Podziemny Kościół
kobiet [WYWIAD]
Emilia Padoł
Dziennikarka Onetu
Obserwuj279
Myślę, że zakonnice tkwią w podziemiu. Nie wiem, czy
to już feminizm, ale często potrafią nazwać swoją sytuację. Niektóre są
świadome, jak z góry traktują je księża. Powtarzały mi: "Nic ci nie
powiem. Ale dobrze, że piszesz tę książkę" - mówi Zuzanna Radzik, autorka
książki "Kościół kobiet". I dodaje: - Moim marzeniem jest, żeby
kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z
hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim
głośno.
Emilia Padoł/Onet: Nasunęła mi się dość pesymistyczna refleksja – na
mapie światowego "Kościoła kobiet" Polska to bardzo ponury, żeby nie
powiedzieć czarny, punkt. Z niewygodnym słowem na "g" lepiej radzi
sobie, o czym zapewne niewielu z nas wie, Kościół w Indiach. Naprawdę tak
bardzo odstajemy?
Zuzanna Radzik*: Indie to wyjątkowy przykład – do tamtejszej
sytuacji wzdychają również teolożki feministyczne w Wielkiej Brytanii, nawet
Stanach, i oczywiście w Europie. Indyjski episkopat przyjął w 2010 r. dokument
o polityce gender ("Gender Policy of the Catholic Church in India") –
można się do niego odwołać, a kolejne diecezje zaczynają go wprowadzać w życie.
I choć brzmi to nieprawdopodobnie, jest on wynikiem pracy grupy kobiet, które w
latach 80. utworzyły kolektyw. W 1992 roku jedna z nich, Astrid Lobo Gajiwala,
została przeszmuglowana przez biskupa Bosco Penhę na spotkanie episkopatu. 18
lat później kobiety z kolektywu napisały dokument, który został przegłosowany
przez biskupów. To wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby kobiety nie postanowiły
działać i nie spotkały przychylnego im biskupa. To optymistyczna historia, ale
pesymistyczne jest to, że jest ona dla nas tak zaskakująca. Od indyjskich
rozmówców często słyszałam: "jak to, ale u ciebie tak nie ma?".
W Polsce wciąż panuje duszna
atmosfera, pełna uprzedzeń i ignorancji, o czym świadczą chociażby histeryczne
tony w dyskusji wokół gender. Ale może to problem nie tylko naszego, ale w
ogóle europejskiego Kościoła?
Dyskusja o gender nigdzie
nie jest łatwa – to na pewno. Ale z drugiej strony w innych krajach więcej jest
potencjalnych uczestniczek i uczestników debaty, uznanych profesorów czy
teologów, którzy mają inne zdanie i są katolikami. U nas niewiele osób z
podobnych środowisk było w stanie zabrać głos. To oczywiście jest problem całej
Europy, w której ruch feministyczny w Kościele jest nieporównywalnie słabszy, a
struktura uniwersytetów wraz z podległymi Watykanowi wydziałami teologicznymi,
nie pozwala na niezależność. W Stanach wygląda to trochę inaczej i tam
faktycznie swoboda jest większa.
Ale czy jesteśmy
najczarniejszym punktem? Trudno powiedzieć. Na pewno różnice są mocno widoczne,
co jest związane ze słabiej słyszalnym głosem świeckich i naszym polskim
nastawieniem – jesteśmy zdystansowani i antyklerykalni, ale równocześnie
roszczeniowi. Jesteśmy też pasywni, nie mamy poczucia odpowiedzialności i
podmiotowości, chcielibyśmy, żeby wszystko załatwiło się samo.
Polacy często odchodzą z
Kościoła, nie mając poczucia, że mogliby coś zmienić.
Dlatego moim marzeniem jest,
żeby kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z
hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim
głośno. Ważne, żeby zostało to wypowiedziane. Najlepiej jednak, żeby ludzie nie
odchodzili, tylko czuli, że to ich Kościół i zmieniali go od wewnątrz.
Moim marzeniem jest, żeby
kobiety, które często są tą grupą, która odchodzi z Kościoła, robiły to z
hukiem. Jeżeli rzeczywiście mają konkretny powód, to powinny mówić o nim
głośno. Ważne, żeby zostało to wypowiedziane. Najlepiej jednak, żeby ludzie nie
odchodzili, tylko czuli, że to ich Kościół i zmieniali go od wewnątrz
Jakie są możliwości posługi
kobiet w Kościele, jakie są przeszkody? Z pani książki można się na przykład
dowiedzieć, że choć dziewczynki mogą być ministrantkami, nie jest to,
delikatnie mówiąc, zalecane.
W latach 80., wraz z nowym
Kodeksem Prawa Kanonicznego, została dozwolona służba liturgiczna dziewcząt.
Jednak w Polsce posługa ministrantek zdarza się niezwykle rzadko, głównie
dlatego, że traktuje się ją jako zagrożenie dla powołań. Powtarza się, że
dziewczynki są bardziej staranne, więc zniechęceni chłopcy nie będą chcieli być
ministrantami. Z kolei badania często pokazują, że duży odsetek seminarzystów
to właśnie dawni ministranci. Jakże słabe są to powołania, skoro
dziewczynki-ministrantki mogą nimi zachwiać? To raz.
Dwa – jest w tym może pewna
racja. Może nie należy tych dziewczynek oszukiwać. Bo nabiorą apetytu na
aktywność, a potem okaże się, że nic poza ministranturą na nie już nie czeka.
Przeprowadziłam bardzo
ciekawą rozmowę z siostrą zakonną zajmującą się liturgią, która zasugerowała
mi, że można dowartościować inne elementy służby liturgicznej. Bo właściwie,
dlaczego tą prestiżową funkcją ma być dzwonienie dzwonkami, a nie układanie
modlitw czy niesienie darów? Ale póki co to ono właśnie jest otoczone taką
estymą. A ja wciąż nie rozumiem, dlaczego nie można stworzyć grup
ministranckich dziewcząt i chłopców.
Co więc z innymi funkcjami?
W polskim Kościele właściwie
już nic (śmiech). Na świecie funkcjonują jeszcze pracownicy duszpasterscy,
którzy podejmują się pewnych ról tam, gdzie brakuje kapłanów. To kobiety
stanowią większość świeckich duszpasterzy, szczególnie w USA i Brazylii. Tam
parafie funkcjonują inaczej niż u nas – są centrami społeczności. Czasem zdarza
się nawet, że kościołami administrują świeccy i to oni animują życie wspólnoty.
Inną świecką rolę pełnią w
Kościele szafarze, którzy rozdają komunię, mogą też roznosić ją chorym. Podobnie
akolici, których funkcje nieznacznie różnią się od szafarzy, z zastrzeżeniem,
że akolici to zawsze mężczyźni.
Wracając do szafarzy – w
Polsce jest ich trochę, ale mogą to być wyłącznie mężczyźni i czasem siostry
zakonne…
To może ulec zmianie?
Regulacją zajmuje się polski
episkopat. W innych miejscach świata szafarzami są kobiety, więc i u nas jest
to potencjalnie możliwe. Szafarze powinni istnieć tam, gdzie jest taka
duszpasterska potrzeba. Jeśli nasz episkopat zdecydował się na formowanie szafarzy,
to czemu nie mogą być nimi kobiety? Ta sytuacja jest uwarunkowana kulturowo.
Może mieć też związek z wielowiekowym tabu – tabu kobiety zbliżającej się do
ołtarza. A może też lękiem – dostaną palec i zechcą całą rękę.
W Polsce jedyne kobiety,
które mogą rozdawać komunię, to siostry zakonne, ale robią to głównie na
potrzeby własnej wspólnoty. Mówi się o tym, jak potrzebne są kobiety rozdające
komunię na oddziałach położniczych, gdzie sytuacja jest często krępująca dla
obu stron.
Ostatnie miejsce – diakonat.
Duży temat. O to czy - i
jaki - diakonat kobiet istniał w Kościele, mocno spierają się historycy. Wiele
jednak wskazuje, że kobiety pełniły taką funkcję. Sobór Watykański II
przywrócił stały diakonat, który zaniknął w średniowieczu, uznając, że jest taka
potrzeba w Kościele. Zostawił jednak wiele kwestii otwartych, a diakonat to
jego niedokończony projekt – poniekąd chciano sprawdzić, jak sprawy ułożą się
same. Ostatnie zmiany prawa kanonicznego rozdzielają nieco diakonat od
kapłaństwa i biskupstwa (choć to wciąż jeden sakrament). Niektórzy widzą w tym
uchylanie okna dla diakonatu kobiet. Zobaczymy.
W latach 80., wraz z nowym
Kodeksem Prawa Kanonicznego, została dozwolona służba liturgiczna dziewcząt.
Jednak w Polsce posługa ministrantek zdarza się niezwykle rzadko, głównie
dlatego, że traktuje się ją jako zagrożenie dla powołań. Powtarza się, że
dziewczynki są bardziej staranne, więc zniechęceni chłopcy nie będą chcieli być
ministrantami. Z kolei badania często pokazują, że duży odsetek seminarzystów to
właśnie dawni ministranci. Jakże słabe są to powołania, skoro
dziewczynki-ministrantki mogą nimi zachwiać?
Obraz życia polskich sióstr
zakonnych wydaje się być dojmująco smutny, jeżeli porówna się go do aktywności
i wielkiej otwartości sióstr amerykańskich. Polki są bierne, pełnią głównie
funkcje opiekuńcze, czasem zajmują się katechezą. Chyba nierzadko są
sfrustrowane.
Prawdę mówiąc, niewiele wiem
o siostrach. Te w Polsce nie garnęły się do rozmowy. Nie wiem, czy są
sfrustrowane, ale faktem jest, że są inne niż ich amerykańskie koleżanki, o
których dużo piszę. Sobór miał miejsce, kiedy w Stanach nastąpiła eksplozja
żeńskich powołań. Zakonnice zaczęły się mobilizować i zauważyły, że żeby
prowadzić szkoły muszą być lepiej wyedukowane, bardziej kompetentne. Były
mentalnie gotowe na zmiany, gotowe na szukanie odpowiedzi na soborowe pytanie:
jak żyć we współczesnym świecie. W komunistycznej Polsce w tym samym czasie
zakonom odbierano dzieła (szkoły, szpitale, wydawnictwa), a pozostawione bez
pracy siostry przygarnięto w seminaryjnych kuchniach i na plebaniach. Siostry
nie mogły się wtedy kształcić na świeckich uczelniach. Nasze polskie zakony nie
załapały się na entuzjazm posoborowych reform, bo miały wtedy inne problemy.
Pytanie, czy garną się do nich teraz?
Nie chcę być
niesprawiedliwa, ale często zadaję sobie pytanie, czy oprócz niewątpliwie
szlachetnych zadań opiekuńczych, nie powinno być ich więcej na uczelniach, w
mediach i komisjach episkopatu. To 20 tys. kobiet, które oddały życie
Chrystusowi i Kościołowi, i które – podobnie jak ich amerykańskie koleżanki –
mogłyby wpływać na sposób widzenia kobiet w Kościele.
Zakonnic feministek w Polsce nie ma?
Myślę, że tkwią w podziemiu.
Nie wiem, czy to już feminizm, ale często potrafią nazwać swoją sytuację. Niektóre
są świadome, jak z góry traktują je księża. Powtarzały mi: "Nic ci nie
powiem. Ale dobrze, że piszesz tę książkę".
Jakie są najbardziej drażliwe aspekty
teologii feministycznej? Z punktu widzenia Watykanu i kościelnej hierarchii.
Drażliwy jest sam feminizm.
Robienie teologii z perspektywy doświadczenia kobiet i przez kobiety jest dla
innych teologów, również tych z Watykanu, nowym fenomenem. Nie zawsze chcą i
umieją się w ten głos wsłuchać. Innym takim tematem jest próba mówienia o Bogu
również jako o Matce. Dla mnie było to bardzo ważne odkrycie. Pamiętam swoją
pierwszą lekturę Elizabeth Johnson, feministycznej teolożki, opisującej wizję
Boga w ciąży ze światem (inspirowaną kabałą) i wyciągającej z tekstów Nowego i
Starego Testamentu fragmenty, które mają pokazać, że Bóg jest bardziej
macierzyński, niż możemy przypuszczać. Nie wszystkie pomysły Johnson spodobały
się hierarchom. Pytanie, na ile może to być znaczące dla życia duchowego kobiet
i mężczyzn – że będą mogli pomyśleć o Bogu-matce, a nie tylko ojcu?
Tradycyjnie macierzyńską
wersją Boga stała się Maryja, a feministki dążą do tego, by Matkę Boską
przywrócić ludziom, pokazać jej człowieczeństwo. Chcą widzieć ją jako siostrę,
a nie boginkę, u której szukamy schronienia przed gniewnym Bogiem.
W polskiej świadomości
katolickiej wydaje się dominować wyobrażenia Boga groźnego - mądrego, ale
gromowładnego starca.
Który za dobro wynagradza, a
za zło karze. Jeżeli ma się tylko taką wizję, to trudno uwierzyć w czułą i
miłosierną naturę Boga.
Księża i hierarchowie
dopuszczają w ogóle do siebie feministyczne teorie?
W bibliotekach prawie nie ma
feministycznych książek teologicznych, nie mówiąc o nielicznych publikacjach w
języku polskim. Właściwie nie ma wykładów na temat teologii feministycznej,
rzadko kiedy pojawiają się inne okazje do nauki czy dyskusji. Zasadniczo
seminarzysta nie ma szans, żeby się nauczyć czegoś o teologii feministycznej.
Potem zostaje księdzem, wikarym, proboszczem, biskupem i żyje w błogiej
nieświadomości.
Cała kwestia antykoncepcji w
Kościele naznaczona jest brakiem słuchania par i kobiet, zamknięciem na ich
przeżycie. Wstrząsający raport pokazuje katoliczki mówiące – w kontekście
antykoncepcji – o latach utopionych we frustracji i zgorzknieniu, które mogły
być latami małżeńskiej miłości; kobiety opowiadające, że znalazły spokój
dopiero, gdy minął ich okres rozrodczy, lub gdy zmarł ich mąż.
A co z antykoncepcją – czym jest ona
dla wierzących feministek?
Tu bywa różnie. Są takie,
które uważają, że naturalne metody pozwalają na kontakt z własnym ciałem lub
nie są zwolenniczkami sztucznej antykoncepcji – bo nie jest ona
"eko". Przeważa chyba jednak zwrócenie się do doświadczenia kobiet,
które chcą mieć kontrolę nad swoją płodnością. Zwłaszcza że wiele teolożek
feministycznych pochodzi z krajów rozwijających się i ma związki z teologią
wyzwolenia, która tworzona jest w kontekście ubóstwa.
Cała kwestia antykoncepcji w
Kościele naznaczona jest brakiem słuchania par i kobiet, zamknięciem na ich
przeżycie. Wstrząsający jest raport jednej z diecezji, przesłany do komisji
przygotowującej w amerykańskim episkopacie list pasterski o kobietach. Raport
pokazuje katoliczki mówiące – w kontekście antykoncepcji – o latach utopionych
we frustracji i zgorzknieniu, które mogły być latami małżeńskiej miłości;
kobiety opowiadające, że znalazły spokój dopiero, gdy minął ich okres
rozrodczy, lub gdy zmarł ich mąż.
Jaki wycinek teologii feministycznej
budzi jeszcze kontrowersje?
Antropologia. Rozmowa o tym,
kim jest mężczyzna, a kim jest kobieta, wciąż jest przed nami. Kościół ma
wielką pokusę, żeby zamknąć tę dyskusję szybko, bo przestraszył się genderu,
feminizmu czy ruchów LGBT. Postanowił więc stanąć na swoim stanowisku,
przyjmując esencjalistyczną wizję – taka jest kobieta, taki jest mężczyzna, bo tak
zostaliśmy stworzeni.
Próby wyciszenia tematu są
naprawdę dramatyczne. Już nawet papież Franciszek straszy genderem niczym
nuklearną wojną. A tej rozmowy nie da się zamknąć w ten sposób.
Zaklinanie rzeczywistości
nie pomoże. Nie tylko ze względu na kobiety, ale także na mężczyzn, którzy
zaczynają coraz częściej budować inne relacje ze swoimi partnerkami, szukają
innego modelu. Ruch kobiecy jest czymś wyjątkowym – zmienia ludzką historię.
Stawia też nowe pytania. Powinniśmy dać sobie czas na rozważenie ich, na
wsłuchanie się w głosy kobiet i zrozumienie tego, kim są, kim chcą być.
Tymczasem popularna wersja katolickiej antropologii sprowadza się do mówienia,
że mężczyzna jest zorientowany na świat rzeczy, albo podkreślania przez abp.
Hosera, że kobieta jest piękna i dobra z natury…
… a mężczyzna to nie jest
jakaś deficytowa kobieta.
To absurd. Zdumiewa mnie, że
niektórzy reagują na to słowami: "No tak, bo kobieta jest koroną
stworzenia". Nie! Nie jest dobra i piękna z samej natury swojej. To
podważa trud, jakim jest bycie dobrym człowiekiem. Kobietom to naprawdę nie
przychodzi samo i bezboleśnie.
W książce pisze pani: "(…) on chce
być superbohaterem, a ona usłyszeć, że jest piękna i kochana. Witajcie w
katolickiej opowieści o płci. On jest jak skała, ona jak woda. To nie
stereotypy, tylko archetypy. Przed nimi nie ma ucieczki. Kosmos, Matka Natura,
wiadomo…".
To jest moje streszczenie
filmiku zapowiadającego watykańską konferencję międzyreligijną na temat płci.
Być może wielu biskupów, księży czy teologów chciałoby, żeby cały świat był
rozpęknięty na takie archetypy męskości i kobiecości, by one porządkowały
rzeczywistość. Jest w tym coś okrutnego – takie porządkowanie ról służy
wciśnięciu kobiet w model, który próbują od ponad stu lat przekraczać. To też
biologiczny determinizm – od macierzyństwa trudno kobiecie uciec, dopadnie ją,
choćby matką miała być duchowo. Mężczyzn biologia i ojcostwo określają w
mniejszym stopniu.
Post z facebooka
To porozmawiajmy jeszcze chwilę o tych
wyobrażeniach. Jakie są one wśród polskich księży?
Ciekawie pokazuje to książka
Anny Szwed, opisująca wyobrażenia księży z diecezji krakowskiej. Dotyczą one
tradycyjnej roli kobiety, która zasadniczo, jeżeli nie ma takiej konieczności
ekonomicznej, lepiej, żeby nie pracowała zawodowo, bo powinna być matką
wychowującą dzieci. Rodzi się jednak pytanie: czy oni tak myślą, bo Kościół tak
mówi, czy jest to jednak element kulturowy, być może bardziej związany z
polskimi wyobrażeniami mężczyzny o kobiecie? Tak czy inaczej, Kościół niekoniecznie
jest awangardą ruchu, w którym kobiety są decyzyjne i angażowane.
W książce pisze pani, że nie jest
jasne, co papież Franciszek myśli o kobietach. Jego spojrzenie na kobiety jest
już inne niż to konserwatywne Jana Pawła II?
Na pewno Franciszek nie jest
wielkim fanem tematu kapłaństwa kobiet, choć dużo mówi o tym, że kobiety
powinny obejmować kościelne stanowiska. Z drugiej strony zdarzają mu się
lekceważące żarty.
Papież cały czas apeluje o
utworzenie nowej teologii kobiety, jednak nie wiadomo, o co mu chodzi. Nowa –
czyli inna od tego, co robią feministyczne teolożki i różna od tego, co
proponował Jan Paweł II. Wszystko to jest bardzo niejasne.
W "Kościele
kobiet" nie brakuje historii kobiet, które z potrzeby, czasem z
konieczności, były wyświęcane i wchodziły w role księży. Jednym z przykładów
jest Ludmila Javorová z Czechosłowacji.
Javorová została wyświęcona
w podziemnym kościele, nigdy nie pełniła oficjalnie swojej funkcji, ani nie
sprawowała publicznych mszy. Po upadku komunizmu wróciła do katechezy, jej
święcenia nie zostały uznane przez Watykan. Są jednak kobiety, które tworzą
ruch Roman Catholic Women Priests – jest ich około 200 w różnych częściach
świata. Przyjęły separatystyczne święcenia. Można różnie oceniać to, co robią.
Uważam, że to jest rewolucjonizowanie Kościoła na siłę, choć rozumiem poziom
frustracji, która za nimi stoi.
Najwięcej z nich działa w
USA – tam tworzą wokół siebie parafie, prowadzą rekolekcje. Ma to być może
sens, jeżeli naprawdę istnieją ludzie, którzy ich potrzebują. Samo dla siebie –
niekoniecznie. Część tych kobiet jest bardzo zbuntowana, a część czuje się
zrezygnowana, spisana na straty. Wiedzą, że dokonały jakiegoś symbolicznego
gestu i niewiele z niego wyniknie.
W większości zostały
ekskomunikowane?
Tak. Ale z drugiej strony
one bardzo pięknie mówią o sensie wykluczenia, sensie bycia poza i
funkcjonowaniu wśród podobnych im ludzi.
Wokół nich organizują się
osoby z różnych powodów wyrzucane poza kościelny nawias, szczególnie ze względu
na związki, w których żyją.
Przede wszystkim ludzie w
związkach niesakramentalnych czy homoseksualnych. Dołączają do nich środowiska
będące w konflikcie z Kościołem.
Są dobrze wykształcone,
część z nich pracuje w Kościele katolickim, a święcenia przyjęły tajnie. Jedna
z nich opowiadała mi, że przychodzą do niej zakonnice, żeby się wyspowiadać.
Uważają, że pełnią posługę duszpasterską. I chyba naprawdę to robią. Pozostaje
pytanie, czy taki sposób reformowania Kościoła, poprzez tworzenie osobnej
wspólnoty odpowiadającej naszym potrzebom jest najlepszy. Na świecie żyje
prawie 1,3 mld katolików. Stworzyć enklawę dla siebie, rezygnując z
reformowania Kościoła od środka, to pójść na łatwiznę.
*Zuzanna Radzik (1983) – teolożka,
studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym "Bobolanum" w Warszawie
i Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. W centrum jej zainteresowań jest
dialog chrześcijańsko-żydowski, relacje polsko-żydowskie i katolicki feminizm.
Współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Pisze bloga "Żydzi i
czarownice".
KOMENTARZE:
~Mi : do pani Zuzanny Radzik :Kobieto, szukasz tzw.
" dziury w całym ".
jestem wierząca. Staram się, co tydzień uczęszczać w mszy świętej w kościele.
Na prawdę nie widzę żebym była traktowana inaczej, pod każdym względem.
Zaznaczam, że nie jestem dewotką, dbam o siebie. Razem z mężem mamy fajnie
dobrane towarzystwo, z którym świętujemy wszelkie uroczystości, robimy wypady
tu i tam. Jestem normalna, a wiesz, dlaczego? Bo cały czas mam, co robić, mam
zajęcia, a nie siedzę i z nudów nie wymyślam problemów. Czy to mi przeszkadza
wierzyć w Boga? Nie! A w kościele, nie jestem wpatrzona w księdza, tylko
rozmawiam z Bogiem. Uważam, że ksiądz, jest pracownikiem na etacie i jak każdy
człowiek ma swoje słabości. Trzeba do tego podchodzić z dystansem. Zakonnik
przebywający za murami klasztornymi, tak to jest prawdziwy duchowny, który
znalazł się tam z powołania. I wynurzenia typu " kościół kobiet", czy
inne nie mają sensu. Wydaje mi się, że rozwikłać problem, powinien papież,
który zniósłby celibat. Może według pani, Zuzanno, nie piszę na temat. Ale gdy
słyszę słowo - gender - to trafia mnie apopleksja.
~Kris : Moje propozycje uwspółcześnienia naszego świata:
1. Wprowadzić parytety w zatrudnianiu. Np. chirurgiem może zostać tylko osoba po przejściu rygorystycznych egzaminów z medycyny. A co z analfabetami? A co z kretynami? A co z debilami? Oni też mają swoją godność i uczucia. Też chcieliby pewnie być chirurgami... Wprowadzić parytety.
2. Zlikwidować bezwzględnie dyskryminację w sporcie i podziały w nim na dyscypliny kobiet i mężczyzn. Kobiety powinny walczyć na ringu boxerskim razem z mężczyznami, tak samo grać w tenisa lub podnosić ciężary w jednej kategorii. Precz z dyskryminacją w sporcie!!!!!!!
3. Przede wszystkim znieść ustawowo, aktem prawnym, możliwość rodzenia dzieci JEDYNIE przez kobiety! Co za hańba! Co za przejaw ciemnoty i zabobonu, że jeszcze żaden nowoczesny rząd tego nie zaproponował. Wydać akt prawny, aby mężczyźni też rodzili dzieci.
4. Wydać ustawowy obowiązek, aby kobiety (parytetowo) musiały sobie wybierać za partnerów życiowych mężczyzn niższych od siebie wzrostem! To przejaw zacofania, że obecnie kobiety manifestują swoje wsteczne poglądy, wybierając wyższych od siebie mężczyzn, a nie niższych od dwie głowy. Skończyć z tym!
5. Parytety w Sejmie dla dzieci!
6. Znieść niektóre prawa fizyki! Np. ustawowo zmniejszyć wielkość przyciągania ziemskiego, tak, aby ludzie poczuli się lżejsi.
To tylko niektóre moje propozycję. Naprawdę nie bądźmy zacofani. Walczmy o postęp!
1. Wprowadzić parytety w zatrudnianiu. Np. chirurgiem może zostać tylko osoba po przejściu rygorystycznych egzaminów z medycyny. A co z analfabetami? A co z kretynami? A co z debilami? Oni też mają swoją godność i uczucia. Też chcieliby pewnie być chirurgami... Wprowadzić parytety.
2. Zlikwidować bezwzględnie dyskryminację w sporcie i podziały w nim na dyscypliny kobiet i mężczyzn. Kobiety powinny walczyć na ringu boxerskim razem z mężczyznami, tak samo grać w tenisa lub podnosić ciężary w jednej kategorii. Precz z dyskryminacją w sporcie!!!!!!!
3. Przede wszystkim znieść ustawowo, aktem prawnym, możliwość rodzenia dzieci JEDYNIE przez kobiety! Co za hańba! Co za przejaw ciemnoty i zabobonu, że jeszcze żaden nowoczesny rząd tego nie zaproponował. Wydać akt prawny, aby mężczyźni też rodzili dzieci.
4. Wydać ustawowy obowiązek, aby kobiety (parytetowo) musiały sobie wybierać za partnerów życiowych mężczyzn niższych od siebie wzrostem! To przejaw zacofania, że obecnie kobiety manifestują swoje wsteczne poglądy, wybierając wyższych od siebie mężczyzn, a nie niższych od dwie głowy. Skończyć z tym!
5. Parytety w Sejmie dla dzieci!
6. Znieść niektóre prawa fizyki! Np. ustawowo zmniejszyć wielkość przyciągania ziemskiego, tak, aby ludzie poczuli się lżejsi.
To tylko niektóre moje propozycję. Naprawdę nie bądźmy zacofani. Walczmy o postęp!
~pozdrawiam do ~ ateista :-): Zapomniałeś dodać, że
będąc ateistą można być też dobrym człowiekiem. U nas (bo w krajach gdzie tzw.
komuny nie było, to raczej nie;) "pokutuje" stwierdzenie, że ateista
to stary komuch. Do tego ateista nie ma systemu wartości, bo skąd? Czyżby?
Etyka to uniwersalny system wartości, dużo lepszy niż 10 przykazań, bo oparty
na poszanowaniu drugiego człowieka i jego autonomicznym praw, a nie ślepej
wierze, że tak chciał Bóg, bo to powiedział parę tysięcy lat temu, podobno
Mojżeszowi, który przekazał swojemu ludowi i tak z ust do ust przekazywano
dale, papież też zrobili swoją "korektę", to ile z tego zostało?
Dokładnie a to, że krócej pracują, wykonują mniej wyczerpujące zawody, nie musza służyć wojsku (gdy
ta służba była jeszcze obowiązkowa i nie jednemu młodemu chłopakowi życie złamała),
że nie mal zawsze wygrywają w sądach sprawy o prawa do dziecka, choć nie zawsze
jest to sprawiedliwe itp., itd. O tym się nie mówi, tylko wiecznie jak to
kobieta ciężko. Każda grupa i każda pleć ma swoje problemy i jakoś nie widzę by
kobieta akurat (przynajmniej w naszej strefie geograficznej) żyło się gorzej jak
faceta.
~ ateista :-) : Prawie każdy na świecie jest ateistą. Różnica
miedzy wierzącym a ateistą polega na tym, ze ateista uważa, ze bóg nie istnieje
a wierzący neguje wszystkie bóstwa z wyjątkiem tego, w które wierzy. Można,
zatem obrazowo powiedzieć, ze jest prawie 100% ateistą. Prawie, gdyż nie można,
bowiem określić ilu bogów i bóstw ludzkość sobie do chwili obecnej wymyśliła. Drodzy
religianci nie przejmujcie się, bo bycie ateista jest naprawdę fajna rzeczą. Można
być wolnym człowiekiem.
~axe : Czas się cofnął? Czytam i czuje się jak we Francji i UK w katach 70 tych
Tam tez feministki zaatakowały wszelkie tradycyjne instytucje. Był bat i była marchewka
"Spełnicie nasze zadania- zapełnia się kościoły" Kościół anglikański spróbował
i ....stracił 80% wiernych. Skąd u tych "działaczek postępu" takie parcie na kościół.
Zapewniam panie z KK można wyjść o każdej porze i nigdy nie wrócić.
Nikt nie będzie za wami chodził, was prześladował czy nawet namawiał do powrotu.
I TO WAS BOLI..
Tam tez feministki zaatakowały wszelkie tradycyjne instytucje. Był bat i była marchewka
"Spełnicie nasze zadania- zapełnia się kościoły" Kościół anglikański spróbował
i ....stracił 80% wiernych. Skąd u tych "działaczek postępu" takie parcie na kościół.
Zapewniam panie z KK można wyjść o każdej porze i nigdy nie wrócić.
Nikt nie będzie za wami chodził, was prześladował czy nawet namawiał do powrotu.
I TO WAS BOLI..
~Anka : Jak to dobrze że urodziłam się w rodzinie
ateistów. Nie ma problemow z tolerancja,religijną i rasową.Nie miałam i nie mam
problemów z podziałem ról na kobiece i męskie.Żyłam i żyje bez tego typu
problemów. One nie istnieją.Wszystko dzieje się naturalnie. Nie zwracam uwagi
na jakieś wydumane podziały. Wszyscy mają prawo do życia.Nigdy się nie
zastanawiałam i nie robiłam podziałów na lepszych i gorszych. Bo one dla mnie
nie istnieją.Fakt, że nie raz z wrażenia jak zachowują się ludzie opada mi
szczęka.I tak się dziwie przez 68 lat.
~Proste? : Droga Pani Zuziu: w Kościele Katolickim obowiązują
określone zasady. Sprawa jest prosta:, jeśli Kościół ma pozostać katolicki, to
musi się tych zasad trzymać. Jeśli zaś przestanie je szanować - nie będzie mógł
nazywać się Kościołem Katolickim. Nie odpowiadają Pani takie zasady? To proszę
"zapisać się" np. do żydów zatem, którzy parę razy dziennie dziękują
Bogu: "dziękuję, że nie stworzyłeś mnie kobietą".
~lux : nie ma czegoś takiego jak kościół kobiet.
"Różni" ludzie o określonej proweniencji chcą zmienić rzeczywistość.
"Uznanych profesorów czy teologów, którzy mają inne zdanie i są
katolikami". Prywatnie może mają inne zdanie - ale jeśli jest prawdziwym
katolikiem to ma takie zdanie, które jest zgodne z nauką Chrystusa. Śmieszą te
usiłowania rozbicia jedności Kościoła.
~Mik : Nikt mi nie powie, że kobiety nie są poniżane.... Zaczynając
od sióstr zakonnych, które na wszelkie święta muszą usługiwać księżom,
przygotowywać posiłki, a oni pasą tłuste brzuchy, kończąc na tym, że 90% księży
ma gosposie..... No halo!!! Kanapeczki i zupki ksiądz sobie sam nie potrafi
ugotować??????? Nie wspominając już o funkcjach w Kościele, kończąc o naukach
typu: jak mąż bije, pije i poniża musisz to znosić to jest twoj krzyz, ale jak
zataiłaś, że jesteś bezpłodna może cię rzucić i wziąć inną.... Wtedy wszystko
jest cacy!?
~Ssa do ~ ateista
:-): To raczej różnica jest taka, że każdy "religiant" uznaje, że
nie wie wszystkiego, że życie nie może się ograniczać to bezsensownej
egzystencji świata i wierzy w to, że człowiek nie przestaje istnieć po śmierci,
a uczynki nie są bez znaczenia. Tymczasem ateista neguje śmierć, wierzy, (bo
dowodów nie ma), że po śmierci człowiek się resetuje i albo go nie ma albo
rodzi się na nowo czy coś w ten deseń. W ten sposób ateista świadomie neguje, jakąkolwiek wartość w popełnianiu uczynków (dobrych czy złych) za życia skoro według niego nie ma konsekwencji innych niz te, które inni ludzie na niego nałożą,
ale tylko pod warunkiem, że się dowiedzą o uczynkach. Po za tym ateista neguje
sensowność świata, logikę stworzenia i choć często jest zwolennikiem technologi
i nauk, które opierają się na logice (w tym prawach natury, które są 100%
logiczne) to jednak, uważa, że istnienie świata jest przypadkiem, bez celu.
~Oczyważki do ~Mi: Trza było iść do zakonu,
zmieniłabyś zdanie gdyby Twoim głównym zajęciem byłoby pranie gaci obcego
nieroba w kiecce płci przeciwnej. Rolą kobiet w kościele jest modlitwa,
usługiwanie katabasom lub praca w kościelnym DPS-ie bez wynagrodzenia. Oddają
całe swoje życie organizacji ,na której funkcjonowanie nie maja żadnego wpływu!
To właśnie chciała przekazać autorka! Więc ciesz się, że miałaś na tyle
instynktu samozachowawczego (w całej swojej wierze, którą się obnosisz przez
3/4 swojego posta) żeby nie zostać popychadłem w habicie, gałganem do
polerowania złotych zastaw!
~bokasyko do ~romano: Lenin też nie mordował
osobiście: mordował system! System totalitarny, komunizm, do pięt niesięgający
totalitaryzmowi zwanemu kościół katolicki! A tu masz przykładowe zbrodnie tego
systemu: "10 największych zbrodni Kościoła rzymskokatolickiego". Prześladowanie
tzw. pogan: od chwili, gdy za sprawą Konstantyna Krk stał się religią panującą,
przez kolejne 15 wieków prześladował wszystkich bez wyjątku innowierców; w ten
sposób eksterminował całe narody. Całkowita zagłada dotknęła m.in. Prusów i
Jaćwingów; Prześladowanie heretyków, tj. chrześcijan ewangelicznych, m.in.
krwawe łaźnie zgotowane waldensom, katarom, protestantom, noc św. Bartłomieja w Paryżu, czyli słynna rzeź 3 tys.
hugenotów z podjudzenia papieża Grzegorza XIII; Krucjaty, nie tylko przeciwko
muzułmanom (ok. 1 mln ofiar), bo nawet przeciw katolikom (krucjata aragońska), gdy chodziło o pieniądze i wpływy; Święta Inkwizycja, czyli zbrodniczy system
śledczo-sądowy; szacunki minimalne mówią o dziesiątkach tysięcy, a szacunki
maksymalne o liczbie przekraczającej milion straceń; Wojny religijne:
dziesiątki milionów ofiar – np. podczas katolicko-protestanckiej wojny
trzydziestoletniej (1618–1546) na wielu obszarach Europy wyginęło ponad 50 proc. populacji. Prześladowania Żydów: od czasów Konstantyna na mocy kolejnych edyktów
papieskich byli eksterminowani, traktowani jako niewolnicy i podludzie,
okradani z majątków, pozbawiani potomstwa. W ciągu 15 wieków – ok. 10 mln
ofiar; Eksterminacja Indian: po odkryciu Ameryki uznani przez Krk jako istoty bez
duszy, a więc nie ludzie. W wyniku planowego wyniszczenia całych narodów (aby
zrobić miejsce dla białej rasy) chrześcijańscy konkwistadorzy i misjonarze
wymordowali ponad 70 milionów Indian. To największy holokaust w dziejach
ludzkości; Poparcie niewolnictwa: Kościół rzymski nie tylko popierał niewolnictwo, ale też
czerpał zyski z niewolniczej pracy. Bulla papieża Mikołaja V (styczeń 1455 r.)
stwierdza, że niewolnictwo jest rzeczą właściwą i miłą Bogu; Wspieranie
faszyzmu i dyktatur: wszelkie prawicowe dyktatury były miłe papiestwu; tym
milsze, im dyktatura była silniejsza. Salazar, Franco, Hitler, Mussolini – wszyscy ci krwawi
dyktatorzy mogli liczyć na względy Watykanu. Papież JPII nie ukrywał swoich
sympatii do ludobójcy z Chile – gen. Augusta Pinocheta. Wykorzystywanie
seksualne dzieci. W USA, gdzie wybuchła afera, co 20 ksiądz katolicki
wykorzystywał seksualnie małych chłopców i dziewczynki. Przyjmuje się, że skala
zjawiska molestowania seksualnego przez kler Krk dotyczy nawet 5 milionów dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz