanej chrześcijaństwem, Boga miłości, którego miałem przyjemność w kilku przebłyskach doznać, nie ma i nigdy nie było. Jest to ponura, diabelska struktura, nastawiona na niszczenie godności ludzkiej, i tak ustawionego człowieka brutalne eksploatowanie do końca jego dni. Jeśli Szatan istnieje, to kościół musi być jego dziełem. Całe wychowanie człowieka przez kler służy jedynie temu, by z człowieka zrobić pokornego, pełnego poczucia winy i poczucia zobowiązania niewolnika. Kler niszczy ludzi w bardzo subtelny, nierzucający się w oczy sposób. Bo jak zobaczyć poczucie winy spalające człowieka całe życie? Czy ludzie o tym mówią? Nie, to trzyma się w sobie, i właśnie to wywołuje efekty, o które chodzi manipulatorowi.


Dlatego tak bardzo pchają się do najmłodszych dzieci, tak bardzo dbają by od najwcześniejszych chwil życia, programować w człowieku sugestie które będą w nim do końca. Wyzwolić się można od najsilniejszych wrogów; ale wyzwolić się od rzekomo własnych przekonań, jest często niemożliwe. Ludzie żyją jak zombie i myślą, że takie jest właśnie życie, tymczasem wcale takie nie jest. To ich interpretacja wyuczona przez powtarzanie, sprawiła, że tak wszystko interpretują. Zostali oszukani tak samo jak i ja. Tylko nieliczni budzą się z tego koszmaru sennego, i mają jakąś tam szansę zrobić coś z własnym życiem. Cała reszta idzie jak po szynach, doskonale zaprogramowana i kontrolowana przez cudze przekonania. Wielu młodych rodziców chce chrztu dla swoich dzieci. Mają gdzieś jego rzekomo duchowe znaczenie, chodzi o ty by nie być pokazywanym palcem przez rodzinę. Do tych ludzi chcę powiedzieć, żeby to porządnie przemyśleli, ponieważ ich dziecko będzie musiało żyć z silnym poczuciem winy, strachem przed wyimaginowanymi diabłami i demonami, w poczuciu pokory przed silniejszym. Czy tego chcesz dla własnego dziecka? Chcesz sam uczyć dziecko jak żyć, czy oddać je ludziom, którzy nauczą je cierpienia, poczucia winy, strachu? Twoja decyzja, a także Twoje konsekwencje później, gdy dziecko będzie musiało iść przez życie z tak ciężkim bagażem. A może wolność? Gdy dziecko będzie miało osiemnaście lat, niech sobie wybierze samo, jaką religię wybrać? Moim zdaniem każda większa struktura, działa tylko i wyłącznie na zrobienie z człowieka niewolnika. I w tym celu musi go przeczołgać się, wyprać mu mózg. Tyczy się to każdej religii, w tym muzułmańskiej i żydowskiej, które różnią się od "naszej" tylko innymi nazwami diabłów i bożków, innymi bajkami, świętami i ceremoniami, a w środku jest to od zawsze to samo; zło i zniszczenie człowieka.

Polak - katolik


A tym, którzy mówią coś o tradycji, i mieszają Polskość z katolicyzmem, chciałbym powiedzieć, że ta żydowska religia została nam przez Niemców narzucona przemocą, nie mieliśmy praktycznie wyboru i musieliśmy zamienić swoje piękne wierzenia w okrutnego Boga z dalekiej Azji. Mieliśmy swoje słowiańskie wierzenia, wiarę ojców, których powyrzynały hordy wierzących w Boga miłości. Podobnie z tradycją; jak można służyć kościołowi, którego sercem jest Watykan, i jednocześnie państwu polskiemu? Nie można dwom panom służyć, nieprawdaż? gdy za kilkadziesiąt lat najadą nas muzułmanie z niemieckiego i francuskiego kalifatu, wyrżną prawdziwych Polaków katolików a reszta się zgodzi przejąć wiarę w Allacha. Po setkach lat będzie prawdziwy Polak muzułmanin, a rzesza obrońców jedynej wiary zakrzyczy każdego heretyka, który twierdzi, że wiara ojców była inna.

Kocham Polskę. I szanuję wierzenia ludzi. Jeśli chcą wierzyć w kler, proszę bardzo. Pierwszy obrzucę jajkami tego, kto chce palić kościoły czy walczyć z klerem. Darcie biblii jest dziełem dzieciaka i showmana, jest to, czym absolutnie celebrycki w swej wymowie. Mamy demokrację i mamy wolność słowa; można wierzyć, w co się chce. Ale proszę utrzymywać swoich pasterzy za własne pieniądze. Polska będąc pod wpływem obcych mocarstw, nigdy nie uzyska potęgi; Watykan, USA, Niemcy, Rosja. Za dużo chętnych do byłego już tortu, który po tylu latach grabieży skurczył się do rozmiaru napoleonki.

Tadeusz Kościuszko


A żeby nie było że prawdziwy Polak musi kochać kler, wkleję słowa wielkiego Polaka którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać; drodzy Państwo, oto opętany przez samego Szatana Tadeusz Kościuszko:

"Trzeba przyznać, że wszyscy ludzie posiadają dosyć zdrowego rozsądku, by odróżniać dobro od zła, zachowywać się, rozumować, pojmować i porównywać relacje, a także rozwijać swoje idee poprzez rozważania lub badania (za wyjątkiem małej liczby tych, którzy są obłąkani od urodzenia), ale po to są szpitale, żeby przeszkodzić im w wyrządzaniu szkód.

