Translate

czwartek, 15 maja 2014

Siostry samo zło? - Komentarze...241


Siostry samo zło?

Pla­ców­ki edu­ka­cyj­ne pro­wa­dzo­ne przez osoby du­chow­ne to zło. Po­sy­ła­jąc tam dziec­ko, ska­zu­jesz je z góry na po­raż­kę – takie prze­ko­na­nie krąży w spo­łe­czeń­stwie. To jedna stro­na. Druga uważa, że to tylko urban story, a dzie­ci, które są pod­opiecz­ny­mi w tych pla­ców­kach, mają się na­praw­dę do­brze. Jaka jest praw­da?

 

Po reportażu "Dużego Formatu", w którym Justyna Kopińska opisała dramatyczną historię wychowanków domu dziecka w Zabrzu, kierowanego przez siostry miłosierdzia, w społeczeństwie rozpoczęła się dyskusja na temat tego typu ośrodków. Pojawiły się dwie strony. Jedna twierdzi, że w ośrodkach prowadzonych przez siostry zakonne mają miejsce wyłącznie tragiczne sytuacje. Druga ma zupełnie inne zdanie.

O co chodzi w sprawie wychowanków domu dziecka z Zabrza? Cztery lata temu siostra Bernadetta, która była dyrektorką tego ośrodka, została skazana za przemoc psychiczną i fizyczną wobec wychowanków. Z zeznań świadków wynikało, że siostry zakonne biły dzieci prawie codziennie, często do krwi. Dyrektorka została wówczas skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Rok później sąd apelacyjny zaostrzył karę. Skazano ją na dwa lata pozbawienia wolności. W kwietniu sprawa powróciła. Sąd odrzucił jej odwołanie i zdecydował, że pójdzie do więzienia. 30 kwietnia adwokat złożył zażalenie na tę decyzję. Póki co, nie ma postanowienia, czy zakonnica odbędzie karę, czy też nie.

Postanowiłam sprawdzić, jak wyglądają placówki prowadzone przez osoby duchowne. Czy posyłając dziecko do przedszkola lub szkoły prowadzonych przez siostry zakonne, możemy być spokojni o ich bezpieczeństwo?

Szkoły katolickie w Polsce

W Polsce stale rośnie liczba szkół katolickich. Prawdziwy rozkwit rozpoczął się po 1991 roku. Wtedy weszła w życie ustawa o systemie oświaty, która przedstawiła zasady działalności takich placówek.
Według raportu opublikowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną (Rocznik statystyczny Kościoła katolickiego w Polsce – red.), w 2009 roku działały w Polsce 133 szkoły podstawowe, 173 gimnazja, 138 liceów, 18 szkół zawodowych oraz 20 szkół dla dzieci niepełnosprawnych oraz 15 szkół dla chorej i trudnej młodzieży.

Szkolnictwo tego typu zrzeszone jest w Radzie Szkół Katolickich, a największą liczbę szkół katolickich w Polsce prowadzi Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich.

Czy każdy może założyć taką szkołę?

W społeczeństwie pojawiają się zarzuty, że szkoły katolickie są prowadzone przez niewłaściwe osoby, które nie mają do tego odpowiednich predyspozycji. Użytkowniczka Onetu "babcia" pisze, że "ludzie, którzy nie mają żadnego przygotowania do pracy z dziećmi i młodzieżą, prowadzą takie placówki".

"Kto wydał na to zgodę? Dlaczego świecki nauczyciel musi ciągle się dokształcać w różnych dziedzinach, na studiach ma zajęcia z psychologii. Okazuje się, że można być psycholem całkowicie nieprzygotowanym do pracy z dziećmi i młodzieżą, wystarczy tylko być klechą albo zakonnicą i ma się całkowite zaufanie władz oświatowych" – pisze w mocnych słowach, krytykując ośrodki prowadzone przez osoby duchowne.

Jednak czy naprawdę każdy może założyć taką szkołę? Rada Szkół Katolickich przedstawia na swojej stronie szereg informacji na temat tego, jakie warunki trzeba spełnić, by taką placówkę prowadzić. Szkołę katolicką może założyć i prowadzić diecezja, parafia, zgromadzenie zakonne, inna jednostka erygowana (powołana) przez władzę kościelną, stowarzyszenie, fundacja, inny podmiot prawny lub osoba fizyczna.

Zamiar założenia szkoły katolickiej należy przedstawić księdzu proboszczowi parafii, na terenie której pozyskaliśmy budynek, gdzie prowadzona będzie szkoła. Po tym należy uzyskać zgodę władzy kościelnej na założenie takiej szkoły oraz zgodę na piśmie od biskupa diecezji. Później trzeba już "tylko" złożyć wymagane dokumenty i uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty. Tylko tyle, i aż tyle.

2003: szkoła prowadzona przez zakonnice

O swoich wspomnieniach mówi mi Beata*, która podczas przechodzenia przez szczeble edukacji, uczęszczała m.in. do jednej ze szkół prowadzonych przez Siostry Urszulanki w Polsce. – Czasy szkoły podstawowej wspominam dość dobrze. Siostry były sympatyczne i pomocne – podkreśliła. Jednak były sytuacje, kiedy – jako nastolatka – czuła się skrępowana. Jako przykład podaje lekcje wychowania do życia w rodzinie.

Beata opowiada, że dla dziewczynek w wieku 11-12 lat te lekcje, które były prowadzone przez siostrę zakonną, były krępujące. Uniemożliwiało to zadawanie pytań, które pojawiały się w głowach uczniów. Siostra zakonna – co podkreśla Beata - mówiła dość dziwne rzeczy.

- Ja, na szczęście, byłam w lepszej sytuacji, bo mogłam skonfrontować wszystko, co mówi, z mamą, która wyjaśniła mi "co i jak" – dodaje. Zaznacza, że "słuchanie siostry zakonnej, która strasznie przestrzegała przed samogwałtami" było dziwnym doświadczeniem – Mówiła, że możemy dokonywać ich same, na krześle. Jeśli do tego dodamy, że siostra zakonna mówiła, że nie będzie wskazywać palcem, ale wie, która dziewczynka to robi… – mówi mi Beata.

2014: przedszkole prowadzone przez zakonnice

Rozmawiałam także z ojcem dziecka, które uczęszcza do jednego z przedszkoli w Krakowie. Placówka ta jest prowadzona przez siostry zakonne. Krzysztof* jest bardzo zadowolony z tego, jak wygląda prowadzenie tej placówki. Uważa, że zakonnice oraz osoby świeckie (bo takie również tam pracują), dobrze opiekują się dziećmi. A on, podobnie jak inni rodzice, ma poczucie bezpieczeństwa, ze względu na to, że opiekunami maluchów są osoby duchowne.

Podkreśla, że dzieci raz w tygodniu uczestniczą w mszach świętych, na które zapraszani są także rodzice. Większość posyłających dzieci jest katolikami. On – jak sam o sobie mówi – jest z nieco innego świata, ale to nie ma dla zakonnic żadnego znaczenia.

"To nie kara, to przestępstwo"

Sprawa ośrodków prowadzonych przez siostry zakonne pobudziła użytkowników Onetu do dyskusji. Zdania w tej sprawie są podzielone. Są tacy, którzy twierdzą, że takie przypadki to wina trudnej młodzieży.

"Zdziwiony" napisał, że najczęściej do ośrodków tego typu wysyłane są dzieci, z którymi rodzice nie dają sobie rady. "Bo jest brak szacunku od strony dziecka, bo dziecko ma większą władzę w domu, bo nie chce się uczyć. Myślicie, że dzieciak z taką psychiką będzie słuchał kogoś w przebraniu bez użycia siły i manipulacji psychologicznych?" – zapytał.

"Dzieci nie mają żadnych granic, nie są uczone szacunku, nie mają obowiązków. Rodzice wierzą w »cud« to świetnie, bo w coś wierzyć trzeba, ale nad tymi rozwydrzonymi i bezstresowo hodowanymi (bo nie wychowywanymi ) istotami jakoś trzeba zapanować. Nie ma się więc co dziwić ,że stosowane są kary są jednak i nagrody - stara jak świat zasada »kija i marchewki«" – skomentowała "Ma-Ba".

Są także głosy rozsądku jak komentarz użytkowniczki "joa". Zaznacza ona, że "nikt nie ma prawa stosować przemocy wobec dzieci". "To nie kara, to przestępstwo" - komentuje.

Ośrodki świeckie, ośrodki katolickie

Czy przemoc występuje jedynie w ośrodkach prowadzonych przez osoby duchowne? Nie. Zauważyła to chociażby użytkowniczka Onetu – "mika", która napisała, że w "państwowych ośrodkach przemocy jest i to jeszcze większa". "Przemoc jest naganna i powinna być karana surowo. Teraz jest nagonka na Kościół katolicki i wywlekają sprawy nie do końca potwierdzone" - dodała.

Podobnego zdania jest adwokat, Członek Izby Adwokackiej w Bydgoszczy, Janusz Kanarek. Powiedział on, że sytuacje, do jakich dochodzi w ośrodkach prowadzonych przez osoby duchowne, to odosobnione przypadki, które rzutują na całą grupę społeczną, jaką są osoby prowadzące tego typu ośrodki w Polsce. Należy zwrócić także uwagę na to, jak liczne są poszczególne grupy w Polsce. Szkół prowadzonych przez osoby duchowne jest zdecydowanie mniej, niż szkół prowadzonych przez osoby świeckie.

Jak udało mi się dowiedzieć w rozmowie z rzecznikiem prasowym Dyrektora Generalnego Służby Więziennej ppłk Jarosławem Górą, bardzo ciężko jest zdobyć informację, ile osób odbywających karę w zakładach karnych pracowało w placówkach świeckich lub placówkach prowadzonych przez osoby duchowne. Jak podkreślił, rzadko osoby osadzone przedstawiają swój wykonywany przed osadzeniem zawód. Próbowałam uzyskać podobne informacje w ministerstwie sprawiedliwości. rzecznik prasowy ministra również poinformowała mnie, że ministerstwo takich statystyk nie prowadzi.

Podobnie jest w Komendzie Głównej Policji. Dowiedziałam się, że nie są prowadzone takie statystyki. Nie ma bowiem znaczenia, kto popełnia takie przestępstwo. Zostało ono popełnione i to jest najważniejsze.

"Gdy zakładamy, że jeśli ktoś nosi sutannę, to jest święty, to zagrożenie jest znaczne"

O komentarz poprosiłam profesor Monikę Płatek, prawniczkę pracującą w Instytucie Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego. Podkreśliła ona, że istotną kwestią jest to, że są to dzieci, które wychodzą z tego typu ośrodków (nie tylko kończąc szkoły prowadzone przez osoby duchowne – red.) i popełniają bardzo poważne przestępstwa. – Często powtarzają to, co spotkało ich w ośrodkach. Czy jest związek bezpośredni? Byłabym daleka, by stawiać taki wniosek. Czy istnieje związek między tym, jak oni są wychowywani, a jak się zachowują? Tak - podkreśliła.

Zapytała, jakie są instrumenty i narzędzia w rękach dzieci, które przebywają w takich miejscach i które – dzięki nim – mogłyby reagować na to, co je spotyka. Zaznaczyła, że wielokrotnie powtarzamy, jak bardzo ważne są dzieci, które są przyszłością narodu. - Ministerstwo edukacji może sprawdzać, czy dziecko chodzi do szkoły. Inne ministerstwo może kontrolować, czy są szczoteczki i pasty do zębów. A jak widać nie radzimy sobie z tym, żeby zadbać o jakość życia tych dzieci. Nie potrafimy poradzić sobie z przestrzeganiem praw – podkreśliła profesor Płatek.

Zapytała, "jakbyśmy się zachowywali, gdyby te sprawy dotyczyły postępowania w sprawie Jana Pawła II lub premiera". - Czy byśmy powtarzali, jak w tych przypadkach, że nie mamy możliwości działania? Że nie mamy prawa? – podkreśliła. Zaznaczyła także, że "gdy zakładamy z góry, że jeśli ktoś nosi sutannę, to jest święty, to zagrożenie jest znaczne". - Nie ma jednak pewności, że gdy ktoś nosi garnitur, to nie dopuści się podobnego czynu - zaznaczyła.

Imiona osób, które wypowiadają się w tekście, zostały zmienione.

(RZ)

Źródło: Onet

KOMENTARZE:

~diallo : Wpuszczanie szkół katolickich do obiegu edukacyjnego powinno odbywać się tylko pod warunkiem że szkoły te zostaną poddane rygorom nadzoru oświatowego. Dlaczego ten warunek? Dlatego że szkoły te dostają subwencję oświatową z naszych podatków. Stąd państwo ma obowiązek nadzoru jak te pieniądze są wydawane. Ponadto wszyscy podlegamy jakiemuś nadzorowi z wyjątkiem kościoła katolickiego, który nie tylko nadzorowi nie podlega, ale wręcz sam totalnie nadzoruje. A wszystko, co nadzorowi nie podlega wyradza się i staje karykaturą. O intencjach kościoła świadczy fakt, że szkołę może założyć tylko osoba lub instytucja, którą zaakceptuje hierarchia. Skończy się to jak z katechetami. W szkole być muszą, bo państwo im to zagwarantowało, ale dyrektorowi placówki nie podlegają. I grają mu na nosie jak im się podoba. To jest edukacja a la kościół. Kpiny.

~mis : Trudno mi cos powiedzieć na temat wychowania dzieci przez zakonnice dzisiaj. Ale jako dziecko chodziłem do przedszkola prowadzonego przez zakonnice w Warszawie przy ulicy Żelaznej. Pamiętam, że jak zmarła jedna z zakonnic kazano nam dzieciom - całować trupa w czoło. Za niewielkie wykroczenia już nie pamiętam, jakie - zamykano nas w komórce na kilka godzin. Cud jakiś, że do dziś nie mam jakiś dewiacji psychicznych, ale być może inni mają. Odradzam stanowczo posyłanie dzieci do instytucji prowadzonych przez siostry zakonne. No, ale każdy z rodziców musi wiedzieć, co robi. Pozdrawiam wszystkie przedszkolaki z ulicy Żelaznej z lat 1957-1960

~radoskur22PL : Religię w Polsce wprowadzano do szkół łamiąc prawo. Kościół obiecywał naukę religii za darmo, ale po kilku latach jednak wystąpił o kasę, dzięki czemu stworzyła się taka sytuacja, że Kościół prowadzi swoją indoktrynację, a państwo mu jeszcze za to płaci. Łatwo obliczyć, ile kosztuje Polaków nauka tego zbędnego przedmiotu. Koszt zorganizowania tylko jednej lekcji w tygodniu wynosi rocznie w skali całego kraju aż 750 milionów złotych. Pensje zatrudnionych w szkołach 30 tysięcy nauczycieli religii kosztują przeciętnie budżet aż 1 miliard 80 milionów złotych rocznie! Jednak jak widać na religię się w Polsce pieniędzy nie żałuje. Oszczędza się za to na nauce etyki. Dyrektorzy szkół z reguły odmawiają zatrudniania nauczycieli tego przedmiotu i w Polsce pracuje ich zaledwie kilkuset. Nic nie zmienia tu fakt, że podręczniki etyki napisane są również przez duchownych katolickich.
 
~iwona do ~mis: Moja koleżanka z braku miejsc w przedszkolach świeckich posłała dziecko do zakonnic.
Bylo tam dwa dni. Pierwszego dnia wszystko super, zakonnice mile i opiekuńcze.
Drugiego dnia cala grupa musiała przez kilkadziesiąt minut klęczeć z rękami do góry, bo jakieś dziecko zasikało ubikacje. Trzeciego dnia koleżanka razem z kilkoma innymi matkami wypisała swoje dziecko. Jeszcze się zakonnica - dyrektorka kłóciła, że nie zwróci czesnego ( płatne za pół roku z góry), ale postraszyłyśmy, że zrobimy raban na całe miasto więc oddala pieniądze z łaską…
 

~radoskur22PL : Religia w szkole i przedszkolu jest jednym z fundamentów państwa wyznaniowego. Nauczanie jej, zwłaszcza w przedszkolu i niższych klasach, jest de facto przymusowe, gdyż nie uczęszczanie przez dziecko (zwłaszcza dziecko niewierzących rodziców) na te zajęcia oznacza dla niego napiętnowanie. Nie ma bardziej wymownego przejawu dominacji ideologicznej katolicyzmu w demokratycznej Polsce i uzależnienia państwa polskiego od ideologii katolickiej, niż przymus skierowany do małych dzieci. Określenie tego stanu rzeczy jako "naruszenie zasady świeckości państwa" byłoby niestosownym eufemizmem. Co dała nauka religii katolickiej w szkołach? Można uczciwie stwierdzić, że dała efekty dokładnie przeciwne, niż oczekiwane. Nie zahamowała demoralizacji polskiej młodzieży szkolnej, nie powstrzymała narkomanii ani alkoholizmu. Liczba przestępstw, osób uzależnionych i samobójstw wśród nieletnich wykazuje od 1990 r. stałą tendencję wzrostową i nic nie wskazuje na zmiany. Patrząc na oficjalne statystyki nie zauważamy niestety żadnych pozytywnych skutków nauczania religii, a nawet wręcz przeciwnie. Ze statystyk wyłania się przygnębiający obraz postępującej demoralizacji i frustracji polskich nieletnich.
A może katoliccy duchowni są jednak wzorcem moralnym dla polskiej młodzieży? Patrząc na niektórych z nich - trudno w to uwierzyć. Wielu najwyższych duchownych daje przykłady cynizmu, karierowiczostwa i chciwości. Katolicyzm uczy, że każdy grzech można odpuścić przy pomocy duchownych, oczywiście - za odpowiednią opłatą. Boga traktuje się jak przekupnego urzędnika, którego można kupić natręctwem, lizusostwem lub łapówką. Przegrani są tylko biedni albo naiwni.
 

~012qaz : Chodziłam do katolickiego gimnazjum, więc mogę cokolwiek na ten temat powiedzieć. z mojej strony wyglądało to mniej więcej tak: wysoki poziom kształcenia (dodatkowe konsultacje, duży nacisk na naukę, dość małe klasy - 18 os na klasę) i chory, wręcz porąbany układ siostra dyrektor- dzieci. Jakieś fikcyjne problemy, widzimisię starszej kobiety, upodlanie ludzi ( wyzwiska, dyskryminujące traktowanie). No i najgorsze w tym wszystkim było to, że każdy tej kobiety się słuchał a dyskusja z nią wyglądała mniej więcej tak: 'nie podoba ci się to zmieniaj szkołę'. Zero podejścia do nastolatków, którzy bądźmy szczerzy przeżywają wtedy najgłupszy i zarazem najtrudniejszy moment w życiu. Do tego 240 pln/miesiąc za nic ( w szkole było zimno, właściwie nic w niej nie było!/ Za to gabinet siostry był ogrzany, miała ciasteczka, dostęp do ciepłej wody), mundurki, jakieś przymusowe spinanie włosów i czepianie się o makijaże oraz o kolorowe rajstopy. Według mnie dramat, nie poleciłabym nikomu przechodzić przez to drugi raz. Przyszłam tam będąc zwykłym katolikiem - wyszłam będąc zaciekłą ateistką, mającą zerowy szacunek do osób duchownych i ich instytucji.

~matka : Siostry to zazdrosne baby. Moja córka chodziła z chłopakiem z tej samej szkoły, Oboje uczeni przez tą samą siostrę religii. Któregoś razu dorwała ich razem jak on czekał na córkę aż skończy lekcje i dostała szału. Krzyczała do mojej córki, że chłopak jest niegrzeczny i że..... jej nie kocha na pewno. Aż trzęsła się z nerwów. Wcześniej zapraszała moją córkę do klasztoru na jakieś zajęcia robienia ozdób wielkanocnych, ale moja córka odmawiała, bo jej zakazałam, znając z mediów, co te babska wyprawiają.

~iwona do ~anty-debil: I nie poskarżyliście się rodzicom? Ja chodziłam do normalnego przedszkola w latach 80 i nie było żadnych kar zbiorowych.
Jak ktoś był wyjątkowo niegrzeczny to stał w kącie, na własnych nogach, (więc nic nie bolało), a rodzic jak przyszedł po dziecko był o tym informowany. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jakieś dziecko było niesłusznie ukarane. Nie było żadnych kar cielesnych. Gdyby pani przedszkolanka mnie uderzyła, albo niesłusznie ukarała, to moi rodzice zrobiliby taka awanturę, że cały świat by się dowiedział. Swoje przedszkole bardzo milo wspominam. Po za tym od lat 60 upłynęło pół wieku i w przedszkolach świeckich jednak coś się zmieniło! Tego samego powinno się wymagać od przedszkoli i innych placówek katolickich, a tam jak było znęcanie się nad dziećmi tak jest nadal!

~radoskur22PL : Każdego rozlicza się w Polsce z rezultatów jego pracy. Istnieje tylko jeden wyjątek - Kościół katolicki. On może bezkarnie obiecywać cuda, gruszki na wierzbie itp., które i tak nie spełniają się nigdy. I nie tylko nie spełniają się, ale przynoszą rezultat dokładnie odwrotny niż oczekiwano. I nikt nie ośmieli się zapytać - gdzie są pozytywne efekty tych obiecanek, modlitw i ogromnych nakładów finansowych? Od każdego nauczanego w szkole przedmiotu oczekuje się konkretnych efektów: matematyka pomaga nauczyć się liczenia, język polski-poprawnego pisania, mówienia i czytania. Religia miała dać młodzieży przynajmniej minimalne podstawy moralne. Niestety nie dała, a nawet wręcz przeciwnie - przyczyniła się do postępującej demoralizacji nieletnich. Z pieniędzy podatników utrzymuje się w Polsce tysiące katechetów, których działalność daje efekty dokładnie odwrotne od zamierzonych. Logicznym wnioskiem powinna być natychmiastowa likwidacja religii jako zbędnego, a nawet szkodliwego przedmiotu nauczania. Byłoby to jednak oczekiwaniem logiki tam, gdzie jej nigdy nie było i nie ma.
 

~dad do ~mis: Z zakonnicami jest problem, bo nie każda nadaje się na matkę, czy do opieki nad dziećmi, a często są stawiane bez wyboru przez swoje przełożone. Druga sprawa to miłość do bliźniego i nawet "nie lubiąc" dzieci powinna taka zakonnica być dla nich niczym dla bliźniego. Raz w szkole miałam zastępstwo z zakonnicą i z całą klasą uznaliśmy, że nie dość, że sztywna to jeszcze nie pogadasz z nią, bo widać kobieta zapora i nie miła, (choć autorytet chyba miała pomimo to). Była jakaś inna, podobno lepsza, ale nie znałam. Paru księży mnie uczyło. Różnie bywało. Pamiętam jednego bardzo lubiliśmy, a innego za to, że potrafił ubić targu z klasą. Inni byli nijacy lub nie fajni. Katechetkę miałam jedną i była nawet ok, ale też sztywna. Jak ktoś ma uczyć dzieci to powinien potrafić się śmiać (nawet z siebie), żartować, mieć wyobraźnię? Postawa profesora to na studia, a nie do zwykłej szkoły i dzieciarni...

~babajaga : dwie najbardziej zdemoralizowane kobiety jakie w życiu spotkałam-wyrachowane i obłudne bez zasad ukończyły liceum katolickie.
Mój Ojciec, który w czasie wojny jako dziecko był w sierocińcu u sióstr wraz z braćmi, płakał opowiadając mi, co tam się działo.

~aga : No cóż, każdy ma swoje doświadczenia. Ja mam różne. Do I komunii św. przygotowywał mnie ksiądz psychopata, który terroryzował nas dzieci. Było to jeszcze w salkach katechetycznych. Źle to wspominam. Ale mam też inne doświadczenie; moje dzieci obecnie mają cudownego księdza Piotra z naszej parafii w Zarzeczu. Wspaniały człowiek z ogromnym sercem i powołaniem. Siostra, która uczy młodszego synka też cudowna kobieta z wielkim sercem. Jacy ludzie, tacy duchowni? Czyli różni - jedni cudowni dobrzy, a inni - no cóż szkoda gadać. Jestem głęboko wierzącą osobą i żaden zbłądzony ksiądz nie jest w stanie tego zmienić.

~* : Przeczytałam większość postów z uwagą. Jak zwykle zdania są podzielone? Wypowiem krótko swoje.

1. Opowiadam się za rozdziałem kościoła i państwa. Religia to wiara, szkoła powinna krzewić naukę.

2. Przeczytałam "Drewniany różaniec" i in. książki o pobycie kobiet w klasztorach i klasztornych szkołach. Obejrzałam film "Magdalenki" i dokumenty o kradzieży, a następnie sprzedaży do adopcji dzieci ukradzionych samotnym lub biednym matkom. Rzecz miała miejsce w Hiszpanii, Włoszech, Irlandii..... Są dokumenty, materiały, procesy sądowe..

3. Ujawniono sporo przestępstw dokonanych na nieletnich przez polski kler katolicki (Gil, Wesołowski, siostry z Zabrza; lizanie nóg, liczne przypadki molestowania... Irlandia uczciwie podjęła temat straszliwego spustoszenia dokonanego wśród wychowanków szkół katolickich. Są raporty, dokumenty, procesy.

4. Znam z autopsji przypadek, że uczennica bardzo renomowanej szkoły katolickiej w Krakowie zarabiała w czasie lat nauki w liceum jako tancerka topless w lokalu "Feniks" przy tej samej ulicy. Tyle wpajane wartości. Przypadek z lat 70-tych ubiegłego stulecia.

5. Poznałam w końcu lat 70-tych kobietę, która jako czternastolatka z licznej rodziny została oddana bez posagu do klasztoru; przez lata spełniała tam podrzędne posługi, m.in. w wilgotnej piwnicy robiła na maszynie dziewiarskiej swetry. Reumatyzm z powodu zimna i wilgoci powykręcał jej ręce, osłabło serce, ale nie otrzymała pomocy lekarskiej. Uciekła w wieku 36 lat i bez wykształcenia, zawodu, znajomości świata poza murami klasztoru zaczęła nowe życie.
Zosiu, jeśli to czytasz, wspomnij Zakopane i nasze długie nocne rozmowy w ośrodku "Kabla". Mam nadzieję, że Ci się udało.

6. W życiu prywatnym i zawodowym spotkałam się z kilkoma przypadkami, gdy rodzice z najgłębszych religijnych pobudek oddawali dzieci do krakowskich szkół katolickich, potem z różnych powodów przenosili je do szkół publicznych. Selekcja ze względu na mniejsze możliwości intelektualne tych uczniów.

7. Znam też przypadek, że byłe wychowanki s. urszulanek z Krakowa związane wspomnieniami szkolnymi od 70 z górą lat spotykają się, co tydzień i nadal miło wspominają lata szkolne.

Uogólnienia są uproszczeniem i zniekształceniem. Z głębokim jednak przekonaniem twierdzę, ze religia w szkole jest błędem, wypacza sens wiary. Kler nie zdał egzaminu moralnego i społecznego. Wydaje mi się, że istnieje pilna potrzeba przeprowadzenia referendum w sprawie rozdzielenia RZECZYWISTEGO państwa od Kościoła.
A życie pokazuje, że "dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi". Tyle zła w Kościele.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz