Niemieckie kościoły
pustoszeją przez... podatki. Kto nie może uniknąć tzw. Kirchensteuer, deklaruje
utratę wiary
Konserwatyści ostrzegają, że
w służbie ateizacji są gender studies, tolerancja, czy wolność seksualna.
Okazuje się tymczasem, iż nie ma lepszego sposobu na zmniejszenie liczby
wiernych niż... podatki. Te do opuszczenia Kościoła zmusiły rzeszę naszych zachodnich
sąsiadów, którzy jeśli zadeklarują wiarę, muszą zapłacić z tego powodu
kilkuprocentowy podatek. Uniknąć tego trudno, więc Niemcy masowo deklarują dziś
brak wiary. Szczególnie najstarsi i najubożsi.
Za Odrą od przyszłego roku wchodzą bowiem znowelizowane i uszczelniające system podatkowy przepisy. Każdy, kto widnieje w spisie wierzących i zarabia ponad 801 euro rocznie zostanie pozbawiony od 8 do 9 proc. od razu przez bank, w którym ma konto.
To ulepszenie systemu, który w Niemczech panuje od lat. Zakłada on, że państwo finansuje związki wyznaniowe tylko redystrybuując fundusze pochodzące z podatku zwanego " Kirchensteuer". Jest on pobierany od każdego, kto zadeklarował, iż należy do wiernych jednego ze związków i pozwolił na wpisanie się do specjalnego rejestru.
Im coraz trudniej ominąć płacenie "Kirchensteuer", tym rejestr wiernych robi się tylko mniejszy. Z najnowszych danych przedstawionych przez niemieckie władze i Kościoły wynika, że w tym roku liczba podatkowych apostatów wzrosła aż o 50 proc. względem poprzednich lat.
Co ciekawe, nagłą utratę wiary deklarują dziś nie młodzi, a szczególnie emeryci. Na stare lata nie opłaca im się dzielić pieniędzmi, a jednocześnie zwykle nie odstrasza ich już fakt, że po wypisaniu się z Kościoła mieliby trudności ze ślubem, czy chrztem dziecka.
Wielu naszych sąsiadów od finansowania duchowieństwa skutecznie odstraszył też były już metropolita Limburga, bp Franz-Petera Tebartz-van Elst. Okrzyknięto go "luksusowym biskupem". Między innymi z podatków kościelnych wybudował on sobie rezydencję za 31 mln euro, w której tylko wanna warta była aż 15 tys. euro.
Źródło: Interia.pl /
Za Odrą od przyszłego roku wchodzą bowiem znowelizowane i uszczelniające system podatkowy przepisy. Każdy, kto widnieje w spisie wierzących i zarabia ponad 801 euro rocznie zostanie pozbawiony od 8 do 9 proc. od razu przez bank, w którym ma konto.
To ulepszenie systemu, który w Niemczech panuje od lat. Zakłada on, że państwo finansuje związki wyznaniowe tylko redystrybuując fundusze pochodzące z podatku zwanego " Kirchensteuer". Jest on pobierany od każdego, kto zadeklarował, iż należy do wiernych jednego ze związków i pozwolił na wpisanie się do specjalnego rejestru.
Im coraz trudniej ominąć płacenie "Kirchensteuer", tym rejestr wiernych robi się tylko mniejszy. Z najnowszych danych przedstawionych przez niemieckie władze i Kościoły wynika, że w tym roku liczba podatkowych apostatów wzrosła aż o 50 proc. względem poprzednich lat.
Co ciekawe, nagłą utratę wiary deklarują dziś nie młodzi, a szczególnie emeryci. Na stare lata nie opłaca im się dzielić pieniędzmi, a jednocześnie zwykle nie odstrasza ich już fakt, że po wypisaniu się z Kościoła mieliby trudności ze ślubem, czy chrztem dziecka.
Wielu naszych sąsiadów od finansowania duchowieństwa skutecznie odstraszył też były już metropolita Limburga, bp Franz-Petera Tebartz-van Elst. Okrzyknięto go "luksusowym biskupem". Między innymi z podatków kościelnych wybudował on sobie rezydencję za 31 mln euro, w której tylko wanna warta była aż 15 tys. euro.
Źródło: Interia.pl /
Link do artykułu http://natemat.pl/123333,niemieckie-koscioly-pustoszeja-przez-podatki-kto-nie-moze-uniknac-tzw-kirchensteuer-deklaruje-utrate-wiary
Tego właśnie obawia się nasz polski Episkopat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz