Siostry samo zło?
Placówki edukacyjne prowadzone przez osoby duchowne
to zło. Posyłając tam dziecko, skazujesz je z góry na porażkę – takie
przekonanie krąży w społeczeństwie. To jedna strona. Druga uważa, że to
tylko urban story, a dzieci, które są podopiecznymi w tych placówkach,
mają się naprawdę dobrze. Jaka jest prawda?
Po reportażu "Dużego
Formatu", w którym Justyna Kopińska opisała dramatyczną historię
wychowanków domu dziecka
w Zabrzu, kierowanego przez siostry miłosierdzia, w społeczeństwie rozpoczęła
się dyskusja na temat tego typu ośrodków. Pojawiły się dwie strony. Jedna
twierdzi, że w ośrodkach prowadzonych przez siostry zakonne mają miejsce
wyłącznie tragiczne sytuacje. Druga ma zupełnie inne zdanie.
O co chodzi w sprawie
wychowanków domu dziecka z Zabrza? Cztery lata temu siostra Bernadetta, która
była dyrektorką tego ośrodka, została skazana za przemoc psychiczną i fizyczną
wobec wychowanków. Z zeznań świadków wynikało, że siostry zakonne biły
dzieci prawie codziennie, często do krwi. Dyrektorka została wówczas skazana na
dwa lata więzienia w zawieszeniu. Rok później sąd apelacyjny zaostrzył karę.
Skazano ją na dwa lata pozbawienia wolności. W kwietniu sprawa powróciła. Sąd
odrzucił jej odwołanie i zdecydował, że pójdzie do więzienia. 30 kwietnia
adwokat złożył zażalenie na tę decyzję. Póki co, nie ma postanowienia, czy
zakonnica odbędzie karę, czy też nie.
Postanowiłam sprawdzić, jak
wyglądają placówki prowadzone przez osoby duchowne. Czy posyłając dziecko do
przedszkola lub szkoły prowadzonych przez siostry zakonne, możemy być spokojni
o ich bezpieczeństwo?
Szkoły katolickie w Polsce
W Polsce stale rośnie liczba
szkół katolickich. Prawdziwy rozkwit rozpoczął się po 1991 roku. Wtedy weszła w
życie ustawa o systemie oświaty, która przedstawiła zasady działalności takich
placówek.
Według raportu
opublikowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną (Rocznik statystyczny
Kościoła katolickiego w Polsce – red.), w 2009 roku działały w Polsce 133
szkoły podstawowe, 173 gimnazja, 138 liceów, 18 szkół zawodowych oraz 20 szkół
dla dzieci niepełnosprawnych oraz 15 szkół dla chorej i trudnej młodzieży.
Szkolnictwo tego typu
zrzeszone jest w Radzie Szkół Katolickich, a największą liczbę szkół
katolickich w Polsce prowadzi Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich.
Czy każdy może założyć taką szkołę?
W społeczeństwie pojawiają
się zarzuty, że szkoły katolickie są prowadzone przez niewłaściwe osoby, które
nie mają do tego odpowiednich predyspozycji. Użytkowniczka Onetu
"babcia" pisze, że "ludzie, którzy nie mają żadnego
przygotowania do pracy z dziećmi i młodzieżą, prowadzą takie placówki".
"Kto wydał na to zgodę?
Dlaczego świecki nauczyciel musi ciągle się dokształcać w różnych dziedzinach,
na studiach ma zajęcia z psychologii. Okazuje się, że można być psycholem
całkowicie nieprzygotowanym do pracy z dziećmi i młodzieżą, wystarczy tylko być
klechą albo zakonnicą i ma się całkowite zaufanie władz oświatowych" –
pisze w mocnych słowach, krytykując ośrodki prowadzone przez osoby duchowne.
Jednak czy naprawdę każdy
może założyć taką szkołę? Rada Szkół Katolickich przedstawia na swojej stronie
szereg informacji na temat tego, jakie warunki trzeba spełnić, by taką placówkę
prowadzić. Szkołę katolicką może założyć i prowadzić diecezja, parafia,
zgromadzenie zakonne, inna jednostka erygowana (powołana) przez władzę
kościelną, stowarzyszenie, fundacja, inny podmiot prawny lub osoba fizyczna.
Zamiar założenia szkoły
katolickiej należy przedstawić księdzu proboszczowi parafii, na terenie której
pozyskaliśmy budynek, gdzie prowadzona będzie szkoła. Po tym należy uzyskać
zgodę władzy kościelnej na założenie takiej szkoły oraz zgodę na piśmie od
biskupa diecezji. Później trzeba już "tylko" złożyć wymagane
dokumenty i uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty. Tylko tyle, i aż tyle.
2003: szkoła prowadzona przez zakonnice
O swoich wspomnieniach mówi
mi Beata*, która podczas przechodzenia przez szczeble edukacji, uczęszczała
m.in. do jednej ze szkół prowadzonych przez Siostry Urszulanki w Polsce. –
Czasy szkoły podstawowej wspominam dość dobrze. Siostry były sympatyczne i
pomocne – podkreśliła. Jednak były sytuacje, kiedy – jako nastolatka – czuła
się skrępowana. Jako przykład podaje lekcje wychowania do życia w rodzinie.
Beata opowiada, że dla
dziewczynek w wieku 11-12 lat te lekcje, które były prowadzone przez siostrę
zakonną, były krępujące. Uniemożliwiało to zadawanie pytań, które pojawiały się
w głowach uczniów. Siostra zakonna – co podkreśla Beata - mówiła dość dziwne
rzeczy.
- Ja, na szczęście, byłam w
lepszej sytuacji, bo mogłam skonfrontować wszystko, co mówi, z mamą, która
wyjaśniła mi "co i jak" – dodaje. Zaznacza, że "słuchanie
siostry zakonnej, która strasznie przestrzegała przed samogwałtami" było
dziwnym doświadczeniem – Mówiła, że możemy dokonywać ich same, na krześle.
Jeśli do tego dodamy, że siostra zakonna mówiła, że nie będzie wskazywać
palcem, ale wie, która dziewczynka to robi… – mówi mi Beata.
2014: przedszkole prowadzone przez zakonnice
Rozmawiałam także z ojcem dziecka,
które uczęszcza do jednego z przedszkoli w Krakowie. Placówka ta jest
prowadzona przez siostry zakonne. Krzysztof* jest bardzo zadowolony z tego, jak
wygląda prowadzenie tej placówki. Uważa, że zakonnice oraz osoby świeckie (bo
takie również tam pracują), dobrze opiekują się dziećmi. A on, podobnie jak
inni rodzice, ma poczucie bezpieczeństwa, ze względu na to, że opiekunami
maluchów są osoby duchowne.
Podkreśla, że dzieci raz w
tygodniu uczestniczą w mszach świętych, na które zapraszani są także rodzice.
Większość posyłających dzieci jest katolikami. On – jak sam o sobie mówi – jest
z nieco innego świata, ale to nie ma dla zakonnic żadnego znaczenia.
"To nie kara, to przestępstwo"
Sprawa ośrodków prowadzonych
przez siostry zakonne pobudziła użytkowników Onetu do dyskusji. Zdania w tej
sprawie są podzielone. Są tacy, którzy twierdzą, że takie przypadki to wina
trudnej młodzieży.
"Zdziwiony"
napisał, że najczęściej do ośrodków tego typu wysyłane są dzieci, z którymi
rodzice nie dają sobie rady. "Bo jest brak szacunku od strony dziecka, bo
dziecko ma większą władzę w domu, bo nie chce się uczyć. Myślicie, że dzieciak
z taką psychiką będzie słuchał kogoś w przebraniu bez użycia siły i manipulacji
psychologicznych?" – zapytał.
"Dzieci nie mają
żadnych granic, nie są uczone szacunku, nie mają obowiązków. Rodzice wierzą w
»cud« to świetnie, bo w coś wierzyć trzeba, ale nad tymi rozwydrzonymi i
bezstresowo hodowanymi (bo nie wychowywanymi ) istotami jakoś trzeba zapanować.
Nie ma się więc co dziwić ,że stosowane są kary są jednak i nagrody - stara jak
świat zasada »kija i marchewki«" – skomentowała "Ma-Ba".
Są także głosy rozsądku jak
komentarz użytkowniczki "joa". Zaznacza ona, że "nikt nie ma
prawa stosować przemocy wobec dzieci". "To nie kara, to
przestępstwo" - komentuje.
Ośrodki świeckie, ośrodki katolickie
Czy przemoc występuje
jedynie w ośrodkach prowadzonych przez osoby duchowne? Nie. Zauważyła to
chociażby użytkowniczka Onetu – "mika", która napisała, że w
"państwowych ośrodkach przemocy jest i to jeszcze większa".
"Przemoc jest naganna i powinna być karana surowo. Teraz jest nagonka na
Kościół katolicki i wywlekają sprawy nie do końca potwierdzone" - dodała.
Podobnego zdania jest
adwokat, Członek Izby Adwokackiej w Bydgoszczy, Janusz Kanarek. Powiedział on,
że sytuacje, do jakich dochodzi w ośrodkach prowadzonych przez osoby duchowne,
to odosobnione przypadki, które rzutują na całą grupę społeczną, jaką są osoby
prowadzące tego typu ośrodki w Polsce. Należy zwrócić także uwagę na to, jak
liczne są poszczególne grupy w Polsce. Szkół prowadzonych przez osoby duchowne
jest zdecydowanie mniej, niż szkół prowadzonych przez osoby świeckie.
Jak udało mi się dowiedzieć
w rozmowie z rzecznikiem prasowym Dyrektora Generalnego Służby Więziennej ppłk
Jarosławem Górą, bardzo ciężko jest zdobyć informację, ile osób odbywających
karę w zakładach karnych pracowało w placówkach świeckich lub placówkach
prowadzonych przez osoby duchowne. Jak podkreślił, rzadko osoby osadzone
przedstawiają swój wykonywany przed osadzeniem zawód. Próbowałam uzyskać
podobne informacje w ministerstwie sprawiedliwości. rzecznik prasowy ministra
również poinformowała mnie, że ministerstwo takich statystyk nie prowadzi.
Podobnie jest w Komendzie
Głównej Policji. Dowiedziałam się, że nie są prowadzone takie statystyki. Nie
ma bowiem znaczenia, kto popełnia takie przestępstwo. Zostało ono popełnione i
to jest najważniejsze.
"Gdy zakładamy, że jeśli ktoś nosi sutannę, to
jest święty, to zagrożenie jest znaczne"
O komentarz poprosiłam
profesor Monikę Płatek, prawniczkę pracującą w Instytucie Prawa Karnego
Uniwersytetu Warszawskiego. Podkreśliła ona, że istotną kwestią jest to, że są
to dzieci, które wychodzą z tego typu ośrodków (nie tylko kończąc szkoły
prowadzone przez osoby duchowne – red.) i popełniają bardzo poważne
przestępstwa. – Często powtarzają to, co spotkało ich w ośrodkach. Czy jest
związek bezpośredni? Byłabym daleka, by stawiać taki wniosek. Czy istnieje
związek między tym, jak oni są wychowywani, a jak się zachowują? Tak -
podkreśliła.
Zapytała, jakie są
instrumenty i narzędzia w rękach dzieci, które przebywają w takich miejscach i
które – dzięki nim – mogłyby reagować na to, co je spotyka. Zaznaczyła, że
wielokrotnie powtarzamy, jak bardzo ważne są dzieci, które są przyszłością
narodu. - Ministerstwo edukacji może sprawdzać, czy dziecko chodzi do szkoły.
Inne ministerstwo może kontrolować, czy są szczoteczki i pasty do zębów. A jak
widać nie radzimy sobie z tym, żeby zadbać o jakość życia tych dzieci. Nie
potrafimy poradzić sobie z przestrzeganiem praw – podkreśliła profesor Płatek.
Zapytała, "jakbyśmy się
zachowywali, gdyby te sprawy dotyczyły postępowania w sprawie Jana Pawła II lub
premiera". - Czy byśmy powtarzali, jak w tych przypadkach, że nie mamy
możliwości działania? Że nie mamy prawa? – podkreśliła. Zaznaczyła także, że
"gdy zakładamy z góry, że jeśli ktoś nosi sutannę, to jest święty, to
zagrożenie jest znaczne". - Nie ma jednak pewności, że gdy ktoś nosi
garnitur, to nie dopuści się podobnego czynu - zaznaczyła.
Imiona osób, które wypowiadają się w
tekście, zostały zmienione.
(RZ)
Źródło: Onet
KOMENTARZE:
~diallo : Wpuszczanie szkół katolickich do obiegu
edukacyjnego powinno odbywać się tylko pod warunkiem że szkoły te zostaną
poddane rygorom nadzoru oświatowego. Dlaczego ten warunek? Dlatego że szkoły te
dostają subwencję oświatową z naszych podatków. Stąd państwo ma obowiązek
nadzoru jak te pieniądze są wydawane. Ponadto wszyscy podlegamy jakiemuś
nadzorowi z wyjątkiem kościoła katolickiego, który nie tylko nadzorowi nie podlega,
ale wręcz sam totalnie nadzoruje. A wszystko, co nadzorowi nie podlega wyradza
się i staje karykaturą. O intencjach kościoła świadczy fakt, że szkołę może
założyć tylko osoba lub instytucja, którą zaakceptuje hierarchia. Skończy się
to jak z katechetami. W szkole być muszą, bo państwo im to zagwarantowało, ale
dyrektorowi placówki nie podlegają. I grają mu na nosie jak im się podoba. To
jest edukacja a la kościół. Kpiny.
~mis : Trudno mi cos powiedzieć na temat wychowania
dzieci przez zakonnice dzisiaj. Ale jako dziecko chodziłem do przedszkola
prowadzonego przez zakonnice w Warszawie przy ulicy Żelaznej. Pamiętam, że jak zmarła
jedna z zakonnic kazano nam dzieciom - całować trupa w czoło. Za niewielkie
wykroczenia już nie pamiętam, jakie - zamykano nas w komórce na kilka godzin. Cud
jakiś, że do dziś nie mam jakiś dewiacji psychicznych, ale być może inni mają. Odradzam
stanowczo posyłanie dzieci do instytucji prowadzonych przez siostry zakonne. No,
ale każdy z rodziców musi wiedzieć, co robi. Pozdrawiam wszystkie przedszkolaki
z ulicy Żelaznej z lat 1957-1960
~radoskur22PL : Religię w Polsce wprowadzano do szkół łamiąc
prawo. Kościół obiecywał naukę religii za darmo, ale po kilku latach jednak
wystąpił o kasę, dzięki czemu stworzyła się taka sytuacja, że Kościół prowadzi
swoją indoktrynację, a państwo mu jeszcze za to płaci. Łatwo obliczyć, ile
kosztuje Polaków nauka tego zbędnego przedmiotu. Koszt zorganizowania tylko
jednej lekcji w tygodniu wynosi rocznie w skali całego kraju aż 750 milionów
złotych. Pensje zatrudnionych w szkołach 30 tysięcy nauczycieli religii
kosztują przeciętnie budżet aż 1 miliard 80 milionów złotych rocznie! Jednak
jak widać na religię się w Polsce pieniędzy nie żałuje. Oszczędza się za to na
nauce etyki. Dyrektorzy szkół z reguły odmawiają zatrudniania nauczycieli tego
przedmiotu i w Polsce pracuje ich zaledwie kilkuset. Nic nie zmienia tu fakt,
że podręczniki etyki napisane są również przez duchownych katolickich.
~iwona do ~mis: Moja koleżanka z braku miejsc
w przedszkolach świeckich posłała dziecko do zakonnic.
Bylo tam dwa dni. Pierwszego dnia wszystko super, zakonnice mile i opiekuńcze.
Drugiego dnia cala grupa musiała przez kilkadziesiąt minut klęczeć z rękami do góry, bo jakieś dziecko zasikało ubikacje. Trzeciego dnia koleżanka razem z kilkoma innymi matkami wypisała swoje dziecko. Jeszcze się zakonnica - dyrektorka kłóciła, że nie zwróci czesnego ( płatne za pół roku z góry), ale postraszyłyśmy, że zrobimy raban na całe miasto więc oddala pieniądze z łaską…
Bylo tam dwa dni. Pierwszego dnia wszystko super, zakonnice mile i opiekuńcze.
Drugiego dnia cala grupa musiała przez kilkadziesiąt minut klęczeć z rękami do góry, bo jakieś dziecko zasikało ubikacje. Trzeciego dnia koleżanka razem z kilkoma innymi matkami wypisała swoje dziecko. Jeszcze się zakonnica - dyrektorka kłóciła, że nie zwróci czesnego ( płatne za pół roku z góry), ale postraszyłyśmy, że zrobimy raban na całe miasto więc oddala pieniądze z łaską…
~radoskur22PL : Religia w szkole i przedszkolu jest jednym z
fundamentów państwa wyznaniowego. Nauczanie jej, zwłaszcza w przedszkolu i
niższych klasach, jest de facto przymusowe, gdyż nie uczęszczanie przez dziecko
(zwłaszcza dziecko niewierzących rodziców) na te zajęcia oznacza dla niego
napiętnowanie. Nie ma bardziej wymownego przejawu dominacji ideologicznej
katolicyzmu w demokratycznej Polsce i uzależnienia państwa polskiego od
ideologii katolickiej, niż przymus skierowany do małych dzieci. Określenie tego
stanu rzeczy jako "naruszenie zasady świeckości państwa" byłoby
niestosownym eufemizmem. Co dała nauka religii katolickiej w szkołach? Można
uczciwie stwierdzić, że dała efekty dokładnie przeciwne, niż oczekiwane. Nie
zahamowała demoralizacji polskiej młodzieży szkolnej, nie powstrzymała
narkomanii ani alkoholizmu. Liczba przestępstw, osób uzależnionych i samobójstw
wśród nieletnich wykazuje od 1990 r. stałą tendencję wzrostową i nic nie
wskazuje na zmiany. Patrząc na oficjalne statystyki nie zauważamy niestety
żadnych pozytywnych skutków nauczania religii, a nawet wręcz przeciwnie. Ze
statystyk wyłania się przygnębiający obraz postępującej demoralizacji i
frustracji polskich nieletnich.
A może katoliccy duchowni są jednak wzorcem moralnym dla polskiej młodzieży? Patrząc na niektórych z nich - trudno w to uwierzyć. Wielu najwyższych duchownych daje przykłady cynizmu, karierowiczostwa i chciwości. Katolicyzm uczy, że każdy grzech można odpuścić przy pomocy duchownych, oczywiście - za odpowiednią opłatą. Boga traktuje się jak przekupnego urzędnika, którego można kupić natręctwem, lizusostwem lub łapówką. Przegrani są tylko biedni albo naiwni.
A może katoliccy duchowni są jednak wzorcem moralnym dla polskiej młodzieży? Patrząc na niektórych z nich - trudno w to uwierzyć. Wielu najwyższych duchownych daje przykłady cynizmu, karierowiczostwa i chciwości. Katolicyzm uczy, że każdy grzech można odpuścić przy pomocy duchownych, oczywiście - za odpowiednią opłatą. Boga traktuje się jak przekupnego urzędnika, którego można kupić natręctwem, lizusostwem lub łapówką. Przegrani są tylko biedni albo naiwni.
~012qaz : Chodziłam do katolickiego gimnazjum, więc mogę
cokolwiek na ten temat powiedzieć. z mojej strony wyglądało to mniej więcej
tak: wysoki poziom kształcenia (dodatkowe konsultacje, duży nacisk na naukę,
dość małe klasy - 18 os na klasę) i chory, wręcz porąbany układ siostra
dyrektor- dzieci. Jakieś fikcyjne problemy, widzimisię starszej kobiety,
upodlanie ludzi ( wyzwiska, dyskryminujące traktowanie). No i najgorsze w tym
wszystkim było to, że każdy tej kobiety się słuchał a dyskusja z nią wyglądała
mniej więcej tak: 'nie podoba ci się to zmieniaj szkołę'. Zero podejścia do
nastolatków, którzy bądźmy szczerzy przeżywają wtedy najgłupszy i zarazem
najtrudniejszy moment w życiu. Do tego 240 pln/miesiąc za nic ( w szkole było
zimno, właściwie nic w niej nie było!/ Za to gabinet siostry był ogrzany, miała
ciasteczka, dostęp do ciepłej wody), mundurki, jakieś przymusowe spinanie
włosów i czepianie się o makijaże oraz o kolorowe rajstopy. Według mnie dramat,
nie poleciłabym nikomu przechodzić przez to drugi raz. Przyszłam tam będąc
zwykłym katolikiem - wyszłam będąc zaciekłą ateistką, mającą zerowy szacunek do
osób duchownych i ich instytucji.
~matka : Siostry to zazdrosne baby. Moja córka chodziła z
chłopakiem z tej samej szkoły, Oboje uczeni przez tą samą siostrę religii.
Któregoś razu dorwała ich razem jak on czekał na córkę aż skończy lekcje i
dostała szału. Krzyczała do mojej córki, że chłopak jest niegrzeczny i że..... jej
nie kocha na pewno. Aż trzęsła się z nerwów. Wcześniej zapraszała moją córkę do
klasztoru na jakieś zajęcia robienia ozdób wielkanocnych, ale moja córka
odmawiała, bo jej zakazałam, znając z mediów, co te babska wyprawiają.
~iwona do ~anty-debil: I nie poskarżyliście się
rodzicom? Ja chodziłam do normalnego przedszkola w latach 80 i nie było żadnych
kar zbiorowych.
Jak ktoś był wyjątkowo niegrzeczny to stał w kącie, na własnych nogach, (więc nic nie bolało), a rodzic jak przyszedł po dziecko był o tym informowany. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jakieś dziecko było niesłusznie ukarane. Nie było żadnych kar cielesnych. Gdyby pani przedszkolanka mnie uderzyła, albo niesłusznie ukarała, to moi rodzice zrobiliby taka awanturę, że cały świat by się dowiedział. Swoje przedszkole bardzo milo wspominam. Po za tym od lat 60 upłynęło pół wieku i w przedszkolach świeckich jednak coś się zmieniło! Tego samego powinno się wymagać od przedszkoli i innych placówek katolickich, a tam jak było znęcanie się nad dziećmi tak jest nadal!
Jak ktoś był wyjątkowo niegrzeczny to stał w kącie, na własnych nogach, (więc nic nie bolało), a rodzic jak przyszedł po dziecko był o tym informowany. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jakieś dziecko było niesłusznie ukarane. Nie było żadnych kar cielesnych. Gdyby pani przedszkolanka mnie uderzyła, albo niesłusznie ukarała, to moi rodzice zrobiliby taka awanturę, że cały świat by się dowiedział. Swoje przedszkole bardzo milo wspominam. Po za tym od lat 60 upłynęło pół wieku i w przedszkolach świeckich jednak coś się zmieniło! Tego samego powinno się wymagać od przedszkoli i innych placówek katolickich, a tam jak było znęcanie się nad dziećmi tak jest nadal!
~radoskur22PL : Każdego rozlicza się w Polsce z rezultatów jego
pracy. Istnieje tylko jeden wyjątek - Kościół katolicki. On może bezkarnie
obiecywać cuda, gruszki na wierzbie itp., które i tak nie spełniają się nigdy.
I nie tylko nie spełniają się, ale przynoszą rezultat dokładnie odwrotny niż
oczekiwano. I nikt nie ośmieli się zapytać - gdzie są pozytywne efekty tych
obiecanek, modlitw i ogromnych nakładów finansowych? Od każdego nauczanego w
szkole przedmiotu oczekuje się konkretnych efektów: matematyka pomaga nauczyć
się liczenia, język polski-poprawnego pisania, mówienia i czytania. Religia
miała dać młodzieży przynajmniej minimalne podstawy moralne. Niestety nie dała,
a nawet wręcz przeciwnie - przyczyniła się do postępującej demoralizacji
nieletnich. Z pieniędzy podatników utrzymuje się w Polsce tysiące katechetów,
których działalność daje efekty dokładnie odwrotne od zamierzonych. Logicznym
wnioskiem powinna być natychmiastowa likwidacja religii jako zbędnego, a nawet
szkodliwego przedmiotu nauczania. Byłoby to jednak oczekiwaniem logiki tam,
gdzie jej nigdy nie było i nie ma.
~dad do ~mis: Z zakonnicami jest problem, bo
nie każda nadaje się na matkę, czy do opieki nad dziećmi, a często są stawiane
bez wyboru przez swoje przełożone. Druga sprawa to miłość do bliźniego i nawet
"nie lubiąc" dzieci powinna taka zakonnica być dla nich niczym dla bliźniego.
Raz w szkole miałam zastępstwo z zakonnicą i z całą klasą uznaliśmy, że nie dość,
że sztywna to jeszcze nie pogadasz z nią, bo widać kobieta zapora i nie miła,
(choć autorytet chyba miała pomimo to). Była jakaś inna, podobno lepsza, ale
nie znałam. Paru księży mnie uczyło. Różnie bywało. Pamiętam jednego bardzo lubiliśmy,
a innego za to, że potrafił ubić targu z klasą. Inni byli nijacy lub nie fajni.
Katechetkę miałam jedną i była nawet ok, ale też sztywna. Jak ktoś ma uczyć
dzieci to powinien potrafić się śmiać (nawet z siebie), żartować, mieć wyobraźnię?
Postawa profesora to na studia, a nie do zwykłej szkoły i dzieciarni...
~babajaga : dwie najbardziej zdemoralizowane kobiety jakie w
życiu spotkałam-wyrachowane i obłudne bez zasad ukończyły liceum katolickie.
Mój Ojciec, który w czasie wojny jako dziecko był w sierocińcu u sióstr wraz z braćmi, płakał opowiadając mi, co tam się działo.
Mój Ojciec, który w czasie wojny jako dziecko był w sierocińcu u sióstr wraz z braćmi, płakał opowiadając mi, co tam się działo.
~aga : No
cóż, każdy ma swoje doświadczenia. Ja mam różne. Do I komunii św. przygotowywał
mnie ksiądz psychopata, który terroryzował nas dzieci. Było to jeszcze w
salkach katechetycznych. Źle to wspominam. Ale mam też inne doświadczenie; moje
dzieci obecnie mają cudownego księdza Piotra z naszej parafii w Zarzeczu.
Wspaniały człowiek z ogromnym sercem i powołaniem. Siostra, która uczy
młodszego synka też cudowna kobieta z wielkim sercem. Jacy ludzie, tacy duchowni?
Czyli różni - jedni cudowni dobrzy, a inni - no cóż szkoda gadać. Jestem
głęboko wierzącą osobą i żaden zbłądzony ksiądz nie jest w stanie tego zmienić.
~* : Przeczytałam większość postów z uwagą. Jak zwykle
zdania są podzielone? Wypowiem krótko swoje.
1. Opowiadam się za rozdziałem kościoła i państwa. Religia to wiara, szkoła powinna krzewić naukę.
2. Przeczytałam "Drewniany różaniec" i in. książki o pobycie kobiet w klasztorach i klasztornych szkołach. Obejrzałam film "Magdalenki" i dokumenty o kradzieży, a następnie sprzedaży do adopcji dzieci ukradzionych samotnym lub biednym matkom. Rzecz miała miejsce w Hiszpanii, Włoszech, Irlandii..... Są dokumenty, materiały, procesy sądowe..
3. Ujawniono sporo przestępstw dokonanych na nieletnich przez polski kler katolicki (Gil, Wesołowski, siostry z Zabrza; lizanie nóg, liczne przypadki molestowania... Irlandia uczciwie podjęła temat straszliwego spustoszenia dokonanego wśród wychowanków szkół katolickich. Są raporty, dokumenty, procesy.
4. Znam z autopsji przypadek, że uczennica bardzo renomowanej szkoły katolickiej w Krakowie zarabiała w czasie lat nauki w liceum jako tancerka topless w lokalu "Feniks" przy tej samej ulicy. Tyle wpajane wartości. Przypadek z lat 70-tych ubiegłego stulecia.
5. Poznałam w końcu lat 70-tych kobietę, która jako czternastolatka z licznej rodziny została oddana bez posagu do klasztoru; przez lata spełniała tam podrzędne posługi, m.in. w wilgotnej piwnicy robiła na maszynie dziewiarskiej swetry. Reumatyzm z powodu zimna i wilgoci powykręcał jej ręce, osłabło serce, ale nie otrzymała pomocy lekarskiej. Uciekła w wieku 36 lat i bez wykształcenia, zawodu, znajomości świata poza murami klasztoru zaczęła nowe życie.
Zosiu, jeśli to czytasz, wspomnij Zakopane i nasze długie nocne rozmowy w ośrodku "Kabla". Mam nadzieję, że Ci się udało.
6. W życiu prywatnym i zawodowym spotkałam się z kilkoma przypadkami, gdy rodzice z najgłębszych religijnych pobudek oddawali dzieci do krakowskich szkół katolickich, potem z różnych powodów przenosili je do szkół publicznych. Selekcja ze względu na mniejsze możliwości intelektualne tych uczniów.
7. Znam też przypadek, że byłe wychowanki s. urszulanek z Krakowa związane wspomnieniami szkolnymi od 70 z górą lat spotykają się, co tydzień i nadal miło wspominają lata szkolne.
Uogólnienia są uproszczeniem i zniekształceniem. Z głębokim jednak przekonaniem twierdzę, ze religia w szkole jest błędem, wypacza sens wiary. Kler nie zdał egzaminu moralnego i społecznego. Wydaje mi się, że istnieje pilna potrzeba przeprowadzenia referendum w sprawie rozdzielenia RZECZYWISTEGO państwa od Kościoła.
A życie pokazuje, że "dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi". Tyle zła w Kościele.
1. Opowiadam się za rozdziałem kościoła i państwa. Religia to wiara, szkoła powinna krzewić naukę.
2. Przeczytałam "Drewniany różaniec" i in. książki o pobycie kobiet w klasztorach i klasztornych szkołach. Obejrzałam film "Magdalenki" i dokumenty o kradzieży, a następnie sprzedaży do adopcji dzieci ukradzionych samotnym lub biednym matkom. Rzecz miała miejsce w Hiszpanii, Włoszech, Irlandii..... Są dokumenty, materiały, procesy sądowe..
3. Ujawniono sporo przestępstw dokonanych na nieletnich przez polski kler katolicki (Gil, Wesołowski, siostry z Zabrza; lizanie nóg, liczne przypadki molestowania... Irlandia uczciwie podjęła temat straszliwego spustoszenia dokonanego wśród wychowanków szkół katolickich. Są raporty, dokumenty, procesy.
4. Znam z autopsji przypadek, że uczennica bardzo renomowanej szkoły katolickiej w Krakowie zarabiała w czasie lat nauki w liceum jako tancerka topless w lokalu "Feniks" przy tej samej ulicy. Tyle wpajane wartości. Przypadek z lat 70-tych ubiegłego stulecia.
5. Poznałam w końcu lat 70-tych kobietę, która jako czternastolatka z licznej rodziny została oddana bez posagu do klasztoru; przez lata spełniała tam podrzędne posługi, m.in. w wilgotnej piwnicy robiła na maszynie dziewiarskiej swetry. Reumatyzm z powodu zimna i wilgoci powykręcał jej ręce, osłabło serce, ale nie otrzymała pomocy lekarskiej. Uciekła w wieku 36 lat i bez wykształcenia, zawodu, znajomości świata poza murami klasztoru zaczęła nowe życie.
Zosiu, jeśli to czytasz, wspomnij Zakopane i nasze długie nocne rozmowy w ośrodku "Kabla". Mam nadzieję, że Ci się udało.
6. W życiu prywatnym i zawodowym spotkałam się z kilkoma przypadkami, gdy rodzice z najgłębszych religijnych pobudek oddawali dzieci do krakowskich szkół katolickich, potem z różnych powodów przenosili je do szkół publicznych. Selekcja ze względu na mniejsze możliwości intelektualne tych uczniów.
7. Znam też przypadek, że byłe wychowanki s. urszulanek z Krakowa związane wspomnieniami szkolnymi od 70 z górą lat spotykają się, co tydzień i nadal miło wspominają lata szkolne.
Uogólnienia są uproszczeniem i zniekształceniem. Z głębokim jednak przekonaniem twierdzę, ze religia w szkole jest błędem, wypacza sens wiary. Kler nie zdał egzaminu moralnego i społecznego. Wydaje mi się, że istnieje pilna potrzeba przeprowadzenia referendum w sprawie rozdzielenia RZECZYWISTEGO państwa od Kościoła.
A życie pokazuje, że "dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi". Tyle zła w Kościele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz