Translate

piątek, 20 czerwca 2014

Kat, który ślizgał się na krwi ofiar - Komentarze...248


Wojciech Tochman: kat, który ślizgał się na krwi ofiar, nie ma powrotu do świata żywych

Czy w Rwan­dzie, po 20 la­tach od lu­do­bój­stwa, nadal funk­cjo­nu­je po­dział na Hutu i Tutsi? Czy Ko­ściół ma rację, mó­wiąc, że to, co stało się w 1994 roku, to "nie jego spra­wa"? Czym jest po­jed­na­nie, a czym prze­ba­cze­nie i czy można ocze­ki­wać prze­ba­cze­nia od oca­la­łe­go, któ­re­go zmu­sza­no do zgwał­ce­nia wła­snej matki? O tym w roz­mo­wie z One­tem mówi re­por­ter Woj­ciech Toch­man.

 

Dwadzieścia lat temu, dokładnie 6 kwietnia 1994 roku w Rwandzie, niewielkim państwie środkowej Afryki, rozpoczęło się jedno z największych ludobójstw w nowożytnych dziejach świata. Przez sto dni ekstremiści z plemienia Hutu mordowali rodaków z plemienia Tutsi. Oficjalne dane mówią o milionie ofiar.

Do dziś świat zastanawia się, czy musiało do tego dojść. Niepokój w Rwandzie narastał latami, a sygnały o zbliżającej się masakrze pojawiły się w styczniu 1994 roku, kiedy to jeden z członków Interahamwe (bojówki Hutu) przekazał UNAMIR (misji pokojowej ONZ w Rwandzie) dokumenty, mówiące o tym, że rząd planuje ludobójstwo. Bojówki Hutu od jakiegoś czasu gromadziły broń. Z Chin przywieziono maczety, kupione za 750 tys. dolarów. Rozdano je chłopom, bo w przypadku kontroli, łatwo wytłumaczyliby potrzebę tych narzędzi w pracy na roli.

Hutu zawsze czuli się gorsi, pominięci, zepchnięci, bo to Tutsi zajmowali najważniejsze stanowiska i byli uznawani za plemię arystokratyczne, byli ładniejsi i mądrzejsi. Gdy prezydentem został człowiek z Hutu - Juvenal Habyarimana – wydawało się, że sytuacja się stabilizuje. Wszystko odwróciło się o 180 stopni, kiedy 6 kwietnia 1994 roku zestrzelono samolot, w którym leciał prezydent. Hutu, w akcie zemsty, zaczęli mordować wszystkich Tutsi, w przekonaniu, że to właśnie oni stoją za tym zamachem. Do dziś nie udało się tej kwestii wyjaśnić.

16 lat później reporter Wojciech Tochman pojechał do Rwandy. Efektem tej podróży jest wstrząsająca książka "Dzisiaj narysujemy śmierć". Mimo że wśród tych 147 stron zaledwie jeden rozdział poświęcony jest stanowisku Kościoła wobec ludobójstwa, to dyskusje i spory między autorem a duchownymi odsuwają w cień pozostałe problemy, jakie opisuje reporter. - Nikt z nas nie wie, jakby się na miejscu tych duchownych zachował. Ja? Na pewno bym uciekł. I piszę o tym w książce. Ocenie natomiast podlegać musi postawa misjonarzy przed i po ludobójstwie, kiedy wrócili do Rwandy w poczuciu triumfu – mówi w rozmowie z Onetem Tochman.

Aleksandra Parzyszek/Onet: Czy Rwanda rozliczyła się z tym, co miało miejsce w 1994 roku?

Wojciech Tochman: Rwanda wciąż się rozlicza. Oficjalnie rozpoczął się proces pojednania, inspirowany przez władzę. W przestrzeni publicznej nie ma już podziału na Hutu i Tutsi. Te słowa są zakazane. Używa się określenia "Rwandyjczycy". Słowo "Tutsi" pojawia się tylko w kwietniu, w trakcie uroczystości upamiętniających kolejną rocznicę ludobójstwa. Mówi się wtedy o "ludobójstwie na Tutsi". Nie podkreśla się, kto go dokonał, bo - zgadzam się - nie można twierdzić, że wszyscy Huty byli mordercami. To byłoby krzywdzące i niemądre uogólnienie. Można natomiast powiedzieć, że wszyscy Tutsi w Rwandzie mieli zostać zabici. I możemy mówić, że zbrodni dokonano w imieniu wszystkich Hutu.

Rwanda, wciąż bardzo biedna, rozwija się głównie dzięki pomocy zagranicznej. Prezydent Paul Kagame rządzi tam mocną ręką, więc, nawet jeśli są tam jacyś Hutu, którzy uważają, że ludobójstwo na Tutsi to niedokończona sprawa, to nikt o tym głośno nie mówi. Głośno mówi się o pojednaniu. I choć można wątpić, czy jest ono szczere, Rwanda nie ma innego wyjścia. Państwo musi istnieć, społeczeństwo musi działać.

Padło słowo "przepraszamy"?

Nie ma kto tego powiedzieć. Nie ma żadnej partii Hutu, żadnej organizacji, która mogłaby się w imieniu rwandyjskich Hutu wypowiedzieć. Bo, jak powiedziałem, oficjalnie nie ma żadnych Hutu, żadnych Tutsi. Przepraszają pojedynczy sprawcy, mordercy. Ci, którzy przyznają się do winy, mają szansę na odbywanie kary w lżejszym więzieniu. Zawozi się ich do miejsca, w którym zabijali, stawia przed ocalałymi ofiarami i oni przepraszają. Ci, którzy się nie przyznali, gniją w przeludnionych ciężkich więzieniach.

Jak wyglądają takie więzienia?

Nie widziałem tego, co się dzieje za głównym murem, bo mnie tam nie wpuszczono. Na rozmowę przyprowadzano więźniów do tzw. rozmównicy, w przedniej części więzienia. Ale są źródła, które mówią o nieludzkich warunkach tam panujących.

Natomiast te lżejsze widziałem od środka, bo to wielkie namioty gdzieś w polu albo w lesie, ogrodzone lichym płotem z patyków. Nikt nie ucieka, bo nie ma dokąd uciec. To mały kraj, ciężko byłoby się ukryć. I każdy wie, że ma za dużo do stracenia. Więźniowie pod nadzorem wychodzą na zewnątrz do pracy. No i co jakiś czas są zawożeni do tych miejsc, gdzie mordowali. Proszą o przebaczenie.

Tak bardzo go pragną?

Nie sądzę, ale na to dobrze patrzy władza. Może władza się zlituje i skróci skazanemu wyrok.

I jak ich ta społeczność wtedy przyjmuje?

Kiedy jest wyrok, społeczność przyjmuje więźniów ze spokojem. Ludzie są zmęczeni, zrezygnowani, nie mają siły na awantury. No i spokoju życzy sobie władza.

Oczywiście, to wszystko nie znaczy, że władza przebaczyła ludobójcom. Ale, jak powiedziałem, rządzący zdają sobie sprawę, że bez jako takiej zgody Rwanda nie pójdzie do przodu. Ktoś musi pracować. Hutu to 80 proc. społeczeństwa Rwandy. Tutsi - tylko 14 proc.

Ale więzienie to czasowe miejsce pobytu. Oni przecież wyjdą kiedyś na wolność.

Nie tak prędko. Duża część osadzonych ma dożywocie. Na wolność wyjdą ci, którzy zostali przewiezieni do lżejszych więzień, z wyrokami 10-15 lat. Już wychodzą. Wcześniej są przygotowywani na powrót do domu. Czyli tam, gdzie zabijali. To przepraszanie i proszenie o wybaczenie, kiedy siedzą jeszcze w więzieniu, jest początkiem procesu powrotu. Przygotowuje się w ten sposób nie tylko sprawcę, ale i ocalałych, którzy któregoś dnia zobaczą, że kat ich bliskich jest już wolny i znowu będzie mieszkał obok. W mojej książce "Dzisiaj narysujemy śmierć" pewien mądry rwandyjski psychiatra mówi, że te powroty czasem źle się kończą. Kat, który ślizgał się na krwi ofiar, nie ma powrotu do świata żywych. Jest maszyną produkującą śmierć. Nie może zabić sąsiada, zabija, zwykle z dużym okrucieństwem, kogoś ze swojej rodziny. To, co on robi, jest przerażające, bo ludzkie. Choć wydaje się przez ludzi nie do pojęcia.

To władza zakazała używania zwrotów, ale czy ludzie nadal żyją według podziału na Hutu i Tutsi? Czy dzisiaj w Rwandzie funkcjonuje jeszcze ten podział?

Oczywiście. I oczywiście każdy wolałby być Tutsi. Bo Tutsi, historycznie rzecz ujmując, są arystokracją. Hutu to chłopi. Często jeden czy drugi Rwandyjczyk, z którym rozmawiałem po raz pierwszy, szybko znajdował jakiś pretekst, by mi powiedzieć, że jest Tutsi. Jeśli nic na ten temat nie mówił, to zwykle znaczyło, że nie jest Tutsi. Hutu nie mówi, kim jest. Ten podział wciąż jest bardzo głęboki. Na szczęście, jak na razie, nie zanosi się na nic porównywalnego z tym, co stało się tam przed 20 laty. Ale też wiemy, że nic nie jest trwale. Sytuacja może się zmienić w ciągu kilku miesięcy. Wciąż działają nienawistne strony internetowe. W Rwandzie ludzie mówią, że serwery znajdują się w Belgii, gdzie mieszka spora diaspora Hutu. Tam prezydent Kagame ich dosięgnąć nie może.

Czemu się o tym nie mówi?

Społeczeństwa krajów zachodniej Europy nie są do końca świadome, że mają u siebie wielu ludobójców, którym udało się zbiec z Rwandy. Europejczyków to nie interesuje. Wolą dać im pieniądze na zasiłki, na opiekę medyczną, skoro już tu są, zapewnić jakąś edukację... Ktoś przecież w tych supermarketach musi pracować i służyć białym. Są też takie miasta w Europie, gdzie mogą pojechać tylko Hutu, albo tylko Tutsi. Tutsi częściej jeżdżą do Francji, a Hutu do Belgii.

To gdzie jest to pojednanie, skoro podziały i wzajemnie animozje zaczynają nawet przenosić się poza granice Rwandy?

Czym innym jest pojednanie, a czym innym przebaczenie. Pojednanie zachodzi w przestrzeni publicznej, między grupami, społeczeństwami, narodami, krajami, klasami. To sprawa polityczna. Natomiast przebaczenie jest intymną ludzką emocją, indywidualnym uczuciem, gestem. Przebaczenie jest jedną z najtrudniejszych ludzkich sztuk. Oczekiwanie od ocalałego, że przebaczy temu, który gwałcił jego matkę, albo zmuszał go do gwałcenia własnej matki, a potem jej odciął głowę, jest nieludzkie i okrutne. Wywieranie jakiejkolwiek presji na ofiarach, natarczywe wypytywanie, czy już są skłonne przebaczyć, a jeśli nie, to kiedy będą skłonne, wydaje mi się jakąś perwersją. Bo przebaczenia nie można w sobie wypracować. Rzadko zgadzam się z tym, co mówią katoliccy duchowni, zwłaszcza kiedy mówią o ludobójstwie w Rwandzie, ale bliski mi jest pogląd, że przebaczenie to łaska, dar od losu, albo, jak chcą wierzący, od Boga. Nie pytam bohaterów moich książek, czy przebaczyli. Kim ja jestem, żeby o to pytać? Kobietę, która mi opowiada, że ją zgwałcono. Że zabito jej dzieci. W ogóle mało pytam. Raczej słucham, co ona chce mi powiedzieć.

Kiedy rozmawiałeś z kobietami czy z więźniami, to nie bałeś się otwierać tych ran?

Praca reportera jest podszyta ciągłym lękiem. Nie mogę ranić swoich rozmówców. Mam nadzieję, że w czasie tych trudnych rozmów potrafię być delikatny, taktowny. Moja rwandyjska tłumaczka, mówi, że kiedy rozmawiam z ofiarami, ale i z katami, jestem zupełnie przezroczysty. Nie mam płci ani koloru skóry. Nie oceniam, nie mądrzę się. Siedzę cicho i słucham.

Trudniej się rozmawiało z katami czy z ofiarami?

Z katami. Miałem wrażenie, że jeszcze kilka ich słów i pęknę. Czułem obezwładniający wstyd pomieszany z przerażeniem. Bo musiałem w mordercach cały czas widzieć ludzi. W całym ich kontekście. Tych zwykłych rolników, stolarzy, nauczycieli, którzy pewnego dnia zaczęli mordować sąsiadów. Łatwiej człowieka dostrzec w ofierze, z ofiarą łatwiej się utożsamić. Ale żeby zrozumieć kata, trzeba próbować wejść w jego skórę.

W Rwandzie silną pozycję ma Kościół. Próbuje w jakiś sposób pomóc państwu w tym pojednaniu czy przebaczeniu?

Kościół w tej sprawie jest bierny. A na pewno mógłby sporo zrobić, bo to jedyna dozwolona organizacja, która masowo łączy rzesze Hutu i Tutsi. Ale Kościół chowa głowę w piasek, jakby tam się nic nigdy złego nie stało. W najlepszym wypadku, w rocznicę rozpoczęcia ludobójstwa, któryś z księży powie w czasie mszy "módlmy się za ofiary wojen w Rwandzie", albo "za ofiary wojny sprzed 20 lat". O odważnej konfrontacji z tym, co się stało, nie ma jednak mowy. Bo najpierw duchowni musieliby się skonfrontować ze swoimi grzechami i zaniechaniami. No i zbrodniami. Niektórzy księża zabijali, gwałcili. Były zakonnice, które donosiły. Biali misjonarze uciekli, choć zdarzały się i wyjątki. W książce piszę o polskim pallotynie, który ocalił wielu ludzi. Nie uciekł. Ale ucieczki z tak strasznego miejsca oceniać nie można, bo nikt z nas nie wie, jakby się na miejscu tych duchownych zachował. Ja? Na pewno bym uciekł. I piszę o tym w książce. Ocenie natomiast podlegać musi postawa misjonarzy przed i po ludobójstwie, kiedy wrócili do Rwandy w poczuciu triumfu.

Prosiłem raz, drugi raz, piąty, chciałem zrozumieć, chciałem ich pytać, gdzie mieszka Chrystus: w człowieku, który się boi uderzenia maczety, czy w kawałku ciasta z mąki i wody?

Mówisz, że księża też mają te najcięższe grzechy na sumieniu. Pamiętasz jakiś konkretny przykład?
W "Dzisiaj narysujemy śmierć" podaję szereg przykładów. Choćby tego księdza, który dał ludziom schronienie w przykościelnej wieży, zamknął ich na klucz, po czym zawołał morderców z buldożerami. Krzyczał "sprzątnijcie te śmieci" i pozwolił na zburzenie wieży ze swoimi parafianami w środku.

Kościół twierdzi, że były dwa ludobójstwa.

To manipulacja. W Rwandzie nazywają to mocniej – mówią, że to negacjonizm. Nikt nigdy nie twierdził, że Rwandyjski Front Patriotyczny (RFP) czyli armia Tutsi, która przyszła do Rwandy z Ugandy, ma czyste ręce. Szczegółowo piszę o tym w książce. Morderstwa na Hutu miały miejsce przed ludobójstwem na Tutsi, działo się to w północnej Rwandzie zajętej przez RPF i zwłaszcza po ludobójstwie. Dwa miliony Hutu, w obawie przed zemstą, uciekło wtedy za granicę, głównie do Konga. RPF poszedł za nimi i zmusił ich do powrotu. Zabito wtedy tysiące ludzi. To były straszne zbrodnie. Ale nie ludobójstwo, które ma swoją ścisłą prawną definicję.



 Mówiąc w największym skrócie: RPF nigdy nie miał intencji zabicia wszystkich Hutu. Natomiast Interahamwe – bojówki Hutu miały zabić wszystkich Tutsi, także maleńkie dzieci. Taki był strategiczny cel. Tutsi mieli przestać istnieć. Mieli być starci na pył. Fakt, że i Hutu cierpieli, w żaden sposób nie usprawiedliwia ludobójców. A Kościół, mówiąc o jednych morderstwach, usiłuje usprawiedliwiać inne morderstwa.

Co w takim razie musiałby dziś zrobić Kościół, żeby można było mówić o rozliczeniu?

Mówić uczciwie, jak było. Że przez całe dziesięciolecia Kościół w Rwandzie faworyzował Hutu, że wiedział o zbliżającym się ludobójstwie i niewiele zrobił, by je powstrzymać. Natomiast niektórzy duchowni, w tym hierarchia, uczynili wiele, by do niego doprowadzić. Że katolicy zabijali katolików, że wśród morderców i gwałcicieli byli także duchowni. Kościół, gdyby odważnie i uczciwie podchodził do sprawy, musiałby wtedy powiedzieć swoim wiernym Hutu: "nic nie zwalnia was z odpowiedzialności, bo w najlepszym wypadku patrzyliście bezczynnie na to, co robią wasi bracia, ojcowie i mężowie". W każdej rodzinie był jakiś morderca. Każda rodzina Hutu jest uwikłana w ludobójstwo. Co nie znaczy, że wszyscy byli mordercami. Kościół próbuje jakoś te morderstwa wytłumaczyć. "To nie ty mordowałeś" – mówią księża do katów – "to szatan, który mieszkał w tobie". Egzorcyzmy w Rwandzie są bardzo popularne. Tak Kościół próbuje sobie radzić z traumą ludobójstwa. A niektórzy na trupach chcieliby jeszcze zarobić. Wyobraź sobie, że rwandyjscy duchowni chcieli pieniędzy od ekip ekshumacyjnych! Na terenie wokół kościoła w Kibuye, na zboczu, były porozrzucane ciała ofiar. Przyjechali Amerykanie, żeby je pozbierać, a Kościół zażądał od nich pieniędzy. Chcieli zapłaty za to, że Amerykanie fachowo pozbierają z ich terenu kości ofiar, ciała ich wiernych, którzy zostali zabici zaraz potem, jak uciekli z kościoła.

Misjonarze wrócili do Rwandy w sierpniu 1994 roku, kiedy ziemia była jeszcze ciepła i uginała się od trupów. Żyli i pracowali jak przedtem. Jakby nic się nie stało. I tak przez ostatnich 20 lat. Ale też nie ma co się temu dziwić. Mało wśród nich jest intelektualistów, ludzi światłych i odważnych. Jak na razie nie pojawił się w tamtejszym kościele żaden mądry lider

W Rwandzie przez kwiecień, maj i czerwiec odbywają się żałobne ceremonie rocznicowe. Jedna, 7 kwietnia, jest państwowa i od kilku lat ciągle jest w tym samym miejscu na stadionie w Kigali. Ale też codziennie w całej Rwandzie odbywają się w tym czasie uroczystości lokalne. W dokładną rocznicę jakiejś lokalnej rzezi. Biali misjonarze, polscy księża, przekonywali mnie, żebym nie szedł na uroczystości państwowe, bo jesteśmy tam niemile widzianymi gośćmi. Rwandyjczycy białych obwiniają o to, co się wydarzyło, w ogóle to nie jest bezpieczne. Ale ja tam poszedłem. Udział w tych uroczystościach zaproponował mi Leonard, chłopak ocalały z ludobójstwa, bohater mojej książki. Pojechaliśmy tam autobusem pełnym studentów, którzy w 1994 roku byli dziećmi i cudem przeżyli. Ta droga była dość straszna, oni to przeżywali, ze stresu wymiotowali. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zaskoczyło mnie to, że jest tam mnóstwo białych: paramedyków, lekarzy, jest cały korpus dyplomatyczny. Przyszli wszyscy biali, którzy akurat przebywali w Kigali. Tylko białych misjonarzy zabrakło.

Może to jest reakcja obronna, bo nie wierzę, że ci księża i misjonarze też nie przeszli traumy.

Owszem, przeszli. Patrzyli na zabijanie. I powtarzali, że "to nie jest nasza sprawa". Jak to nie ich sprawa? Byli tam od 100 lat, nawracali, ewangelizowali, a jak ich owieczki zaczęły się zarzynać, to to nie ich sprawa? Potem, już po wszystkim, pisali, to tu, to tam, że są tylko ludźmi i że wtedy strach ich wszystkich pokonał. Rozumiem. Ale co działo się potem? Kiedy wszystko się skończyło i już było bezpiecznie? Ja wiem, jak nazywała się spalona na ich oczach dziewczynka, w ich kaplicy, oni tego nie wiedzą. Nigdy nie byli tym zainteresowani.

W Kigali, dwadzieścia lat temu, przed kościołem, gdzie pracowali polscy misjonarze, zabito ponad 90 osób. Co zrobili wtedy misjonarze? Najpierw wynieśli z kościoła najświętszy sakrament, by nie doszło do profanacji, a potem się schowali w refektarzu. Do dziś nie chcą o tym mówić. Uważają, że to jest ich prywatna trauma. Każdego roku, 9 kwietnia, przed tym samym kościołem odbywają się lokalne uroczystości. Wygląda to trochę jak festyn, tylko spokojny. Ludzie opowiadają do mikrofonu swoje historie, mówią, co tu przeżyli, na co patrzyli, kogo stracili. A księża siedzą dalej w tym refektarzu, w którym siedzieli wtedy. Nie towarzyszą swoim parafianom w opłakiwaniu zmarłych. Nie pozwala im na to trauma?

Nie chcą w ogóle tego komentować? Dlaczego nie biorą udziału w tych uroczystościach?

Mają tysiące rożnych wymówek, szytych grubymi nićmi. Wstyd powtarzać. Przypomnijmy, że ci straumatyzowani misjonarze wrócili do Rwandy w sierpniu 1994 roku, kiedy ziemia była jeszcze ciepła i uginała się od trupów. Żyli i pracowali jak przedtem. Jakby nic się nie stało. I tak przez ostatnich 20 lat. Ale też nie ma co się temu dziwić. Mało wśród nich jest intelektualistów, ludzi światłych i odważnych. Jak na razie nie pojawił się w tamtejszym kościele żaden mądry lider. Wciąż nie ma nikogo, kto w imieniu ludzi Kościoła przeprosiłby Boga, za krew przelaną przez jego wyznawców. Kto przeprosiłby ocalałych. Wciąż jest mnóstwo manipulacji w tym, co o Rwandzie mówią duchowni. Choć oni najchętniej by w sprawie Rwandy milczeli. I wierni na całym świecie, także w Polsce, najchętniej by tę sprawę przemilczeli. Tak trudno się z nią skonfrontować, więc łatwiej odrzucić.

A świat rozliczył się z tragedii w Rwandzie? Wyciągnął wnioski?
Świat, podobnie jak Kościół, nie widzi takiej potrzeby. Nie rozliczyli się Francuzi, którzy mieli ogromny wpływ na to, co się stało w Rwandzie. Nie rozliczyli się Belgowie. Amerykanie też nie. Nie rozliczył się ONZ. Nikt się nie rozliczył.

Jakimi ludźmi są księża na misji w Rwandzie?

Postawa, którą prezentuje biskup Hoser - przypomnijmy, że w latach 90. był on ważną postacią rwandyjskiego Kościoła - pobrzmiewa w tym, co można usłyszeć od polskich misjonarzy i dzisiaj. Są wśród nich rasiści i antysemici. Te prymitywne dowcipy o czarnych, ale także o kobietach. To poczucie wyższości nad tymi, którym przyjechali służyć. To odgradzanie się od wiernych wysokimi murami, metalowymi bramami. Taka formacja.

Aż trudno uwierzyć, że ludzie z takim podejściem mogą być w takim miejscu. Nikt tego nie sprawdza, zanim wyśle się ich na misje?

Nie wiem.

A skoro teraz mamy liberalnego papieża Franciszka, to może on zajmie stanowisko w tej sprawie?

Miał okazję. Była 20. rocznica ludobójstwa i nie pamiętam, żeby wykonał jakiś gest.

W twojej książce tylko jeden rozdział poświęcony jest Kościołowi, a pojawiają się głosy, że po prostu szukałeś kozła ofiarnego.

Zapisałem to, co zobaczyłem i usłyszałem. Faktycznie w "Dzisiaj narysujemy śmierć" nie mówię tylko o Kościele. To jest opowieść o Rwandyjczykach, o ich małym ciasnym kraju, w którym kaci, ofiary i świadkowie żyją blisko siebie.

A może po prostu kobietom zgwałconym czy mordercom okazywałeś więcej empatii niż tym misjonarzom.

Słyszałem już ten zarzut. Trudno mi z nim polemizować. Myślę, że podchodziłem do wszystkich z jednakową empatią. Choć za ofiarami i za katami nie stoi żadna instytucja. Nikt im nie nakazuje, co mają mówić. Musieli sami sobie ze mną radzić. Natomiast za misjonarzami stoi wielka korporacyjna machina i oni mówią jej głosem, jej językiem. To był najbardziej agresywny głos, jaki w trakcie pracy w Rwandzie słyszałem. Głos duchownych. Więc może w którymś momencie trudniej mi było być empatycznym. Co nie znaczy, że się nie starałem. Prosiłem raz, drugi raz, piąty, chciałem zrozumieć, chciałem ich pytać, gdzie mieszka Chrystus: w człowieku, który się boi uderzenia maczety, czy w kawałku ciasta z mąki i wody? Mówiono, że realizuję polecenia jakiejś bliżej nieokreślonej diabelskiej instytucji, że ona za mną stoi, że ona mi płaci. Tak, wszystko da się wytłumaczyć działaniem szatana.

(op)


KOMENTARZE:

~syn księdza : „(...) Elizaphan Ntakirutimana jest drugim duchownym, który został skazany przez Międzynarodowy Trybunał Narodów Zjednoczonych opracowujący ludobójstwo w Rwandzie (ICTR). Już we wrześniu 1998 rzymsko-katolicki ksiądz z Arusha / Tanzania został skazany na 4 lata więzienia za ludobójstwo. Przed Trybunałem trwa proces katolickiego księdza Athanase Seromba (41). Podczas ludobójstwa pracował w Kiyumu (Rwanda Zachodnia), gdzie w jego kościele zostało zamordowanych ok. 2.000 Tutsi. Na procesy czekają były Rektor katolickiego koledżu Christ-Roi Colleg, Hormisdas Nsengimana, i były katolicki kapelan Emmanuel Rukundo. (...) W Belgii w 2001 roku dwie Rwandyjskie Benedyktynki Julienne Mukabutera i Consolata Mukangango zostały skazane na 12 i 15 lat więzienia za przestępstwa przeciwko ludzkości. We Francji jest prowadzone dochodzenie przeciw katolickiemu księdzu Wenceslas Munyeshyaka z powodu ludobójstwa w kościele St. Famille w Kigali. Już w 1998 katoliccy księża Jean Francois Kayiranga i Edouard Nkurikiye zostali skazani na śmierć z powodu udziału w mordowaniu ludności przez trybunał wojskowy w Kibuye/ Rwanda.” ITD. ITD. ITD.

~Zocha do ~aaa: Uważnie proszę przeczytać raz jeszcze.
Nie chodzi o zachowanie misjonarzy tych dwadzieścia lat temu, bo strach jest zrozumiały. Chodzi o dzisiaj. O arogancję misjonarzy. To, że ktoś chowa się przed maczetą można zrozumieć, ale to, że ktoś, kto chowa się przed prawdą, przed konfrontacją z tym, co było, kto ( biblijnie) umywa ręce jest jednak marnym świadectwem i ciężko to zrozumieć. Wygodnie zamknąć się za wysokim murem i raz na jakiś czas głosić prawdy objawione, szkoda tylko, że w takim oderwaniu od rzeczywistości. Taka postawa zemści się. Ludzie mogą żyć razem pod pozorami zgody, ale nie zapominają. Takie milczenie kościoła jest wymownie i może być rożnie interpretowane. W ludziach żal, traumy i pamięć o zbrodniach pozostają na lata.

~Iv do ~Zocha: To prawda, w czasie strasznych czasów, takich jak wojna czy ludobójstwo człowiek może zachować się różnie. Zupełnie odmiennie od tego jakby to sobie jedynie wyobrażał. Wyobrażenie siebie w takich sytuacjach, a bycie ich uczestnikiem w rzeczywistości, to dwie różne rzeczy. W wyobrażeniu możesz być bohaterem, odważnym, poświęcającym swe życie, a w rzeczywistości okazuje się, że strach staje się tak silny, że nie panujesz nad nim, albo nagle odzywają się w tobie najgorsze instynkty. Może być tez na odwrót, ktoś, kto uważa się za tchórza, nagle odkrywa w sobie siłę i odwagę.

Nie ma na to żadnej reguły. Dlatego trudno ( o ile w ogóle można) oceniać postawy ludzi w takich sytuacjach. W takich sytuacjach nie można człowieka nazwać tchórzem.

Co innego jednak, kiedy oceniamy postawy ludzi "po wszystkim", wtedy, kiedy człowiek już nie czuje presji straszliwego strachu, nie musi walczyć o przetrwanie, kiedy czasem trzeba umieć powiedzieć "mea culpa" i choćby przepraszam, a przynajmniej pomóc tym, którzy ocaleli? „Umywanie rąk", to niezbyt szlachetna postawa. Bo ona już nie wynika z presji straszliwego strachu, to już zwyczajny strach przed odpowiedzialnością, to zwyczajne MORALNE TCHÓRZOSTWO..

~tedi : Świetny reporter ten Wojciech Tochman. Odważny, obiektywny i pełen empatii dla pokrzywdzonych. Zarówno w Rwandzie jak i w innych krajach, w tym w Polsce, hierarchia Kościoła tak jak Piłat umywa ręce od wyroków wydanych na niewinnych przez przestępców, zbrodniarzy.( np. pedofilów). To prawda, że mało wśród nich prawdziwych intelektualistów, ludzi światłych i odważnych o dużych wartościach etycznych. Czy jednak naprawdę w tej licznej czarnej masie nie można znaleźć mądrych, kompetentnych, uczciwych liderów? Jeżeli nie, to czarno widzę przyszłość. Wojny na tle religijnym w różnych aspektach życia mamy jak nic. Papież Franciszek jak na razie zrobił dobry PR i z reform Kościoła jak na razie D…

~tylko ja do ~Rafał: Mnie ta przewrotność KK przeraża, jak KK w porządku to chwała kościołowi i księżom a jak źle to, „bo taki jest człowiek" to wredne i podłe tłumaczenie i odstręcza od KK, który sobie na pasterzy wybiera ludzi słabych, tchórzliwych i skłonnych do grzechu. Czemuż od nich więcej nie wymaga, czemu toleruje zepsucie, nie karze sprawców nie odsuwa ich od ludzi, których zarażają tym zepsuciem? Jak chce naukę KK ocalić takimi metodami i ludźmi? Piszesz rozwlekle ja to KK jest atakowany, ale nic z tego nie wynika poza fanatyzmem…

~radoskur22PL : Niech płonie Watykan za wszystkie popełnione zbrodnie ! Watykan jest państwem zbrodni.. Oszustw i kradzieży, powstało przecież na jednym wielkim oszustwie poczynając od tzw. daru Konstantyna. Nikt nie ma tak rozwiniętej organizacji szpiegowskiej na świecie - Najważniejsze dla nich są pieniądze i wpływy - jedno, co uważają za katastrofalne dla swoich interesów to fakt, że nie udało im się podporządkować sobie ludzi na Wschodzie- ani Pacellemu z Hitlerem, ani Wojtyłę z Reaganem. Tylko ciemnocie ludzi na świecie - nie pomijając Polski zawdzięczają swoją potęgę. Nie sposób policzyć ile milionów ofiar kosztuje ludzkość niesienie przez nich ich „słowa bożego''... żaden hierarcha kościelny nie odniósł się nigdy oficjalnie do tego, że należy do organizacji morderców i złodziei - nigdy to nie nastąpiło i nie nastąpi.. Nawet ten chytry, hipokryta Wojtyła z zadowoleniem
opowiadał np. o nawracaniu Indian w Ameryce Pld., gdzie codziennie
jego bracia w Chrystusie mordowali setki mężczyzn, kobiety i
dzieci.

~goka7 do ~GOJ Z TALMUDU: No muszę ci rzeczywiście przyznać rację. Jakim trzeba być idiotą, żeby nie dojrzeć dysproporcji - milion ofiar w Rwandzie do tysięcy w Katyniu, bo chyba nie masz na myśli ludobójstwa w postaci katastrofy lotniczej? A po za tym czy dla ciebie wszystko kręci się w około konfliktu PO- PiS. Jeśli tak to wyrazy najgłębszego współczucia.

~eko123 do ~Alladin: Oczywiście, że nie robią. Wszystkie informacje i filmy z obcinanymi głowami, rozstrzeliwanymi chrześcijanami i ateistami, kamienowanymi kobietami to fejki. Dobrze zmontowane, ale fejki. Islam to religia pokoju i miłości. A w koranie wcale nie ma ok. 200 wersów nawołujących do nienawiści (zabijania, wypędzania, prześladowania) niewiernych. I wcale koran nie jest najważniejszym źródłem prawa dla każdego muzułmanina... Ogarnij się i wyjrzyj gdzieś dalej poza media mainstreamowe.

~Meg do ~GOJ Z TALMUDU: Weź człowieku wyluzuj, twoje wstawki z wielkimi literami z przodu;)) tylko cię ośmieszają, to się już przejadło, jak to wy "wierni od najwierniejszych " macie zawsze rację. Spójrz jaką krzywdę robią ci twoi guru księża, za czym to wszystko stoi.... za kasą i tylko kasa się liczy dla was i dla nich.. górnolotne słowa i tylko słowa, potraficie tylko szczekać( niech mi mój pies wybaczy) pozdrawiam cię i nie zapowietrz się bo pękniesz z tej miłości do bliźniego swego...

~toja do ~Marcin: Jezus nie myślał o przyszłości nawet nie miał domu i miejsca do spania, żył z włóczęgostwa, z zabawy – zamienił wodę w wino bo to było najważniejsze, …Mateusz .19 Przyszedł Syn Człowieczy, jedząc i pijąc, a mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników…. Jak widać lubił balować i nie miał nawet dobrej opinii?. Pieniądze zbierali na życie przez akwizycję i głoszenie proroctw, – ale tylko wchodzili do domów ludzi wierzących, bo pewnie ateistów nie łatwo było oszukać Mateusz 9-10/ 5 Tych dwunastu posłał Jezus i nakazał im: Nie wchodźcie na drogę pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta Samarytan Idźcie do owiec zaginionych z domu Izraela Dawał im też wskazówki jak mają się zachowywać, żeby ludzi otumanić i oszukać. 16 Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Błądźcie, więc roztropni jak węże i niewinni jak gołębice. 9-10/ 23 A gdy będą was prześladować w tym mieście, uciekajcie do innego.///// To są cytaty z Nowego Testamentu i zaprawdę powiadam ci, że nie ma tam nic dobrego - skoro księża są wychowani na takim prawie to są tacy, jakie jest to prawo i jaki jest ich główny bohater. Nie znalazłam nic pozytywnego i naprawdę dziwię się, że ludzie znajdują tam same pozytywy, ba nawet boskość!!!!???

~Pancho Villa : A ja nie rozumiem strachu misjonarzy przed śmiercią. Przecież, jeżeli wierzą w Boga i żywot wieczny, powinni się wprost cieszyć na spotkanie ze swoim Stwórcą i to w takich okolicznościach, jako męczennicy. W Polsce tysiące ludzi umierały za ojczyznę, a te klechy nie chciały za swojego Pana?

~toja do ~Marcin: Napisz skoro tak wspaniale znasz zapiski ewangelików, z czego oni tak naprawdę żyli? Jaką parali się pracą ci koledzy Jezusa i sam Jezus? Bo coś mi się wydaje, że z pracy rąk nie żyli, a to, ze Jezus nawet się zastawiał jak to jest, ze lisy mają nory a on nie ma gdzie głowy przytulić to chyba świadczy, że nie miał nawet własnego miejsca i żył z włóczęgostwa – od miasta do miasta od domu do domu. Jedni go pogonił, a inni nakarmili i tak mijał mu dzień po dniu. Jak głód mu dokuczył to brał chleby ofiarne z kościołów? Jeżeli branie darów ofiarnych z kościołów nie było kradzieżą to widać dla was to normalne brać cudze jak swoje. Łazili od domu do domu i uprawiali akwizycję – sprzedawali bajki. Zabranie osiołka chłopu to też tylko dobry uczynek w końcu biedny chłop nie musiał już oślicy karmić. Natomiast Abram sutener własnej żony i niezłą kasę zarabiał na pięknej Sarze, a Noe no cóż tak wspaniała rodzina wybrana przez Boga i co miał super synalka Chama? Wiadomo, że wtedy KK nie było, ale miał się, na czym szkolić i tak się wyszkolił jak ewangelie nakazują. Chrześcijanie na początku to była wtedy niezła banda wichrzycieli i trudno się dziwić, ze byli tępieni.

~radoskur22PL : Katolicyzm jest obłudą, kłamstwo jest budulcem wszystkich jego przejawów… Kłamstwo zostało im wpojone w pacholęctwie, zupełnie i całkowicie bez ich udziału. Mama i tata chodzili do kościoła, ale byli zupełnie nie zainteresowani TREŚCIAMI, jakie tam są głoszone; - Mamusia myślała tylko o tym, czy jej dzieci mają czyste ubranka i co ma zrobić na obiad, Tatuś myślał o czymś innym. Jednakże wykonywali GESTY - klękali, skłaniali głowy, czynili znak krzyża, rzucali na tacę. Robili to, co WYPADA. I tego uczyli swoje dzieci - NIE SŁUCHAĆ, NIE STARAĆ SIĘ ROZUMIEĆ - ROBIĆ TO, CO "WYPADA" - to, co wszyscy w ich otoczeniu robią. Można by to nazwać hipokryzją - tylko niestety to słowo nie znajduje się w podręcznym słowniku statystycznego katolika. Od lat prowadzę prywatne badania nad znajomością najbardziej elementarnych podstaw wiary wśród katolików: niemal żaden katolik nie zna NAWET 10 PRZYKAZAŃ. Wliczając w to księży, którzy również nie znają ani biblijnego Dekalogu ani nawet Katechizmu, (czyli magisterium Kościoła - nauczania) w pełnej wersji.

~zadziwiony do jonasz13: Nie o moich kilkunastu miliardach rocznie tu rozmawiamy. To nie Chrystus, naiwniaku, lecz kasa, władza i pozycja są dla twojego kościoła Trójcą Świętą. Dość powiedzieć, że na kretyński kościół katolicki Polska wydaje kilkukrotnie więcej kasy rocznie niż na wszystkie swoje instytucje naukowo-badawcze. Dość powiedzieć, że Polacy pakują w kościół katolicki kasę podobną do budżetu wojskowego. Wszystko to w celu zapewnienia dobrobytu paru dętym, zadufanym w sobie bufonom, którzy stadom osłów mówią bzdury wymyślone przez jedną z najgłupszych społeczności w historycznych dziejach świata.

Gratulacje. To się nazywa umieć dobrać priorytety.

~xyzizz do ~21wiek: Na tzw. ziemie polskie chrześcijaństwo zawitało coś ok 150-200 lat, przed tzw. chrztem domniemuje się, że już ojciec mieszka a prawie na pewno Mieszko był chrześcijaninem, tyle że rytu wschodniego ponoć uwiarygodnia to fakt, że Dewot, ojciec Dobrawy, zgodziła się na jej wydanie za Mieszka, ale pod warunkiem, że ten porzuci prawosławie (gdyby był "poganinem" taki ślub w ogóle byłby niemożliwy) nie było żadnego chrztu polski, to tylko na dworze Mieszka msza przestała być odprawiana wg reguł wschodnich a zaczęła być odprawiana wg norm rzymskich. Mieszko nie mógł być nawet powtórnie ochrzczony gdyż już raz był a w tym czasie późniejsi antagoniści (oba kościoły) uznawały ważność wzajemnych chrztów w tym czasie kościół był jeden, choć istotnie już różniło się chrześcijaństwo wschodnie od zachodniego biskup Stanisław był zdaje się ostatnim z biskupem wschodnim z linii pierwotnej a Rzym w ogóle nie został poinformowany o jego zabiciu to jeszcze czas, gdy nie doszło do oficjalnego rozłamu pomiędzy wschodem a zachodem chrześcijaństwa. Ten nastąpił ciut później… szczątki Stanisława spoczęły na Wawelu tylko, dlatego, że ten został zabity przed oficjalnym rozłamem a gdy je składano już nikt nie pamiętał, że był biskupem kościoła wschodniego, ale świetnie się nadawała jego legenda do politycznego wzmocnienia już samodzielnie władającego rządem dusz w Polsce kościoła katolickiego. Co książka to ciut inaczej ale w dalszym ciągu wielu grzebie w starodrukach i co rusz dogrzebuje się nowych informacji…

~21wiek do ~xyzizz: Prawdę piszesz ale należy dodać małą poprawkę, że Mieszko pierwszy przyjął chrzest z cwaniactwa politycznego, żeby mógł zasiadać do stołu z chrześcijańskimi książętami a nie stać przy drzwiach jak to było w zwyczaju, bo wtedy nie ochrzczonemu, nie pozwalano zasiadać z ochrzczonymi książętami i nie tylko, książętami. Następnie przyjmując chrzest chciał wytrącić powód napadania książąt chrześcijańskich z zachodu, którzy niby mieli mieć chęć nawracania na chrześcijaństwo a tak naprawdę chcieli zdobyć nowe ziemie, tak dla kościoła katolickiego jak i dla siebie. Mieszko pierwszy przyjął chrzest w rycie nie prawosławnym a katolickim, czyli w rycie cesarza rzymskiego Konstantyna, który założył na potrzeby tego cesarstwa kościół katolicki, czyli powszechny jego zdaniem. Co do biskupa Stanisława to on był obrządku katolickiego a nie prawosławnego, i był zwykłym donosicielem za pieniądze cesarzom zachodnim i usiłował pozbawić tronu polskiego króla Bolesława Śmiałego, za co został prawowitym wyrokiem króla skazany na śmierć i wyrok wykonano jako na zwykłym obywatelu polskim, ale kościół katolicki potem to wykorzystał przy nadarzającej się okazji i nadal biskupowi stanisławowi tytuł świętego, a najpierw rzucił na króla klątwę, a to znaczyło, że król przestał być człowiekiem i jako zwierzę nie miał nic do powiedzenia? I każdy go mógł zabić, co się stało w Osiaku poza polską, bo król, aby ratować swoje życie musiał z polski uciekać i się ukrywać, bo duchowni katoliccy na niego polowali przy pomocy swoich ludzi. Tak działa kościół. Poczytaj sobie na; www.donacja/konstantyna,  WWW. zbrodnie kosciola, www. traktaty lateranskie, www. grzegorz pierwszy 593 czysciec i punkt; historia kościoła a wyrobisz sobie własne zdanie o kościele.

~ludzie : Za morderstwami stoi dyktatorski kościół, hierarchia czyli monarchia kościoła doprowadzająca swoimi działaniami i podburzaniem do unicestwiania jej niewygodnych przeciwników, których chciałaby się pozbyć, a potem jak lud morduje to się niby wycofuje stojąc, niby z boku a naprawdę się przygląda w milczeniu ciesząc się że ich zapoczątkowane dzieło zniszczenia tych których chcieli się pozbyć już się toczy. Ta reguła działania kościoła powtarzana jest od wieków. Tak było w najnowszej historii w sprawie faszyzmu (nawet Mussolinim i z kardynałem Gasparim podpisali traktaty laterańskie w 1929 roku zakładające państwo watykańskie istniejące do dziś a założone przez faszystów i jak się okazało na potrzeby faszystów, bo na watykańskich paszportach mordercy faszystowscy uciekali z europy, do katolickich czyli watykańskich krajów ameryki południowej. Dawniej łacińskiej, w ten sposób kościół chronił ich przed trybunałem norymberskim i innymi sądami. Przeczytaj sobie na; www.traktaty lateranskie) tak kościół działa do dzisiaj, np. zamordował swoimi ludźmi Popiełuszkę żeby w ten sposób podburzyć ludzi przeciw prawowitej wtedy władzy w Polsce, a potem jak zdobył w Polsce władzę rządząc nią przy pomocy swoich ludzi i mających wpływ na decyzje rządzących, to nadali Popiełuszce tytuł błogosławionego, aby utwierdzić tym sposobem swój wpływ na ludzi w Polsce. Podobnie było z Joanna Darc, najpierw biskupi ogłosili ją czarownicą, bo jako dowódca pokonała Anglików i obroniła Francje, a potem ją żywcem spalono na stosie, następnie jak kościół chciał przy nadarzającej się okazji coś na tym zyskać, to po wiekach nadał Joannie Darc tytuł świętej, bo liczył na to że ludzie już zapomnieli o tym, że najpierw kościół ją zamordował paląc ją jako czarownicę na stosie. Tak kościół manipuluje ludźmi i dla kościoła liczy się tylko zysk, tak polityczny jak i finansowy. Poczytaj sobie na; www.donacja Konstantyna, na www.grzegorz pierwszy 593 czysciec, a głównie punkt historia kościoła to się przekonasz że kościół to nic innego jak dodatkowa, oprócz wojska, organizacja założona przez cesarza rzymskiego Konstantyna a wzmocniona przez innego cesarza jak Teodozjusza tak organizacja zorganizowana jak wojsko cesarstwa rzymskiego i na potrzeby cesarstwa rzymskiego i tak on działa do dnia dzisiejszego mimo że cesarstwa rzymskiego już nie ma. Ale kościół go pożarł i sam stal się takim cesarstwem a papież cesarzem. Poczytaj sobie na: www.zbrodnie kosciola. Następnie co do Wojtyły, to za zgodą samego Wojtyły strzelał Alli Agca do niego, za co mu watykański kardynał zapłacił, jak sam Alli Agca w wywiadzie do dziennikarzy powiedział po powrocie do Turcji. Właśnie tym sposobem kościół chciał zyskać i rzeczywiście dużo zyskał, bo ciemny lud to kupił, właśnie tak działa kościół i tak manipuluje on ludźmi. A jak już zyska, to umywa ręce od wszystkiego niewygodnego lub ogłasza się, że był pomocny jak to ogłoszenie przynosi mu korzyść, a jak przyniosłoby mu niesławę i nie przyniosłoby mu zysku jakiegokolwiek to nabiera wody w usta, tak jak to jest w Rwandzie.

~bokasyko : Tu warto przytoczyć z Internetu, jak traktował JPII takich, co popierali zbrodniarzy, ludobójców!
"W 1990 r. JP2 ogłosił Piusa XII sługą bożym i rozpoczął jego proces beatyfikacyjny. W maju 2007 r. Komisja kardynałów i biskupów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w liczbie 13 członków jednomyślnie opowiedziała się za beatyfikacją Piusa XII. W grudniu 2007 r. papież B16 zadecydował o wstrzymaniu procesu beatyfikacyjnego Piusa XII. W tym miejscu można zapytać, dlaczego tak się stało? Biografia Piusa XII nie pozostawia złudzeń. Kard. Eugenio Pacelli, a późniejszy Pius XII przychylnie był nastawiony do narodowo-katolickich rządów gen. Francisca Franco w Hiszpanii oraz Antonia Salazara w Portugalii. Ze względów politycznych dobre stosunki utrzymywał również z dyktatorem Włoch Benito Mussolinim oraz z ks. Tiso rządzącym na Słowacji, a także z Ante Paveliciem. Był również gorącym zwolennikiem linii politycznej Hitlera. Wydatnie wspomagał wodza III Rzeszy w realizacji jego ekspansywnych planów, których kulminacją była II wojna światowa. Pius XII nigdy nie wyraził jednoznacznego potępienia wojennej agresji i ogromu nieszczęść, jakie przyniosła zwyrodniała i obłędna ideologia faszyzmu, realizowana przez Hitlera z brutalnością i wymiarem, jakiej nie znał świat. Hierarchowie rzymskiego Kościoła dawali swoje błogosławieństwo armiom hitlerowskim, ruszającym na podbój świata, niosąc zagładę milionom ludzi, w większości katolikom. Tuż przed końcem wojny i po jej zakończeniu, Watykan (kierując się prawdopodobnie "miłosierdziem") ukrywał, a następnie organizował ucieczki z Europy zbrodniarzy hitlerowskich, chroniąc ich przed odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie na ludzkości. Lista zarzutów pod adresem Piusa XII jest znacznie szersza. Można, zatem się zastanowić, jakiego aspektu świętości dopatrzył się JP2 w Piusie XII? "




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz