Translate

środa, 27 maja 2015

Podziemny Kościół kobiet - Komentarze...278



Podziemny Kościół kobiet [WYWIAD]

Emilia Padoł Dziennikarka Onetu
Obserwuj279

Myślę, że zakonnice tkwią w podziemiu. Nie wiem, czy to już feminizm, ale często potrafią nazwać swoją sytuację. Niektóre są świadome, jak z góry traktują je księża. Powtarzały mi: "Nic ci nie powiem. Ale dobrze, że piszesz tę książkę" - mówi Zuzanna Radzik, autorka książki "Kościół kobiet". I dodaje: - Moim marzeniem jest, żeby kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim głośno.

 

Emilia Padoł/Onet: Nasunęła mi się dość pesymistyczna refleksja – na mapie światowego "Kościoła kobiet" Polska to bardzo ponury, żeby nie powiedzieć czarny, punkt. Z niewygodnym słowem na "g" lepiej radzi sobie, o czym zapewne niewielu z nas wie, Kościół w Indiach. Naprawdę tak bardzo odstajemy?

Zuzanna Radzik*: Indie to wyjątkowy przykład – do tamtejszej sytuacji wzdychają również teolożki feministyczne w Wielkiej Brytanii, nawet Stanach, i oczywiście w Europie. Indyjski episkopat przyjął w 2010 r. dokument o polityce gender ("Gender Policy of the Catholic Church in India") – można się do niego odwołać, a kolejne diecezje zaczynają go wprowadzać w życie. I choć brzmi to nieprawdopodobnie, jest on wynikiem pracy grupy kobiet, które w latach 80. utworzyły kolektyw. W 1992 roku jedna z nich, Astrid Lobo Gajiwala, została przeszmuglowana przez biskupa Bosco Penhę na spotkanie episkopatu. 18 lat później kobiety z kolektywu napisały dokument, który został przegłosowany przez biskupów. To wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby kobiety nie postanowiły działać i nie spotkały przychylnego im biskupa. To optymistyczna historia, ale pesymistyczne jest to, że jest ona dla nas tak zaskakująca. Od indyjskich rozmówców często słyszałam: "jak to, ale u ciebie tak nie ma?".

W Polsce wciąż panuje duszna atmosfera, pełna uprzedzeń i ignorancji, o czym świadczą chociażby histeryczne tony w dyskusji wokół gender. Ale może to problem nie tylko naszego, ale w ogóle europejskiego Kościoła?

Dyskusja o gender nigdzie nie jest łatwa – to na pewno. Ale z drugiej strony w innych krajach więcej jest potencjalnych uczestniczek i uczestników debaty, uznanych profesorów czy teologów, którzy mają inne zdanie i są katolikami. U nas niewiele osób z podobnych środowisk było w stanie zabrać głos. To oczywiście jest problem całej Europy, w której ruch feministyczny w Kościele jest nieporównywalnie słabszy, a struktura uniwersytetów wraz z podległymi Watykanowi wydziałami teologicznymi, nie pozwala na niezależność. W Stanach wygląda to trochę inaczej i tam faktycznie swoboda jest większa.

Ale czy jesteśmy najczarniejszym punktem? Trudno powiedzieć. Na pewno różnice są mocno widoczne, co jest związane ze słabiej słyszalnym głosem świeckich i naszym polskim nastawieniem – jesteśmy zdystansowani i antyklerykalni, ale równocześnie roszczeniowi. Jesteśmy też pasywni, nie mamy poczucia odpowiedzialności i podmiotowości, chcielibyśmy, żeby wszystko załatwiło się samo.
Polacy często odchodzą z Kościoła, nie mając poczucia, że mogliby coś zmienić.

Dlatego moim marzeniem jest, żeby kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim głośno. Ważne, żeby zostało to wypowiedziane. Najlepiej jednak, żeby ludzie nie odchodzili, tylko czuli, że to ich Kościół i zmieniali go od wewnątrz.

Moim marzeniem jest, żeby kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim głośno. Ważne, żeby zostało to wypowiedziane. Najlepiej jednak, żeby ludzie nie odchodzili, tylko czuli, że to ich Kościół i zmieniali go od wewnątrz
Jakie są możliwości posługi kobiet w Kościele, jakie są przeszkody? Z pani książki można się na przykład dowiedzieć, że choć dziewczynki mogą być ministrantkami, nie jest to, delikatnie mówiąc, zalecane.

W latach 80., wraz z nowym Kodeksem Prawa Kanonicznego, została dozwolona służba liturgiczna dziewcząt. Jednak w Polsce posługa ministrantek zdarza się niezwykle rzadko, głównie dlatego, że traktuje się ją jako zagrożenie dla powołań. Powtarza się, że dziewczynki są bardziej staranne, więc zniechęceni chłopcy nie będą chcieli być ministrantami. Z kolei badania często pokazują, że duży odsetek seminarzystów to właśnie dawni ministranci. Jakże słabe są to powołania, skoro dziewczynki-ministrantki mogą nimi zachwiać? To raz.

Dwa – jest w tym może pewna racja. Może nie należy tych dziewczynek oszukiwać. Bo nabiorą apetytu na aktywność, a potem okaże się, że nic poza ministranturą na nie już nie czeka.

Przeprowadziłam bardzo ciekawą rozmowę z siostrą zakonną zajmującą się liturgią, która zasugerowała mi, że można dowartościować inne elementy służby liturgicznej. Bo właściwie, dlaczego tą prestiżową funkcją ma być dzwonienie dzwonkami, a nie układanie modlitw czy niesienie darów? Ale póki co to ono właśnie jest otoczone taką estymą. A ja wciąż nie rozumiem, dlaczego nie można stworzyć grup ministranckich dziewcząt i chłopców.

Co więc z innymi funkcjami?

W polskim Kościele właściwie już nic (śmiech). Na świecie funkcjonują jeszcze pracownicy duszpasterscy, którzy podejmują się pewnych ról tam, gdzie brakuje kapłanów. To kobiety stanowią większość świeckich duszpasterzy, szczególnie w USA i Brazylii. Tam parafie funkcjonują inaczej niż u nas – są centrami społeczności. Czasem zdarza się nawet, że kościołami administrują świeccy i to oni animują życie wspólnoty.

Inną świecką rolę pełnią w Kościele szafarze, którzy rozdają komunię, mogą też roznosić ją chorym. Podobnie akolici, których funkcje nieznacznie różnią się od szafarzy, z zastrzeżeniem, że akolici to zawsze mężczyźni.

Wracając do szafarzy – w Polsce jest ich trochę, ale mogą to być wyłącznie mężczyźni i czasem siostry zakonne…

To może ulec zmianie?

Regulacją zajmuje się polski episkopat. W innych miejscach świata szafarzami są kobiety, więc i u nas jest to potencjalnie możliwe. Szafarze powinni istnieć tam, gdzie jest taka duszpasterska potrzeba. Jeśli nasz episkopat zdecydował się na formowanie szafarzy, to czemu nie mogą być nimi kobiety? Ta sytuacja jest uwarunkowana kulturowo. Może mieć też związek z wielowiekowym tabu – tabu kobiety zbliżającej się do ołtarza. A może też lękiem – dostaną palec i zechcą całą rękę.

W Polsce jedyne kobiety, które mogą rozdawać komunię, to siostry zakonne, ale robią to głównie na potrzeby własnej wspólnoty. Mówi się o tym, jak potrzebne są kobiety rozdające komunię na oddziałach położniczych, gdzie sytuacja jest często krępująca dla obu stron.

Ostatnie miejsce – diakonat.

Duży temat. O to czy - i jaki - diakonat kobiet istniał w Kościele, mocno spierają się historycy. Wiele jednak wskazuje, że kobiety pełniły taką funkcję. Sobór Watykański II przywrócił stały diakonat, który zaniknął w średniowieczu, uznając, że jest taka potrzeba w Kościele. Zostawił jednak wiele kwestii otwartych, a diakonat to jego niedokończony projekt – poniekąd chciano sprawdzić, jak sprawy ułożą się same. Ostatnie zmiany prawa kanonicznego rozdzielają nieco diakonat od kapłaństwa i biskupstwa (choć to wciąż jeden sakrament). Niektórzy widzą w tym uchylanie okna dla diakonatu kobiet. Zobaczymy.

W latach 80., wraz z nowym Kodeksem Prawa Kanonicznego, została dozwolona służba liturgiczna dziewcząt. Jednak w Polsce posługa ministrantek zdarza się niezwykle rzadko, głównie dlatego, że traktuje się ją jako zagrożenie dla powołań. Powtarza się, że dziewczynki są bardziej staranne, więc zniechęceni chłopcy nie będą chcieli być ministrantami. Z kolei badania często pokazują, że duży odsetek seminarzystów to właśnie dawni ministranci. Jakże słabe są to powołania, skoro dziewczynki-ministrantki mogą nimi zachwiać?

Obraz życia polskich sióstr zakonnych wydaje się być dojmująco smutny, jeżeli porówna się go do aktywności i wielkiej otwartości sióstr amerykańskich. Polki są bierne, pełnią głównie funkcje opiekuńcze, czasem zajmują się katechezą. Chyba nierzadko są sfrustrowane.

Prawdę mówiąc, niewiele wiem o siostrach. Te w Polsce nie garnęły się do rozmowy. Nie wiem, czy są sfrustrowane, ale faktem jest, że są inne niż ich amerykańskie koleżanki, o których dużo piszę. Sobór miał miejsce, kiedy w Stanach nastąpiła eksplozja żeńskich powołań. Zakonnice zaczęły się mobilizować i zauważyły, że żeby prowadzić szkoły muszą być lepiej wyedukowane, bardziej kompetentne. Były mentalnie gotowe na zmiany, gotowe na szukanie odpowiedzi na soborowe pytanie: jak żyć we współczesnym świecie. W komunistycznej Polsce w tym samym czasie zakonom odbierano dzieła (szkoły, szpitale, wydawnictwa), a pozostawione bez pracy siostry przygarnięto w seminaryjnych kuchniach i na plebaniach. Siostry nie mogły się wtedy kształcić na świeckich uczelniach. Nasze polskie zakony nie załapały się na entuzjazm posoborowych reform, bo miały wtedy inne problemy.

Pytanie, czy garną się do nich teraz?

Nie chcę być niesprawiedliwa, ale często zadaję sobie pytanie, czy oprócz niewątpliwie szlachetnych zadań opiekuńczych, nie powinno być ich więcej na uczelniach, w mediach i komisjach episkopatu. To 20 tys. kobiet, które oddały życie Chrystusowi i Kościołowi, i które – podobnie jak ich amerykańskie koleżanki – mogłyby wpływać na sposób widzenia kobiet w Kościele.

Zakonnic feministek w Polsce nie ma?

Myślę, że tkwią w podziemiu. Nie wiem, czy to już feminizm, ale często potrafią nazwać swoją sytuację. Niektóre są świadome, jak z góry traktują je księża. Powtarzały mi: "Nic ci nie powiem. Ale dobrze, że piszesz tę książkę".

Jakie są najbardziej drażliwe aspekty teologii feministycznej? Z punktu widzenia Watykanu i kościelnej hierarchii.

Drażliwy jest sam feminizm. Robienie teologii z perspektywy doświadczenia kobiet i przez kobiety jest dla innych teologów, również tych z Watykanu, nowym fenomenem. Nie zawsze chcą i umieją się w ten głos wsłuchać. Innym takim tematem jest próba mówienia o Bogu również jako o Matce. Dla mnie było to bardzo ważne odkrycie. Pamiętam swoją pierwszą lekturę Elizabeth Johnson, feministycznej teolożki, opisującej wizję Boga w ciąży ze światem (inspirowaną kabałą) i wyciągającej z tekstów Nowego i Starego Testamentu fragmenty, które mają pokazać, że Bóg jest bardziej macierzyński, niż możemy przypuszczać. Nie wszystkie pomysły Johnson spodobały się hierarchom. Pytanie, na ile może to być znaczące dla życia duchowego kobiet i mężczyzn – że będą mogli pomyśleć o Bogu-matce, a nie tylko ojcu?

Tradycyjnie macierzyńską wersją Boga stała się Maryja, a feministki dążą do tego, by Matkę Boską przywrócić ludziom, pokazać jej człowieczeństwo. Chcą widzieć ją jako siostrę, a nie boginkę, u której szukamy schronienia przed gniewnym Bogiem.
W polskiej świadomości katolickiej wydaje się dominować wyobrażenia Boga groźnego - mądrego, ale gromowładnego starca.

Który za dobro wynagradza, a za zło karze. Jeżeli ma się tylko taką wizję, to trudno uwierzyć w czułą i miłosierną naturę Boga.

Księża i hierarchowie dopuszczają w ogóle do siebie feministyczne teorie?
W bibliotekach prawie nie ma feministycznych książek teologicznych, nie mówiąc o nielicznych publikacjach w języku polskim. Właściwie nie ma wykładów na temat teologii feministycznej, rzadko kiedy pojawiają się inne okazje do nauki czy dyskusji. Zasadniczo seminarzysta nie ma szans, żeby się nauczyć czegoś o teologii feministycznej. Potem zostaje księdzem, wikarym, proboszczem, biskupem i żyje w błogiej nieświadomości.

Cała kwestia antykoncepcji w Kościele naznaczona jest brakiem słuchania par i kobiet, zamknięciem na ich przeżycie. Wstrząsający raport pokazuje katoliczki mówiące – w kontekście antykoncepcji – o latach utopionych we frustracji i zgorzknieniu, które mogły być latami małżeńskiej miłości; kobiety opowiadające, że znalazły spokój dopiero, gdy minął ich okres rozrodczy, lub gdy zmarł ich mąż.

A co z antykoncepcją – czym jest ona dla wierzących feministek?

Tu bywa różnie. Są takie, które uważają, że naturalne metody pozwalają na kontakt z własnym ciałem lub nie są zwolenniczkami sztucznej antykoncepcji – bo nie jest ona "eko". Przeważa chyba jednak zwrócenie się do doświadczenia kobiet, które chcą mieć kontrolę nad swoją płodnością. Zwłaszcza że wiele teolożek feministycznych pochodzi z krajów rozwijających się i ma związki z teologią wyzwolenia, która tworzona jest w kontekście ubóstwa.

Cała kwestia antykoncepcji w Kościele naznaczona jest brakiem słuchania par i kobiet, zamknięciem na ich przeżycie. Wstrząsający jest raport jednej z diecezji, przesłany do komisji przygotowującej w amerykańskim episkopacie list pasterski o kobietach. Raport pokazuje katoliczki mówiące – w kontekście antykoncepcji – o latach utopionych we frustracji i zgorzknieniu, które mogły być latami małżeńskiej miłości; kobiety opowiadające, że znalazły spokój dopiero, gdy minął ich okres rozrodczy, lub gdy zmarł ich mąż.

Jaki wycinek teologii feministycznej budzi jeszcze kontrowersje?

Antropologia. Rozmowa o tym, kim jest mężczyzna, a kim jest kobieta, wciąż jest przed nami. Kościół ma wielką pokusę, żeby zamknąć tę dyskusję szybko, bo przestraszył się genderu, feminizmu czy ruchów LGBT. Postanowił więc stanąć na swoim stanowisku, przyjmując esencjalistyczną wizję – taka jest kobieta, taki jest mężczyzna, bo tak zostaliśmy stworzeni.

Próby wyciszenia tematu są naprawdę dramatyczne. Już nawet papież Franciszek straszy genderem niczym nuklearną wojną. A tej rozmowy nie da się zamknąć w ten sposób.

Zaklinanie rzeczywistości nie pomoże. Nie tylko ze względu na kobiety, ale także na mężczyzn, którzy zaczynają coraz częściej budować inne relacje ze swoimi partnerkami, szukają innego modelu. Ruch kobiecy jest czymś wyjątkowym – zmienia ludzką historię. Stawia też nowe pytania. Powinniśmy dać sobie czas na rozważenie ich, na wsłuchanie się w głosy kobiet i zrozumienie tego, kim są, kim chcą być. Tymczasem popularna wersja katolickiej antropologii sprowadza się do mówienia, że mężczyzna jest zorientowany na świat rzeczy, albo podkreślania przez abp. Hosera, że kobieta jest piękna i dobra z natury…

… a mężczyzna to nie jest jakaś deficytowa kobieta.

To absurd. Zdumiewa mnie, że niektórzy reagują na to słowami: "No tak, bo kobieta jest koroną stworzenia". Nie! Nie jest dobra i piękna z samej natury swojej. To podważa trud, jakim jest bycie dobrym człowiekiem. Kobietom to naprawdę nie przychodzi samo i bezboleśnie.

W książce pisze pani: "(…) on chce być superbohaterem, a ona usłyszeć, że jest piękna i kochana. Witajcie w katolickiej opowieści o płci. On jest jak skała, ona jak woda. To nie stereotypy, tylko archetypy. Przed nimi nie ma ucieczki. Kosmos, Matka Natura, wiadomo…".

To jest moje streszczenie filmiku zapowiadającego watykańską konferencję międzyreligijną na temat płci. Być może wielu biskupów, księży czy teologów chciałoby, żeby cały świat był rozpęknięty na takie archetypy męskości i kobiecości, by one porządkowały rzeczywistość. Jest w tym coś okrutnego – takie porządkowanie ról służy wciśnięciu kobiet w model, który próbują od ponad stu lat przekraczać. To też biologiczny determinizm – od macierzyństwa trudno kobiecie uciec, dopadnie ją, choćby matką miała być duchowo. Mężczyzn biologia i ojcostwo określają w mniejszym stopniu.

Post z facebooka



To porozmawiajmy jeszcze chwilę o tych wyobrażeniach. Jakie są one wśród polskich księży?

Ciekawie pokazuje to książka Anny Szwed, opisująca wyobrażenia księży z diecezji krakowskiej. Dotyczą one tradycyjnej roli kobiety, która zasadniczo, jeżeli nie ma takiej konieczności ekonomicznej, lepiej, żeby nie pracowała zawodowo, bo powinna być matką wychowującą dzieci. Rodzi się jednak pytanie: czy oni tak myślą, bo Kościół tak mówi, czy jest to jednak element kulturowy, być może bardziej związany z polskimi wyobrażeniami mężczyzny o kobiecie? Tak czy inaczej, Kościół niekoniecznie jest awangardą ruchu, w którym kobiety są decyzyjne i angażowane.

W książce pisze pani, że nie jest jasne, co papież Franciszek myśli o kobietach. Jego spojrzenie na kobiety jest już inne niż to konserwatywne Jana Pawła II?

Na pewno Franciszek nie jest wielkim fanem tematu kapłaństwa kobiet, choć dużo mówi o tym, że kobiety powinny obejmować kościelne stanowiska. Z drugiej strony zdarzają mu się lekceważące żarty.

Papież cały czas apeluje o utworzenie nowej teologii kobiety, jednak nie wiadomo, o co mu chodzi. Nowa – czyli inna od tego, co robią feministyczne teolożki i różna od tego, co proponował Jan Paweł II. Wszystko to jest bardzo niejasne.

W "Kościele kobiet" nie brakuje historii kobiet, które z potrzeby, czasem z konieczności, były wyświęcane i wchodziły w role księży. Jednym z przykładów jest Ludmila Javorová z Czechosłowacji.

Javorová została wyświęcona w podziemnym kościele, nigdy nie pełniła oficjalnie swojej funkcji, ani nie sprawowała publicznych mszy. Po upadku komunizmu wróciła do katechezy, jej święcenia nie zostały uznane przez Watykan. Są jednak kobiety, które tworzą ruch Roman Catholic Women Priests – jest ich około 200 w różnych częściach świata. Przyjęły separatystyczne święcenia. Można różnie oceniać to, co robią. Uważam, że to jest rewolucjonizowanie Kościoła na siłę, choć rozumiem poziom frustracji, która za nimi stoi.

Najwięcej z nich działa w USA – tam tworzą wokół siebie parafie, prowadzą rekolekcje. Ma to być może sens, jeżeli naprawdę istnieją ludzie, którzy ich potrzebują. Samo dla siebie – niekoniecznie. Część tych kobiet jest bardzo zbuntowana, a część czuje się zrezygnowana, spisana na straty. Wiedzą, że dokonały jakiegoś symbolicznego gestu i niewiele z niego wyniknie.
W większości zostały ekskomunikowane?

Tak. Ale z drugiej strony one bardzo pięknie mówią o sensie wykluczenia, sensie bycia poza i funkcjonowaniu wśród podobnych im ludzi.

Wokół nich organizują się osoby z różnych powodów wyrzucane poza kościelny nawias, szczególnie ze względu na związki, w których żyją.

Przede wszystkim ludzie w związkach niesakramentalnych czy homoseksualnych. Dołączają do nich środowiska będące w konflikcie z Kościołem.

Są dobrze wykształcone, część z nich pracuje w Kościele katolickim, a święcenia przyjęły tajnie. Jedna z nich opowiadała mi, że przychodzą do niej zakonnice, żeby się wyspowiadać. Uważają, że pełnią posługę duszpasterską. I chyba naprawdę to robią. Pozostaje pytanie, czy taki sposób reformowania Kościoła, poprzez tworzenie osobnej wspólnoty odpowiadającej naszym potrzebom jest najlepszy. Na świecie żyje prawie 1,3 mld katolików. Stworzyć enklawę dla siebie, rezygnując z reformowania Kościoła od środka, to pójść na łatwiznę.



*Zuzanna Radzik (1983) – teolożka, studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym "Bobolanum" w Warszawie i Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. W centrum jej zainteresowań jest dialog chrześcijańsko-żydowski, relacje polsko-żydowskie i katolicki feminizm. Współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Pisze bloga "Żydzi i czarownice".


KOMENTARZE:

~Mi : do pani Zuzanny Radzik :Kobieto, szukasz tzw. " dziury w całym ".
jestem wierząca. Staram się, co tydzień uczęszczać w mszy świętej w kościele. Na prawdę nie widzę żebym była traktowana inaczej, pod każdym względem. Zaznaczam, że nie jestem dewotką, dbam o siebie. Razem z mężem mamy fajnie dobrane towarzystwo, z którym świętujemy wszelkie uroczystości, robimy wypady tu i tam. Jestem normalna, a wiesz, dlaczego? Bo cały czas mam, co robić, mam zajęcia, a nie siedzę i z nudów nie wymyślam problemów. Czy to mi przeszkadza wierzyć w Boga? Nie! A w kościele, nie jestem wpatrzona w księdza, tylko rozmawiam z Bogiem. Uważam, że ksiądz, jest pracownikiem na etacie i jak każdy człowiek ma swoje słabości. Trzeba do tego podchodzić z dystansem. Zakonnik przebywający za murami klasztornymi, tak to jest prawdziwy duchowny, który znalazł się tam z powołania. I wynurzenia typu " kościół kobiet", czy inne nie mają sensu. Wydaje mi się, że rozwikłać problem, powinien papież, który zniósłby celibat. Może według pani, Zuzanno, nie piszę na temat. Ale gdy słyszę słowo - gender - to trafia mnie apopleksja.

~Kris : Moje propozycje uwspółcześnienia naszego świata:
1. Wprowadzić parytety w zatrudnianiu. Np. chirurgiem może zostać tylko osoba po przejściu rygorystycznych egzaminów z medycyny. A co z analfabetami? A co z kretynami? A co z debilami? Oni też mają swoją godność i uczucia. Też chcieliby pewnie być chirurgami... Wprowadzić parytety.
2. Zlikwidować bezwzględnie dyskryminację w sporcie i podziały w nim na dyscypliny kobiet i mężczyzn. Kobiety powinny walczyć na ringu boxerskim razem z mężczyznami, tak samo grać w tenisa lub podnosić ciężary w jednej kategorii. Precz z dyskryminacją w sporcie!!!!!!!
3. Przede wszystkim znieść ustawowo, aktem prawnym, możliwość rodzenia dzieci JEDYNIE przez kobiety! Co za hańba! Co za przejaw ciemnoty i zabobonu, że jeszcze żaden nowoczesny rząd tego nie zaproponował. Wydać akt prawny, aby mężczyźni też rodzili dzieci.
4. Wydać ustawowy obowiązek, aby kobiety (parytetowo) musiały sobie wybierać za partnerów życiowych mężczyzn niższych od siebie wzrostem! To przejaw zacofania, że obecnie kobiety manifestują swoje wsteczne poglądy, wybierając wyższych od siebie mężczyzn, a nie niższych od dwie głowy. Skończyć z tym!
5. Parytety w Sejmie dla dzieci!
6. Znieść niektóre prawa fizyki! Np. ustawowo zmniejszyć wielkość przyciągania ziemskiego, tak, aby ludzie poczuli się lżejsi.
To tylko niektóre moje propozycję. Naprawdę nie bądźmy zacofani. Walczmy o postęp!

~marsjanin : Czy szanowni komentatorzy nie zauważyli, że na naszej planecie wszystko, dosłownie wszystko jest przeciwko kobiecie ?! w którą stronę by się nie odwróciła, w obojętnej czasoprzestrzeni tylko jej zawsze wiatr w oczy, tylko ona wiecznie pokrzywdzona i dyskryminowana ! A one są tak wspaniałe, same w sobie i we wszystkim, co robią! My faceci to dopiero mamy szczęście, że Bóg-facet znalazł tak przyjazną nam Ziemię i ściągnął nas z tego zafajdanego Marsa! I jeszcze sprowadził nam na towarzyszki życia te najsympatyczniejsze, najbardziej przyjazne istoty w całym Kosmosie - Wenusjanki!

~pozdrawiam do ~ ateista :-): Zapomniałeś dodać, że będąc ateistą można być też dobrym człowiekiem. U nas (bo w krajach gdzie tzw. komuny nie było, to raczej nie;) "pokutuje" stwierdzenie, że ateista to stary komuch. Do tego ateista nie ma systemu wartości, bo skąd? Czyżby? Etyka to uniwersalny system wartości, dużo lepszy niż 10 przykazań, bo oparty na poszanowaniu drugiego człowieka i jego autonomicznym praw, a nie ślepej wierze, że tak chciał Bóg, bo to powiedział parę tysięcy lat temu, podobno Mojżeszowi, który przekazał swojemu ludowi i tak z ust do ust przekazywano dale, papież też zrobili swoją "korektę", to ile z tego zostało?

~seba do ~marsjanin
Dokładnie a to, że krócej pracują, wykonują mniej wyczerpujące zawody, nie musza służyć wojsku (gdy ta służba była jeszcze obowiązkowa i nie jednemu młodemu chłopakowi życie złamała), że nie mal zawsze wygrywają w sądach sprawy o prawa do dziecka, choć nie zawsze jest to sprawiedliwe itp., itd. O tym się nie mówi, tylko wiecznie jak to kobieta ciężko. Każda grupa i każda pleć ma swoje problemy i jakoś nie widzę by kobieta akurat (przynajmniej w naszej strefie geograficznej) żyło się gorzej jak faceta.

~ ateista :-) : Prawie każdy na świecie jest ateistą. Różnica miedzy wierzącym a ateistą polega na tym, ze ateista uważa, ze bóg nie istnieje a wierzący neguje wszystkie bóstwa z wyjątkiem tego, w które wierzy. Można, zatem obrazowo powiedzieć, ze jest prawie 100% ateistą. Prawie, gdyż nie można, bowiem określić ilu bogów i bóstw ludzkość sobie do chwili obecnej wymyśliła. Drodzy religianci nie przejmujcie się, bo bycie ateista jest naprawdę fajna rzeczą. Można być wolnym człowiekiem.

~axe : Czas się cofnął? Czytam i czuje się jak we Francji i UK w katach 70 tych
Tam tez feministki zaatakowały wszelkie tradycyjne instytucje. Był bat i była marchewka
"Spełnicie nasze zadania- zapełnia się kościoły" Kościół anglikański spróbował
i ....stracił 80% wiernych. Skąd u tych "działaczek postępu" takie parcie na kościół.
Zapewniam panie z KK można wyjść o każdej porze i nigdy nie wrócić.
Nikt nie będzie za wami chodził, was prześladował czy nawet namawiał do powrotu.
I TO WAS BOLI..

~Anka : Jak to dobrze że urodziłam się w rodzinie ateistów. Nie ma problemow z tolerancja,religijną i rasową.Nie miałam i nie mam problemów z podziałem ról na kobiece i męskie.Żyłam i żyje bez tego typu problemów. One nie istnieją.Wszystko dzieje się naturalnie. Nie zwracam uwagi na jakieś wydumane podziały. Wszyscy mają prawo do życia.Nigdy się nie zastanawiałam i nie robiłam podziałów na lepszych i gorszych. Bo one dla mnie nie istnieją.Fakt, że nie raz z wrażenia jak zachowują się ludzie opada mi szczęka.I tak się dziwie przez 68 lat.

~Proste? : Droga Pani Zuziu: w Kościele Katolickim obowiązują określone zasady. Sprawa jest prosta:, jeśli Kościół ma pozostać katolicki, to musi się tych zasad trzymać. Jeśli zaś przestanie je szanować - nie będzie mógł nazywać się Kościołem Katolickim. Nie odpowiadają Pani takie zasady? To proszę "zapisać się" np. do żydów zatem, którzy parę razy dziennie dziękują Bogu: "dziękuję, że nie stworzyłeś mnie kobietą".

~lux : nie ma czegoś takiego jak kościół kobiet. "Różni" ludzie o określonej proweniencji chcą zmienić rzeczywistość. "Uznanych profesorów czy teologów, którzy mają inne zdanie i są katolikami". Prywatnie może mają inne zdanie - ale jeśli jest prawdziwym katolikiem to ma takie zdanie, które jest zgodne z nauką Chrystusa. Śmieszą te usiłowania rozbicia jedności Kościoła.

~obiektywna : Kiedyś jako młoda kobieta myślałam, że w zakonach jest spokojnie i duchowo. Niestety życie pokazało prawdę i nigdy nie chciałabym, aby ktoś z bliskich tam się znalazł. Szczególnie kobieta. Okazuje się, że silne jednostki dominują nad słabszymi. Nie wiem jak stanowi regulamin takich zakonów, ale w większości nie jest dobrze. Uciśnione milczą i nikt, nawet rodzina nie zna prawdy. Przykro mi to stwierdzić, ale mam zdanie, że to schyłek tych placówek, nawet w ochronie zdrowia się nie spełniły, nie mówiąc o placówkach dla sierot. Jeżeli ma ktoś inne lepsze zdanie, przeczytam chętnie.

~Mik : Nikt mi nie powie, że kobiety nie są poniżane.... Zaczynając od sióstr zakonnych, które na wszelkie święta muszą usługiwać księżom, przygotowywać posiłki, a oni pasą tłuste brzuchy, kończąc na tym, że 90% księży ma gosposie..... No halo!!! Kanapeczki i zupki ksiądz sobie sam nie potrafi ugotować??????? Nie wspominając już o funkcjach w Kościele, kończąc o naukach typu: jak mąż bije, pije i poniża musisz to znosić to jest twoj krzyz, ale jak zataiłaś, że jesteś bezpłodna może cię rzucić i wziąć inną.... Wtedy wszystko jest cacy!?

~bokasyko do ~romano: Mam nosa! Natomiast skąd wiesz, z kim ty rozmawiasz; skąd ci przyszło do głowy kojarzenie mnie z bolszewizmem i innymi zarazami! Nie dasz wiary - jestem człowiekiem wolnym od wszelkiej zarazy, jestem ateistą, wierzę tylko w człowieka i jego nieprawdopodobne i jeszcze nie zdefiniowane do końca możliwości! Chciałbym w każdy możliwy sposób wpływać na drugiego człowieka by ten zadbał o swoją godność, człowieczeństwo, by wyzwolił się spod każdej - na tej szerokości geograficznej dominującej - czarnej zarazy i nie dał się wessać przez inną! Pozdrawiam serdecznie!

~Ssa do ~ ateista :-): To raczej różnica jest taka, że każdy "religiant" uznaje, że nie wie wszystkiego, że życie nie może się ograniczać to bezsensownej egzystencji świata i wierzy w to, że człowiek nie przestaje istnieć po śmierci, a uczynki nie są bez znaczenia. Tymczasem ateista neguje śmierć, wierzy, (bo dowodów nie ma), że po śmierci człowiek się resetuje i albo go nie ma albo rodzi się na nowo czy coś w ten deseń. W ten sposób ateista świadomie neguje, jakąkolwiek wartość w popełnianiu uczynków (dobrych czy złych) za życia skoro według niego nie ma konsekwencji innych niz te, które inni ludzie na niego nałożą, ale tylko pod warunkiem, że się dowiedzą o uczynkach. Po za tym ateista neguje sensowność świata, logikę stworzenia i choć często jest zwolennikiem technologi i nauk, które opierają się na logice (w tym prawach natury, które są 100% logiczne) to jednak, uważa, że istnienie świata jest przypadkiem, bez celu.

~Oczyważki do ~Mi: Trza było iść do zakonu, zmieniłabyś zdanie gdyby Twoim głównym zajęciem byłoby pranie gaci obcego nieroba w kiecce płci przeciwnej. Rolą kobiet w kościele jest modlitwa, usługiwanie katabasom lub praca w kościelnym DPS-ie bez wynagrodzenia. Oddają całe swoje życie organizacji ,na której funkcjonowanie nie maja żadnego wpływu! To właśnie chciała przekazać autorka! Więc ciesz się, że miałaś na tyle instynktu samozachowawczego (w całej swojej wierze, którą się obnosisz przez 3/4 swojego posta) żeby nie zostać popychadłem w habicie, gałganem do polerowania złotych zastaw!

~bokasyko do ~romano: Lenin też nie mordował osobiście: mordował system! System totalitarny, komunizm, do pięt niesięgający totalitaryzmowi zwanemu kościół katolicki! A tu masz przykładowe zbrodnie tego systemu: "10 największych zbrodni Kościoła rzymskokatolickiego". Prześladowanie tzw. pogan: od chwili, gdy za sprawą Konstantyna Krk stał się religią panującą, przez kolejne 15 wieków prześladował wszystkich bez wyjątku innowierców; w ten sposób eksterminował całe narody. Całkowita zagłada dotknęła m.in. Prusów i Jaćwingów; Prześladowanie heretyków, tj. chrześcijan ewangelicznych, m.in. krwawe łaźnie zgotowane waldensom, katarom, protestantom, noc św. Bartłomieja w Paryżu, czyli słynna rzeź 3 tys. hugenotów z podjudzenia papieża Grzegorza XIII; Krucjaty, nie tylko przeciwko muzułmanom (ok. 1 mln ofiar), bo nawet przeciw katolikom (krucjata aragońska), gdy chodziło o pieniądze i wpływy; Święta Inkwizycja, czyli zbrodniczy system śledczo-sądowy; szacunki minimalne mówią o dziesiątkach tysięcy, a szacunki maksymalne o liczbie przekraczającej milion straceń; Wojny religijne: dziesiątki milionów ofiar – np. podczas katolicko-protestanckiej wojny trzydziestoletniej (1618–1546) na wielu obszarach Europy wyginęło ponad 50 proc. populacji. Prześladowania Żydów: od czasów Konstantyna na mocy kolejnych edyktów papieskich byli eksterminowani, traktowani jako niewolnicy i podludzie, okradani z majątków, pozbawiani potomstwa. W ciągu 15 wieków – ok. 10 mln ofiar; Eksterminacja Indian: po odkryciu Ameryki uznani przez Krk jako istoty bez duszy, a więc nie ludzie. W wyniku planowego wyniszczenia całych narodów (aby zrobić miejsce dla białej rasy) chrześcijańscy konkwistadorzy i misjonarze wymordowali ponad 70 milionów Indian. To największy holokaust w dziejach ludzkości; Poparcie niewolnictwa: Kościół rzymski nie tylko popierał niewolnictwo, ale też czerpał zyski z niewolniczej pracy. Bulla papieża Mikołaja V (styczeń 1455 r.) stwierdza, że niewolnictwo jest rzeczą właściwą i miłą Bogu; Wspieranie faszyzmu i dyktatur: wszelkie prawicowe dyktatury były miłe papiestwu; tym milsze, im dyktatura była silniejsza. Salazar, Franco, Hitler, Mussolini – wszyscy ci krwawi dyktatorzy mogli liczyć na względy Watykanu. Papież JPII nie ukrywał swoich sympatii do ludobójcy z Chile – gen. Augusta Pinocheta. Wykorzystywanie seksualne dzieci. W USA, gdzie wybuchła afera, co 20 ksiądz katolicki wykorzystywał seksualnie małych chłopców i dziewczynki. Przyjmuje się, że skala zjawiska molestowania seksualnego przez kler Krk dotyczy nawet 5 milionów dzieci.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz