Translate

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wyznania Ateisty - Komentarze z Onetu


                                                                                            
To są komentarze do różnych artykułów, dotyczących kościoła, wiary - czyli Taboo w Polsce.... 
 Zrobiłem małą przerwę o Czarownicach, ale wkrótce do tego tematu wrócę!      
                                     

                                                                   
Wyznania Ateisty

 Cała prawda o kościele !!! Przeczytaj koniecznie !!!

    Tak sobie obserwuję kościół katolicki. Jego wiernych, kapłanów, hierarchów. Analizuję czasami jego historię i dogmaty. Obserwuję jego wyczyny te z przeszłości i te teraźniejsze. Z coraz większym zdumieniem zastanawiam się jak to możliwe, że coś tak absurdalnego i tak mocno w sumie skierowanego przeciwko człowiekowi może w tak masowym wymiarze egzystować i tak trwać przez niemal dwa tysiące lat trzymać władzę nad umysłami ciągle tak ogromnej rzeszy ludzi. Bo czymże była jest i zapewne jeszcze długo będzie ta przedziwna instytucja. Bo kościół katolicki jest instytucją. Jest instytucją i jedną z największych na świecie sekt wyspecjalizowanych w doskonałym praniu mózgów owieczkom swoim. Jest instytucją i sektą zarazem, mroczną i tajemniczą w jakiś ciemny sposób. Czym jest tak naprawdę ten potężny twór trzymający władzę nad umysłami ogromnych mas ludzkich ? Przecież zawsze był jest i chyba będzie wrogiem zapiekłym wszelkiego postępu, rozwoju nauki, oświecenia i wolnej myśli. To kościół katolicki z kobiety czynił przez wieki całe istotę gorszą, niższą i nieczystą. To on ledwo narodzone i niczego nieświadome dzieci przywłaszcza sobie rytuałem zwanym chrztem. To jego hierarchowie przez wieki całe czynili kobiecie krzywdę niewyobrażalną. I trwają w swoim uprzedzeniu do dzisiaj hołubiąc i broniąc swojego patriarchalnego tworu. To kościół katolicki z erotyzmu jego całego piękna uczynił mroczny i czarny grzech. Seks, miłość wolną, piękną, pełną doznań duchowych i zmysłowych sprowadził do ohydnego podziemia ludzkiej świadomości i trzyma tam świadomość swoich wyznawców do dzisiaj. To kościół katolicki do perfekcji doprowadził sztukę fałszerstw, kłamstw, przeinaczeń. To on przez wieki całe tworzył dogmaty, prawa jakieś wynaturzone wmawiając maluczkim boskie w tym sprawstwo. To kościół z boga uczynił pamiętliwego, złośliwego kata karzącego na lewo i prawo za wszystko i wszędzie i strącającego do wymyślonego przez kościół piekła bez opamiętania wszystkich, którzy mu pod rękę wpadną. To kościół wymyślił celibat. Jeden z najbardziej chorych i wynaturzonych pomysłów, jaki sobie można tylko wyobrazić. Posunął się nawet do super bzdury wymyślając niepokalane poczęcie i pozbawiając matkę Chrystusa - czołowej przecież postaci kościoła - wszystkich pięknych cech erotycznej kobiecości, macierzyństwa, miłości nie tylko zmysłowo - cielesnej, ale i duchowej. To kościół wreszcie jeszcze do nie tak dawna prowadził krwawe krucjaty nawracając niewiernych krwawo ogniem i mieczem na łono jedynie słusznej wiary. To kościół katolicki wsławił się takimi wynalazkami jak święta inkwizycja, palenie na stosach wolnomyślicieli, ludzi nauki, sztuki, oświecenia i postępu. To kościół katolicki zapisał się niezwykłą wręcz chciwością i pazernością gromadząc majątki i dobra nieprzebrane nie ustając w tej działalności nigdy. Tak sobie myślę czasami, ja - ateista zatwardziały, że Bóg to musi być jednak istotą niezwykle dobrą, mądrą i tolerancyjną albo go po prostu nie ma. Inaczej sobie nie potrafię wytłumaczyć jego milczącej zgody na wyczyny kościoła, który imieniem tego Boga się przecież pieczętuje. Chyba, że ten Bóg rzeczywiście jest taki, jakim go kościół katolicki przedstawia. Kościół katolicki to instytucja wciąż zaborczo aktywna. Nigdy nie spoczywa na laurach. Kościół katolicki w Polsce przepuszcza totalną ofensywę. Czuję się osaczony religią, kościołem wyznawcami jedynie słusznej religii. Jest wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Jest w szkole, w urzędach i na ulicy. Wciska się do mojego domu i łóżka. Nie mogę wysłuchać wiadomości bez informacji o poczynaniach biskupów, kardynałów, księży, papieża. Co tydzień jakieś ważne kościelne wydarzenie zajmuje łamy oficjalnych mediów. Co miesiąc jakaś ważna rocznica związana z JPII. Co pół roku następny wspaniały film o JPII. Im dalej od śmierci JPII, tym więcej cudów, których rzekomo był autorem. Wszędzie krzyże, pomniki, tablice upamiętniające, dzwony, święte relikwie, cudowne obrazy, płaczące Madonny, cuda na kominach, drzewach i na szybach w blokowych oknach.


     Kraj prześciga się w budowaniu coraz większych krzyży, pomników, dzwonów i świątyń. Pielgrzymka goni pielgrzymkę. Młodzież wędruje tam i z powrotem pod szczupakiem czy też karpiem w Lednicy. Nawet na plaży w Międzyzdrojach pełno młodych ludzi ubranych w koszulki z napisem Pokolenie JPII. Co druga ulica to ulica JPII. Prawie każda szkoła to szkoła JPII. Szpitale JPII lub prymasa tysiąclecia. Jak grzyby po deszczu rosną świątynie projektowane przez pijanych cukierników. Naród wali niewyobrażalne pieniądze na budowanie, co raz to wymyślniejszych i absurdalnych budowli sakralnych. Nowi władcy Polski, którzy wygrali właśnie wybory, zamierzają swojego boga i wyznanie wprowadzić do konstytucji, praw, prawodawstwa i ustawodawstwa. Wszystkie decyzje polityczne, ekonomiczne i gospodarcze zaczyna podejmować się tylko w obecności hierarchów kościoła. Instytucje kościelne i przykościelne stoją poza prawem i nad prawem. Nie obowiązują ich żadne prawa państwa Polskiego. Nie płacą podatków. Nie muszą się rozliczać ze swoich dochodów, przychodów i wydatków. Kościół decyduje o kształcie i formie oświaty i szkolnictwa. To kościół decyduje o życiu i zdrowiu kobiety ciężarnej. To proboszcz kształtuje kręgosłup moralny lokalnych społeczności. Zastępy dewotek i bigotów w moherowych beretach stanowią o wartościach moralnych społeczeństwa To, co wczoraj było po prostu śmieszne dzisiaj staje się normą społeczną. Żyję w państwie wyznaniowym. Moher w triumfalnym marszu zajmuje coraz to nowe pozycje. Czuję się osaczony dominującą w tym kraju religią. Jestem wystraszony szturmem kościoła katolickiego, który wciska mi się powoli wszędzie. A przecież wydawało mi się, że państwo polskie miało być państwem świeckim z wyraźnym rozdziałem kościoła od państwa. Widać tylko mi się tak wydawało. Zastanawiam się, kiedy na ulicach pojawią się kościelne komanda. Taka religijna policja. Brrrrrr.....................skóra mi cierpnie.
Pozdrawiam wszystkich ludzi wolnych od uzależnień religijnych.


Inny artykuł o Bławackiej.... Komentarze do artukułu (Również z Onet-u)

~nitzof552: Pytam się komu zależy, aby w przededniu Wielkanocy Prawosławnej i Święta Miłosierdzia Bożego pisać o Bławatskiej, która jest prekursorką "New Age"? Jej teozofia, okultyzm i spirytyzm, połączony z wiarą w jakieś byty poza ziemskie sprawił,że antyreligia new age mogła się rozwinąć i w Stanach Zjednoczonych, a potem zostać przeniesiona na niwę europejską. Jednak to nie jest religia, tylko antyreligia. Komu i dlaczego właśnie teraz zależy, aby o tej osobie pisać? Jest wiele innych tematów, którymi mogą się zająć redaktorzy, no chyba, że komuś zależy na apoteozie Bławatskiej? Może też ktoś czci new age? 

~AQQ do grzesiek831: Co Ty bredzisz chory człowieku ? Boga nie trzeba szukać ! bóg jest w każdym szlachetnym człowieku. A w takich ludziach jak Rydzyk i Polscy hierarchowie to synowie Szatana . Słuchając radia Maryja, radia nienawiści sami pogrążacie się w grzechu. Jezus nigdy wam tego nie wybaczy, że rozsiewacie po ziemi nienawiść . Mamona zaślepiła tym osobom miłość do Boga i człowieka . Nadchodzi czas rozliczeń zapłacicie za wysługiwanie się oszustom !  ~Irys.: Była chora na tarczycę dlatego takie oczy.Też umiem wiele z tych spraw ale się z tym nie obnoszę bo się sama boję oby komuś za dużo nie powiedzieć ,gdyż nikt nie chce znać prawdy,nawet jeżeli kogoś uchronisz przed złem to on i tak będzie chciał .to sprawdzić.

~Demarkator do ~tomasz-niewierny-wierzacy: Interesujące, choć wymaga odpowiedzi. Szukać Boga.. Można, ale to jak szukać powietrza - nie widać, a dzięki temu istniejemy. Współczesna fizyka kwantowa doszła do tak zwanej "cząstki boskiej" bez której materia nie może istnieć. Od zarania dziejów człowiek uznawał jakąś siłę wyższą, która stworzyła wszystko, w tym człowieka. Według pewnej teorii ( Fizyka kwantowa się kłania ) materia jest po prostu wolniej wibrującą energią. To jak woda - im wolniej wibrują jej cząstki ( czyli im mniej maja energii ) tym bardziej "scalają" się. Od wysokoenergetycznej pary wodnej ( gaz), aż po lód ( ciało stałe). Cały czas jednak, zachowując swoje właściwości co umożliwia przechodzenie z jednego stanu w drugi pod warunkiem dodania lub odebrania energii. A zatem, jeśli istnieje świadomość najwyżej energetyczna, to jest ona dla nas nieosiągalna zmysłami, niemniej można wyobrazić sobie proces zwalniania jej po to by wydzielić z samej siebie ( wszystkie religie głoszą jedność duszy człowieka z "materią" Boga) wolniej wibrujące elementy jak Anioły, jeszcze wolniej wibrujące jak Dusze i stopniowo coraz wolniej wibrujące - ciała materialne, zwierzęta, rośliny, aż do najwolniejszych minerałów. Ta teoria jest mi bardzo bliska, bo jest "elegancka" - czyli logiczna, uwzględniająca zarówno wiedzę człowieka od początków istnienia, doświadczenia mistyków całego świata będących w stanie nawiązać kontakt z wyższymi energiami ( fale radiowe są wszak wszędzie wokół nas, ale odbieramy je przez odbiorniki, a nie w głowie. Może niektórzy z nas są właśnie takimi "odbiornikami" dla wyższych energii?? ), a zarazem najnowsze odkrycia naukowe - zwłaszcza z fizyki kwantowej, ale i biologii np. mózgu ( teza : jest to jedynie odbiornik świadomości, której sam nie jest w stanie wygenerować. Polecam !! ) ... Chciałbym tez poprosić cię o zrobienie prostego doświadczenia, wskaż na siebie palcem i powiedz "JA".. Które miejsce na ciele wskazałeś, mogąc wybrać każde?? Głowę ( rozum), rękę, nogę, czy ... serce?? Warto tu zauważyć, że od zarania dziejów uważa się, że tak zwana nić życia, łącząca nas z Duszą ( wyżej wibrującą świadomością, dla której jesteśmy nośnikiem umożliwiającym jej zdobywanie doświadczeń w materii , a więc doskonalenie się i podnoszenie wibracji) zakotwiczona jest właśnie w naszym fizycznym sercu. Ale dusza ma tez związek z całym naszym organizmem, co sprawia, że po przeszczepach narządów , a zwłaszcza SERCA ludzie zmieniają się czasem całkowicie. Czy nigdy nie dziwiło cie to, dlaczego tak się dzieje? Gdyby była wyłącznie materia, to czemu po przeszczepie biorca przejmuje wiele z zachowań czy postaw i poglądów dawcy, którego przecież nie znał??? Polecam książkę Willigisa Jaggera 'Fala jest morzem" jako początku zmagań o elastyczność myślenia. Ignorancja prowadzi do arogancji, a ta jest matką wszelkich złych czynów. Nie dajmy się uwięzić w żadnych mentalnych klatkach, lecz szukajmy w sobie odpowiedzi. Nie dajmy się zwieść "prawdom objawionym", lecz dążmy tam, gdzie prowadzi nas serce. Nie zapominając oczywiście o weryfikowaniu rozumem. Tyle, że uwolnionym od bezmyślności i wygodnictwa. pozdrawiam.... Powód był i jest zawsze jeden : ignorancja prowadzi do arogancji a ta wykorzystywana przez manipulujących tym ludzi żądnych władzy - prowadzi do wojen i nietolerancji. Polecam książkę Willigisa Jaggera : "Fala jest morzem" - zakonnik benedyktyński i Wielki Mistrz Zen. Nie ma złych ludzi ani myśli - są tylko złe działania... itd. bo kazdy ma dostep do wiedzy za darmo a ponadto czyta Bibie i tez moze czerpac z tamtad wiedze co przedtem bylo dostepne tylko KK po to aby ludzmi nieoswieconymi rzadzic i okradac. Dlatego Okultyzm (wiedza wszelka tajemna) nie jest juz wiedza tajemna a jest Obiawiona (apokalipsa,slowo greckie). Zajrzyj do slownika wyrazow obcych i sprawdz co to znaczy. no i co nie mam racji ze okultyzm to diabelska sztuczka? Wszelkie doktryny, nauki, mistycyzm, okultyzm i inny syf jest po to by zyskac czlowieka, od umyslu po portfel... Ludzie! Bog to nie fikcja!!! Z Jezusem chce isc przez życie i nie ma innego Pana. Amen...



~boguslawa801 do ~tomasz-niewierny-wierzacy: Ja czuję obecność Boga w moim życiu, już wiele razy nie zawiodłam się, pomaga mi, czasami nawet z pozoru beznadziejne sprawy rozwiązywały się gdy zwracałam się do niego o pomoc. choć nie jest tak, że nie przeżyłam również wielu ciężkich chwil, ale mimo to czułam, że jest ze mną, przecież to oczywiste, że Bóg jest, już samo to, że nie potrafimy zrozumieć skąd jest świat i my sami potwierdza, że nie jesteśmy wstanie wszystkiego pojąc, nasz umysł jest ograniczony, tak jak mrówka nigdy nie pojmie naszego świata, co nie znaczy, że nie istnieje, tak my teraz nie możemy pojąc Boga, ale przecież jak każdy się w siebie wsłucha i w swoje życie to czuje, że jest coś więcej, pozdrawiam.

  ~Demarkator: W wypowiedziach pojawiło się sporo zarzutów o okultyzm, czarną magie i szatana.. Chciałbym wspomnieć o kilku ważnych sprawach. W poprzedniej wypowiedzi opisałem ciągłość myśli Bławatskiej poprzez Alice Bailey aż do współczesnej ezoteryki i min. ezoterycznego leczenia. Reakcja była jak na wstępie. Metody wykorzystywane w tej terapii są po prostu skuteczne i wspierające człowieka nie tylko fizycznie, lecz przede wszystkim duchowo. Terapia ta wychodzi z założenia, że najpierw jest Dusza, a potem ciało jako "nośnik informacji" i narzędzie do jej wprowadzanie w świat materii. Tu dla szafujących egzorcyzmami - pragnę wspomniec na 2 rzeczy; 1. Zawsze należy zachować ostrożność i samemu ocenić to co poddajemy osądowi. Jest wiele rzeczy, które nie są dobre. 2. Jeśli tak jest, to znaczy, że istnieje świat niematerialny, który ma swoją wartość. Nie zaszkodzi zatem zbadać samemu, posługując się własną , a nie narzucona metodologią. Przypomnę, że elektryczność, gdy powstała była traktowana jako dzieło szatana ( sic!) i korzystanie z niej było grzechem. Za poglądy że ziemia jest okrągła jeszcze nie tak dawno palono na stosie ( niedawno w kontekście historii ludzkości). Głosząca Miłość i Pokój religia chrześcijańska ( co, jako chrześcijanin przyjmuję jako ponura część mojej spuścizny religijnej i poczuwam się do obowiązku dbania o ludzi, zwierzęta i cały świat natury, który mnie otacza) doprowadziła do największych masowych mordów w skali znanej nam historii. Więcej niż w obu wojnach światowych zamordowanych zostało ludzi w Europie ( wieki średnie i potem ), obu Amerykach, Australii....

~Demarkator do ~starsza pani Ela: Elu, współczuję ci bardzo... Ta metoda, której sam się uczę ( wywodząca się właśnie od Alice Bailey, a nauczana przez jedyna obecnie nauczycielkę w kraju - tu na marginesie - w innych krajach europejskich i na całym świecie są ich dziesiątki!!) nie wyklucza śmierci, jeśli jest zgodna z wolą Duszy, która wykonała tu na ziemi to, co należy. Często jednak choroba pojawia się jako sygnał, ze czegoś, po co przyszliśmy - nie robimy. I wtedy w pracy z takim pacjentem - poza pracą w energii - czyli uwalnianiem i kierowaniem własnym potencjałem energetycznym Pacjenta , dzieje się także na płaszczyźnie duchowej. To , co ważne to to, że cała terapia odbywa się w energii Miłości Chrystusa. Kładzie na to ogromny nacisk sama Alice Bailey, ale i Bławatska. Czasem więc dzieje się tak, że efekty przychodzą natychmiast - bo człowiekowi potrzebna jest tylko niewielka wskazówka lub wystarczy właściwie"'udrożnienie" przepływu WŁASNEJ ENERGII PACJENTA , czasem trwa to dłużej i wymaga sporo pracy od niego. Czasem - jest znacząca poprawa po to, by przygotować do przejścia na tamtą stronę. W tym ostatnim przypadku terapia daje głębokie zrozumienie procesu i odejście jest wielkim i spokojnym zdarzeniem dla całej rodziny. Pomyśl więc, że dzieło twojego syna wypełniło się. Może miało to dać jakieś głębsze zrozumienie własnego życia jego bliskim? Może przewartościować coś w myśleniu o sobie i świecie? Może przypomnieć, że najpierw jestem Duszą w ciele, a potem dopiero ciałem, jako instrumentem do działania na ziemi? Być może był to wielki dar twojego syna dla was?? Wszystko, co się dzieje ma jakiś sens, który rozumiemy gdy się nad tym pochylimy. Życzę ci znalezienia go i znalezienia w sobie spokoju i radości. Pozdrawiam.

~pasikonik do ~Marek: co do materializowania się istot duchowych ,niewidzialnych ,tzn aniołów:Słowo Boże Biblia wymienia kilka przypadków materializowania sie niewidzialnych aniołów w ciała ludzkie.Zawsze materializowali sie jako dorośli mężczyźni.Część tych aniołów zrobiła to w niewłaściwym celu po to ,żeby współżyć seksualnie z kobietami ziemskimi,ks Rodzaju 6:1,2.Seks dla anioła nigdy nie został przewidziany w zamierzeniu stwórczym ,lecz tylko dla małżeństw ziemskich ludzi, mężczyzny i kobietyks Rodzaju 2:24:"Dlatego mężczyzna opuści swoja matkę i przylgnie do swej żony i staną się jednym ciałem."Ci aniołowie opuszczając swe niebiańskie stanowiska wytyczone im przez Stwórcę-Boga,po żeby współżyć z córkami ludzkimi ,stali sie demonami,aniołami nieposłusznymi czekającymi na wykonanie wyroku zagłady na nich samych,za zboczenie którego się dopuścili.Biblia nigdzie nie wspomina o materializowaniu się Szatana,który pierwotnie pełnił funkcję cheruba okrywającego,a również się zbuntował wobec Stwórcy ,ponieważ zapragnął czci dla siebie od stworzeń Bożych,a cześć należy się wyłącznie Stwórcy.W naszych czasach materialzacja demonów została ograniczona ,nie mogą się materializować,mogą natomiast podszywać sie pod ludzki głos,i ukazywać się w postaci niematerialnych mówiących widm optycznych np. zmarłych ludzi. 

~Zaratustra do grzesiek831: Faktem jest,że trzeba poznawać świat i siebie samego..Nie ważne jak to zwał..joga,duchowość czy okultyzm..Wiedza jest kluczem do Oświecienia/Zbawienia/Wyzwolenia... i nie należy się jej bać ..Ciemność czyli niewiedza jest niebezpieczna i szkodliwa...

~MarekOd zarania dziejów ludzie poszukują sensu życia i istnienia. Wielu filozofów łamało sobie nad tym głowę i tych uznanych i tych nie znanych nikomu. Jak dotąd nadal jesteśmy niemal w tym samym punkcie jak kilka tysiecy lat temu pomimo rozwinietej nauki i techniki. Dzisiaj a zwłaszcza w Polsce trudno wyrażać otwarcie własne poglądy by nie być od razu posadzonym o konszachty z szatanem i jakoś dziwnie łatwiej nam go zmaterializować niż Boga. Może dlatego, że szatana kojarzymy ze złem, którego jest niemało wokół nas. A dobro..? tak dobro wymaga pracy, pracy nad sobą wymaga czasu by zaistnieć. Czy zatem każdy kto stara się sięgnąć dalej od razu musi być złym..? czy czyni komuś krzywdę..? niekoniecznie, jednakże tak bardzo jedynymi i nieomylnymi w swoich czasem naiwnych i prymitywnych osądach opartych na strachu są nasi księża. A szkoda, że poddajemy się bezkrytycznie ich działaniom. Jestem katolikiem i moja wiara jest mocna, ale jestem też człowiekiem nauki, a poszukiwanie prawdy zawsze zahacza o nieznane. Może ktoś kiedyś przekroczy te granice i prawda stanie sie oczywista a może już niejeden tego doświadczył tylko nie ujrzało światła dziennego..? Rozumieć nie oznacza akceptować, ale odrzucanie to tylko brak tolerancji i kurczowe trzymanie czegoś co wcale nie musi być prawdą.

~wessce do grzesiek831: Wiedza tajemna (okul,okultyzm) zawiera wszelkiego rodzaju wiedze nie tylko duchowa ale o calym wszechswiecie dlatego zostalo to Objawione (Apokalipsa) teraz bo nauka zrobila szlony postep pod kazdym wzgledem i KK nie moze byc juz Hamulcem w postepie technologicznym,w postepie duchowym "> Okultyzm jest bardzo tępiony przez kościół bo duża konkurencja dla panów w czarnych sukniach .Prawda jest tak że jedno i drugie to lipa !

  ~grzesiek831 do ~glass: Anton Szandor LaVey lub la Vey - założyciel i najwyższy kapłan Kościoła Szatana.W końcu 1966 powołał do życia Kościół Szatana. Głównym jego dziełem, prezentującym podstawy satanizmu, jest Biblia Szatana ~XL: Określenia którymi posługuje się Blawatska pochodzą z literatury wedyjskiej a więc bardzo wiarygodnego źródła informacji. Okultyzm to oczywiście nazwa wymyślona przez kościół katolicki, który zwalcza wszelką konkurencję w dziedzinie duchowości, tym bardziej że jest ona zwykle lepsza od tego co sam głosi a co nie bardzo się sprawdziło.



~jadawin do ~szpilka: Cudownie! Niewiara w Boga i "paranie się czarami" to gorsze występki niż torturowanie i wycinanie w pień w imię wiary, pławienie się w przepychu kosztem ciemnych i maluczkich nędzarzy, zakłamane i instrumentalne wykorzystywanie (rzekomego czy nie) słowa bożego albo po prostu (abstrahując od wiary) wsadzenie komuś noża w żebra czy zatłuczenie psa cegłówką! Gratuluję priorytetów i takiej religii, tfu!, dyktatury! 

~fizyk. do ~Anna: wiara a religia to dwie rożne sprawy. Można wierzyć i służyć Bogu-wiara, a można wierzyć i służyć religii-np katolicyzm, protestantyzm, bahizm etc. Jest Jeden Bóg  a kto uwierzy w Jezusa zbawiony będzie. Wykonało się na krzyżu. Jezus mówi, ze jest to "zrobione" a religia mówi "ROB".

~czlowiek ktory czyta: Każdy człowiek nosi w sobie cząstkę boga, a o tym jak będzie nam w życiu decydujemy my sami jeśli ktoś mówi że boga nie ma to faktycznie nigdy go nie odnajdzie. Bóg jest obecny tak samo jak jest obecne zło teraz od nas zależy na co sie zdecydujemy. To ze nam coś w zyciu nie wychodzi to nie wina boga tylko nasza nawet w pismie jest napisane proscie a bedzie wam dane. trzeba tylko madrze formowac prosby .Druga rzecz dazgc do celu najpierw go wytyczyc a potem dazyc. ja wierze w boga jednoczesnie wiem ze ludzie na ziemie przybeli dzieki innym istotom z kosmosu ktore rowniez przez boga zostaly stworzone. Jest wiele sladow ktore swiadcza ze czlowiek istnieje od dawna na tym swiecie jednak oficjalnie sie o tym nie mowi. polecam zakazana archeologie tam jest wiecej info lub kolejna kontrowersyjna ksiazke tytul to recze precz od tej ksiazki. Ja bedac dzieckiem w boze narodzenie widzialem spiewajacego aniola to nie byl sennie mial skrzydel ani nie byl duzy ale to co spiewal nie moge porownac do niczego co slyszalem na tym swiecie. Nie stalem sie dzieki temu bogobjny po prostu jak kazdy czasem odwracalem sie od boga. a czy istnieje bog jest w kazdym znas jednak my musimy nad soba pracowac. co do przewidywania przyszlosci wedlug mnie przyszlosc jest dynamiczna to znaczy kazdy czlowiek ksztaltuje przyszlosc podejmujac decyzje za kazdym razem dlatego czesc przepowieni sie nie sprawdza...

~XIX do grzesiek831: na dobrą sprawę kościół potępia i potępiał przez wieki poszukiwanie wszelkiej wiedzy i prawdy o świecie. weź pod uwagę jak było z dziełem Kopernika i biednym Galileuszem... i co ty pewnie wciąż uważasz że się mylili i słońce kręci się wokół płaskiej ziemi jak mówią pisma. Żal mi cię, Wciąż żyjesz w pełnym nienawiści i zabobonnego strachu przed nieznanym średniowieczu. 

~wilk2113: Boga nie ma to jest na tyle w tym temacie



~katarsis2: Artykuł o Madame Bławatsky to skrajny przejaw promowania satanizmu. Ta Pani jest współtwórcą razem z Aleisterem Crowley wspóczesnej doktryny satanizmu, to nauczyciele dla Antona Lavey. Ich doktryna , czystego światła lucyfera, jest promowana jako nowa światowa religia przez ONZ. Nowa idea, nowa religia ma już szereg wyznawców, naśladowców i promotorów. http://www.lucistrust.org (nazwa zmieniona z lucyfer trust) 

~Bławacka wyznawczyni lucyfera...fuj, ohydne new age: Dokładnie. jest tak, jak piszesz..Okultyzm, to granat.Ja głeboko nie wieszlam w te rzeczy jakis czas temu i doswiadczyłam mimo to ataków, nachalnosci demonów. Wsciekły sie, ze to zostawiłam...Jezus jest jedynym Zbawicielem. I kiedy ukorzyłam sie i zawołałam o pomoc, demony straciły wiekszosc wpływów. Juz nie doswiadczam paralizy sennych (opisanych w okultystycznej ksiazce,niewinnie wygladajacej o H. Poterze), kiedy to odbierały mi siłe i probowały przestraszyc potwornie. Dzis głosze i ostrzegam gdzie moge tylko ludzi, ktorzy moga byc ofiarami.

~boguslawa801 do ~tomasz-niewierny-wierzacy: Ja czuję obecność Boga w moim życiu, już wiele razy nie zawiodłam się, pomaga mi, czasami nawet z pozoru beznadziejne sprawy rozwiązywały się gdy zwracałam się do niego o pomoc. choć nie jest tak, że nie przeżyłam również wielu ciężkich chwil, ale mimo to czułam, że jest ze mną

  ~Jamo do Demarkator: Tak zgadza się szatan też może leczyć poprzez różnej maści uzdrowicieli i bioenergoterapeutów, nawet ze śmiertelnych chorób. Tylko że poprzez takie uzdrowienie Ty lub twoja rodzina płaci za to słono. Rodzina choruje, rozwody, niepokój w końcu samobójstwa . Tak właśnie działa ta cała bioenergoterapia, ezoteryka jak zwał tak zwał. Na youtubie wiele jest świadectw potwierdzających moje słowa.

~Iza do ~agaAgnieszko. Szatan został stworzony przez Zarachruste, Z czasem Krzyzowcy przywlekli z Arabii kult Diabła do Europy i tak oto Szatan został zaczerpniety do religi chrzescijanskiej by straszyc ludzi, by miec nad nimi wladze. Poczytaj troche historii to moze przestaniesz pisac glupoty.

~Anna do ~anak: Problem u Ciebie poelga na tym ze znasz tylko Biblie. Siegnij sobie do wczesniejszych tekstów mówiacych o wierze, bogach i o prawdach wszechswiata. Siegniej głębiej a dostrzezesz ze człowiek potrafi wiele, w tym przewidywać przyszłość. Cytowanie Bibli nic ci nie da bo cytujesz jeden fragment bogatej palety wiedzy historycznej. Ciezko sie z takimi ludzmi jak ty dyskutuje, ktorzy sa zamknieci na jedną wiedze i nie potrafią sami lodicznie myslec i dowiadywac sie co oprocz religi chzesciajanskiej sie wydarzylo w przeszłosci. Z pewnoscia tez nie dostrzegasz tego ze wiele z katolicyzmu zostalo zaczerpniete z wiary pogańskiej i innych religii.

Itd... Czekam na komentarze... 

czwartek, 12 kwietnia 2012

Czarownice...4



Prześladowania „zatruwających źródła"

                                                            

          W 1348/49 r. postawiono po raz pierwszy przed sądem Żydów pod zarzutem zatruwania źródeł miejskich. Bardzo często czyn ten wiązano z epidemią dżumy. Mawiano, bowiem że zarazki, jakie są w wodzie również potęgują jej rozprzestrzenianie się. Celem tego działania jak mawiał ówczesny sąd było wytrucie chrześcijaństwa, za które mogli być odpowiedzialni — zdaniem biegłych — jedynie Żydzi. Nienawiść w stosunku do Żydów, jaka pojawiła się od czasów pierwszej krucjaty krzyżowej doprowadziła w czasach Średniowiecza do istnej „nagonki antyżydowskiej". Pogromy Żydów rozpoczęły się we francuskim Toulon (13/14 kwiecień 1348) i przedostały się do Dauphiné (lato 1348). Stąd dotarły do szwajcarskiego Chillon (wrzesień/październik 1348) należącego do kantonu Vaud, Berna, Zurichu, Basel (9 styczeń 1349), francuskiego Strassburga (14 luty1349) i wielu innych miejsc. Ta „katastrofa umysłów społecznych" miała na celu nie tyle znalezienie za wszelką cenę odpowiedzialnych za rozprzestrzenianie się epidemii dżumy, ile prostego „kozła ofiarnego".
                                                     
Zarówno na terenie Genewy jak i Vaud najpierw rozprawiono się z żebractwem i biedotą miejską, nim zabrano się za Żydów. Miało to miejsce w latach: 1530, 1545, 1568/69 i 1571. W 1530 r. postawiono przed sądem genewskim fryzjerkę szpitalną, którą oskarżono o rozprowadzenie dżumy na terenie zakładu pracy. Z kolei francuski lekarz, Jaques Aubert opisuje, że w 1572 r. na terenie Vaud pochwycono człowieka, który przy pomocy „szatańskiej maści" ze zwłok rozprzestrzeniał dżumę na tamtejszym terenie. Nie jest również tajemnicą, że właśnie w Vaud najczęściej powracano do tematu epidemii, jako motywu wszelkich nieszczęść.

                                     
 Dlaczego wierzymy w czarownice?

          „To nie wiara w czary budzi nasze obawy… uznajemy prawo ludzi do podtrzymywania tych wierzeń pod warunkiem, że nie prowadzi to do znęcania się nad dziećmi".
Gary Foxcroft
         Mam wrażenie, że niektórzy z nas, należących do społeczności humanistycznych i walczących o prawa człowieka, próbują udobruchać ludzi insynuując, że można wierzyć w czarownice i czary, tak długo, jak długo nikt z tego powodu nie cierpi. Choć niektórzy mogą to uważać za rozsądne, wydaje się to sugerować pewien poziom protekcjonalizmu wobec ludzi wierzących w zabobony, że jakoby po prostu nie można ich przekonać o głupocie ich wierzeń.
         Nasze przypuszczenie, że inni nie są zdolni do ogarnięcia pewnych faktów, nie powinno uniemożliwiać nam proponowania innego punktu widzenia na ich wierzenia. Wielu takim ludziom wyrządzamy krzywdę zachowując niektóre informacje dla siebie, może dlatego, że preferujemy stopniowe „miękkie" podejście, by wyplenić piętnowanie niewinnych w imię czarów.
         Istotną sprawą jest rozszerzenie debaty poza zagrożenia wynikające z wiary w czary i pokazać zagrożenia wynikające z wierzeń we wszystkie zabobony, jakkolwiek niewinnie mogą się one jawić. Mówię to, bo uważam, że wielu wykształconych ludzi w Nigerii ciągle żywi pewne wierzenia w nadprzyrodzone istoty i siły, prawdopodobnie połączone z ich religijnymi lub kulturowymi założeniami.
          Zapytałem raz bardzo mądrego znajomego, czy wierzy w czarownice, a on odpowiedział mi, że: „po świecie krążą dobre duchy pomagające ludziom, zatem muszą istnieć złe duchy, których celem jest krzywdzenie ludzi". Zauważcie jego dedukcyjną logikę, którą posłużył się, by nadać pewną formę naukowej legitymizacji swego bezpodstawnego empirycznie założenia. Taki system wierzeń wydaje się na różne sposoby chronić lepiej wykształconych wierzących przed działaniami tych, którzy wierzą w znacznie bardzie toksyczny nurt, a często są biedni i mniej wykształceni. Samozadowolenie lepiej wyedukowanych wierzących w zabobony względem poczynań wierzących w toksyczne nurty z pewnością nie pomoże w walce, której celem jest wyplenienie opartych na czarach krzywdzących dzieci praktyk.
          Chciałbym potraktować to jako punkt wyjścia do przedstawienia hipotezy, dlaczego wierzymy w czarownice. Powody tych wierzeń dzielę na dwie kategorie: pierwsza grupa zawiera osoby, których wiara w czarownice wyrasta z biedy i braku tego, co nadaje znaczenie nowoczesnemu życiu; podczas gdy druga grupa to osoby „oświecone", które niekoniecznie mierzą się z tymi samymi problemami egzystencjalnymi jak pierwsza grupa, ale wierzą w czarownice i inne zabobony, bo są one osadzone w nauczaniu pisma świętego i pewnych normach kulturowych.
         Istnieje wiele dobrze zbadanych przykładów, wyjaśniających, dlaczego niektórzy ludzie zachowują wierzenia w czarownice i inne zabobony, i nie jest moim zamiarem dopisywanie czegokolwiek do tej akademickiej debaty.
                  Znacznie bardziej interesuje mnie zrozumienie, dlaczego wierzenia w czarownice ciągle istnieją po tym, jak udowodniono, że świat jest okrągły, a nie płaski; że Ziemia obiega Słońce, a nie odwrotnie; że nieregularne kratery powstały na skutek zderzeń z meteorytami, a nie jest to obraz starej kobiety, która tłuczkiem i moździerzem pokropkowała powierzchnię księżyca; że błyskawice powodowane są przez ładunki elektryczne w atmosferze, a nie przez żelazną laskę żelaznego boga; że wszystkie żywe istoty ewoluowały przez miliony lat, a nie w przeciągu sześciu dni około 6 tysięcy lat temu (myślę, że już rozumiecie, o co mi chodzi). Dlaczego pomimo ludzkiej zdolności do rozszyfrowywania przy pomocy nauki szerokiego wachlarza zagadek, wielu ludzi ciągle wierzy w czarownice i nadprzyrodzone istoty?
                   Poza tym jest coś, co bardzo trudno mi pojąć, jeżeli chodzi o ludzi, którzy wierzą w czarownice:, jeżeli są one takie wszechmogące, to, dlaczego zajmują się tylko takimi płotkami, jak uciśnieni w stanie Akwa Ibom i w innych ubogich obszarach Nigerii i rozwijającego się świata? Czy nie byłoby bardziej opłacalne zaatakowanie tych, którzy stanowią znacznie poważniejsze zagrożenie niż biedni rolnicy z Eket? Przychodzi mi od razu na myśl wizja wykorzystania czarów do znalezienia najbardziej poszukiwanego człowieka na świecie — Osamy Bin Ladena. Można na tym zrobić dosłownie fortunę, 100 milionów dolarów! A jeśli uważacie, że czary działają tylko po stronie zła to, dlaczego Osama nie użyje czarów do zainfekowania tyłka Geogra W. Busha, swojego zaprzysięgłego wroga, ukąszeniami tysiąca pcheł? Z pewnością w oczach większości mających swoje zdanie zatwardziałych, wymachujących Biblią konserwatywnych Amerykanów byłby to barbarzyński akt najbardziej nikczemnego człowieka. Naprawdę nie rozumiem przyjemności, jaką czerpią czarownice przyczyniające się do cierpienia i tak już nieszczęśliwych dusz. Ale myślę, że mam przeczucie, dlaczego tak właśnie jest.
                    Był okres w dziejach Europy, od 700 do 1200 r. n.e., gdy przestępstwem była wiara w czarownice, ponieważ według Biblii, Jezus pokonał wszelkie zło, więc nie istniały już nadprzyrodzone siły na ziemi, które nękały ludzkość. Ale w 1300 r. wiara w czarownice zaczęła rozkwitać i doprowadziła do osławionego polowania na czarownice i do zamordowania setek tysięcy ludzi oskarżonych o czary. Pouczającym jest także to, że w tym okresie w Europy panowała wielka zaraza, która doprowadziła do nigdy wcześniej niewidzianej śmierci na tak masową skalę.
                    Ludzkość nie rozumiała przyczyny plagi dżumy i co typowe dla ludzkiej natury, gdy brak naukowej wiedzy, musieli mieć coś nadprzyrodzonego, co można oskarżyć o śmierć i cierpienie. Czarownice znalazły się na czele listy, jako logiczny powód plagi, więc rozpoczął się upust krwi, który zakończył się dopiero po 300 latach, w XVIII w., będącym także początkiem okresu Oświecenia, gdy racjonalizm i empiryzm zdobyły sobie pole, jako środki do osiągnięcia zrozumienia naszego świata.
                    Krótko mówiąc, próbuję zasugerować, starając się, by nie brzmiało to zbyt banalnie, że wiara w czarownice i inne zabobony rozkwita w trudnych czasach, czasach, w których ludzkość wydaje się być przytłoczona zagrożeniami świata naturalnego.
                     Nie mogę wyobrazić sobie nic groźniejszego, niż obecny czasu, który nastał w Nigerii: bardzo wysoki i pogarszający się poziom śmiertelności niemowląt; endemiczna bieda, z większością Nigeryjczyków żyjących poniżej progu ubóstwa; jeden z najwyższych na świecie wskaźników chorób, którym można by zapobiegać i leczyć, takich jak malaria, HIV/AIDS, gruźlica, polio itd.
                   Niewiele jest krajów na świeci z trudniejszym środowiskiem niż to, jakie mamy w Nigerii. To właśnie w najtrudniejszym środowisku wielu zubożałych ludzi zwraca się do moralnie zdeprawowanych kapłanów z nadzieją na pomoc w rozwiązaniu swoich licznych problemów. Mam zasadę Reguły i Wyjątku, którą stosuję w analizie i wyjaśnianiu problemów; stosując ją do dyskutowanego problemu, wolę przyjąć, że regułą dla większości ludzi, którzy mają szansę na nowoczesną, opartą na nauce medycynę, jest wybór tej właśnie medycyny, nie zaś wioskowego kapłana. Jest wyjątkiem, a nie regułą, że ludzie żyjący w społeczeństwach, gdzie nie ma zagrożenia hobbesowskim życiem, nadal silnie trzymają się wiary w zabobony.
                  Więc kontynuujmy rozwijanie odpowiedzi na nasze pytanie:, dlaczego wierzymy w czarownice? Dla pierwszej grupy, tj. tych, którzy zwracają się do wioskowych kałanów, zakładam, że wierzą w czarownice, ponieważ nie mają innej opcji. Z braku systemu, który gwarantuje dostęp do przyzwoitej współczesnej opieki zdrowotnej dla wszystkich i zabezpiecza ubogich, ludzie często zwracają się ku siłom nadprzyrodzonym po pociechę i nadzieję. I jeżeli kiedykolwiek wiara w czarownice i krzywda, którą powoduje, ma być wypleniona, najpewniejszym na to sposobem jest rozwiązanie przyczyny leżącej podstaw tej wiary. Jesteśmy zdumieni, że takie praktyki mogą rozkwitać tylko, dlatego że niewielu z nas wie i korzysta z alternatyw, które działają znacznie skuteczniej i sprawniej, nie powodując bólu i cierpienia innym. Ci, którzy ciągle trzymają się tych wierzeń, robią tak po prostu, dlatego, że nie znają żadnego innego rozwiązania, albo nie są w stanie osiągnąć takich rozwiązań nawet, jeżeli mieliby ich świadomość. Możemy odbyć setki konferencji i programów uświadamiających każdego roku i osiągnąć jakiś sukces, przynajmniej na krótką metę. Ale problem będzie się wzmagał tak długo, jak długo ludzie, którzy wierzą w te rzeczy będą narażeni na niebezpieczeństwa, jakie dla wielu niesie obecnie życie na ziemi. A problem stanie się tylko większy w miarę narastania różnic między posiadającymi i nieposiadającymi. By wyplenić problem dzieci-czarownic i inne formy zabobonnych wierzeń, krzywdzących ludzi, musimy stworzyć społeczeństwa, które troszczą się o swoich obywateli, umożliwiając im sensowną i wartościową egzystencję.
                   Wiara w zabobony ma realną zdolność szerzenia się, w miarę jak cierpienie i udręka stają się coraz powszechniejsze. Są wszelkie powody, by sądzić, że ten szczególny rodzaj czarów/chrześcijańskiego ewangelicznego szaleństwa pustoszącego stany Akwa Ibom i Cross River, wywodzi się z regionu Centralnej Afryki obejmującego kilka krajów, w tym Demokratyczną Republikę Konga (byłe Zaire), naród pustoszony przez wojnę i choroby przez większość ze swoich 50 lat niepodległości; płodny grunt dla rozkwitu myśli o złych duchach, czarownicach i innych nadprzyrodzonych istotach.

                   Pozwólcie mi, jako dygresję, przytoczyć interesującą anegdotę. Pewnego razu menadżer jednego z popularniejszych bazarów w Abuja opowiedział mi historię o tym, jak incydenty z „kradzieżą penisów" stały się naprawdę poważnym problemem dla niego i jego współpracowników. Pewnego szczególnego dnia oskarżony o „kradzież penisa" stanął w obliczu „sprawiedliwości dżungli" wymierzonej przez tłum zaniepokojonych klientów bazaru, gdy zainterweniował zarząd bazaru i policja. Aby udobruchać żądny krwi tłum zgodzono się, aby „bezbronna" ofiara została zabrana do lokalnego burdelu i wykazała, w jakim stopniu utraciła użyteczność swojego członka i jeżeli okazałoby się, że nie jest zdolny do wykonania swoich „normalnych czynności", podejrzany o kradzież członka będzie oskarżony w sądzie (Bóg jeden wie, za jakie przestępstwo!).
                   Grupa przeniosła się, więc do burdelu, gdzie znaleziono kandydatkę chętną do współpracy w rozwijaniu „nauki prawa dżungli" (oczywiście za wynagrodzeniem, skwapliwie wpłaconym przez jednego z bardziej lubieżnych członków zgrai pragnącej samosądu, która z bazaru przeniosła się do burdelu. Jak wiadomo, nawet uczestnicy konwencjonalnych testów naukowych otrzymują jakąś nagrodę!). W połowie eksperymentu policjant zawołał do ofiary i zapytał, czy wszystko idzie dobrze, na co ten, w szponach namiętności, wymamrotał błogim tonem „działa, ale nie tak dobrze jak kiedyś"! Wystarczy powiedzieć, że osoba, która zdecydowała się zapłacić za ten naukowy eksperyment poczuła się oszukana; tutaj był człowiek, który zaledwie kilka minut wcześniej wzywał niebo i ziemię, by przyszły mu z ratunkiem, a teraz trzęsie się z namiętności z prostytutką! Policja zachowała na tyle przyzwoitości, aby poczekać i pozwolić mu skończyć, i ktoś wreszcie zaproponował należyte badanie w szpitalu, w którym udowodniono w sposób niepozostawiający cienia wątpliwości, że nasza ofiara cierpiała na przypadłość mikropenisa — medyczny termin na wrodzony mały penis, — czego powodem może być szereg różnych czynników, włączając brak odpowiedniego wydzielania hormonu wzrostu. Nasza „ofiara" sama skończyła przed sądem!
                   Powyższa historia, mimo swojego wysokiego stopnia komizmu, ma związek z dyskutowanym tematem, ponieważ ilustruje siłę prostego testu, który potrafi zmienić postrzeganie ludzi dotąd pozbawionych wiedzy. Do tamtego momentu nikt z uczestników zgrai domagającej się samosądu nigdy nie próbował dochodzić prawdziwości twierdzeń domniemanej ofiary. Prymitywny, ale skuteczny test wywołał sceptycyzm tych ludzi wobec takich twierdzeń, więc następnym razem jest prawdopodobne, że nie zadziałają odruchowo, kiedy usłyszą wołanie o pomoc domniemanej ofiary „kradzieży penisa". Zarząd bazaru posługiwał się tym prymitywnym testem aż do czasu, gdy wiadomość o nim została rozpowszechniona:, jeżeli będziesz krzyczał o pomoc po stracie swoich intymnych części ciała, nie ulega wątpliwości, ze będziesz musiał poddać się testowi weryfikującemu twoje twierdzenie. Doprowadziło to do dramatycznego spadku przypadków brakujących intymnych części ciała do tego stopnia, że bazar przez kilka lat nie odnotował żadnych nowych zdarzeń. Może ci z nas, którzy walczą przeciwko okrutnym czarom wymierzonym w dzieci, będą mogli stworzyć podobny test, by zweryfikować twierdzenia diabolicznych kapłanów prowadzących nikczemną działalność. Może, jeżeli zdemaskuje się ich i napiętnuje publicznie, pomoże to powstrzymać ich działalność i spowoduje, że potencjalne ofiary będą bardziej sceptyczne wobec ich twierdzeń.
                   Mój drugi główny problem to, jak już wcześniej wspomniałem, grupa wierzących w czary, którzy nie są ani biedni, ani niepiśmienni, ale którzy trzymają się swoich przekonań z powodu ich związków z Biblią lub z lokalnymi obyczajami. Gdyby w Nigerii przeprowadzono sondaż na ten temat wśród wykształconych ludzi, obawiam się, że wykazałoby ono, że większość, gdzieś w okolicach 90%, wierzy w jakieś zabobony. Niemniej, ci sami ludzie mają dostęp do wszystkich nowoczesnych wygód życia: elektryczność (kiedykolwiek jest tylko dostępna), telefony komórkowe, samochody, Internet, telewizja i tak dalej i tak dalej.
                   Zauważyłem także wcześniej, że trzymanie się takich wierzeń tworzy rodzaj samozadowolenia w umysłach wykształconych ludzi i stępia oburzenie, którego można się naturalnie spodziewać w zetknięciu z szerzącą się plagą oskarżeń dzieci o czary. Niektórzy jednak wychodzą wręcz poza milczące przyzwolenie na działalność osób zaangażowanych w tę tragedię, i jawnie wspierają te nikczemne występki.

                    Poniżej znajduje się fragment komentarza zamieszczonego na stronie „Sahara Reporters" w odpowiedzi na historię o splądrowaniu domu CRARN (Child's Right and Rehabilitation Network) w Calabar kilka miesięcy temu. Próbowałem dla zwięzłości edytować ten komentarz, ale daję go prawie w całości — był zbyt atrakcyjny, żeby cokolwiek pominąć!
Akpan Akpan, kimkolwiek jesteś, w pewnych opublikowanych dokumentach zawsze wydajesz się bardzo wybuchowy. Jesteś z Akwa Ibom i dlatego zaskakuje, że piszesz w sposób ignorancki. Powiadasz, że nie istnieje coś takiego jak czary? Zatem twierdzisz, że teksty w Biblii są kłamstwami i że każdy człowiek jest kłamcą, a tylko sam Bóg jest prawdziwy, więc jesteś kłamcą. Moim życzeniem dla ciebie, podkreślam — nie modlitwą, ponieważ ewidentnie jesteś w stanie negacji, zastanawiam się, do kogo będziesz się modlić; moim życzeniem jest, żebyś okazał dobroć wobec dziecka, któremu twoja ukochana matka lub ojciec lub dziadkowie dali moc czarownicy, i kiedy śpisz w nocy i jesteś chłostany we śnie, i jeżeli jesteś silny duchem, widzisz wszystkich ludzi, którzy ci to zrobili, a gdy się budzisz, to dziecko otwiera swe usta, by wyznać, że zostałeś zaatakowany, ponieważ jesteś chrześcijaninem w wystarczającym stopniu, by modlić się z nimi w noc ataku, a następnie zaczyna ujawniać tak wiele, łącznie z wspominaniem twojej uroczej Matki i wielu innych, którym pomogłeś, łącznie z mówieniem ci o planach, które poczynili, aby cię zgładzić… Akpan i wy wszyscy tak zwani aktywiści walczący o prawa człowieka, którzy pewnie jesteście po szyję zanurzeni w jednym z kultów lub stowarzyszeń praktykującym nikczemność, którą to nazywam innym rodzajem czarów; ten biały reporter, w którego kraju rodzice podają dzieciom twarde narkotyki i także należą do jednego braterstwa (sic) lub innego… czy to rodzaj subtelnej nazwy dla ich własnego kultu???… Siądź z boku i pozwól nadejść czasowi, a kiedy ciebie już zabraknie, kto powie, że to wszystko to kłamstwo? Albo pójdziesz poszukać rozwiązania? Zostawiam to wam wszystkim, jak powiedziałem, to moje życzenie dla was. Może to brzmieć jak bajka dla czytelników, ale zdarzyło się to mnie i mojej rodzinie. Wystarczy powiedzieć (sic), zostawcie sprawy ducha „Duchowi", pamiętajcie, że w Biblii jest napisane, że nie ścierpisz, by czarownica żyła. Dlaczego najpierw nie pójdziecie i nie przeprowadzicie prywatnego śledztwa na temat tych domniemań zanim uciekniecie się do surowej krytyki? Jeżeli naszego Pana Jezusa Chrystusa wyzywano, jakże skromniej powinni być nazywani słudzy boży? Te "niewinne dzieci, do których odnosicie się jako do ZŁA (nie ja podkreślam). Dlaczego rodzic nosiłby dziecko przez miesiące, a następnie porzuciłby je lub wierzył w to, co tylko jeden kapłan powiedział??? Za nic... drastyczne środki zostały podjęte po wielu dowodach potwierdzających. Nie są oni torturowani, aby się przyznać, ale przez modlitwę zaczynają sami mówić. Nie jestem kapłanką ani prorokinią, ale kobietą, która znalazła się w tego rodzaju okolicznościach. Ustawa, który przyjął gubernator Akwa Ibom przedstawia społeczeństwo sprofanowane, w którym żyjemy bez bojaźni bożej. Jeżeli nie, to, dlaczego dawać czarom legalną podstawę do działania?

         Mogę wywnioskować kilka rzeczy, które natychmiast powinny być oczywiste dla każdego obserwatora. Po pierwsze autorka jest wykształcona przynajmniej do poziomu szkoły średniej, co wnioskuję z umiejętności pisania i sposobu formułowania zdań. Po drugie, osoba ta nie wygląda na specjalnie ubogą, ponieważ ma przynajmniej dostęp do Internetu. I wreszcie, osoba ta jest chrześcijanką, która, na co wszystko wskazuje, odczytuje Biblię dosłownie.
         Możemy, więc z jakimś stopniem pewności powiedzieć, że pasuje do naszej drugiej kategorii wierzących, tych wykształconych i niebiednych, którzy opierają swoją wiarę z zabobony na nauce biblijnej.
                   Niemal mogę sobie wyobrazić niektórych chrześcijan pośród nas, wyraźnie skręcających się na samą myśl, że ta osoba reprezentuje ich wiarę. Ale nie zatrzymujmy się nad tym zbyt długo. Zamiast tego skupmy się na kwestionowaniu jej twierdzenia, opierając się na tym, co mówi Biblia. Do analizy tej kwestii zapożyczę system logicznego myślenia od mojego przyjaciela: "z obiektu wydobywa się głos, zatem w obiekcie musi się znajdować ktoś lub coś posiadające nadprzyrodzoną moc (prawdopodobnie zło)".
                   Ci z nas, którzy opierają się na „nieomylności" książki napisanej ponad 2000 lat temu, zgodzą się ze mną, że gdyby udało nam się w jakiś sposób przetransportować telefon komórkowy w owe czasy, ludzie wtedy żyjący najprawdopodobniej dokonaliby tego rodzaju oceny, którą każdy żyjący w naszych czasach zupełnie słusznie wydrwiłby z rozbawioną konsternacją. Dlaczego więc akceptujemy, by ludzie o bardzo ograniczonym rozumieniu świata mieli nam radzić, jak żyć 2000 lat później, w epoce paracetamolu, samochodów, gazet i Internetu? Żyjemy w świecie, w którym rozwinęliśmy wszystkie powyżej wymienione rzeczy nie poprzez jakiś rodzaj magii znanej nielicznym, ale poprzez staranne i wyważone kontrolowanie fizycznych i naturalnych sił istniejących w przyrodzie. Jeżeli 2000 lat temu za malarię można było obwiniać czary, dzisiaj możemy powiedzieć z pewnością, że wiemy, iż jej naturalną przyczyną jest pasożyt plasmodium, nie musimy, więc akceptować twierdzenia, że powodowana jest przez nadprzyrodzone moce stojące poza naszym zrozumieniem, ani nie musimy polegać na magicznych modlitwach znanych tylko „wybranym przez Pana" prorokom lub prorokiniom, by móc wygnać złego ducha choroby z naszych ciał. Wszystko, co musimy zrobić, to pójść do lokalnej apteki i kupić kilka tabletek.
                    Podsumowując, staram się w prosty sposób powiedzieć, że rozwiązanie dla opanowania plagi dzieci-czarowników powinno być dwojakiego rodzaju: po pierwsze należy zmusić wykształconych ludzi do bardziej krytycznego myślenia o swoich niektórych systemach wierzeń, a po drugie spróbować stworzyć lepsze warunki życia (z użyciem wszelkich dostępnych, opartych na nauce narzędzi) dla olbrzymiej większości Nigeryjczyków, którzy znajdują się w szponach diabolicznych oszustów i wiary w dzieci-czarowników, ponieważ zupełnie nie mają nic innego, do czego mogliby się zwrócić.                                                                              

                                       Czary i stosy w Polsce

"...Oskarżonego wprowadza się do izby tortur,
gdzie najprzewielebniejszy biskup i
czcigodny ojciec inkwizytor jeszcze raz go zapytują.
Jeśli się nie przyzna, rozbiera się go i rozpoczyna tortury
".
Tomasz Menghini

"Praktyka urzędu Świętej Inkwizycji, czyli Święty Arsenał"
dzieło dedykowane papieżowi Innocentemu XII, byłemu inkwizytorowi
i nuncjuszowi w Polsce,.
                                                                    

         Wiele razy już stwierdzano, że Polska ustrzegła się szaleństwa polowań na czarownice, i biorąc pod uwagę to, co działo się w Europie Zachodniej — na pewno nasz kraj wyróżniał się pozytywnie. Ani procesów nie było tu dużo, ani inkwizycja w Polsce (faktycznie zniesiona w 1572 r.) i jej ramię, czyli dominikanie (sprowadzeni do Polski przez biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża w roku 1222), nie wykazywała się takim „zębem" jak w innych krajach.
         Ale są opinie badaczy europejskich stwierdzających, co następuje: "Najostrzejszy przebieg miały polowania na czarownice odbywające się na terenach Niemiec, Szwajcarii, Francji, Polski i Szkocji (...)." (cytat z H. Ellerbe, op. cit., powołującej się na: Levack, „The Witch-Hunt in Early Modern Europe", s. 105).
         Przy niepewnych i dość ostrożnych obliczeniach określa się liczbę ofiar na terenach Rzeczpospolitej na kilka tysięcy! Podstawowe opracowanie tej materii należy do Bohdana Baranowskiego (Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku, 1952). Autor oszacował liczbę ofiar polowania na czarownic w Polsce na ok. 10 tysięcy. W FiMu kazał się artykuł sugerujący, że spalonych w Polsce czarownic mogło być nawet 30 tysięcy, niektórzy szacują ich liczbę jeszcze wyżej. Sądzimy jednak, że te przypuszczenia dokonane zostały na wyrost.                  W artykule z Focusa nr 2/2001 autorka, piszącą dość prokościelnie poprzez minimalizowanie znaczenia tych zbrodni, oszacowała jednak liczbę ofiar w Polsce na 15 tysięcy.
         Prześledźmy ślady nietolerancji, a nawet zbrodni, tylko na podstawie źródeł dotyczących jednej diecezji — kaliskiej i tylko na przestrzeni 80 lat. Właśnie w aktach miejskich może znajdować się jeszcze wiele tajemnic i nieznanych szerzej faktów oraz nazwisk ofiar.
I tak:
1542 r. — ekscesy antyżydowskie w Kaliszu, profanacja synagogi i pism Tory,
1561 r. — król Zygmunt August nakazał władzom miejskim oddawać pod sąd kościelny wszystkich innowierców,
1574 r. — biskup Stanisław Karnkowski sprowadza jezuitów do Kalisza i Poznania w celu walki z innowiercami w Wielkopolsce,
1580 r. — pierwsze w Kaliszu procesy o czary (Barbara z Radomia skazana na spalenie),
1584 r. — pewną kobietę oskarżono o czary i wygnano z miasta,
1587 r. — procesy o czary (brak szczegółów),
1616 r. — spalenie znachorki Reginy ze Stawiszyna,
1620 r. — szantaż wobec pewnego mieszczanina, że jeśli w ciągu 2 tygodni nie przejdzie z protestantyzmu na katolicyzm zostanie wygnany z miasta.
         Kalisz, jak wiele miast miał też własnego „twórcę" antysemickich pisemek — był nim Sebastian Sleszkowski, wspomniany przez nas nadworny lekarz Zygmunta III, zabraniający leczyć się u żydowskich lekarzy. (Dane opr. na podstawie stron internetowych miasta Kalisza).
          Wiele podobnych zapisów można odnaleźć w aktach innych miast. Na przykład Opalenica:
1652 r. opalenicki sąd miejski uznał Maruszę Staszkową z Jastrzębnik za czarownicę i skazał na spalenie na stosie;
1660 r. to kolejne procesy czarownic; spalone na stosie zostają: Ewa Kałuszyna, Dorota Mielkowa, Jadwiga Rybaczka, Katarzyna Moskwina, Agnieszka Odrobina.
Eskalacja polskich procesów o czary przypada na XVII w., Wiek kontrreformacji.
         W samej Wielkopolsce i w okolicach stosy płonęły w Rydzynie, Tomyślu, Bedlewie, Opalenicy, Srocku, Trzemesznie, Witkowie, Wągrowcu, Poznaniu, Zbąszyniu. W aktach miejskich tego ostatniego miasta zachował się np. taki opis relacjonujący przebieg procesu o czary: w 1681 roku odbyło się w tu posiedzenie sądu, w trakcie, którego kilkunastu osobom, miedzy innymi Krystynie Flanderce ze Starej Kramnicy i Jadwidze Ciemnej z Pierszyna zarzucano udział w sabacie czarownic na Łysej Górze, jak również to, „że przyczynili narodowi wiele szkód w bydle i koniach oraz za pomocą czarów swoich robili żywe koniki polne z koniczyny" (sic! Tak jest w aktach). Jak uwierzyć w to, że wierzono w to?!
          [Dane te dotyczące wyłącznie Wielkopolski podaje R. Borowczak w Głosie Wielkopolskim z 18 kwietnia 1997 r.] Ucieleśnienie polskiego katolicyzmu ksiądz Chmielowski z całą powagą pisze, że: "czarownice wyrzekają się wiary, Chrystusa Pana (...), czarta za pana obierając". Powszechnie wierzono w sabaty czarownic, i jeszcze dziś każdy wie, co to takiego Łysa Góra.

          Wyżej mowa była o szkodach w koniach i bydle, — bo też czarownice spełniały (jak zresztą i inne prześladowane mniejszości, np. Żydzi) rolę „kozła ofiarnego" albo w mniej dramatycznej formie „tematu zastępczego". Zginęły konie — ktoś musi być winny. Gniew ludzi spowodowany jakimiś traumatycznymi wydarzeniami kumulowano i obracano na wybrane ofiary. Takie, które były w zasięgu ręki, bezbronne, idealne jako obiekt służący do wyładowania gniewu, frustracji, wątpliwości. Inaczej może trzeba by ludowi tłumaczyć, dlaczego dobry Bóg dopuszcza do takich wydarzeń i dlaczego kapłani, choć tak bliscy sfery boskiej, są bezradni wraz ze swym splendorem, bogactwem i nadzwyczajnymi rzekomo prerogatywami… Kropidła nie pomagały jakoś wobec choroby bydła. Nic, zatem dziwnego, że właśnie w ciężkich czasach we Lwowie, gdy w roku 1651 wybuchła epidemia, rozpętały się procesy i zapłonęły stosy.
         Swoistą zemstę na Kościele, choć może wcale nieświadomie wywarły kobiety oskarżone o czary podczas procesu w Nysie na Śląsku (nie należącym wtedy do Polski), gdzie podczas tortur piętnastu „czarownic" padło pewne zeznanie, które dodaje sytuacji swoistej tragicznej pikanterii — kobiety wskazały bowiem na ...Biskupa jako najpotężniejszego czarownika!!! Lud, choć to jego sfery dotykał najczęściej koszmar stosu, trzymany w ciemnocie i podżegany przez księże kazania, a także głodny rozrywki, jaką było oglądanie kaźni, wprost nie znosił sytuacji, gdy sąd uniewinniał oskarżonych o czary. W takich sytuacjach nieraz dochodziło do linczów. Na takim właśnie tle doszło w Gnieźnie do zamieszek w roku 1690.
         Nasilenie procesów nastąpiło, gdy w kraju w roku 1614 ukazało się tłumaczenie słynnego dzieła „Młot na czarownice", dokonane przez Stanisława Ząbkowica z Krakowa. Tłumaczenie to było szeroko znane, a księża chętnie się nim posługiwali w kazaniach. Nie brak było i dzieł oryginalnych, nie przekładów. W roku  1595 wyszła w Krakowie książka: „Pogrom, czarnoksięskie błędy, latawców zdrady i alchemickie fałsze, jak rozprasza Stanisław z Gór Poklatecki". Innym dziełem była np. „Czarownica powołana, albo krótka nauka i przestroga ze strony  czarownic" ogłoszone w Poznaniu 1639 roku.
         Forma dochodzenia sądowego o czary przyszła do Polski z Niemiec. Świadczy o tym tożsamość procedury sądowej opartej na prawie magdeburskim, a w szczególności na tzw. Zwierciadle saskim. Postępowanie z posądzaną o czary mogło wyglądać tak: rzekoma czarownica sadzana była na specjalnej tzw. ławie tortur, aby nie dotykała podłogi lub ziemi stopami. Do tortur oskarżona lub oskarżony byli przez kata rozbierani prawie do naga, "wszakże wstyd przyrodzony mając nakryty" (ach, ta delikatność obyczajów!). Wierzono, że diabeł może zagnieździć się we włosach posądzonej o czary, więc golono je i to bez użycia mydła, aby przydać rzekomej czarownicy więcej cierpień. Wreszcie następował etap właściwy, ale nie można o tym pisać bez wzdragania się, zatem poniechamy opisu — chyba wszyscy wiedzą jak wyglądały inkwizycyjne tortury. Należy też dodać, że narzędzia tortur nosiły nierzadko bogobojne napisy, i nie omieszkano często polewać je święconą wodą. To się nazywa moralność! Sprawami o czary jako problemem karnym zajął się sejm Rzeczpospolitej w 1543 roku, oddając te sprawy pod jurysdykcję duchowieństwa. Ale w razie czyjejkolwiek szkody wynikającej z czarów, sądy świeckie miały prawo mieszania się do rozpoznawania przestępstwa. Skutkiem tego sprawy o czary przeszły praktycznie do sądów świeckich miejskich. Statut litewski oddawał je pod jurysdykcje starostów. To prawo obowiązywało aż do konstytucji sejmowej z roku 1776.
         W Polsce o czary oskarżano prawie wyłącznie kobiety chłopskiego i mieszczańskiego pochodzenia, często znachorki i zielarki, na szlachcianki nie śmiano nastawać. Po wojnie trzydziestoletniej i w klimacie kontrreformacji także u nas nastąpiło nasilenie prześladowań heretyków i rzekomych czarownic.
         Jeden z ostatnich procesów o czary odbywał się w 1775 r. (w Doruchowie k. Wielunia). Tam kilkanaście kobiet poddano próbom wody, a potem umieszczono w beczkach mających specjalne otwory na głowę. Oczywiście okrucieństwo okraszono religijnymi hasłami — na beczkach kryjących storturowane ciała tych kobiet umieszczano bogobojne napisy. W końcu kobiety spalono. A jeśli któraś z nich miała córkę, nie omieszkano na wszelki wypadek jej wychłostać. Sprawa w Doruchowie poruszyła opinię szlachecką, sejm podjął stosowne uchwały, ale jeszcze i to nie zakończyło definitywnie procesów o czary, które odbyły się jeszcze w Zagościu i Żywcu.

                                        SABAT CZAROWNIC W SŁUPSKU

           Sabatem czarownic uczczono w niedzielę 300. rocznicę spalenia na stosie najsłynniejszej słupskiej czarownicy Triny Papisten. W niedzielne południe na słupskim Starym Rynku zebrało się kilkanaście wiedźm, czarownic oraz czarnoksiężników. Na rynek przybyło także kilkuset Słupszczan, którzy — jak twierdzą - czują w sobie magiczną moc. Każda czarownica wpisała się na sabatową listę. „Chyba każdy czuje w sobie coś niezwykłego, tutaj można śmiało to zaprezentować. Ja wcieliłam się w postać czarownicy Beatrycze i czuje się w tej roli super" — powiedziała 19-letnia Anita. Chwilę później orszak wiedźm i czarownic wyruszył ze Starego Rynku w kierunku pobliskiej Baszty Czarownic oraz Zamku Książąt Pomorskich, gdzie odbywał się Jarmark Gryfitów. Tam czarownice odtańczyły demoniczny taniec oraz demonstrowały magiczne techniki m.in. wróżenie z kart, rozdawały amulety, eliksiry oraz jabłka mądrości. Punktem kulminacyjnym sabatu było spalenie miotły. „To symbol złej magii, dlatego ją palimy" - twierdzili organizatorzy. Impreza poświęcona była pamięci Trina Papisten, czyli Katarzyny Zimmermann. Według legendy, Trina Papisten przybyła w okolice Słupska wraz z pierwszym mężem kowalem Martinem Nipkowem, który zaraz po przyjeździe zmarł. Bardzo szybko ponownie wyszła za maż za rzeźnika Andreasa Zimmermanna. Pomagała mężowi w prowadzeniu interesów i dzięki niej firma stała się jedną z najprężniejszych w Słupsku. Podobno inni słupscy sklepikarze czując zagrożenie ze strony obrotnej Katarzyny posądzili ją o czary. Katarzynę oskarżono o konszachty z szatanem. 30 sierpnia 1701 roku Katarzyna Zimmermann spłonęła na stosie. [PAP, 13.08.01]

   Szekspir:  „W obliczu kata człowiek przyzna się do wszystkiego”.
                                       
                                    
Polowanie na czarownice
Historia „łatwych celów"

"Wiara w demony w czasach Jezusa kwitła, co potwierdzają
liczne przypadki wypędzania demonów, o których opowiada
Nowy Testament. Ale Jezus nie uśmiercał, lecz uzdrawiał
ludzi rzekomo opętanych przez złe duchy. Kościół ich zabijał"
                                                                          Deschner
                                                                                                               
"Mamy w Europie ponad sto ksiąg prawniczych traktujących o czarach
i sposobach odróżniania czarowników fałszywych od prawdziwych"
                                                                           Wolter – „Natchnienie”

Kościół wyznał niedawno, że polowanie na czarownice był to JEGO błąd. Nic bardziej błędnego! To było zgodne z zaleceniami biblijnymi. Mówi, bowiem Pierwsze Prawo Mojżeszowe wyraźnie: "Nie zostawisz przy życiu czarownicy" (22, 18) — "Słowo złowróżbne, z którego Kościoły chrześcijańskie zbyt wiernie brały natchnienie!" (Reinach). To wszystko, żaden błąd, tylko zbytnia wierność tej złej księdze, zwanej Biblią.                                                                                                                                   
                                                 

"Germanowie wierzyli bardzo w czarownice. Tacyt mówi, że przypisywali charakter święty kobietom, i że brali natchnienie z ich zdań. To nie zawiera w sobie, jak mniemano, rodzaju szacunku rycerskiego dla płci słabej, ale wyobrażenie, na nieszczęście zbyt rozpowszechnione, że kobiety mają uzdolnienia naturalne do prorokowania i do czarów. Welleda, która podniosła Batawów przeciw Rzymianom w roku 70, jest najsławniejszą z prorokiń germańskich. Zostawszy chrześcijanami, Germanowie nadal słuchali swych czarownic; ale Inkwizycja nauczyła ich palić je. Właśnie dominikanie niemieccy napiszą sromotną książkę, zatytułowaną Młot na czarownice, i właśnie dla Niemiec nade wszystko, przeciwko czarownicom niemieckim, papież Innocenty VIII skieruje bullę, potwierdzenie uroczyste i nieomylne władzy czarownic, sygnał ohydnej rzezi, która w przebiegu dwóch wieków spowodowała spalenie żywcem więcej niż stu tysięcy niewinnych kobiet" (Reinach)
"Cały XVI i cały XVII wiek są przepełnione egzekucjami czarownic; szacują na sto tysięcy liczbę Niemek, wrzuconych w ogień. Jeśli prawda, że trybunały cywilne okazały się w tej materji bardziej łatwowiernemi i bardziej barbarzyńskiemi jeszcze, niż trybunały kościelne, jeśli prawda, że protestanci byli zupełnie tak samo zaciekli, jak katolicy — nawet w Ameryce, w samym środku XVIII wieku — niemniej pozostaje dowiedzionem, że Kościół rzymski, dając urzędowe uświęcenie pościgom z powodu czarownictwa, delegując swych inkwizytorów, żeby je powściągnąć, niesie przed historją odpowiedzialność za morderczy szał, którym rozum pozostaje zawstydzony i upokorzony" (Reinach)
"Nigdy nie będzie dokładnie wiadomo, ilu nieszczęśników wydali w ręce katów bezrozumni sędziowie, którzy spokojnie i bez skrupułów skazywali ich na śmierć na mocy oskarżenia o czary. Nie było ani jednego trybunału w chrześcijańskiej Europie, który przez pełnych piętnaście stuleci nie skalałby się wielokrotnie takimi prawnymi morderstwami. I nawet, gdy powiem, że wśród chrześcijan było przeszło sto tysięcy ofiar tej barbarzyńskiej i głupiej sprawiedliwości i że większość tych ofiar to były kobiety i niewinne dziewczęta, jeszcze powiem zbyt mało. Biblioteki pełne są ksiąg dotyczących procesów o czary. Wszystkie wyroki owych sędziów opierały się na przykładach czarnoksiężników faraona, pytonissy z Endoru, opętanych, o których mowa w Ewangelii, i apostołów, posłanych umyślnie dla wypędzania czartów z ciał opętańców. Nikt nawet nie ośmielił się przez litość dla ludzkiego rodzaju wysunąć obiekcji, że Bóg mógł dopuszczać opętanie i czary dawniej, lecz nie pozwala na nie dzisiaj. Takie rozróżnienie wydałoby się występne, domagano się ofiar. To absurdalne barbarzyństwo od dawna plamiło chrystianizm; wszyscy ojcowie Kościoła wierzyli w magię. Przeszło pięćdziesiąt soborów kolejno rzucało klątwę na tych, którzy za pomocą zaklęć każą diabłu wstępować w ciała ludzi. Powszechny błąd był rzeczą uświęconą. Mężowie stanu, w których mocy leżało wyprowadzenie ludów z błędu, nie myśleli o tym. Zbyt byli zajęci innymi sprawami. Lękali się potęgi przesądu. Widzieli, że fanatyzm ten zrodził się z łona religii. Nie śmieli godzić w wynaturzonego syna, aby nie zranić matki. Woleli raczej być niewolnikami ciemnoty ludu niżeli z nią walczyć." (Wolter)

         Prawdą jest, że Kościół długi czas nie brał poważnie ludowego gadania o czarach i czarownikach. Ich istnienie realne nie było w ogóle serio traktowane. Więcej nawet — na synodzie w Paderborn zwołanym przez Karola Wielkiego w 785 r. nałożono karę śmierci nie na czarownice wcale, ale na tych, co o czary innych posądzają, zaś tzw. Canon Episkopi z roku 906 głosił, że właśnie wiara w czary jest herezją! Jeszcze papież Grzegorz VII (1073-1085) ostrzegał: "Raczej uchrońcie się przed zemstą Boga stosowną pokutą, niżbyście mieli daremnie niczym drapieżne zwierzęta atakować owe niewiasty bez winy i tym właśnie sprowadzić na siebie gniew Boży"
          Jedną z pierwszych oznak zmiany poglądów w kwestii czarów była bulla papieża Grzegorza IX z 1233 roku, skierowana do Konrada z Marburga, której następstwem (wedle Montague Summersa) było wprowadzenie do Niemiec inkwizycji. Dwie bulle papieża Aleksandra IV, z lat 1258 i 1260, zwracały uwagę inkwizytorów, zarówno franciszkańskich, jak i dominikańskich, by odróżniał bacznie czarnoksięstwo od herezji. Prawie każdy z papieży stuleci czternastego i piętnastego wydawał bulle przeciwko praktykom magicznym, przy czym niemal każda z nich wymierzona była w działalność konkretnych jednostek bądź ugrupowań.

         Obrazy przedstawiające czarownice latające na miotłach po raz pierwszy pojawiły się ok. 1280 r., zaś drugi znany motyw — sabat — stworzony został jako… fikcja! I to przez… samych sędziów! Ścigali oni wtedy Waldensów. Waldensów wyklęto m.in. za to, że: Potępiają kościół rzymski, dlatego, ponieważ od czasu papieża Sylwestra przyjmował, dzierżył i pozyskiwał posiadłości. (...) Potępiają i odrzucają papieża wysyłającego wojowników przeciw Saracenom i głoszącego wyprawę krzyżową przeciw poganom." (Relacja inkwizytora Piotra z roku 1395 dotycząca Waldensów,). Można się zastanowić, czy aby na pewno tak dziwacznym jest to, że właśnie w Rzymie wielu ludzi widziało nowy Babilon i Antychrysta. Potępiać ludzi za to, że byli przeciw bogactwu Kościoła i wojnom przez niego prowadzonym…?
         W „kwestii czarów" działo się sporo w XIII w. Był to okres szerzenia się rozmaitych nieprawomyślnych sekt, jak Waldensi, przeto procesy o czary stały się wygodnym narzędziem do walki z nimi, zaś granica między kacerstwem a czarownictwem nie była ostra.
         Niektórzy nieszczęśnicy deklarowali swą lojalność wobec doktryny katolickiej w następujących słowach: „Nie jestem kacerzem, bo mam żonę i śpię z nią, mam dzieci j jem mięso, kłamię, przeklinam i jestem wierzącym chrześcijaninem. Tak mi dopomóż Bóg."  Budujące, nieprawdaż?
         A propos — sam papież Sylwester III uważany był za czarnoksiężnika, bo uchodził za … mądrego (sic!). Cóż, mądrość jeszcze długo była podejrzana.

         Jan XXII(1316-1334). Jeden z najbardziej przesądnych papieży w dziejach Kościoła, człowiek opętany myślą, że wrogowie nieustannie spiskują, pragnąc za pomocą czarów pozbawić go życia. W roku 1317 wszystkich, których podejrzewał o to przestępstwo, kazał torturować dopóty, dopóki nie przyznają się do winy. Trzy lata później, 22 sierpnia 1320 roku, w Awinionie wymusił na kardynale Williamie Goudinie, by nakazał trybunałowi inkwizycyjnemu w Carcassonne podjęcie działań przeciwko magom, czarownikom oraz tym, którzy zaklinają demony, sporządzają figurki z wosku bądź bezczeszczą święte sakramenty, jako heretykom i zarządził konfiskatę ich majątków. Tym samym, chociaż jego poprzednicy również wydawali bulle skierowane przeciwko osobom uprawiającym praktyki magiczne, Jan XXII stał się pierwszym papieżem, który oficjalnie opowiedział się za koncepcją herezji czarnoksięstwa. "[...] Pragnąc gorąco, by wszyscy złoczyńcy, którzy szkodzą owczarni Chrystusowej, zostali wygnani z domu Bożego, życzymy sobie, nakazujemy i polecamy ci, na mocy naszej władzy, byś wyszukiwał i aresztował, a także na inne sposoby działał przeciwko tym, którzy składają ofiary diabłom i oddają im cześć albo oddają się im w poddaństwo wręczając im dokument lub coś innego podpisanego ich własnym imieniem; tym, którzy zawierają otwarcie przymierze z diabłami, tym, którzy sporządzają lub każą sporządzać innym figurki z wosku lub z czegoś innego, aby w ten sposób, a także za pomocą przywoływania diabłów, zmusić je do popełniania wszelkiego rodzaju maleficjów (maleficium — łac. występek, przestępstwo — przyp.); tym, którzy, nadużywając sakramentu chrztu, chrzczą albo powodują, by ochrzczone zostały figurki sporządzone z wosku lub z innych substancji, albo uciekając się do zaklinania złych duchów czynią lub powodują, że uczynione zostaje coś podobnego [...], a także guślarzom i czarownikom, którzy posługują się sakramentem mszy świętej lub hostią, a także innymi sakramentami Kościoła, lub jakimkolwiek z nich, czy to w jego formie, czy treści, dla praktyk magicznych i czarnoksięskich."


         Kilkakrotnie jeszcze w czasie swojego pontyfikatu Jan XXII starał się rozpętać polowania na czarownice. Bulla, którą wydał w roku 1318, zezwalała na wytaczanie procesów zmarłym heretykom — „należy zatrzeć pamięć nawet o tych, którzy zmarli". W napisanym w roku 1330 liście do inkwizytorów w Narbonne i Tuluzie traktuje on magię i herezję jako równorzędne zbrodnie przeciwko Bogu. W bulli z roku 1326 (lub 1327) opisuje szczegółowo zbrodnie popełniane przez czarownice, zapewniając, że przestępstwa te są faktem rzeczywistym. „Niektórzy ludzie, chrześcijanie z imienia jedynie, porzucili światło pierwszej prawdy na rzecz przymierza ze śmiercią i frymarku z piekłem. Składają ofiary diabłom i oddają im cześć; sporządzają sobie lub w inny sposób wchodzą w posiadanie figurek, pierścieni, zwierciadeł, flaszek i innych przedmiotów, poprzez które, dzięki swej sztuce magicznej, rozkazują demonom, otrzymują od nich odpowiedzi na zadane pytania, proszą je o pomoc w realizacji swych potępieńczych celów, oddając się w jak najhaniebniejsze wobec nich poddaństwo, by cele te osiągnąć".
         Inne dokumenty przeciw czarom ogłosili poza tym: Benedykt XII (1334-1342), Grzegorz XI (1370-1378), Aleksander V (1409-1410), Marcin V (1417-1431), Eugeniusz IV (1431-1447), który wydał ich aż cztery, Mikołaj V (1447-1455), Kalikst III (1455-1458) i Pius II (1458 -1464). Na baczniejszą uwagę zasługuje tylko jedna z nich, opublikowana przez Eugeniusza IV w roku 1437 i skierowana do wszystkich inkwizytorów; wskazuje ona na nasilającą się wiarę w najrozmaitsze przejawy maleficjów, ani razu jednak nie wspomina o transwekcji, inkubach czy sabatach (o tych ostatnich mówi dopiero, pochodząca z roku 1500, bulla papieża Aleksandra VI). Sykstus IV był pierwszym papieżem, który w swoich trzech bullach, z lat 1473, 1478 i 1483, postawił wróżbiarstwo i czarną magię na jednej płaszczyźnie z herezją, ułatwiając tym samym zadanie przyszłym łowcom czarownic.
         Innocenty VIII (1484-1492), genueńczyk Giovanni Battlsta Cibo, został biskupem w wieku lat trzydziestu pięciu, a mając lat czterdzieści jeden uzyskał purpurę kardynalską. W sierpniu roku 1484 wyniesiono go na tron papieski, na którym zasiadał aż do śmierci. Zyskał przydomek „Uczciwy", gdyż w 1484 przyznał się do posiadania dzieci z nieprawego łoża (miał 8 bękartów). Był on opiekunem nocnych zabójców i kupczył urzędami w najbezwstydniejszy sposób. Był autorem najważniejszego dokumentu w dziejach czarownictwa europejskiego — bulli „Summis desiderantes affectibus" ogłoszonej 5 grudnia 1484 roku. Na niemal trzy stulecia nałożyła ona na europejski wymiar sprawiedliwości obowiązek zwalczania Diabła [...] służąc za usprawiedliwienie dla najbardziej bezlitosnych prześladowań" (Hansen). Bulla Innocentego VIII jest ukoronowaniem długiego szeregu listów apostolskich potępiających czarnoksięstwo i czarownice, odegrała jednak daleko większą niż dokumenty ją poprzedzające rolę ze względu na szybkie upowszechnianie się druku. Została włączona do „Młota na czarownice". Kolejne wydania tego dzieła ukazywały się mniej więcej, co pięć lat, dzięki czemu list Innocentego VIII dotarł do nieporównanie szerszej rzeszy zainteresowanych niż jakikolwiek wcześniejszy dokument papieski.
         Co więcej, treść poprzednich bulli odnosiła się do zjawisk mających miejsce w konkretnych miejscowościach, ta natomiast dotyczyła całych prowincji? W tym sensie „Summis desiderantes affectibus" stanowi kamień milowy na drodze odwrotu od poglądów, jakie głosił „Canon Episcopi", który nadal jednak pozostał częścią prawa kanonicznego i był potencjalnym zagrożeniem bytu inkwizytorów.
W bulli tej papież uskarża się, że działania dwóch inkwizytorów dominikańskich, Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera, nie spotykają się z poparciem, ponieważ — zaskakująca to uwaga — ani duchowieństwo, ani ludzie świeccy nie wierzą, by w Niemczech zbrodnia czarnoksięstwa była aż tak bardzo rozpowszechniona; dlatego każdy winien im tego poparcia, poczynając od zaraz, udzielić; w przeciwnym razie „spadnie nań gniew Boga Wszechmogącego".
         Innocenty VIII w ostatnich miesiącach życia żywił się wyłącznie mlekiem kobiecym. Próba przywrócenia mu sił za pomocą transfuzji krwi kosztowała życie trzech chłopców. Ówcześni historycy (np. Burchard) nie próbują nawet stanąć w jego obronie, przyznając, że utrzymywał kochankę, która urodziła mu dwoje dzieci; chłopca wżenił się w rodzinę Medyceuszy, córkę zaś wydał za skarbnika papieskiego. Taki był człowiek, który już kilka miesięcy po ogłoszeniu go papieżem rozpoczął prześladowania czarownic.
         Jacquier Nicholas. Nicholas Jacquier był wybitnym inkwizytorem dominikańskim, działającym w roku 1465 w Tournai, w 1466 przeciwko husytom w Czechach, a następnie, w latach 1468-1472, w Lille. W roku 1452, sprawując funkcję inkwizytora na obszarze północnej Francji, napisał „Tractatus de Calcatione Demonum" wymierzony przeciwko licznym sektom heretyckim, które w latach późniejszych stawiał w jednym szeregu z waldensami z Arras. Jacquier jest pierwszym demonologiem w klasycznym tego słowa znaczeniu, porównywalnym z autorami pokroju Bodina, Remy’ego czy Del Rio. Inna sprawa, że do ludzi tych bardziej pasowałoby określenie „czarownicologów" interesowali się oni, bowiem czarnoksięstwem- rozpatrywanym w kontekście paktu zawartego z Diabłem — i niejako naturalnym efektem zawarcia takiego paktu, czyli osobą czarownika lub czarownicy. Diabła trudno było pozwać przed sąd, można było jednak wydać wyrok skazujący na jego zaprzysięgłych stronników. Jego kolejne dzieło, „Flagellum Haereticorum Fascinariorum", zwalczające poglądy, jakie głosił „Canon Episcopi", zostało napisane w roku 1458, ale znane jest jedynie z cytatów zamieszczanych w pracach autorów późniejszych.
         Zasadniczym wkładem Jacquiera w teorię nowożytnego czarnoksięstwa było uznanie tego zjawiska za nową odmianę herezji; czarownice, które na sabatach kładą podwaliny pod królestwo Szatana, są spełnieniem proroctwa zawartego w Objawieniu św. Jana Apostoła. Co więcej, czarownictwo jest najgorszą ze wszystkich herezji, ponieważ czarownice wyrzekają się Boga i Kościoła katolickiego, mając pełną świadomość tego, co czynią? Lepiej być Żydem, muzułmaninem lub czcicielem Słońca, niźli zostać czarownikiem. Czy zaprzestać prześladowań? Czarownice nie tylko oddają się bałwochwalstwu, ale popełniają one najobrzydliwszą ze wszystkich zbrodni. Czymże stałaby się sprawiedliwość, jeśli nie oskarżono by czarownicy o herezję i pozwolono jej swobodnie oddawać się sodomii i morderstwom? Za przykład sposobu rozumowania Jacquiera niechaj posłużą poniższe jego rozważania: Czarownica, która przyznała się do winy, oskarża jakąś inną kobietę o udział w sabacie. Oskarżona odpowiada, że to diabeł przybrał jej postać. Sędzia powinien obstawać przy zasadności oskarżenia, dopóki oskarżona nie udowodni, że jej zaprzeczenie odpowiada prawdzie. A ponieważ diabeł, gdyby pozwano go przed sąd, odpowiedziałby z całą pewnością, że wszystko, co uczynił, uczynił za przyzwoleniem bożym, kobieta ta powinna dowieść, że Bóg zgodził się, by diabeł przybrał jej postać. W przeciwnym razie ma być „skazana za kłamstwo i zmyślenia".
         Należy przy tym dodać, że inkwizycja nie negowała możliwości przybrania przez diabła postaci osoby niewinnej (około roku 1510 opinię taką wyraził inkwizytor Bernarel de Como), ale jednocześnie uważała, że skoro świadectwo dane przez czarownicę wystarcza, by posłać na stos ją samą, to jest w równym stopniu wystarczające, by wydać wyrok skazujący na inną osobę. Warto tu wymienić kolejnego miłego papieża — Pawła IV, który wydawał odpowiednie dekrety zachęcające do stosowania tortur, a w roku 1557 udzielił generalnej dyspensy funkcjonariuszom Świętego Officjum.
                                                     
Rozmiary polowań

          Pierwszy, według badaczy, proces o czary przypadł na wiek XIII, a ściślej na 1275 rok, kiedy to oskarżoną była niejaka Angela de la Barthe z Tuluzy. Zresztą, kto wie, może i były wcześniejsze.
        "Nieszczęsne kobiety bywały często w wilgotnych, zimnych i pozbawionych jakiegokolwiek światła lochach przywiązywane do drewnianych krzyży albo też przykuwano je od zewnątrz do więziennych murów. Były narażone na ataki szczurów i myszy, na wszelką pogodę, młodsze z nich także na gwałcenie przez strażników i duchownych. Zdarzało się — to praktykowano w Lindheim w prowincji, Wetterau — że „czarownice" z kośćmi pogruchotanymi w czasie tortur wisiały w przeznaczonych dla nich wieżach na łańcuchach, że cierpiały od mrozu, głodowały, i wreszcie smażono je na wolnym ogniu. Ale darujmy sobie szczegółowy opis kościelnego sadyzmu. Kościół chrześcijański palił czarownice przez pół tysiąclecia, od XIII do XVIII wieku. Niech pewne liczby dadzą przynajmniej ogólne pojęcie o ogromie popełnionych przez Kościół zbrodni. W roku 1678 arcybiskup Salzburga kazał spalić 97 kobiet w związku z wielką zarazą, jaka dotknęła bydło. Biskup Bambergu rozkazał spalić 600 kobiet, po czym wydał zgodę na publikację Prawdziwej relacji o 600 czarownicach, która ukazała się w 1659 roku. Za rządów biskupa Wurzburga, Adolfa, spalono 219 czarownic i magów, wśród nich grupę kanoników i wikariuszy, 18 chłopców, którzy uczęszczali do szkół, pewną niewidomą dziewczynę oraz dwie siostry, jedną dziewięcioletnią, a drugą jeszcze młodszą. Za sprawą arcybiskupa Trewiru, Jana, spalono w roku 1585 tyle czarownic, że w dwóch miejscowościach diecezji pozostały tylko po dwie kobiety. Bywali tacy duchowni, którzy nawet podczas spowiedzi zmuszali swe ofiary do kłamstw.
         Otóż Friedrich Spee opowiada o pewnym kapłanie, który towarzysząc prawie dwustu czarownicom przed ich śmiercią żądał od nich, by powtórzyły zeznania złożone podczas tortur, bo jeśliby tego nie uczyniły, musiałyby „zdechnąć jak psy — bez sakramentu". W niektórych miejscowościach sędziowie, inkwizytorzy i spowiednicy otrzymywali za każdą ofiarę egzekucji premie i kolekty, dlatego też mawiano, że najszybszym i najłatwiejszym sposobem na wzbogacenie się jest palenie czarownic. Pewien moguncki ksiądz dziekan kazał spalić ponad 300 osób z dwóch tylko wsi chciał, bowiem połączyć ich ziemie ze swoją posiadłością. W Fuldzie działał skryba, który okazał się szczególnie groźny dla ludzi zamożnych — chwalił się on tym, że przez dziewiętnaście lat posłał na stos 700 osób płci obojga. Reformacja też niczego nie zmieniła. Przeciwnie! Największe nasilenie prześladowań nastąpiło po pierwszym okresie działalności reformatorów. Luter, który w Wittenberdze ekskomunikował „czarownice", pochwalał palenie „diabelskich ladacznic" z nie mniejszym zapałem niż papieże. W jednym tylko księstwie brunszwickim ginęło pod koniec XVI wieku często nawet dziesięć czarownic dziennie. W Quedlinburgu spalono któregoś dnia 1589 roku 133 czarownice. Przed taką śmiercią nie chronił żaden wiek. W roku 1591 zginęła w Wolfenbiittel kobieta, która liczyła sobie 106 1at. W roku 1651 zaś w śląskim mieście Zuckmantel spalono 102 osoby, wśród których znalazły się małe dzieci od roku wzwyż, jako że ich ojcem był ponoć diabeł. Jeszcze w wieku XVIII, kiedy to oparta na surowym przestrzeganiu dogmatów kościelna prawowierność osiągnęła swą kulminację, prawdopodobnie około miliona ludzi — głównie kobiet — stało się ofiarami procesów o czary. W drugiej połowie tamtego stulecia w jednym tylko westfalskim miasteczku Lemgo w ciągu trzech lat spalono 38 kobiet jako czarownice." (Deschner)


         Najsłynniejszym przypadkiem czarów ściganym w XVII w. przez kardynała Richelieu był casus księdza Urbana Grandiera. Księżulo ten został oskarżony o zaczarowanie zgromadzenia Urszulanek z Loudun. Sztuki diabelskiej miał dokonać przy pomocy liścia bobkowego, który wrzucił na dziedziniec klasztoru. Za czarną magię powędrował na stos w 1634 r. Mówi się, że kardynał Richelieu ponoć naprawdę wierzył w całą tą historię...
         Wbrew pozorom, to nie średniowiecze najbardziej splamiło się stosami, lecz epoki „światłe", późniejsze, nawet jeszcze… Oświecenie. Największe nasilenie polowań na czarownice przypadło, co oczywiste jako konsekwencja „ducha czasów", na okres kontrreformacji w latach 1580-1670. Polowania były wygodnym środkiem rozprawiania się z nieprawomyślnymi, ale i sposobem na powiększenia dochodów, jako że oczywiście normą był przepadek mienia sądzonych na rzecz inkwizytorów. Biedny Eumeric — inkwizytor narzekał: "Szkoda, że w naszych czasach nie ma już więcej bogatych heretyków." A Michelet dodaje: „Wszędzie, gdzie prawo kanoniczne pozostaje w mocy, mnożą się procesy o czary, które wzbogacają kler. Wszędzie, gdzie trybunały świeckie przejmują te sprawy, stają się one rzadkie i zanikają.". Tylko w wieku XVI i XVII w Europie zginęło na stosach, co najmniej, 750 tys. ludzi (w tym siedem razy więcej kobiet niż mężczyzn). To ostrożne szacunki naukowców. Są tacy, którzy mówią o milionach. Wszyscy wiemy, że w trakcie śledztwa stosowano tortury.
         A może przyczyny szaleństwa „polowań na czarownice" tkwią głębiej? Pisze autorka książki „Historia Boga" Karen Armstrong: "Szaleństwo polowań na czarownice było też przejawem nieświadomego, lecz i nieposkromionego buntu przeciw pełnej zakazów i nakazów religii oraz wyraźnie nieubłaganemu Bogu. W izbach tortur inkwizytorzy i czarownice wspólnie tworzyli zwidy (...)".Tak — wspólnie, bo nierzadko nie tylko pod wpływem tortur kobiety wierzyły, w to, o co były oskarżane.
         One, deprecjonowane jako spadkobierczynie Ewy grzesznicy, odtrącane nie przez ewangelicznego Jezusa przecież, lecz przez System, szukały innego poplecznika. To Kościół rzucił je w ramiona diabła (czy też wyimaginowanego diabła). Źródło szaleństwa tych upiornych polowań tkwiłoby, zatem w samym rdzeniu religii chrześcijańskiej, a raczej w jednej — za to jedynie słusznej interpretacji, — która wypierała się Natury, ciała, seksu. Michelet również tak widzi ten problem — czarownictwo jako zawłaszczanie przez szatana tych rejonach, które zabierano Bogu i których religia oficjalna się wypierała. Tu jednak wkraczalibyśmy w historię religii i teologii, a to nie jest nasz temat. Możemy odesłać do dzieł np. Uty Ranke-Heinemann, która analizuje związki między praktyką a naturą religii np. w rozdz. „Zbawienie przez stracenie" w książce „Nie i amen". A może i nie bez znaczenia, jeśli chodzi o „fenomen" polowań na czarownice okazały się względy społeczne. Po wielkich zarazach „czarnej śmierci" średniowiecza Europa straciła wiele ludności — trzeba było odbudować ludzki potencjał (któż, bowiem utrzymywałby Kościół?). I za wszelką cenę nie dopuszczać, by kobiety mogły usuwać ciąże; a któż im w tym pomagał, jeśli nie znachorki, czyli także „czarownice"...? Heretyków i czarownice mocą wyroku palono albo skazywano na wygnanie lub pręgierz. Czasem tylko na pokutę np. w formie pielgrzymki. Przy całym oburzeniu na Inkwizycję, trzeba zachować proporcje i jasno powiedzieć, że przecież stos nie był jedynym wyrokiem. Przestępstwo bluźnierstwa na przykład podpadało pod wyrok wycięcia języka i odrąbania rąk. I my się oburzamy na islamskie prawo szariatu…, Ale czasem skazywano dosłownie za nic, jak pewnego młodzieńca w czasach Oświecenia, (sic!), Którego całą winą było to, że nie zdjął kapelusza przed procesją i śpiewał sprośne piosenki? Bronił go Wolter (bez skutku). Ile ofiar — nie tylko tych, którzy zginęli, ale tych wygnanych, okaleczonych, pozbawionych majątków było w Polsce — nie wiemy.

         A ile złamanych sumień tych, którzy podkładali drwa pod stosy, bo powiedziano im, że otrzymają za to odpust swych grzechów, albo tych, których zachęcano do donosicielstwa. To znowu przykład antycypacji Kościoła w znajdowaniu pewnych rozwiązań; uczynić ze społeczeństwa ludzi szpiegujących się wzajemnie — to marzenie każdej totalitarnej władzy… Przecież, Bruna oskarżono właśnie na podstawie donosu, jak zresztą niemal wszystkich spalonych.