Czyż nie byłoby lepiej zacząć od przemawiania ludziom do rozsądku, uświadamiając im, że w ich prawdziwym interesie leży raczej, by postępowali prawie i sprawiedliwe, byli dobrymi ojcami, dobrymi synami, kochającymi Ojczyznę i przestrzegającymi prawa niż szkodzili sobie i oszukiwali się nawzajem, tracąc spokój ducha w nieustannej krzątaninie dla pokrzyżowania planów zasadzek i podstępów ze strony innych ludzi; jeśli do takiego wychowania dodacie dobre prawo, które karząc za przestępstwa jednocześnie przeciwdziała szerzeniu się przywar; jeśli ponadto sami będziecie dawać przykład cnoty w każdych
okolicznościach, bądźcie pewni, że Lud pójdzie za wami, gdyż ludzie są w sposób naturalny naśladowcami jak małpy.

Jeśli jednak, na odwrót, rozpoczniecie od oświecania Księży, dacie im /tym samym/ więcej środków, by zniewalali Lud i trzymali go w jeszcze silniejszym uzależnieniu, bowiem każde wydzielone ciało w Narodzie będzie mieć zawsze swój własny interes, przeciwny do interesu Państwa, bądź będzie występować przeciwko działaniom rządu, bądź będą miały miejsce potajemne bunty i konspiracje, w które niestety obfituje historia. Nie można mieć nadziei, że zmieni się ich zachowanie, gdyż w ich podstawowym interesie leży mamienie ludu kłamstwami,
strachem przed piekłem, dziwacznymi dogmatami oraz abstrakcyjnymi i
niezrozumiałymi ideami teologicznymi. Księża będą zawsze wykorzystywać ignorancję i przesądy Ludu, posługiwać się (proszę w to nie wątpić) religią jako maską przykrywającą ich hipokryzję i niecne uczynki. Ale w końcu jaki jest tego rezultat: lud nie wierzy już w nic, jak np. we Francji, gdzie chłopi nie znają ani obyczajności, ani religii; są bardzo ciemni, chytrzy i niegodziwi.

Widzieliśmy Rządy Despotyczne, które posługiwały się zasłoną religii w
przekonaniu, że to będzie najmocniejsza podpora ich władzy, wyposażano, więc Księży w największe możliwe bogactwa kosztem nędzy ludu, nadawano im najbardziej oburzające przywileje aż po miejsce u Tronu, jednym słowem, tak mnożono względy, dobra i bogactwa Duchownych, że połowa Narodu cierpiała i jęczała z biedy, podczas gdy oni, nie robiąc nic, opływali we wszelkie dostatki.

Teraz, kiedy znane są zgubne skutki tego błędu, wydaje mi się, że nie ma lepszego sposobu niż pozwolić im upaść i upodlić się, a na koszt Rządu utworzyć szkoły dla Chłopów, w których będą oni mogli uczyć się moralności, rolnictwa, rzemiosła i kunsztu.

Mówię do filozofa, do zręcznego polityka: Rząd jako taki nie powinien mieć innej religii niż religia natury. Ten bezmierny glob wypełniony nieskończonymi gwiazdami i nasze serca, które bezwiednie zawsze zwracają się /ku niej/ w rozpaczy, świadczą oczywiście o istnieniu Istoty Najwyższej, której nie rozumiemy, ale ją w duchu czujemy i którą wszyscy powinniśmy adorować. Pozostawmy, więc wszystkim sektom, wszystkim religiom swobodę praktykowania ich kultu, byleby były one posłuszne prawom ustanowionym przez Naród." Koniec cytatu.

Na straży moralności


Natomiast ci, którzy twierdzą, że kler stoi na straży moralności europy, i walczył z nim każdy totalitaryzm, pragnę powiedzieć, że się mylą. Kler zawsze walczy o swoje interesy. Podobnie jak nazizm walczył z komunizmem, czy to oznacza, że komunizm był dobry? Albo nazizm? Nie, dwa wilki pokłóciły się smaczną polską kość; i tyle. Czy mogą mi Państwo przypomnieć, ile ostatnich lat Polski to nieustanna rzeź, nieudane powstania, wojny i tragedia? I to wszystko pod krzyżem, pytam się więc - dlaczego? Kler zawłaszczył sobie pojęcia moralności i dobra, kiedy istniały czasy gdzie nie istniało chrześcijaństwo, a dobro i cnoty były znane i opiewane; istniały daleko przed Jezusem i papieżami, nie są, więc własnością kleru. Człowiek żyjący bez wiary, może być dobry i uczciwy, i często jest uczciwszy od wierzącego; ten jak wiemy, kieruje się poczuciem winy, chęcią na zyskanie nieba poprzez dobre uczynki. Niewierzący czyni dobro dla innych celów; bo lubi, bo chce, może mu to poprawia nastrój. Nie wierząc w niebo, nie oczekuje nagrody. Bóg, więc widząc te dwa przypadki, większą chwałą obdarzy niewierzącego, bo ten czyni dobro nie wierząc w nagrodę. A cóż za nagroda należy się komuś, kto po prostu organizuje relację biznesową? ja zrobię to i tamto, a Bóg da mi w nagrodę życie wieczne.

Dziś, gdy kościół traci swe wpływy i potęgę, sięga się po sprawdzone wzorce; eksponuje się egzorcystów, straszy diabłem, który opętuje i niszczy ludzi, więc ten strach, który znajduje natychmiast oddźwięk w ludziach wierzących, skłania do powrotu na łono kościoła. Czy Bóg potrzebuje straszyć ludzi potworami, by go kochali? Ja sądzę, że nie. Bo to nie byłby Bóg, a mały, zakompleksiony sadysta; i z całą pewnością nie moc, która wykreowała niewiarygodną otchłań kosmiczną. Wierzę w Boga, doświadczyłem tej cudownej mocy. I nikt mi nie wmówi, że kler tę siłę w ludzkim sercu reprezentuje.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz